UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

10 piw, z którymi będzie mi się kojarzył rok 2016

Tradycją tego bloga stało się rozpoczynanie Nowego Roku od wpisu dotyczącego piw, z którymi będę kojarzyć ledwo co zakończony rok biegły. Nie jest to ranking, ale po prostu zebrane 10 piw, które najbardziej zapamiętałem z całego roku 2016, dlatego ich kolejność poniżej będzie przypadkowa. Kilka uwag i przemyśleń na temat Starego Roku zawarłem w ankiecie, którą wypełniłem dla Jurka z bloga JerryBrewery.pl (link) i nie chcę ich dublować tutaj. W zeszłym roku spotkały mnie też pewne zmiany w życiu o charakterze stricte piwnym – najważniejszą z nich było włączenie mnie do grona redakcyjnego „Piwowara” oraz awans na zastępcę redaktora naczelnego tego kwartalnika, co uważam za duży sukces. Wszedłem też w komitywę z Browarem Okrętowym, która do tej pory zaowocowała czterema piwami. Spełniło się też jedno z moich marzeń i jako piwowar domowy mogłem uwarzyć piwo, które chmieliłem chmielem Tomyskim – uwarzyłem go w sumie 4 warki i każda była chmielona według innego schematu. Miałem także sposobność, aby partycypować jako sędzia w Grodziskim Konkursie Piw Domowych, co uważam za bardzo cenne doświadczenie. Jedynym mankamentem tych wszystkich zmian było wyhamowanie bloga, bo po prostu nie miałem na to czasu, czasem i ochoty po składzie kolejnego numeru „Piwowara”, a także nie chciałem obniżać standardu treści w nowych wpisach tylko w imię „rozhuśtania” statystyk. Zbyt mocno szanuję Was oraz Wasz czas. Mam nadzieję, że w roku 2017 uda mi się częściej publikować nowe wpisy (pomysłów na nie mam kilkadziesiąt). Na pewno będzie mogli też przeczytać nowe artykuły mojego autorstwa na łamach „Piwowara”, do którego pisuję już od dwóch lat. Mam też kilka innych stricte piwnych planów, ale, póki co, nie będę ich ujawniał. Z tego miejsca chciałem Wam życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, oby to był dobry rok pełen sukcesów, dobrych decyzji, udanych przedsięwzięć i obfitujący we wszelką pomyślność. A teraz przejdźmy do meritum, czyli dziesiątki szczęśliwców.

1.       „Piwo z Grodziska – Edycja Specjalna Piwobranie 2016” (Browar w Grodzisku Wielkopolskim)

Zeszłoroczna wersja okolicznościowa „Piwa z Grodziska” została wzbogacona o herbatę Sencha Earl Grey oraz chmiel Citra. Wiele osób zastanawiało się „czy z tej mąki wyjdzie chleb”? I… wyszedł z niej bardzo dobry wypiek. Piwo było lekkie, rześkie i bardzo owocowe w smaku i aromacie. Herbata stanowiła bardzo udane dopełnienie całości, a nie gwóźdź do trumny w postaci całkowitego zdominowania aromatu. W smaku i aromacie wyczuwalne były nuty owocowe pochodzące od użytej odmiany chmielu oraz rodzaju zastosowanej herbaty. Piwo bardzo dobrze sprawdziło się w warunkach pogodowych, które towarzyszyły pierwszym dniom Piwobrania. Gasiło pragnienie, a dzięki jego lekkości można było je pić bez obaw o skutki uboczne w postaci szmeru w głowie i mrowienia w palcach. Jego zaletą była także atrakcyjna cena i szeroka dostepność.

2.       „Pils Tomyski” (Browar Nepomucen)

Dla jednych pils to nuda, inni uważają ten styl za klasykę wartą estymy i docenienia (należę do tej drugiej grupy). Jako osoba zainteresowana burzliwą historią chmielu Tomyskiego, nie mogłem przejść obojętnie obok tego piwa. Piils ten nie był single hopem, gdyż zbiory były bardzo skromne (chmiel ten jest dopiero namnażany), jednak zwłaszcza chmielenie na zimno dało wyczuwalne aromaty typowe dla tej odmiany (podobny efekt uzyskałem w jednej z domowych warek, którą także poddałem temu zabiegowi). Pilzner spod ręki Jacka Domagalskiego okazał się bardzo smaczny, z nutami słodowymi typowymi dla tego rodzaju piwa i akcentami chmielowymi (kwiatowo-ziołowymi z lekką nutą jaśminu). Nie mogę się doczekać, wersji, gdy chmielu będzie na tyle dużo, że będzie go można szczodrzej sypnąć do kadzi warzelnej i tanku leżakowego. Efekt na pewno będzie jeszcze lepszy.    

