UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Halcyon z Thornbridge Brewery.

W kolejce piw do zdegustowania czeka sobie od zeszłego tygodnia „Halcyon” (łacińska nazwa mitycznego ptaka oraz drapieżnych ptaków zwanych łowcami występujących w Afryce i Azji, będącymi krewniakami naszego zimorodka). Drugiego „ptaszka” z tego browaru, a mianowicie „Wild Swan” (dzikiego łabędzia) skosztowałem podczas zeszłotygodniowego warzenia weizenbocka. Producent nie podał  zawartości ekstraktu na etykiecie, ale woltaż piwa (Wild Swan) wynosił 3,5% obj.,  przez co mniemam, że poziom ekstraktu oscylował w okolicy 9-10 Blg. Piwo zaskoczyło mnie na plus, bo spodziewałem się czegoś wodnistego i lekkiego, jak na przykład szwedzkie piwo „Norrlands Guld”, przeznaczonego na rynek krajowy, a tutaj miłe zaskoczenie… Piwo posiadało bardzo wyraźny smak opiekanych słodów, a do tego okraszone było bardzo przyjemną cytrusowo-żywiczną goryczką. Rozbudziło to we mnie chęci do zetknięcia się z IIPA z Thornbridge Brewery.

Sam browar powstał w 2005 roku w miejscowości Bakewell w Anglii. Browar znajduje się w prywatnej posiadłości Thornbridge Hall, której historia sięga kilku wieków wstecz. W początkowym okresie istnienia browaru, jednym z piwowarów był Martin Dickie, który w 2007 roku opuścił to przedsięwzięcie, by rozpocząć swój własny projekt – BrewDog.

Historia tego browaru pokazuje, że wykwalifikowana kadra oraz (zgodnie z jego mottem) „innowacja, pasja i wiedza” to klucz do sukcesu. Głównym założeniem producenta jest warzenie tradycyjnego brytyjskiego ale w różnych wariantach, ale z użyciem nowoczesnej technologii. W ofercie browaru znaleźć można tez style piwne „zaimportowane” z kontynentu.

W ciągu ośmiu lat istnienia Thornbridge Brewery wybudowano drugi browar (Riverside, w 2009 roku), by zwiększyć produkcję, a także rozdzielić podstawowe zadania obydwu obiektów (w Thornbridge Hall warzone są tradycyjne ejle zacierane infuzyjnie, które często dojrzewają tam w beczkach, a w Riverside dokonuje się kontroli systemu jakości produkcji, eksperymentuje z recepturami, procesem technologicznym, wykonuje się rozlew, etc.). Od czasu powstania Thornbridge Brewery, piwa spod tego znaku otrzymały ponad 200 wyróżnień, medali i dyplomów na konkursach krajowych oraz o randze międzynarodowej.

Na etykiecie widnieje wizerunek rzeźby Flory (rzymskiej bogini roślinności), znajdującej się w ogrodach Thornbrifge Hall. Sama nazwa odwołuje się do mitycznego Halcyona, zimorodka, który według wierzeń starożytnych Greków był ptakiem mogącym wzbudzać i uciszać sztormy na morzach. Całość szaty graficznej to dobrze dobrana kolorystyka (złoto i lazur), prezentująca się w bardzo kunsztowny sposób. Na „kontrze” browar przybliża konsumentowi kilka informacji na swój temat oraz wyprodukowanego przez siebie piwa. Szyjkę butelki zdobi złota krawatka zawierająca logo browaru, a dodatkowo piwo posiada dedykowany kapsel z logiem producenta, spójny kolorystycznie z kontretykietą.



Dane szczegółowe:
Producent: Thornbridge Brewery.
Nazwa: Halcyon.
Styl: Imperial India Pale Ale.
Ekstrakt: brak danych.
Alkohol 7,4% ABV.
Skład: woda, słodowany jęczmień, pszenica, chmiele, drożdże.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: jasnozłota, mętna, bardziej przypomina piwo pszeniczne niż IIPA.
Piana: wysoka, zwarta, ziarnista, tworzy koronkę, trwała i mocno krążkująca na szkle.
Zapach: zdominowany przez amerykański chmiel, czyli cytrusy, mango, żywica sosnowa, a w tle nuta alkoholowa.
Smak: aromat słodu jęczmiennego z posmakiem biszkoptu, do tego wyczuwalny zbożowy aromat pszeniczny, lekki akcent ziołowo bananowy, który bardzo szybko przykrywa chmiel zza Oceanu Atlantyckiego, co skutkuje owocowo-żywicznym aromatem i sporą goryczką. Goryczka cechuje się intensywnością, głębią i trwałością. Jest wysoka, ale bardzo przyjemna, aromatyczna. W tle od początku aż do końca przewija się nuta alkoholowa.
Wysycenie: niskie.

Tytułem podsumowania; „Halcyon” to udane IIPA, o wyraźnej słodowej podbudowie i intensywnym aromacie chmielowym. Barwa piwa jest za jasna jak na ten styl i może wprawić w błędne przeświadczenie, że piwo może być wodniste i nieudane. Nie dajcie się zwieść. Zapach piwa to przede wszystkim chmiel i alkohol, ale smak to słód i wyraźna pszenica (która na pewno nie pozostaje bez wpływu na barwę piwa oraz bujną pianę), a także solidna dawka chmielu owocująca intensywną goryczką z towarzyszącymi jej aromatami typowymi dla odmian chmielu z USA. Jak dla mnie, jest to jedno z najlepszych IIPA, które piłem. W moim odczuciu lepsze od legendarnego Torpedo z browaru Sierra Nevada. Piwo godne uwagi, ze względu na smak i wysoką pijalność jak na wysoką zawartość alkoholu (7,4% obj.). Polecam!

Moja ocena: 4,5/5.