3.       „To Yonug To Be Herod 2016” (Browar Artezan)

Bardzo smakowała mi zeszłoroczna wersja tego piwa, jednak piłem ją już w 2016 roku. Piwo smakowało jak gorzka czekolada z dodatkiem skórki pomarańczy. Tegoroczna edycja, wzbogacona o nasiona fasoli tonka, okazała się „strzałem w dziesiątkę” i zdeklasowała poprzedniczkę. W piwie mamy – poza czekoladą i nutą pomarańczy – wyraźne aromaty wanilii i marcepana. Trunek bardzo dobrze komponujący się ze świątecznymi piernikami, wybitnie deserowy i jednocześnie bardzo zdradliwy, bo pomimo 8% alk. obj., w ogóle nie czuć w nim alkoholu, nawet w miarę ogrzewania się piwa w szkle. Istna pralinka w płynie! Jeśli będziecie widzieć je na półkach sklepowych – nie zastanawiajcie się, bo drugiej okazji może już nie być (mnie tak ominęło Imperium Prunum).

4.        „Projekt Piwoteka White Chocolate Ale” (Browar Piwoteka/Antybrowar)

Pozostajemy w klimacie piw deserowych. Laktoza i ziarna kakaowca to dodatki kojarzone z ciemnymi piwami, jednak łódzkie browary postanowiły wykorzystać je w piwie typu American Pale Ale. Moim zdaniem osiągnięto zamierzony efekt. Piwo posiadało wyraźny mleczno-kakaowy smak z majaczącymi w tle nutami amerykańskich chmieli. W efekcie białą czekoladę dopełniały cytrusy i nuty żywiczne tworząc intrygującą całość. Ze wszystkich tegorocznych piw, za które brała się Piwoteka, to właśnie był mój numer jeden. Pomimo wyraźnej słodyczy, trunek był bardzo pijalny. Myślę, że niejedna piwoszka byłaby zadowolona z butelczyny tego piwa. Czekam na kolejne pomysły.

5.       „Forest Damp” (PiwoWarownia)

Piwo powstało w ramach projektu „Cracow Beer Academy”, dzięki któremu piwowarzy domowi mogą uwarzyć piwa według ich własnych pomysłów „na dużych garach”. Autorami receptury byli dwaj piwowarzy – Przemysław Pietrzak oraz Sergiusz Połuchtowicz-Hański. Lubię dodatek pędów sosny w piwie, bowiem użyty z głową potrafi naprawdę „zrobić robotę”, zwłaszcza gdy akompaniują mu odmiany chmielu zza Oceanu Atlantyckiego. W przypadku tego wypustu mamy wszystko to, co powinno cechować dobre AIPA – nienachlaną słodowość, wyraźny chmielowy pazur (żywiczno-cytrusowy) oraz nuty słodko-żywiczne wniesione przez pędy sosny. Aromat po otwarciu butelki był bardzo nęcący, a smak okazał się jeszcze lepszy. Wytrawność i niskie wysycenie CO2 tylko potęgowały uczucie lekkości i pijalności.

6.       „ART9 Oatmeal Hoptart” (Browar Stu Mostów/Bristol Brewing Company)

 Owocem tej polsko-amerykańskiej kooperacji było Berliner Weisse, które w zamyśle miało być „piwną lemoniadą”. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że efekt owocowości w tym cienkuszu miał nie pochodzić od użytych owoców, ale od zastosowanych odmian chmielu oraz metody late hopping (późnego chmielenia) – dodatku chmielu do brzeczki w ostatnich minutach jej gotowania. Całość zakwaszono bakteriami Lactobacillus, a pełni smaku miały nadać użyte płatki owsiane. Plan wykonano w 100%. Gotowe piwo było bardzo owocowe z nutami cytrusów i owoców tropikalnych, ale także moreli i brzoskwini. Goryczka wyraźna, ale nie narzucająca się. Cechowała je wybitna sesyjność i rześkość. Bardzo przemyślane, ciekawy koncept i przede wszystkim niezłe jego wykonanie. Świetny mariaż chmielowości i efektów pracy bakterii kwasu mlekowego.  