P.S. Czuję, że piwa z tego browaru zagoszczą (jeśli nie na blogu), to na pewno w mojej lodówce.  



czwartek, 22 sierpnia 2013

Maisel’s Weisse Original



Dzisiaj zamierzam skosztować piwo pszeniczne Maisel’s Weisse Original, które cieszy się dużą popularnością i uznaniem wśród piwoszy, będąc uważanym za jeden z najlepszych spośród niemieckich weizenów (jeśli nie najlepsze piwo z tego gatunku). Piwo pochodzi z niemieckiego browaru rodzinnego o nazwie Brauerei Gebrüder Maisel KG. Browar ten znajduje się we frankońskim mieście Bayreuth. Obok tejże miejscowości znajduje się wieś Weiher, gdzie warzone jest piwo marki Weiherer.  Co do interesu prowadzonego przez rodzinę Maisel, sam browar został założony przez braci Eberharta i Hansa Maisel w roku 1887. Sam producent twierdzi, że historia tego browaru rodzinnego nie jest szczególnie spektakularna i imponująca, jednak za datę istotną i przełomową w jego historii uważany jest rok 1955, kiedy to trzecie pokolenie tej browarniczej rodziny (Hans i Oscar Maisel) podjęło decyzję o poszerzeniu oferty o pszeniczne piwa górnej fermentacji (wcześniej browar warzył tylko i wyłącznie lagery). Odnalezienie odpowiedniej niszy na rynku w części Niemiec obfitującej w małe browary oraz wysoka jakość warzonego piwa zaowocowały uznaniem i sukcesem na rynku piwnym w Niemczech i poza ich granicami. Obecnie oferta browaru to przede wszystkim piwa pszeniczne (Weissbier w trzech wersjach: klasycznej, lekkiej oraz bezalkoholowej; Kristallwiezen, Dunkelweizen). Obok tychże piw w browarze warzone są także jasne lagery, a także piwa z serii Maisel’s & Friends. Możliwości produkcyjne podmiotu w skali roku to 400 000 hektolitrow piwa.



Opakowanie piwa (a zwłaszcza etykieta) sprawiają wrażenie nieco amatorskiej i niepozornej, ale Niemcy jako klienci bardzo przywiązują się do marek piw zwłaszcza tych lokalnych, przez co kwestia opakowania jest drugoplanowa. Poza tym to co dobre „obroni się samo”. Kolorystycznie dominuje błękit, biel oraz kolor srebrny. Piwo posiada imienny kapsel.

Dane szczegółowe:
Producent: Brauerei Gebrüder Maisel KG.
Nazwa: Maisel’s Weisse Original.
Styl: Weizen/Weissbier.
Ekstrakt: nie podano.
Alkohol: 5,2% obj.
Skład: woda, słód pszeniczny i jęczmienny, drożdże, chmiel.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: złota, mętna.
Piana: dość wysoka, zwarta, biała, średniotrwała,  
Zapach: bardzo ładny, dominuje w nim słód pszeniczny z towarzyszącym aromatem tostowym oraz z akcentem bananowym i lekką nutą przyprawową.
Smak: na pierwszym planie aromat słodu pszenicznego z lekkim tostowym posmakiem. Zaraz za nim przebija intensywny i przyjemy aromat bananowy oraz aromat innych owoców (ananas), a w tle lekka nuta przyprawowa i minimalny posmak drożdżowy. Finisz ziołowy, wytrawny z minimalną chmielową goryczką.  
Wysycenie: powyżej średniego.

Świetne piwo! Bardzo udany „pszeniczniak”, który cechuje się bardzo zachęcającym zapachem, zawierającym w sobie wszystko to, co charakteryzuje ten styl. Podobnie w smaku, jest pszenica, banan, przyprawy a nawet bardzo minimalna goryczka chmielowa na finiszu, która nie psuje efektu, a tylko go uzupełnia. Piwo treściwe, ale zarazem lekkie i przyjemne, sesyjne (chyba, że ktoś nie przepada za sporą ilością bąbelków, ale z drugiej strony, gdy zamawiasz weizena – wiesz na co się godzisz). Pozycja godna polecenia, bardzo dobra zwłaszcza na cieplejszą porę roku, gdyż doskonale orzeźwia i gasi pragnienie. Nie wiem, czy jest to najlepszy niemiecki weizen, ale na pewno jest to piwo wysokich lotów i wysoka ocena na ratebeer.com w żaden sposób nie jest przesadzona. Polecam, zwłaszcza, że cena piwa to około 6,5 PLN, czyli nie jest wcale nazbyt wysoka.

Moja ocena: 4,75/5.  



środa, 21 sierpnia 2013

Nie taki Prometeusz straszny jak go malują…


Cieszę się, że na „No to... po piwku!”' zawitała polska wariacja dotycząca stylu India Pale Ale (IPA). W Polsce doczekaliśmy się kilku piw w tym stylu uwarzonych głównie przez małych graczy na rynku piwnym ( browary rzemieślnicze, kontraktowe i restauracyjne). Dotychczas warzone wersje IPA były tworzone z użyciem brytyjskich lub amerykańskich odmian chmielu, zgodnie z założeniami stylu. Pomysł uwarzenia Polish India Pale Ale na pewno realizowany był wcześniej przez piwowarów domowych, a na szerszą skalę IPA na polskich chmielach po raz pierwszy uwarzyli Kolaboranci wiosną tego roku. Ale ich autorstwa nosił nazwę "Miś" i nazwą oraz etykietą odnosił się do jednego z najbardziej znanych filmów wyreżyserowanych przez Stanisława Bareję. Niestety nie było mi dane zetknąć się z tym piwem.

Z racji, że nie spróbowałem „kolaboranckiego miśka”, bardzo ucieszył mnie fakt, że nowopowstały browar kontraktowy Olimp z Torunia zamierza także wypuścić na rynek PIPA. Sam typ piwa rodzi mieszane uczucia wśród piwnych miłośników. Chociażby dwie najbardziej wpływowe persony w piwnej blogosferze mają na temat PIPA odmienne zdania. Tomasz Kopyra uważa, że jest to dobra droga by wylansować nowy polski styl piwny obok piwa grodziskiego i porteru bałtyckiego (ten może nie jest typowo polskie, ale polscy reprezentanci tego stylu uważani są za najlepszych – casus Porteru Warmińskiego). Z kolei Michał Kopik uważa, że jest to styl bez przyszłości, choćby z uwagi na nienajlepsze walory polskiego chmielu (w porównaniu z chmielami brytyjskimi czy amerykańskimi), co czyni polskie odmiany tej byliny surowcem dobrym dla piw koncernowych.

Jak już wcześniej wspomniałem, Browar Olimp powstał w tym roku (dokładnie w czerwcu). Jest to inicjatywa Michała Olszewskiego związanego z toruńskim pubem „Krajina Piva” oraz piwowara domowego Marcina Ostajewskiego. Jak widać z nazwy podmiotu oraz ichniego pierwszego piwa, źródło inspiracji dla ekipy z „Olimpu” stanowi grecka mitologia. Spodziewać się zatem należy, że kolejne piwa też będą posiadać nazwy o mitologicznych konotacjach (w planach browaru jest coffee milk stout). Z resztą motto browaru brzmi: „Tworzymy piwny panteon”. Olimp warzy swoje piwo w Browarze Krajan usytuowanym niedaleko Nakła nad Notecią. Do rozlewu wykorzystane zostały butelki typu euro, które w dobie bezzwrotnych opakowań szklanych nie cieszą się dużą popularnością. Najczęściej są one wykorzystywane w Niemczech. Po posiadanej przeze mnie butelce i dwóch pierścieniach na niej widać, że przeszła ona w swej karierze niejeden „odzysk”.

Co do samego Prometeusza… Wiecie już, że jest to PIPA, a samej mitycznej postaci zapewne też nikomu przedstawiać nie trzeba, bo temat prometejskiej miłości do rodzaju ludzkiego wałkowany był na niejednej lekcji języka polskiego. Podoba mi się określenie z kontretykiety, według którego styl został skradziony Amerykanom i zmodyfikowany poprzez użycie rodzimych odmian chmielu. Sama nazwa jest bardzo adekwatna do pierwszego piwa uwarzonego przez tenże browar kontraktowy. Jeśli jesteście zainteresowani, możecie zobaczyć film zrealizowany przez Browar Olimp pokazujący jak warzono „Prometeusza”.



Wokół piwa zrobiło się głośno, gdy Browar Olimp poinformował, że piwo nie do końca wyszło tak, jak było to zamierzone. Chodziło tu przede wszystkim o nieopatrzne zredukowanie aromatu chmielowego z powodu zastosowanej filtracji. Kolejną informacją dla potencjalnych nabywców piwa było stwierdzenie, że w piwie wyczuwalny jest diacetyl. Wywołało to pewną burzę w piwnym środowisku, ale nie o tym chciałem dzisiaj pisać… W każdym badź razie, toruński browar zapewnia, że wyciągnie wnioski z tej lekcji i druga warka będzie lepsza, bo pozbawiona wyżej wymienionych wad.


  
 Etykieta piwa przedstawia postać Prometeusza biegnącego z ogniem i z pewnym strachem rozglądającym się za siebie z uwagi na swój występek motywowany miłością i litością do tak niedoskonałego bytu jakim jest człowiek (jak w każdych wierzeniach człowiek jest zawsze ułomny względem perfekcyjnego bóstwa). Ponad sylwetką Prometeusza widnieje zarys Olimpu, oświetlanego przez słońce (chyba, że to boskie moce są źródłem jego iluminacji?). Na kontretykiecie znajdziemy wiele interesujących informacji (łącznie ze składem). Jak dla mnie czcionka na „kontrze” mogłaby być nieco większa. Na pewno niczemu by to nie zaszkodziło…



Dane szczegółowe:
Producent: Browar OLIMP. (warzone i rozlewane w „Krajan” Browary Kujawsko-Pomorskie sp. z o.o.)
Nazwa: Prometeusz.
Styl: piwo specjalne/Polish India Pale Ale
Ekstrakt: 14% wag.
Alkohol: 5,5% obj.
Skład: woda (z własnego ujęcia Browaru Krajan), słody jęczmienne (pale ale, bursztynowy, karmelowy 150), chmiele (Marynka, Sybilla, Lubelski, Iunga), drożdże Safale US-05.   
Pasteryzacja: tak.
Filtracja: tak.
IBU: 64.

Barwa: ciemnozłota przechodząca w miedzianą, klarowna.
Piana: biała, wysoka, drobno- i średniopęcherzykowa, trwała, oblepia szkło.
Zapach: „Witamy w Witnicy”, faktycznie diacetyl jest wyczuwalny i przysłania zarówno słodowość oraz chmielowość. W tle nieśmiało przebija się aromat ciastek i chleba oraz lekka chmielowa żywiczność.
Smak: diacetyl (maślany posmak) wyczuwalny, jednak w o wiele mniejszym stopniu, przez co czuć aromat opiekanego słodu z towarzyszącą temu chlebowością oraz posmakiem herbatników, który bardzo szybko zostaje zdominowany przez ziołowo-żywiczny aromat chmielowy, który jest głęboki, intensywny i zalegający. Goryczka chmielowa ma lekki ziemisty posmak, ale nie aż tak, jak na przykład w Manufakturowym Pilsie.
Wysycenie: niskie.

Uważam, że Prometeusz nie jest taki straszny jak go malują (a raczej o nim piszą). Owszem, diacetyl jest wyczuwalny w zapachu i smaku, ale nie uważam, że jest to piwo „trefne”. Zastanawiam się, jaki poziom goryczki chcieli osiągnąć jego twórcy? Goryczka na obecnym poziomie jest już dość intensywna i z pewnością nie jest to piwo dla każdego, a raczej dla klienteli o wysublimowanych preferencjach smakowych (zwolenników wysokiej liczby IBU). Uważam to piwo za bardzo dobre. Mi osobiście smakuje. Piwo treściwe, z mocnym aromatem chmielu (przyjemnym, bo ziołowo-żywicznym). W tym miejscu warto podkreślić, że miłośników amerykańskich chmieli piwo może nie do końca zadowolić, bo próżno szukać w nim cytrusów i innych owocowych akcentów. Piwo wysoce pijalne i z charakterem. To, co napawa optymizmem to świadomość producenta, że coś poszło nie tak (zdarza się) i deklaracja podjęcia odpowiednich działań, by błąd nie został powtórzony w przyszłości. Pozwolę sobie tutaj na małą dygresję – jeżeli mały browar „coś zawali”, to prawdopodobieństwo, że wyciągnie z tego wnioski jest znacznie większe niż w przypadku koncernu. Małe browary to ludzie, którzy czytają fora i blogi o piwie a zatem posiadają informacje zwrotne z rynku i dzięki temu wiedzą, jak się ustosunkować do opinii osób, które z danym piwem się zetknęły. Czego raczej nie można powiedzieć o koncernach… Poza tym receptury w małych browarach nie są sacrum i w każdej chwili mogą zostać poddane modyfikacji. A wpadki zdarzają się i dużym i małym. Życie zweryfikuje, czy PIPA przyjmie się jako styl piwny w Polsce i czy Browar Olimp deklarowane „mocne postanowienie poprawy” zamieni w czyn. Jedno jest pewne – sygnałów z rynku nie można ignorować, by nie skończyć jak Browar Antidotum…

Moja ocena: 4/5.
  

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Witbier z Warmii


Trzecią podróżą, w jaką zabiera nas olsztyński Browar Kormoran jest belgijskie piwo witbier. Na blogu gościło już kilku przedstawicieli tego stylu, takich jak kultowy Hoegaarden, przy okazji którego przytoczona została historia o powrocie do warzenia tego już prawie zapomnianego gatunku piwa, czy hybrydowa Viva la wita!. We wpisie dotyczącym drugiego wymienionego piwa zawarta została krótka charakterystyka stylu. Witbier to idealna propozycja na lato i Browar Kormoran bardzo dobrze „wstrzelił się” ze swoją trzecią podróżą.

O samym Browarze Kormoran napisałem już kilka ciepłych słów, chwaląc za pomysły i odwagę jeżeli chodzi o nowe produkty, takie jak; American IPA czy Gruit Kopernikowski. Z drugiej strony chwaliłem też za podniesienie jakości produktów z dotychczasowej oferty – casus Kormorana Jasnego.  

Seria „Podróże Kormorana” składa się już z trzech piw (Weizenbock, AIPA oraz witbier). Ze strony internetowej producenta oraz wnioskując z sukcesu marketingowego, jakim cieszą się owe piwa spodziewać się można, że pojawią się nowe piwa w ramach serii oraz kolejne warki dotychczasowych pozycji z tej kolekcji. Zapiski Podróżnika z Belgii można poczytać na stronie producenta. To, co bardzo mnie cieszy, to fakt, że piwo można bez problemu kupić w mieście, z którego pochodzę, a z ofertą piwną jest tu raczej słabo…

Etykieta jest taka sama w przypadku innych piw z tej serii, główną postacią jest Podróżnik wędrujący z plecakiem, mapą i kuflem piwa w dłoni. W tle widoczne jest pole lub łąka. Pod postacią Podróżnika znajduje się numer warki (002/2013). Po obu stronach etykiety znajduje się sporo tekstu. Z prawej – dziennik z podróży, a z lewej fikcja literacka ustępuje miejsca informacjom o stricte informacyjnym charakterze. Butelkę zdobi dedykowany kapsel oraz zawieszka zawierająca szersze informacje na temat Browaru Kormoran.  

Dane szczegółowe:
Producent: Browar Kormoran sp. z o.o.
Nazwa: Podróże Kormorana Witbier.
Styl: witbier.
Ekstrakt: 12,5% wag.
Alkohol: 4,6% obj.
Skład: woda, słód jęczmienny, pszenica, słód pszeniczny, owies, orkisz, chmiel, kolendra, skórki gorzkich pomarańczy curacao, skórki słodkich pomarańczy, drożdże.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: miodowa z lekkim dodatkiem pomarańczy, mętna.
Piana: bujna, biała, wysoka, zwarta, trwała, tworzącą bardzo efektowną koronę i mocno oblepiająca szkło.
Zapach: owocowy, pomarańczowy, na drugim planie wyczuwalne słody (zwłaszcza pszeniczny). Zapach jest bardzo słodki.
Smak: wyczuwalna słodowość oraz aromat zbożowy, szybko ustępujące miejsca ziołowemu aromatowi kolendry (w smaku znacznie bardziej wyczuwalny niż w zapachu) oraz akcentowi owocowemu, pochodzącemu od użytych skórek pomarańczy. Piwo słodkie z delikatną goryczką, której źródłem może być po części kolendra, chmiel oraz curacao. Finisz słodki i zalegający jak w przypadku słodkich win.
Wysycenie: niewielkie.

Trzecia podróż Kormorana owocuje smacznym witbierem, którego smak jest lekki i jednocześnie treściwy. Wyczuwalne są słody (pszeniczny) oraz dodatki niesłodowane (owies gra tu pierwsze skrzypce). Obok tego występuje ciekawy ziołowo-cytrusowy tandem z lekką goryczką, która może być wypadkową użytych składników. Piwo bardzo ładnie prezentuje się w starannym opakowaniu, a jeszcze lepiej po przelaniu do kufla i przy każdym kolejnym łyku. Jest to biere blanche, który należy do najlepszych, dostępnych na polskim rynku (jeżeli mowa o produkcji krajowej). Orzeźwiający i dobrze gaszący pragnienie, sesyjny i lekki „w odbiorze”. Pozycja godna polecenia, a przy okazji ciekawa alternatywa dla osób nieprzepadających za piwami o wysokiej goryczce, a także miłośników piw smakowych.

Moja ocena: 4,5/5.   



sobota, 17 sierpnia 2013

To nie tak miało być…


Moja druga warka od ponad miesiąca dojrzewa sobie w piwnicy. Wyszły mi 44 butelki trunku o rubinowej barwie. Różnica między piwem #1 i #2 polega na tym, że w przypadku tego pierwszego kierowała mną bardziej ciekawość i chęć poznania podstawowych czynności związanych z domowym wyrobem piwa (ograniczonych z uwagi na warzenie piwa z „puszki”). W przypadku drugiego warzenia zamysłem było piwo inspirowane takimi „górniakami” jak: Red AIPA, AIPA z  Browaru Kormoran, czyli piwo o ekstrakcie około 15% i mocno chmielone.



Gęstość początkowa mojego drugiego wyrobu wyniosła  15,5 Blg i po 10 dniowej fermentacji drożdże (US-05) odfermentowały do 3 Blg. Do chmielenia użyłem 7 odmian amerykańskiego chmielu (w sumie 210 g) z czego 4 gotowałem 60 minut na goryczkę, a 3 przez 30 na aromat.  

Problem polega na tym, że owoc mojej „pracy” nie wyszedł mi tak, jak sobie to wyobrażałem. Piwo jest dobre i pijalne, ale przede wszystkim nie jest aż tak goryczkowe – przypuszczam, że błędem z mojej strony było gotowanie chmielu w pończosze z uwagi na wygodnictwo i względy praktyczne. Pomimo użycia ponad 200 gramów granulatu, efekt jest raczej mizerny. Pewnie chmiel się posklejał i nie oddał tylu alfa-kwasów ile powinien. Wniosek na przyszłość – chmiel wsypać bezpośrednio do brzeczki i po ostudzeniu zrobić Whirlpoola.

Drugie piwo tez robiłem z puszek, co pewnie też ma przełożenie na to, że jego smak nie powala. Kolejna rzeczą, (i to pewnie był największy błąd) było zadanie drożdży w temperaturze 28 stopni Celsjusza. Pośpiech jest złym doradcą i balonowo-landrynkowy smak piwa bardzo wybitnie przypomina tę maksymę. Drożdże pracując przez pierwsze dwa dni utrzymały temperaturę brzeczki na poziomie 26 st. C i dopiero na trzeci dzień opadła ona do 22 st. C. Fermentor trzymałem w chłodnej piwnicy (temperatura w niej wynosi około 18-19 st. C.). Wniosek na przyszłość – bardziej schłodzić brzeczkę i przede wszystkim więcej cierpliwości (nie wiem czy strach przed infekcją jest dobrym usprawiedliwieniem?).

W smaku początek jest miły – słód i cytrusy z lekką goryczką, które szybko przechodzą w aromat gumy balonowej i landrynek. Cóż, nie od razu Kraków zbudowano…

Zabawa we własne piwo uczy jednej rzeczy – podobnie jak w przypadku gotowania - nie zawsze wszystko może wyjść tak, jak się planuje. Myślę, że dobrze jest zetknąć się z tym praktycznym aspektem, jakim jest wyrób napoju z pianką, gdy bloguje się na temat piwa, bo daje to pełniejszy pogląd w tej kwestii.

Dzięki małemu uzupełnieniu sprzętu szczególnie rozlew do butelek poszedł bardzo sprawnie (do refermentacji użyłem ekstraktu słodowego w proszku0. Tym razem też pominąłem etap cichej fermentacji, bo chciałem by piwo odleżało jakiś czas i zdążyło się nagazować przed imieninami mojej dziewczyny.  

Nie załamuję jednak rąk i mam już w planie kolejne piwo, które będzie ostatnim „z puchy”. We wrześniu zainwestuję jeszcze w kilka rzeczy niezbędny do zacierania i czas na „level up”. Najważniejsze, że jest zapał i kilka – moim zdaniem – ciekawych pomysłów.

Wszystkim, którzy się wahają polecam zabawę w domowe piwo. Daje to naprawdę dużo radości i pozwala oderwać się od problemów, jakie przynosi szara codzienność. Poza tym swój wyrób, to co innego niż produkt zakupiony w sklepie, nawet jeśli nie do konca będzie spełniał początkowe zamierzenia…         



środa, 14 sierpnia 2013

Powrót marki „10,5”.


Kilka tygodni temu natknąłem się na informację głoszącą, że planowany jest przez KP S.A. powrót do produkcji marki piwa kojarzonej z latami 90-tymi ubiegłego wieku. Osobiście byłem po trosze ciekaw, co z tego wyjdzie, ale wrodzony sceptycyzm automatycznie nasuwał mi myśl stanowiącą jeden z filarów filozofii Heraklita z Efezu, mianowicie „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”. Jeszcze inną sprawą jest fakt, że gdy marka „dziesięć i pół” święciła swoje sukcesy na rynku, byłem wtedy kilkuletnim dzieckiem i, co naturalne, nie interesowałem się piwem. Z tego powodu moje emocjonalne podejście w tej sprawie jest praktycznie równe zeru, a jedyną motywacją skłaniająca mnie do spróbowania tego piwa jest czysta, konsumencka ciekawość, nie zaś żaden sentyment, tęsknota za czasami minionymi, itd. Z owego okresu pamiętam tylko, że mój Tata lubił raczyć się tym piwem. 

Wśród polskich konsumentów piwa zauważalny jest pewien sentyment i tęsknota za markami piw, których już nie ma na rynku („Grodziskie”, „10,5”, „EB”). Z marketingowego punktu widzenia, takie posunięcia jak reaktywacja piwnych marek (casus „10,5’), czy dystrybucja innych na polski rynek (casus EB, które cały czas jest produkowane w Elblągu, jednak całośc produkcji przeznaczona jest na ksport) wydaje się być jak najbardziej zasadny z dwóch powodów. Po pierwsze – skoro ludziom tego brakuje, to dlaczego nie dać im czego pragną? Znajdzie się sporo osób z przedziału wiekowego 30-40 lat, dla których owo piwo budzić będzie skojarzenia z młodością i wszelkimi jej uciechami. Po wtóre Polacy coraz bardziej interesują się piwem, wzrasta jego konsumpcja z uwagi na zmianę nawyków konsumenckich (mniejsze spożycie wysokoprocentowych napojów alkoholowych, a zwiększone – piwa).

Sama nazwa piwa odnosi się do zawartości ekstraktu. Zatem z założenia jest to piwo lekkie. Sytuacja z powrotem tej marki na rynek wygląda w sposób następujący. Piwo pojawiło się w sklepach „cichaczem”, bez spotów reklamowych, etc (z czasem sprawę nagłośniły gazety i portale internetowe). Trafiło do niewielkich sklepów, w których można nabyć je tylko w puszce. Liczba piw jest ograniczona i dalsze losy marki zależeć będą od tego, jak zostanie ona przyjęta przez konsumentów. Na pewno minusem piwa jest cena plasująca się w okolicach 4 złotych za puszkę, co daje do myślenia, bo skoro piwa produkowane przez KP S.A. mogą kosztować o 25% mniej, to dlaczego 10,5 jest droższe? Czyżby była to cena wspomnień i sentymentów?  

Puszka swym wyglądem nawiązuje do opakowań tego piwa sprzed kilkunastu lat. Jest złoto-czarna, a napisany na niej zamieszczono czcionką, przypominającą tę z dokumentów i publikacji pisanych na maszynie. Widniejące na opakowaniu hasło „welcome to the club” to odniesienie do jednego z głównych sloganów kampanii reklamowych piwa z polowy lat 90-tych minionego stulecia. Poza tym kilka frazesów o tym, że piwo „jest przyjazne dla szaleństwa”, itp. Z rzeczy typowo dzisiejszych na pewno warto zwrócić uwagę na skład, z którego dowiemy się, że ów napój… „zawiera słód jęczmienny”. Nie wydaje mi się to dobrym posunięciem w czasach, gdy świadomość konsumencka jest coraz większa…

Dane szczegółowe:
Producent: Kompania Piwowarska S.A.
Nazwa: 10,5.
Styl: jasny lager.
Alkohol; 4,7% obj.
Ekstrakt: 10,5% Blg.
Skład: nie podano (zawiera słód jęczmienny).
Filtracja: tak.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: złota, idealnie klarowna.
Piana: biała, dość wysoka, o średniej wielkości pęcherzykach, które szybko rozpadają się, przez co piana szybko opada i redukuje się praktycznie do zera.
Zapach: aromat jasnego słodu, lekki akcent tostowy, za nim diacetyl i DMS (gotowana kukurydza). Daleko w tle majaczy ziemista chmielowa nuta, ale bardzo mocno przytłoczona przez aromat dimetylosiarczku.  
Smak: słodowy, z lekkim posmakiem tostowego chleba, do tego dochodzi słodycz, która jest bardzo mocna jak na tak lekkie piwo. Na finiszu ziemisty akcent chmielowy, ale bardzo delikatny i nie wnoszący do smaku goryczki, która mogłaby stanowić przeciwwagę dla słodkiego smaku. W tle przewija się akcent metaliczny.  
Wysycenie: niskie.

Ogólne wrażenie mocno na minus. Jedynym plusem piwa jest jego ładna i klarowna barwa. Poza tym piana szybko znika, zapach piwa zdominowany jest przez DMS a w smaku dominuje słodycz, która nasuwa skojarzenia z piwami z regionu śródziemnomorskiego. Brak goryczki (występuje tylko ziemisty aromat chmielowy na finiszu). To, co odróżnia to piwo od lagerów z wyżej wymienionego regionu to brak mocno wyczuwalnych estrów. Smak piwa mało treściwy i wodnisty. Nie moja bajka… Poza tym proporcja ceny do jakości w mjej opinii jest mocno zaburzona.

Moja ocena: 2,5/5.



wtorek, 13 sierpnia 2013

Piwne wspomnienia z wakacji


Z powodu wyjazdu wakacyjnego, w ostatnich dniach na moim blogu niewiele się działo. Tegoroczne wojaże po Polsce odbywałem w towarzystwie moich przyjaciół, których poznałem podczas „Erasmusa” w Finlandii. Skład naszej ekipy był zatem międzynarodowy, ale słowiański: Słowaczka, dwóch Czechów oraz Polacy (moja dziewczyna i ja). Wyjazd był dla mnie szczególny, bo po pierwsze, bardzo chciałem pokazać moim przyjaciołom najciekawsze miejsca w Polsce, a po drugie – moim zamierzeniem było pokazać Czechom, że Polacy nie gęsi i swoje dobre piwo mają. W przeciągu tygodnia odwiedziliśmy Wrocław, Łebę, Gdańsk i Kraków (w tym miejsca usytuowane poza tym miastem). Zanim przejdę do opisu odwiedzonych miejsc i wrażeń z piwnych przygód, chciałbym tylko zaznaczyć, że z uwagi na wzmożone spożycie piwa nie zamieszczam ocen z powodu wysoce prawdopodobnego osłabienia czułości zmysłu smaku. Z uwagi na roztargnienie, nie zrobiłem też zdjęć większości ze spożywanych piw… Niemniej, od względem piwnym wyjazd uważam za udany, choć był to aspekt zdecydowanie drugo bądź trzecioplanowy całego przedsięwzięcia. 



Wrocław



Z ekipą czesko-słowacką spotkaliśmy się na dworcu głównym we Wrocławiu. Po nieudanej próbie obejrzenia panoramy miasta z tarasu widokowego znajdującego się na najwyższej kondygnacji wieżowca Sky Tower, udaliśmy się na Rynek, gdzie z uwagi na dokuczający upał postanowiliśmy uraczyć się zimnym piwem. Na pierwszy ogień poszedł Spiż (restauracja i minibrowar), który jest – przynajmniej dla mnie i mojej dziewczyny – miejscem kultowym i darzonym dużym sentymentem. Skosztowałem tam „Spiżowego Jasnego” o miodowej barwie, z wyraźnym słodowo-drożdżowym zapachem i smakiem zdominowanym przez słódowość, wzbogaconą o nutę drożdżową, lekko pikantną. Brak w tym piwie chmielowej goryczki, jednak uważam je za smaczne i doskonale gaszące pragnienie. Piwo posiada bujną i bardzo zwartą pianę, przypominającą bitą śmietanę. Wysycenie -  poniżej średniego.



Drugie w kolejce było (w moim przypadku) „Spiżowe Pszeniczne”. Weizen ten posiada złotą, mętną barwę (poprzednik też był mętny), bujną pianę, choć odniosłem wrażenie, że nie była ona aż tak udana jak w przypadku pierwszego „Jasnego”. W zapachu dominuje pszenica, banan i lekki aromat goździkowy, a w smaku przeważa akcent zbożowy, uzupełniony nutą bananową oraz przypraw (przede wszystkim goździka), posmakiem drożdżowym. Owe piwo pszeniczne nie zrobiło na mnie dużego wrażenia.



W ramach oferty Spiżu można zakupić jeszcze kilka piw smakowych (miodowe, karmelowe, czekoladowe). Osobiście nie byłem nimi zainteresowany. Tradycyjnie, do każdego kufla otrzymywaliśmy pajdę chleba ze smalcem.



Drugim i niestety ostatnim odwiedzonym przez nas piwnym przybytkiem było usytuowane niedaleko Bierhalle. Ta siec restauracji serwująca głównie dania kuchni niemieckiej, posiada także w ofercie własne piwa. Są to piwa, które charakteryzują niemiecki rynek piwny, czyli style takie jak: Pilsner, Altbier, Bock, Weizen, Marzen. Podczas naszej wizyty w ofercie był pils, „pszenica” i marcowe. Czułem pewien niedosyt, bo miałem ochotę spróbować ichniego „alta”, ale jak mówi stare porzekadło: „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”.



Pierwszym spróbowanym przeze mnie piwem w Bierhalle był Pils. Nie wiem ile minęło czasu od nalania go do kufla, do dostarczenia do stolika, ale gdy otrzymałem zamówiony trunek piana była już mocno zredukowana do niezbyt obfitej warstewki. Jest to „dolniak” o ciemnozłotej, opalizującej barwie, z wyczuwalnym aromatem słodowo chmielowym w zapachu. W smaku początkowa chlebowość bardzo szybko przechodzi w dobrze zarysowaną ziemisto-ziołową goryczkę. Goryczka jest dość długa, lekko zalegająca, ale co najważniejsze bardzo przyjemna. Jest to bardzo udany przedstawiciel stylu, który jest orzeźwiający, sesyjny, bardzo dobrze gaszący pragnienie z niezbyt wysokim wysyeceniem. Pozycja godna polecenia.



Piwo pszeniczne z tego browaru restauracyjnego smakowało mi bardziej niż to pite w Spiżu. Było ono koloru miodowo-złotego, mętne z białą i bujną pianą. W zapachu obok aromatu pszenicznego słodu bardzo wyraźny był akcent bananowy i nuta przyprawowa. Podobnie było w smaku, gdzie pszeniczny aromat bardzo szybko ustępował miejsca posmakowi banana i ziół, a w tle wyczuwalna była subtelna drożdżowa kwaskowość. Bardzo lekki i sesyjny trunek, którego smak spełnia wszystkie założenia stylu. Wysycenie tego piwa plasuje się na poziomie średnim.  


Niestety z uwagi na tylko kilkugodzinny pobyt we Wrocławiu oraz fakt, że chcieliśmy pokazać jak najwięcej (co utrudniał upał), zabrakło czasu na odwiedzenie kultowego pubu Zakład Usług Piwnych, ale mam nadzieję, że „co się odwlecze, to nie uciecze”.



Łeba



W tym miejscu moim przyjaciele mogli posmakować piw ogólnodostępnych, bo niestety sklep na ul. Kościuszki, który jeszcze dwa lata temu oferował spory asortyment, jeżeli chodzi o polskie piwa regionalne, zakończył swoją działalność. Zatem towarzysze podróży mieli okazję posmakować tych piw, które w Polsce można dostać „zawsze i wszędzie”. Spróbowałem piwo „Łebskie”, które uważam za bardzo słabe (dwuacetyl, karmel, metaliczność, aromat przypalonej skórki chleba). O kontrowersjach związanych z podmiotem, jakim jest Browar Łebski można poczytać na Piwolucja.pl albo Małe Piwko Blog.   



Gdańsk



Miasto Jana Heweliusza może pochwalić się kilkoma browarami restauracyjnymi (Brovarnia, Browar Lubrow, Browar Piwna). Spacerując zabytkowymi uliczkami Gdańska postanowiliśmy napić się piwa w tym, wymienionym jako ostatni. W ofercie lokalu znajdują się piwa takie jak: pils, pszeniczne i ciemne (którego receptura nie jest stała – podczas naszej wizyty piwem ciemnym było Bohemskie Ciemne, czyli czeskie tmave). Każde z próbowanych tam piw było smaczne . Pils cechował się złotą, zmętniona barwą, posiadał wysoką, białą, drobno pęcherzykową pianę, w zapachu dominował aromat jasnego słodu i ziemista chmielowość. W smaku lekko tostowy aromat słodu pilzneńskiego bardzo szybko ustępował miejsca wyraźnej, ziemistej goryczce, która była długa i lekko zalegająca. Bardzo orzeźwiający, lekki trunek o zbilansowanym smaku, dobrze spisujący się w upalne dni. Cechą piwa jest jego sesyjność. Podobnie, bardzo udane jest piwo pszeniczne z tego browaru, które jest jasnozłote, mętne, zwieńczone białą i bujną pianą jak na weizena przystało. Piana powoli opada i redukuje się do cienkiej warstewki. W zapachu dominuje akcent pszeniczny, owocowy (przede wszystkim banan) i nuta ziołowa z domieszką akcentu drożdżowego. W smaku przeplatająca się pszenica z bananem, a na drugim planie akcent ziołowo-przyprawowy z lekkim posmakiem drożdżowym. Bardzo przyjemne, lekkie piwo, które zachęca konsumenta do kolejnych łyków. Wysycenie powyżej średniego, ale nie jest natarczywe. Największe wrażenie zrobiło na mnie piwo ciemne. Bałem się ze będzie słodkie, ale okazało się, że ten ciemnobrązowy, prawie czarny napój już w samym zapachu kusi akcentem palonym o kawowym aromacie pochodzącym od palonego jęczmienia. W smaku jest jeszcze ciekawej, bo bogaty aromat słodowy uzupełnia kawowa paloność oraz delikatna ziołowa nuta chmielowa, co daje bardzo  przyjemny, wytrawny finisz. Bardzo smaczne są przekąski  oferowane przez Browar Piwna zwłaszcza paluchy (serowe i pikantne) podawane z sosem czosnkowym.



Miejscem, które postanowiliśmy wspólnie odwiedzić, była gdańska Degustatornia. Była to z mojego punktu widzenia dobra propozycja, by zapoznać moich przyjaciół z ofertą polskich browarów rzemieślniczych i kontraktowych (słowem, wisienki na torcie polskiego rynku piwnego). Przy okazji postanowiliśmy świętować tam urodziny jednego z kolegów. Degustatornia to pub, w którym już od momentu przekroczenia progu widać, że piwo jest tam najważniejsze. Ściany zdobią bannery różnych piw, a lokal w swej ofercie ma ich sporo. Bardzo ciekawie wyglądają też krzesła ze stricte piwnymi wzorami na oparciach i ozdoby z kapsli na stołach. W owym lokalu panuje klimat zbliżony do poznańskiej Setki. W  owym miejscu postanowiłem zaprezentować chłopakom polski piwny „dream team” sprawdzający się doskonale przez cały rok, ale w szczególności latem czyli: Amber Boy (temu ale’owi zamierzam poświęcić więcej czasu w przyszłości pod postacią osobnego wpisu), Pacific Pale Ale, Oto Mata IPA, Atak chmielu (który zrobił chyba największe wrażenie) a na koniec – Kormoran Jasny w wersji niefiltrowanej. Co do „Ataku chmielu” – jubilat powiedział, że na początku uderzyła go mocna goryczka, taka że aż poczuł ciarki w kręgosłupie i bał się, że piwa nie uda mu się wypić do końca, jednak z każdym łykiem coraz bardziej przekonywał się do tego piwa. „Atak” posmakował mu na tyle, że podczas wycieczki po Krakowie dla porównania dostał do skosztowania kufel „Rowing Jacka”, bo miał ochotę na „hop hell” (tak to ujął). Wizyta w pubie bardzo wszystkim się podobała, a po opuszczeniu tego miejsca poprzechadzaliśmy się jeszcze trochę po Gdańsku i ruszyliśmy nocnym pociągiem do Krakowa… Dziewczyny raczyły się witbierem i ciderami.



Kraków



W Krakowie odwiedziliśmy dwa multitapy znajdujące się na Kazimierzu. Jednego wieczoru była to Omerta, a drugiego – Strefa Piwa. Obydwa puby to oazy dla miłośników dobrego piwa, urządzone są w bardzo klimatyczny sposób (Omerta inspirowana jest przede wszystkim trylogią filmową „Ojciec Chrzestny”, będącą adaptacją serii powieści autorstwa Mario Puzo.  Kadry z filmu oraz wszystko co z nim związane stanowi wystrój pubu, a z kolei Strefa Piwa to multitap stylizowany na czeską gospodę, gdzie można napić się sporo czeskich piw, a także skosztować czeskich przekąsek serwowanych do piwa i bardzo dobrze się z nim komponujących. Naszym zagranicznym gościom obydwa puby przypadły do gustu, ale ten drugi jakoś bardziej zaskarbił ich serca, bo – jak przyznali - czuli się tam jak w domu. W każdym z nich jest bardzo miła i przyjazna obsługa, która chętnie doradzi i podpowie, co wybrać.



Będąc w Krakowie bardzo chciałem spróbować piw z podkrakowskiego browaru Pracownia Piwa, w którego powstanie bardzo zaangażowany był Tomasz Rogaczewski. Browar istnieje od wiosny tego roku i mieści się w podkrakowskiej Modlniczce. Warzone tutaj  piwa to alternatywa wobec tego, co dominuje na każdym rogu w Krakowie. Nazwy piw z browaru odnoszą się do Krakowa i tego, co jest z nim jednoznacznie kojarzone. Do tej pory browar uwarzył takie piwa jak: „Hey Now” (American Wheat), „Like On Neck” (English Bitter), „Crack” (American Stout), „Plan T” (English Brown Ale), „Cent Us” (Smoked Stout), „Dwa Smoki” (witbier IPA – piwo specjalne na specjalna okazję, mianowicie narodziny bliźniąt, których ojcem jest wspomniany wcześniej Tomasz Rogaczewski). Z wyżej wymienionych udało mi się spróbować trzy i muszę przyznać, że zrobiły na mnie duże wrażenie!



W Omercie skosztowałem wędzony stout „Cent Us”. Piwo o czarnej, nieprzejrzystej barwie z beżową pianą, która z uwagi na podanie w nonicu nie była dobrze wyeksponowana, ale trwale utrzymywała się na powierzchni. W zapachu dominował aromat palonego jęczmienia i towarzyszący mu kawowy akcent. W smaku słodowość ustępuje z czasem miejsca aromatowi palonego jęczmienia, lekkiej nucie czekoladowej i wyraźnemu akcentowi kawowemu z subtelnym, występującym w tle aromatem wędzonym. Trochę miałem wątpliwości przed zamówieniem piwa, ale było naprawdę warto. Piwo jest lekkie, sesyjne, bardzo dobrze gasi pragnienie, a co najważniejsze posiada bardzo ciekawy i złożony smak. Bardzo udany stout, w którym „wędzonka” nie jest tak intensywna jak w piwach Aecht Schlenkerla, a to sprawia, że nie jest to piwo dla wybrańców o wysublimowanych preferencjach smakowych. Zdecydowanie polecam!



Następnego wieczoru w Strefie Piwa miałem przyjemność zetknąć się z „Hey Now” oraz „Dwoma Smokami”. „Hey now” to piwo pszeniczne w amerykańskim stylu. Posiada jasną, żółtą, i mętną barwę. Jego piana jest śnieżnobiała i bardzo ładnie prezentuje się z uwagi na zwartą konsystencję, trwałość i obfitość. W zapachu na pierwszym planie cytrusowo-żywiczny aromat amerykańskiego chmielu, a w tle nuta pszeniczna. W smaku z początku delikatny, ale wyraźny akcent pszeniczny, który z czasem zostaje zdominowany przez aromatyczny owocowo-sosnowy posmak chmielowy. Posmak chmielowy jest wyraźny, ale nie intensywny, przez co smak piwa jest bardzo ciekawy i zbilansowany. Piwo o bogatym smaku, lekkie, z zawartością alkoholu poniżej 4% obj., przez co jest wybitnie sesyjne i orzeźwiające. Nazwa adekwatna, bo jest tak dobre, że można z rozpędu wypić je w upalny dzień „na hejnał”. Pozycja obowiązkowa dla miłośników lekkich piw pszenicznych. Z kolei „Dwa Smoki” to piwo o ciemniejszej złoto-pomarańczowej barwie, także z piękną białą i wysoką pianą, którego zapach zdominowany jest przez aromaty amerykańskiego chmielu okraszone nutą cytrusów i żywicy. W smaku początkowy akcent słodowy bardzo szybko ustępuje miejsca chmielowej goryczce, która jest wysoka, głęboka, a także długa, pozostająca na języku i podniebieniu. W moim odczuciu jest trochę za wysoka i tak jak w przypadku B-Day, czy Caterpillar przesłania słodowe ciało piwa, które w „witku” odgrywa istotną rolę. Niemniej, jeśli lubisz amerykański chmiel i piwo o dobrze zaakcentowanej gorycze – spróbuj, a nie powinno Cię to piwo zawieść. Tego dnia uraczyliśmy się też Rowing Jackiem, którego wypiliśmy jako „rozchodniaka”, bo piwa mocno goryczkowe przypadły moim przyjaciołom do gustu, a „Wiosloręki” jak zawsze trzymał poziom... W Strefie Piwa uraczyliśmy się też utopencami i spróbowaliśmy czeskiej wersji Coca-Coli.

 



W ten sposób obok pokazywania moim przyjaciołom, że Polska to ciekawy kraj, posiadający malownicze miasta, piękną i interesującą przyrodę, pyszną kuchnię, a także że jest to miejsce, w którym można napić się dobrego piwa i gdzie kultura pubowa ma się całkiem dobrze. Wakacyjny wyjazd był bardzo udany i myślę, że to nie była ostatnia wizyta ekipy zza południowej granicy w ojczyźnie Chopina, Kopernika i  i kilku noblistów…