7.       „Lilith” (Browar Golem)

Rok 2016 był okresem, w którym poznańska inicjatywa kontraktowa rozwinęła skrzydła i pokazała, że nowicjusze potrafią tez nieźle namieszać na rynku. „Lilith” to mocarny RIS o ekstrakcie początkowym wynoszącym 24 st. Plato. I żeby było ciekawiej – golemowski mocarz to imperialny stout, ale taki bez dodatków oraz nie poddany leżakowaniu w beczce. Można? Można. W aromacie dominują nuty kawowe, akcenty gorzkiej czekolady, podobnie w smaku – kawa, gorzka czekolada, w tle rodzynki i suszone śliwki (ale subtelne). Trunek wytrawny, oleisty i bardzo pijalny jak na swoje parametry (10% alk. obj.), ale przede wszystkim ułożony i odpowiednio wyleżakowany.   

8.        „Fajrant” (Browar Zakładowy) 

Od roku 2015 coraz więcej piw w stylu Session IPA pojawiało się na rynku. Lubię piwa lekkie i sesyjne – co pewnie dobitnie pokazuje to zestawienie, ale często zawsze coś mi w nich nie gra – albo przesadzona goryczka, albo jest ona zbyt niska, piwo jest wodniste lub zbyt karmelowe. Browar Zakładowy stanął na wysokości zadania. „Fajrant” był wytrawny, w smaku i aromacie główne akordy grały cytrusy – pomarańcza, mandarynki, grejpfrut i minimalne akcenty ziołowo-żywiczne. Było ono dla mnie piwem spełniającym moje oczekiwania względem sesyjnego IPA. Jego lekkość (11 st. Plato, 4,1% alk. obj.), dobrze wyważona goryczka, wytrawność i aksamitność nadana przez płatki owsiane sprawiły, że produkt finalny był naprawdę niezły i stał się moim faworytem jeżeli chodzi o piwa z browaru z Poniatowej. 

9.       „Passionfeber” (Brewski)

Czas na piwa zza granicy, choć preferuję na blogu promować rodzime piwowarstwo i bardziej skupiam się na krajowych wypustach niż importach, to nie pozostaję głuchy na rekomendacje ludzi, z których opiniami się liczę. Miałem okazję spróbować tego piwa podczas Poznańskich Targów Piwnych na stoisku gliwickiego „Dobrego Zbeera”. Była tam cała masa sztosów, ale to właśnie to piwo zapadło mi w pamięć najbardziej. „Passionfeber” to AIPA z dodatkiem marakui. Wytrawne, o złocistej barwie, lekko wysycone i przede wszystkim bardzo owocowe. Amerykańskie chmiele i marakuja stanowią tu połączenie idealne. Piwo posiada 7% alk. obj., ale w żaden sposób tego nie czuć. Bardziej owocowe od niejednej lemoniady. Goryczka wyraźna, ale nie przesadzona, przez co chmiele oddają wszystko, co najlepsze, gdy używane są na aromat.  

10.   „Noa Peacan Mud Cake” (Omnipollo)

Abstrahując od stopnia zgodności piw spod marki Omnipollo z „duchem kraftu”, trzeba przyznać, że potrafią one zaskoczyć. Wiele osób polecało mi tego RISa i po jego spróbowaniu wiem jedno – hype wokół niego nie był przesadzony. Stout ten smakuje jak deser w płynie – mamy tu orzechy, czekoladę, toffi, karmel, wanilię. Jest to napitek pyszny i zapadający w pamięć na długo, jednak jego większe spożycie może zakończyć się utratą tejże, bowiem orzechowy RIS spod znaku Omnipollo może się poszczycić zawartością alkoholu na poziomie 11% obj., czego w ogóle nie czuć. Bardzo mi smakowało, a Druga Połówka także była ukontentowana z degustacji tego wypustu. Piwo wybitnie degustacyjne i deserowe. Moim zdaniem – pomysł wart rozważenia jako prezent Walentynowy (o ile ktoś je obchodzi) lub na Dzień Kobiet. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz