Był w moim życiu taki czas, kiedy do
poznańskiego sklepu specjalistycznego „Piwa Świata” miałem bardzo blisko z
miejsca, w którym wtedy mieszkałem. Kończyłem wtedy studia i zamierzałem zająć się
poszukiwaniem pracy, więc moje fundusze nie pozwalały mi na zbyt duże
szaleństwa, ale zapoznawanie się z ofertą polskich browarów regionalnych, piw
czeskich, czy piw z półki „Piwa po terminie, kupujesz na własną
odpowiedzialność” było po pierwsze zbieżne z moimi zainteresowaniami względem
nowych piw, a po drugie, było to o wiele ciekawszą alternatywą niż to, co
oferowały w 2009 roku supermarkety. Pewnie, gdy czytasz zadajesz sobie pytanie „OK.,
ale czy w tej bajce będzie smok?”.
A kiedy pytają mnie, odpowiadam że
smoka nie będzie, ale już zmierzam do sedna. Jednym z odkrytych wtedy przeze
mnie piw był Opat Bitter. O samym browarze napisałem słów kilka przy okazji
degustacji piwa
pieprzowego. W wersji wcześniejszej, był to pils o ekstrakcie 11 Blg i
wyraźnym chmielowym aromacie (wtedy niewielu słyszało o AIPA – w tym ja).
Bardzo lubiłem to piwo, ale niestety z czasem jego notowania w moich oczach
spadły. Nie chodzi tu pojawienie się innych bardziej goryczkowych i ciekawszych
piw. Po prostu Opat Bitter znacznie stracił na smaku. Piłem go ostatnio wiosną
i nieprędko zamierzam do niego wrócić. W smaku masło, brokuły, gwoździe, a
chmielowego aromatu w nim za grosz. Szkoda…
Niedawno Pivovar Bruomov wypuścił
nową wersję tego piwa. Piwo jest znacznie mocniejsze. Jego ekstrakt wynosi 19
Blg, a zawartość alkoholu - 8% obj. Zakupiłem jedną butelkę tytułem
eksperymentu na Poznańskich Targach Piwnych. Czy było warto? Pora się
przekonać.
Opakowanie wygląda standardowo, jak
na wyroby z tego browaru. Uśmiechnięty zakonnik z kuflem piwa, zielone tło na
etykiecie, a na krawatce znajduje się napis „Bitter”.
Dane szczegółowe:
Producent: Pivovar Broumov s.r.o.
Nazwa: Olivětínsky Opat Bitter 19°.
Styl: Imperial Pilzner.
Ekstrakt: 19% wag.
Alkohol: 8% obj.
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel.
Pasteryzacja: tak.
Filtracja: nie.
Barwa: złota, wyraźnie
zmętniona.
Piana:
biała, wysoka, zbita, sztywna i trwała. Wyraźnie sycząca. Odznacza się na
szkle.
Zapach:
wyraźna nuta słodowa wraz z towarzyszącym chlebowym aromatem, maślany
dwuacetyl, żywiczno-ziołowa goryczka, nasuwająca skojarzenia z lasem iglastym,
delikatna nuta alkoholowa.
Smak:
aromat jasnego słodu, chlebowość, toffi, maślany posmak z uwagi na dwuacetyl. Słodowość
kontruje wyraźna nuta chmielowa. Goryczka posiada żywiczno-ziołowy charakter, jest
wyraźna, ale nie agresywna, długa, ale nie zalegająca. W smaku obecna jest nuta
drożdżowa, wprowadzająca pieprzowy posmak. W tle akcent alkoholowy, ale bardzo
subtelny jak tak wysoką jego zawartość. Całość psuje trochę aromat starego
chmielu wprowadzający do piwa aromat stęchlizny. Finisz goryczkowy, wytrawny.
Wysycenie:
średnie w stronę niskiego.
Z uwagi na tak wysoki
ekstrakt, jest to piwo raczej nietypowe na czeskie warunki, gdzie królują „dziesiątki”,
„jedenastki” i „dwunastki”. Budziło we mnie pewne obawy, bo moje dotychczasowe
doświadczenia z tak mocnymi czeskimi piwami, ograniczone do wyrobów z browaru
Primator a.s. (Primator Double i Primator Exkluziv) nie były nadzwyczaj udane.
Doppelbock z tego browaru okazał się być dla mnie zupełnie niepijanym, a „ekskluzywne”
odtrącało i zniechęcało bardzo intensywnym aromatem landrynkowo-alkoholowym.
Piwo z Bruomova to zupełnie inny biegun. Tutaj smak jest przyjemnie
zbilansowany, a co najważniejsze, nieprzekombinowany. Otrzymujemy piwo o
esencjonalnym i głębokim smaku, bardzo treściwe, ale jednocześnie pijalne i po
prostu smaczne. Konkretne ciało słodowe posiada szereg towarzyszących jemu aromatów,
a nuta chmielowa i drożdżowa w bardzo efektowny sposób wieńczą dzieło. Goryczka
wyraźna, ale nie tak wysoka jak choćby w brytyjskiej wersji IPA. Jest bardzo „leśna”,
nasuwająca skojarzenia z lasem iglastym. Pomimo 8% alkoholu, jest on bardzo wycofany i
nienarzucający się, choć zauważalny (co raczej nie powinno dziwić). Piwo dobre
na zimniejszą porę roku, rozgrzewające. Warto było je kupić. Eksperyment uważam
za udany. Jego pijalność może być trochę zdradziecka. Produkt ciekawy i ze
sporym potencjałem.
W miniony weekend miałem przyjemność być jednym z
wielu odwiedzających Poznańskie Targi Piwne. Wiadomość, że takowa impreza się
odbędzie, krążyła po Internecie już na przełomie września i października. Gdy
tylko się o tym dowiedziałem, wiedziałem, że w weekend 16-17 listopada muszę
zawitać do Poznania. Planowałem być na
PTP już w sobotę rano, jednak na kilka dni przed rozpoczęciem Targów, musiałem
zmienić plany wizyty w Stolicy Wielkopolski z uwagi na okoliczności rodzinne.
Wykoncypowałem sobie, że pojadę na PTP w sobotę na bardzo krótko, żeby kupić
kilka ciekawych piw, a w niedzielę zabawię tam nieco dłużej. Na kilka dni przed
startem imprezy, organizatorzy zaczęli lawinowo zdradzać szczegóły odnośnie
programu Targów, wystawców, etc. Zapowiadało się coś naprawdę ciekawego…
Fot.: Hanna Włodarczyk
W sobotę przyjechałem do Poznania kilka minut po 18 i
bezzwłocznie udałem się w stronę Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie na
terenie pawilonu numer 3 święto piwa rozkręciło się na dobre. Pierwsza moja
myśl, gdy wchodziłem na teren imprezy była następująca „Ale wuchta wiary!”.
Faktycznie, frekwencja dopisała. Ludzi było sporo i wszędzie trzeba było odstać
chwilę (krótszą, bądź dłuższą) w kolejce. Obszedłem sobie pawilon dookoła i
byłem pod wrażeniem. Było wielu wystawców różnego kalibru. Z tych wielkich graczy
wystawiła się Kompania Piwowarska S.A. ze swoimi piwami. Były też średnie
browary takie jakBrowar Amber, Browar Fortuna,
Browar Sulimar, a także piwa z grupy browarów Browary Regionalne Jakubiak, należącej
do Marka Jakubiaka (marki: Lwówek, Ciechan i Bojan). Sporą część stanowiły
wystawy stanowiły piwa rzemieślnicze, które najczęściej per procura sprzedawały
albo inne browary (Szałpiw, PINTA), albo sklepy (Piwa Świata i inne), czy puby
(Setka). Z oferty piw rzemieślniczych napić się można było piw z AleBrowaru, Browaru
PINTA, Bieszczadzkiej Wytwórni Piwa Ursa Maior, Pracowni Piwa, Browaru Olimp,
Browaru Szałpiw, Minibrowaru HAUST, browaru restauracyjnego Jan Olbracht Browar
Staromiejski, Browaru Artezan,
Minibrowaru MajEr. Na stoisku Setki i Piw Świata można było tez zakupić szeroki
wybór piw rzemieślniczych z zagranicy. Byli też wystawieni importerzy piw
czeskich, takich marek jak Primator, Permon, Kocour czy Olivetinsky Opat.
Fot.: Hanna Włodarczyk
Krążąc po terenie Targów, zauważyłem, że wielkość
produkcji w wystawiających się browarów była odwrotnie proporcjonalna do osób
oblegających jego stoisku. O ile piwa z KP S.A. można było kupić bez kolejki, o
tyle w strefie „pobłogosławionej przez ducha draftu” było naprawdę tłoczno. To
nie jest złośliwość, czy aluzja. Po prostu, stwierdzam fakt.
W sobotę zaopatrzyłem się w niewiele piw z uwagi na
niewielki margines czasowy, jakim dysponowałem oraz kolejki (uważam się za
osobę dobrze wychowaną i nie wpycham się na chama, bo sam tego nie lubię).
Zakupiłem „Brown Foot”, „Naked Mummy”, „Prometeusza” chmielonego na mokro,
„Złoto Olbrachta” (piwo klasztorne w stylu Belgian Blond, uwarzone w toruńskim browarze
restauracyjnym Jan Olbracht Browar Staromiejski według receptury piwowara
domowego, Krzysztofa Juszczaka, znanego na forach piwnych jako Jozefik).
Niestety, spełniły się moje najczarniejsze przeczucia i na wersję butelkową
nowych piw żytnich z Browaru PINTA się nie załapałem. Z tego, co powiedziano mi
przy stoisku PINTY, piwa „Apetyt na życie” i „Żytorillo” rozeszły się „na
pniu”. Szkoda, że nie było mi dane być od rana, bo bardzo chciałem przyjrzeć
się pokazowi warzenia piwa przez załogę Centrum Piwowarstwa, ale życie to kwestia
priorytetów.
Po powrocie do domu nie omieszkałem spróbować „Brown
Foot” oraz „Prometeusza”. Moje wrażenia względem „Brązowej Stopy” są pozytywne,
solidnie nachmielone, przy czym goryczka jest trochę za bardzo zalegająca i na
pewno niejednej osobie może przyjść z trudem picie tego piwa. Coś idealnego dla
Hop Head’ów. Właściwie poza chmielem niewiele czuć w tym piwie, ale mi to nie
przeszkadza. Co do „Prometeusza”, jest to na pewno o wiele bardziej udany jego
wariant w porównaniu z pierwszą warką. Aromat słodu bardzo dobrze komponuje się
z leśną goryczką. Goryczka raczej wysoka, ale bardzo przyjemna. Naprawdę udane
to piwo.
W niedzielę trójosobową (początkowo, bo później
dołączyła do nas moja dziewczyna, a potem jeszcze jej koleżanka z pracy wraz z
mężem) ekipą ruszyliśmy pociągiem do Poznania i przybyliśmy na miejsce
kilkanaście minut po 10-ej. Z dworca od razu udaliśmy się na teren MTP.
Organizator zadbał o dobre oznakowanie terenu w okolicy wejścia wschodniego MTP
i nie sposób było tam nie trafić. O tej porze ludzi było stosunkowo niewiele,
ale z każdą godziną napływało ich coraz więcej. Z racji, że czasu mieliśmy dużo,
zaczęliśmy od spokojnego rekonesansu terenu imprezy. Tego dnia skupiliśmy się
też na tym, co można by było „wrzucić na ruszt” podczas biesiady przy piwie. I
tak jak zapewniał organizator było kilka alternatyw. Na zewnątrz, na terenie
MTP stał Food Patrol sprzedający burgery. W przerwie między piwami skusiliśmy
się na hamburgery BBQ i muszę przyznać, że były naprawdę wyborne. Obok stoiska
KP S.A. znajdowało się miejsce, gdzie też serwowano sporo różnego rodzaju dań z
grilla, itd. A ciekawym miejscem było stoisko z produktami litewskimi, gdzie
sprzedawano kwas chlebowy, tradycyjny chleb litewski, sery i wędliny. Bardzo
dobrym rozwiązaniem była możliwość zakupu zestawu kilku kawałków serów lub
wędlin w cenie 10 złotych. Smakowały świetnie, zwłaszcza sery. Jeśli ktoś
zgłodniał, coś na ząb miał na wyciągnięcie ręki.
Fot.: Hanna Włodarczyk
Tego dnia zamierzałem zaopatrzyć się w kilka
ciekawych, według mnie, piw oraz spróbować kilku, które były dostępne tylko w
wersji lanej. Zakupy robiłem „na raty”, bo wybór piw butelkowych był naprawdę
duży. Część z nich nawet nie była wystawiona na półki. Dla przykładu, gdy przy
stoisku „Piw Świata” zapytałem o piwa z Buxton Brewery i Siren Craft Brew,
powiedziano, że owszem są. Panowie otworzyli kartony i pokazali, co mają w
ofercie. Było akurat to, czego szukałem („Imperial Black” z Buxton Brewery i „Undercurrent”
- Oatmeal Pale Ale - z Siren Craft Brew). Sporo piw butelkowych było też na
stanowisku Setki – polskich i zagranicznych (kupiłem tam dwa piwa zagraniczne).
Słabość do czeskiego piwowarstwa tez wzięła górę i efektem tego był zakup
pięciu piw z Czech, z czego 80% stanowią mało czeskie piwa górnej fermentacji. Fani
cydru mogli też się ucieszyć, gdyż na jednym ze stosik sprzedawano kilka
rodzajów tego trunku. Wybór piw był duży i na pewno każdy znalazł cos dla
siebie.
Drugim z przyświecających mi celów było spróbowanie kilku
piw beczkowych, a najwyższym priorytetem stało się „Żytorillo” z Browaru PINTA.
Jeśli komuś nazwa tego piwa wydaje się dziwna, to spieszę z wyjaśnieniem –żyto-, bo w zasypie został użyty słód
żytni (o specyfice piw ze słodem żytnim w zasypie pisałem tutaj),
a -rillo, bo piwo to jest chmielone
wyłącznie amerykańską odmianą chmielu Amarillo. Tego piwa próbowałem jako
pierwszego. Jest to piwo w nowofalowym stylu Black Rye India Pale Ale, według
autorskiej receptury PINTY. Piwo o ekstrakcie wynoszącym 14 Blg, zawierające
alkohol na poziomie 5,3%. Goryczka, zgodnie z opisem producenta, plasuje się na
poziomie 68 IBU, czyli całkiem sporo. Jest to ale o ciemnobrunatnej barwie, przechodzącej
w czerń, z bardzo obfitą i gęsta pianą. W zapachu dominował chmiel o
żywiczno-cytrusowym aromacie. W smaku właściwie od początku do końca rządzi
chmiel, a nawet dłużej, bo goryczka jest dość zalegająca. Jak dla mnie trochę
przesadzono z tym chmielem, przez co słód żytni i pochodne od niego akcenty są
bardzo wycofane, co psuje trochę zabawę. Piwooleiste, lepkie, o zdecydowanym, esencjonalnym smaku. Jest na pewno
smaczne i uwarzone z myślą o wielbicielach mocnej goryczki. Niemniej, warto
spróbować.
Fot.: Hanna Włodarczyk
„Apetytem na życie” nie byłem aż tak zainteresowany, z
uwagi na inne piwa, których można było posmakować. Spróbowałem jego niewielką
ilość i stwierdzam, że jest bardzo przyjemne i na pewno ma rację bytu skoro Roggenbier
z Browaru Konstancin już nie jest dostępny na rynku.
Inne piwa, których próbowałem i uważam je za godne
polecenia to „Babie lato”uwarzone przez
podwarszawski Browar Artezan. Ten American Saison posiada ładny złoty kolor,
ale najwięcej wrażeń dostarcza jego wąchanie i smakowanie. Pachnie iście sielsko.
Siano, stodoła, stajnia, wymieszane z estrami będącymi efektem pracy drożdży
oraz przyjemnym aromatem amerykańskich odmian chmielu. Piwo wytrawne, lekko
kwaskowe, z subtelną, ale dobrze zaznaczoną goryczką. Bardzo sesyjne i
orzeźwiające. Próbowałem też „Gose” z tegoż browaru. Gose to styl piwny, z
którym do tej pory nie miałem do czynienia (wiedziałem tylko, że jest
kwaśno-słone). Moim faworytem gose nie będzie, ale nie uważam go za piwo złe
czy męczące. Kwaśność piwa jest bardzo subtelna, a i słony aromat też nie zniechęca.
Słodowe, wytrawne, bardzo przyjemne. Uważam, że warto było go posmakować.
Z piw lanych zależało mi też na piwach z oferty podkrakowskiej
„Pracowni Piwa”. Podczas wakacyjnego pobytu w Krakowie miałem okazję skosztować
kilku piw z tego browaru i bardzo mi smakowały, zwłaszcza rewelacyjne American
Wheat – „Hey Now”. Skosztowałem „Plan-T”, czyli Brown Ale o bardzo ciekawym
aromacie i smaku. Ciemne słody, paloność, kawa, czekolada i subtelna goryczka,
to naprawdę fajne połączenie. Drugi był „Crack” (ale nie ten do palenia :-)).
Ten American Stout smakował mi średnio. Samo piwo ma w sobie wszystko to, co
stout mieć powinien, ale męcząca była wyraźna
nuta ziemisto-popiołowa na finiszu, która według mnie negatywnie wpływała na
pijalność piwa. Plus za świetną pianę.
W mojej ocenie, impreza była bardzo dobrze
zorganizowana. Organizatorzy zadbali o to, by podczas Targów odwiedzający mogli
zapoznać się z wieloma przeróżnymi browarami, stylami piwnymi oraz konkretnymi
markami z Polski, czy z zagranicy. Udając się na PTP, wiedziałem czego
zamierzam spróbować i z czym zamierzam wrócić w plecaku (nabytym w drodze
kupna, a nie szabru :-)). Być może, jeśli ktoś nie interesuje się piwem i zjawił
się na Targach z czystej ciekawości, mógł mieć pewne problemy z orientacją.
Duży plus dla obsługi stoisk, która dwoiła się i troiła, by doradzić tak, aby
klient odszedł zadowolony. Jak już wspomniałem wcześniej, było kilka możliwości
posilenia się podczas biesiadowania przy piwie, co też uważam za duży pozytyw.
Poza piwem w beczkach i butelkach, można było kupić szkło do jego serwowania,
gadżety piwne (w tym koszulki),
Fot.: Hanna Włodarczyk
Z rozmów zasłyszanych od innych uczestników PTP. Usłyszeć
można było sporo zastrzeżeń pod adresem systemu żetonów na piwa lane, jaki
wprowadziła na swoim stoisku „Setka”. Każdy wariant ma swoje plusy i minusy
(żetony, czy płatność od razu przy nalewaku), a jeśli frekwencja jest naprawdę
duża, to przestoje i kolejki są nieuniknione i swoje trzeba odstać. Dla mnie przyjęte
rozwiązanie było w porządku, ale może być tak, że moja opinia jest w
mniejszości.
Szkoda, że na Targi nie dotarła ekipa „Piwnego
Imperium”, bo bardzo chciałem zobaczyć, jak ta gra wygląda w praktyce. Nie
czułem się na siłach, by przystąpić do Blind Testing, ale nie ukrywam, że
kiedyś na pewno postaram się w czymś takim wziąć udział.
Tym, co rzucało się w oczy, gdy weszło się na teren
Targów były parasole. Zważywszy na fakt, że impreza odbywała się w zadaszonym
pawilonie, ich przydatność była raczej wątpliwa. Parasole poza promocją piwa
Lech Pils zasłaniały światło i nie bardzo mi tam pasowały. Myślę, że w
przyszłym roku warto byłoby z nich zrezygnować.
Fot.: Hanna Włodarczyk
Poznańskie Targi Piwne uważam za bardzo udane
wydarzenie. Pragnę z jednej strony podziękować organizatorom tej imprezy, bo
warto było tam być i wraz z innymi miłośnikami trunku z pianką cieszyć się
dobrym piwem, rozmawiać o nim oraz o wszystkim, co z nim związane. Z drugiej
strony, nie pozostaje nic innego jak pogratulować, że pomimo pierwszej edycji imprezy,
była ona na naprawdę wysokim poziomie. Życzyć z kolei należy tego, by nadal był
zapał, do kolejnych edycji, a PTP niech na stałe zagoszczą w imprezowym kalendarzu Poznania oraz branży piwnej.
Szacunek i wielkie dzięki.
Witold Gombrowicz pewnie zakończyłby ten wpis tak:
Po bardzo dobrym „Kejtrze”, przyszedł czas na kolejne
zwierzątko z wielkopolskiego browaru kontraktowego, znanego jako Browar
Szałpiw. „Śrup” w gwarze wielkopolskiej to określenie konia. Najnowszy ale z
Browaru Szałpiw jest piwem uwarzonym w stylu Cascadian Dark Ale, a jest to nic
innego jak alternatywna nazwa oksymoronicznie brzmiącego stylu Black India Pale
Ale. Sporo osób twierdzi, że CDA jest nazwą o wiele bardziej trafioną niż BIPA.
Mnie BIPA w żaden sposób nie razi. Na co dzień sporo jest różnych
nieprawidłowości językowych, takich jak np.: pleonazmy, że oksymoron w nazwie
BIPAw żaden sposób mnie nie drażni, czy
oddziałuje na mnie w jakiś inny negatywny sposób.
Etykieta stylistycznie nawiązuje do poprzednika. Inny
jest kolor jej tła, jednak zarys głównego bohatera niczym się nie różni. Konik
dzierży worek (pewnikiem z jakimś surowcem piwowarskim). Tradycyjnie już,
studiując etykietę można poznać kilka słówek z gwary wielkopolskiej. Tym razem przeczytać
można coś takiego: „Śrup, to jesta kóń co to nie wiedzieć na wiela jest stary,
cołki dzień ciągnie helę z pyrkami za gorstke siana i tytkę haferfloków.”. W
mowie polskiej brzmieć to będzie mniej, więcej tak: „Śrup to koń, którego wieku
nie sposób określić, cały dzień ciągnie wóz z ziemniakami za garść siana i
torebkę płatków owsianych”. A co to tytka haferfloków za tak długi i
wyczerpujący trud? Biedny Śrup…
Nie ukrywam, że bardzo jestem ciekaw jak to piwo smakuje
i czy to godny konkurent dla alebrowarowego „Black
Hope”? W końcu, nie każdy polski browar ma piwo warzone w stylu BIPA w swej
ofercie.
Dane szczegółowe:
Producent: Browar SzałPiw sp. z o.o. (warzone i
rozlewane w Browarze Bartek w Cieślach).
Piana: w kolorze kawy z mlekiem, bardzo zwarta, dość
wysoka, o konsystencji bitej śmietany, mocno krążkująca na szkle.
Zapach: wszystkiego po trochu: cytrusy, żywica, kawa,
palony jęczmień.
Smak: na początku uderza słodowość, która ustępuje
miejsca nucie palonej, kawowo-czekoladowej, aby za chwilę dać pole do popisu
cytrusowo-żywicznej goryczce. Goryczka średnia, ale długa i głęboka, nie
zduszająca aromatów pochodnych od słodów.
Wysycenie: niskie.
Kapitalne, po prostu bardzo udane piwo. Godny
konkurent dla „Black
Hope”, co bardzo cieszy. Czarna barwa i beżowa, bardzo zwarta piana, bogaty
aromat, który stanowi tylko zapowiedź tego, co stanie się z pierwszym łykiem. A
wiedz, że będzie się działo. Smak jest bardzo rozbudowany i zróżnicowany.
Pomimo mnogości akcentów w smaku tego ejla (słodowość, kawa, czekolada,
chmielowa goryczka, cytrusy, żywica sosnowa), piwo jest bardzo zbilansowane i
każdy z wymienionych komponentów zajmuje ściśle określone miejsce w bukiecie
smakowym. Piwo treściwe, ale jednocześnie bardzo pijalne, wręcz sesyjne.
Gratuluję udanego piwa. Czapki z głów i szacunek! „Śrupa” trzeba spróbować, bo
to piwo wysokich lotów.
Kto
już o tym słyszał, bądź czytał niech pominie ten wpis, bo pewnie nic nowego się
nie dowie. Jeśli ktoś z Was styka się z tą informacją po raz pierwszy, jeżeli
jest z Wielkopolski albo z nieco dalszych terenów i nie ma planów na przyszły
weekend, to być może warto poświęcić kilka chwil na lekturę tego tekstu.
W
dniach 16-17 listopada na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich odbywać
się będzie impreza o nazwie Poznańskie Targi Piwa. Organizatorem wydarzenia
jest ekipa z poznańskiego multitapu, znanego jako Setka Pub. Miejsce, w którym każdy
miłośnik (lub każda miłośniczka) piwa czuje się jak w raju.
W
zeszłym roku w Poznaniu zorganizowano I Poznański Festiwal Piwa. Miałem okazję
na nim być. Organizatorzy nie ukrywali, że była to impreza o charakterze
pilotażowym. Było sporo gadżetów dla birofilów, kilka browarów domowych,
wystawiał się Browar Fortuna i jeden z poznańskich sklepów piwnych (Piwa Świata
albo Ambasada Piwa). Było skromnie, ale sympatycznie.
Wszystko
wskazuje na to, że tegoroczna impreza to nie tylko zmieniona nazwa, ale
znacznie bogatsza formuła, czyli znacznie większa liczba wystawców i bardzo
urozmaicony program imprezy, obfitujący w mnogość atrakcji.
A
dlaczego warto tam być?
-
to niepowtarzalna okazja zetknięcia się z wieloma małymi i niszowymi browarami
(kontraktowymi, restauracyjnymi), których piwa nie są szczególnie dostępne na
rynku (poza np.: sklepami specjalistycznymi). Mam tu na myśli browary polskie
oraz zagraniczne. Wszystkie one będą skomasowane w jednym miejscu.
-
wstęp wolny.
-
pokazy warzenia piwa, czyli dowiecie się jak można robić piwo samemu w domu. W
ramach tego punktu programu będzie można porozmawiać z piwowarami, uzyskać
fachowe porady, etc.
-
przybliżenie gościom targów etapów i specyfiki powstawania piwa także w formie
ścieżki edukacyjnej.
-
możliwość poszerzenia piwnych horyzontów poprzez degustacje piw w stylach nie
aż tak znanych i popularnych jak pilzner, czy jasne pełne. Przekonasz się jak
smakuje naprawdę dobre piwo. Piw do spróbowania będzie „wuchta” w wersjach
beczkowych oraz butelkowych.
-
wykłady prowadzone przez Marcina Stefaniaka, blogera piwnego (Piwolog) oraz doświadczonego piwowara domowego,
uhonorowanego nagrodami na wielu konkursach piw domowych. Wykłady będą
prezentować style piwne w ramach dwóch rodzin piwa, czyli piw dolnej fermentacji
(lagerów) oraz piw górnej fermentacji (ale),
-
to okazja, by zetknąć się z projektem „Piwne Imperium”, Jest to gra planszowa,
która polega na zarządzaniu browarem w oparciu o zasady, jakie panują w branży
piwowarskiej. Gra jest w trakcie tworzenia, ale zdążyła już nieźle „namieszać”
(w pozytywnym tego słowa znaczeniu), choćby na serwisie wspieram.to.
-
odważni mogą skonfrontować swoje piwne doświadczenie w Blind Teście.
-
dogodna lokalizacja (200 metrów od Dworca Głównego) oraz przystępne godziny
trwania imprezy (sobota: 10-23, niedziela: 10-21).
-
wykłady i panele dyskusyjne w ramach targów (o łączeniu piwa z jedzeniem, dotyczące
trendów i specyfiki rynku piwnego w Polsce, problemom prawnych branży
piwowarskiej, a także poświęconych roli piwa w gastronomii).
Dokładny
program imprezy, lista wystawców oraz piwa, których będzie można skosztować
znajdują się pod adresem: http://targipiwne.pl/.
Argumentów
„przeciw” nie stwierdzono.
Bierz
rodzinę, krewnych, przyjaciół i znajomych i widzimy się na PTP!
Dzisiaj wyjątkowy dzień dla Polski i Polaków. Nasz
kraj świętuje 95 rocznicę odzyskania niepodległości po 123 latach niewoli. Jest
to jedna z kilku okazji w roku, zmuszająca do pewnych przemyśleń i refleksji. Jestem
dumny z faktu, że mogę żyć w suwerennym kraju. Wielu naszych przodków o tym
marzyło, wielu o to walczyło oddając swe życie, aby ten sen mógł się spełnić. Cieszmy
się i róbmy wszystko, by dobrze przysłużyć się naszemu krajowi, bo ojczyznę,
jak matkę, ma się tylko jedną…
Skoro to święto Polski i Polaków, warto uczcić je
piwem z polskiego browaru. Styl wybrany przeze mnie pochodzi z Wysp Brytyjskich
zatem będzie patriotycznie i kosmopolitycznie zarazem, czyli adekwatnie do
dzisiejszej rzeczywistości…
Piwem, z którym zamierzam się dziś zetknąć jest „Hera”
z Browaru Olimp. Jest to drugie
piwo z tego browaru po „Prometeuszu”,
a w planach są kolejne.
Nazwa piwa posiada mitologiczne konotacje. W mitologii
greckiej Hera była żoną Zeusa, królową Olimpu, patronką małżeństwa, matek i
rodziny. Z mitów greckich dowiedzieć się można, że często padała ofiarą
niewierności swojego męża i sporo czasu poświęcała knowaniom przeciwko swoim
rywalkom. Z upodobaniem gnębiła Heraklesa, który był pozamałżeńskim dzieckiem
Zeusa.
Z drugiej strony nazwa tego piwa może przywodzić na myśl
skojarzenia z potoczną nazwą substancji zwanej diacetylomorfiną, a znaną
bardziej jako heroina (znana też jako „brown” lub „brown sugar”).
Wyekstraktowana w 1874 roku pochodna morfiny, była uważana za środek, który
będzie o wiele lepiej sprawdzał się w leczeniu bólu niż morfina z uwagi na swą
moc. Z czasem okazało się, że zwiększone właściwości przeciwbólowe tego związku
chemicznego idą w parze z jego znacznie silniejszymi właściwościami uzależniającymi
niż w przypadku morfiny, przez co heroina stała się jedną z największych zmor
ludzkości w XX i XXI wieku (z uwagi na bardzo silne uzależnienie psychiczne i
fizyczne, bardzo uciążliwe dolegliwości związane z zespołem abstynencyjnym, co
znacznie utrudnia terapię odwykową osób uzależnionych).
Dzisiejszy gość na blogu to piwo w stylu Coffee Milk
Stout, co stanowi połączenie stylów Coffe Stout (stoutu z dodatkiem ziaren
kawy) oraz Milk Stout (stoutu z dodatkiem laktozy). Zapowiada się ciekawie, więc
nie ma na co czekać.
Tak prezentuje się etykieta tego piwa. Mnie się
podoba.
A tak wygląda „kontra”. Wersja ze strony Browaru Olimp
jest bardziej czytelna niż ta z butelki (bardzo mała czcionka).
Dane szczegółowe:
Producent: Browar OLIMP. (warzone i rozlewane w
„Krajan” Browary Kujawsko-Pomorskie sp. z o.o.).
Barwa: czarna, nieprzejrzysta, bez jakichkolwiek
refleksów.
Piana: beżowa, średniej wysokości, składa się z pęcherzyków
o różnych rozmiarach, szybko opada, ale pozostaje na piwie w postaci cienkiej
warstewki. Krążkuje na szkle.
Zapach: kawa, palone ziarno, aromat mleczny, kwaskowy
aromat pochodzący najprawdopodobniej od ciemnych słodów.
Smak: silna nuta palona i kawowa, będąca połączeniem aromatów
palonego ziarna jęczmienia, pszenicy oraz kawy. Bardzo intensywny i przyjemny
aromat, wyczuwalna lekka mleczna słodycz, ale bardzo stonowana w odniesieniu do
aromatu kawy. W smaku wyczuwalna jest tez leciutka kwaskowość. Nuty chmielowe –
niewyczuwalne. Goryczka w piwie to pochodna paloności.
Wysycenie: niskie.
Smacznyi udany
stout, zdominowany przez posmaki palonego ziarna zbóż i kawy. Piwo pijalne,
wręcz sesyjne i pełne. Aromat mleczny stłumiony, ale wyczuwalny w tle. Inne
aromaty praktycznie nie występują. Goryczka w piwie pochodzi od aromatu
palono-kawowego a nie chmielu. Połączenie „Kawki” od Kolaborantów i „Sweet Cow”
z AleBrowaru. Doskonałe piwo deserowe, alternatywa dla kawy, likierów, czy
słodkich nalewek. Pozycja warta polecenia i godna spróbowania. Mi takie piwa
bardzo smakują, dlatego końcowa ocena jest wysoka.
Moja ocena: 4,5/5.
P.S. Też zrobiłem piwo w tym stylu. Ogólnie, też jest
palono-kawowe, niestety jego smak nie jest aż tak pełny i wyrazisty, ale
największym jego mankamentem jest „syndrom bojanowski”, który objawia się tym,
że nie jest ono czarne jak stout być powinien, ale ciemnobrunatne. Najważniejsze,
że jest dobre i pijalne. Na KPD do Żywca z nim się nie wybieram.
W zeszłym roku gruchnęła wieść, że w
Bieszczadach zostanie od podstaw zbudowany nowy browar rzemieślniczy. Z czasem
okazało się, że w projekt budowy browaru zaangażowana jest Agnieszka Łopata,
znana w piwnym światku jako Piwowarka
Aga. Piwowarka Aga prowadzi blog piwny, a także jej pasją jest komponowanie
połączeń piw i potraw. Swego czasu wraz z Tomaszem
Rogaczewskim (założycielem Pracowni Piwa) zaangażowana była w projekt „Piwo
i jedzenie, czyli Agi i Tomka bitwa na smaki”, który polegał na tym, że pub,
restauracja lub browar rzucali wyzwania w postaci konkretnego piwa, do którego
Aga i Tomasz gotowali potrawy. Piwowarka Aga gotowała dania jarskie, a Tomek przygotowywał
potrawy dla „mięsożerców”. Siłą rzeczy projekt wyhamował, bo jego obydwoje jego
uczestnicy mają o wiele ważniejsze i bardziej absorbujące sprawy na głowie.
Facebookowy FP projektu znajduje się tutaj.
Centrum Ursa Maior (Dom Wielkiej
Niedźwiedzicy), bo tak nazywa się miejsce, w którym od tego roku warzone jest
piwo w Bieszczadach, mieści się w miejscowości Uherce Mineralne. To, co jest
istotne w przypadku tej inicjatywy piwnej, nie jest to tylko browar, ale
miejsce, w którym działo się będzie, że hej! Centrum Ursa Maior to duży obiekt,
w którym odbywać będą się wydarzenia kulturalne różnej maści, takie jak konferencje,
koncerty, i inne imprezy. W ramach projektu Centrum Ursa Maior działa też sklep
Esencja Karpat, sprzedający wyroby regionalne.
Dom Wielkiej Niedźwiedzicy, to miejsce, które do swej działalności wykorzystuje
energię pochodzącą tylko ze źródeł odnawialnych, a część zysków z działalności
będzie inwestowana w lokalne przedsięwzięcia i inicjatywy, tak by wspierać
region. Jest to bardzo kompleksowo przemyślany pomysł na biznes okraszony
patriotyzmem lokalnym, proekologiczna postawą wynikająca z troski o środowisko oraz
chęcią zrobienia czegoś niebanalnego. Czapki z głów!
Obok Agnieszki Łopaty, w projekt
zaangażowani są dr Andrzej Czech (pasjonat innowacyjnych rozwiązań
w zakresie ochrony środowiska oraz odnawialnych źródeł energii, a także
redaktor naczelny czasopisma „Bieszczadnik”) oraz Janusz Demkowicz (odpowiadający
za kulturalna stronę projektu muzyk jazzowy).
Na stronie Centrum Ursa Maior w
bardzo ciekawy sposób wytłumaczono dlaczego akurat niedźwiedź jest takim
inspirującym zwierzęciem dla tego, bieszczadzkiego projektu. Ursa Maior
(Wielka Niedźwiedzica) to gwiazdozbiór, w obrębie, którego znajduje się
Gwiazda Polarna. Tak więc jest to kluczowy element nocnego nieba na
półkuli północnej, dla podróżników, marynarzy, nawigatorów, etc. Dziś może już
nie aż tak istotny, z uwagi na rozwój technik geolokalizacyjnych. Jak
zapewniają kierownicy projektu, w Bieszczadach, które nie są tak dotknięte
"świetlnym zanieczyszczeniem nocnego nieba" jak inne rejony naszego
kraju, przez co można podziwiać tam gwiazdy na nocnym niebie na skalę znacznie
większa niż gdzie indziej. Niedźwiedzica to też symbol
siły, bezkompromisowości, drapieżności i samodzielności (niedźwiedzie są samotnikami),
ale jednocześnie matczynej troski i opiekuńczości nad małymi
niedźwiadkami, co zapewnia im bezpieczeństwo i możliwość rozwoju. Niedźwiadek
to w zamyśle założycieli Centrum Ursa Maior to sam Dom Wielkiej Niedźwiedzicy,
który dzięki nim stanie się w przyszłości czymś wielkim. Niedźwieddź to też
symbol polskich gór, bo poza tym terenami nie występuje dziko nigdzie w Polsce.
Osobną sprawą jest niemniej
symboliczny związek niedźwiedzia z piwowarstwem. W legendach fińskich piwo
musiało fermentować z dodatkiem piany z niedźwiedziego pyska. W ogóle w
fińskich wierzeniach ludowych niedźwiedź (Karhu) jest uosobieniem mądrości,
siły i należnej estymy. Z kolei sowa, o której u nas mówi się, że to symbol
mądrości dla Finów to uosobienie głupoty i ignorancji. Od fińskiego słowa pöllö oznaczającego sowę pochodzi
pelle czyli błazen, głupek. W jednym z litewskich podań niedźwiedź przynosi ze
sobą na wesele beczkę piwa, a w Bieszczadach mawiano, że niedźwiedzie piwo
warzą, gdy znad lasów unosiły się mgły. No i Wojtek, niedźwiedź towarzyszący
wojskom polskim dowodzonym przez generała Andersa też bardzo lubił piwo.
W październiku tego roku z browaru Ursa Maior „wyjechały
w Polskę” cztery piwa: Ursa z Połoniny (American Amber Ale), Royzbawiony
(Hefeweizen), Deszcz w Cisnej (Smoked Brown Ale) oraz Megaloman (American India
Pale Ale). Mi do tej pory udało się zakupić wszystkie za wyjątkiem Megalomana.
Być może na sam koniec warto wspomnieć, że
browar realizuje sprzedaż wysyłkową swoich piw. Więcej informacji pod tym adresem.
A tak wyglądają moje wrażenia po zetknięciu się
z 3 bieszczadzkimi piwami:
Ursa z Połoniny
Na etykiecie tego piwa widnieje imię Filip i postać
jelenia. To odwołanie do jelenia Filipa, który od paru lat zapuszcza się na
terent Połoniny Wetlińskiej. Coi ciekawe, jeleń ten nie boi się ludzi. Pozwala
podejść na odległość kilku metrów od siebie, co stanowi nie lada ewenement,
gdyż jeleń jest z natury zwierzęciem bardzo płochliwym.
Fot.: Wojciech Zatwarnicki
Sama etykieta piwa utrzymana jest w kolorystyce, która
kojarzy mi się z obrazem Edwarda Muncha pt.: „Krzyk”. Kompozycja trafia w moje
gusta, choć niektórym może wydać się trochę „kwaśna”, kojarząca się z
halucynacjami na modłę tych z „Nienasycenia” Witkacego. Skład piwa mógłby być
bardziej rozwinięty (typy słodów i użyte chmiele oraz szczep drożdży). To, co
podoba mi się na etykiecie, to informacja z jakimi potrawami należy łączyć piwo
(dotyczy każdego z warzonych przez bieszczadzki browar piw).
Dane szczegółowe:
Producent: Centrum Ursa Maior (Dom Wielkiej Niedźwiedzicy).
Nazwa: Ursa z Połoniny.
Styl: American Amber Ale.
Ekstrakt: 12,7% wag.
Alkohol: 5% obj.
Skład: woda, słód, chmiel, drożdże.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: tak.
Barwa: bursztynowa z rubinowymi refleksami, klarowna.
Piana: jasnobeżowa, średniej wysokości, zwarta i
sztywna, dość trwała, redukuje się do około 2 milimetrowego dywanika na powierzchni
piwa i pozostaje do końca, krążkuje na szkle.
Zapach: słodowy z towarzyszącymi aromatami ciastek,
opiekanych ziaren i toffi. Następnie do głosu dochodzą: trawiasta nuta
chmielowa, lekka estrowość i leciutki akcent warzywny (DMS).
Smak: Wyraźna podbudowa słodowa z akompaniamentem
ciastek, skórki chleba, toffi. Wyczuwalne estry z dominującym posmakiem jabłek.
Całość szybko przechodzi ze słodowości w chmielowość. Goryczka średnia, ale
skutecznie kontrująca słodkie smaki słodowe, jest trawiasto-ziołowa, a
dodatkowo - długa i lekko zalegająca. Przypomina mi swym smakiem chmiele
brytyjskie.
Wysycenie: niskie.
Piwo to zostało przyjęte z mieszanymi uczuciami w
piwnym światku. Zarzucano, że jest słabe, jego aromat jest ubogi, etc. Ja się z
tym nie zgadzam. Myślę, że problemem jest pewien schemat oczekiwań, jaki został
wytworzony przez „Amber Boy’a” z AleBrowaru oraz uwarzenie tego piwa w stylu American
Amber Ale. Wielu pewnie spodziewało się sporej dawki cytrusowości, której w tym
piwie próżno szukać. dla mnie jest to udane i przyzwoite piwo. Lekkie, wręcz
sesyjne, o głębokim smaku. Jest to zbilansowane ale, w którym słodowe ciało
współgra z chmielową duszą. Smakiem przypomina brytyjskie piwa w stylu Extra
Special Bitter. Na plus etykieta, prezencja w szkle, piana, smak i aromat. DMS
wyczuwalny w zapachu, ale jest on na raczej niskim poziomie. Jak dla mnie, to
piwo o wiele lepiej smakuje niż pachnie. Mój gust smakowy już nie raz pokazał,
ze jest skrajnie nonkonformistyczny. Tak jest i tym razem. Piw mi smakuje, ale
nie ulega wątpliwości, że bardziej kojarzy mi się z UK niż z USA.
Moja ocena: 4/5.
Deszcz w Cisnej
Inspiracją dla nazwy tego piwa jest piosenka Krystyny Prońko
o tym samym tytule.
Jak dla mnie, etykieta tego piwa to cuda, a to pewnie
z mojego zainteresowania pojazdami szynowymi. Zarys pociągu, gór i drzew i ta
kolorystyka… Coś pięknego! Całość kompozycji mnie po prostu urzekła. Tym, co
łączy wszystkie piwa z tego browaru jest fakt posiadania przez nie imiennego
kapsla.
Dane szczegółowe:
Producent: Centrum Ursa Maior (Dom Wielkiej Niedźwiedzicy).
Nazwa: Deszcz w Cisnej.
Styl: Smoked Brown Ale.
Ekstrakt: 12,7% wag.
Alkohol: 5,5% obj.
Skład: woda, słód, chmiel, drożdże.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: tak.
Barwa: bursztynowa, ale nieco jaśniejsza niż w
przypadku poprzednika. Klarowna.
Piana: jasnobeżowa, zwarta, wysoka, trwała, redukująca
się do cienkiego dywanika, pozostającego do ostatniego łyka, lekko krążkuje na
szkle.
Zapach: wyraźny aromat wędzony, który przeplata się z
aromatem miodowo-karmelowym. Wyczuwalne posmaki owocowe, kojarzące się z
ciemnymi suszonymi owocami (śliwki i rodzynki), przez co nasuwa się lekkie
skojarzenie z piwami typu koźlak. W tle aromat zbożowy.
Smak: od samego początku główno planowym składnikiem
smaku jest aromat wędzony, który jest bardziej drewniany niż mięsny i na pewno
nie tak agresywny jak w przypadku piw marki „Aecht Schlenkerla”, co uważam za
wielki plus. Wędzonka jest mniej intensywna w smaku niż w zapachu. Poza tym
wyczuwalna karmelowa słodycz oraz aromat ciemnych, suszonych owoców. W tle
aromat zbożowy i trawiasta chmielowość, znacznie niższa niż w przypadku „Ursy z
Połoniny”.
Piwo o głębokimi bogatym aromacie. Wędzonka wyraźna, ale nienachlana, pozwalająca
poczuć inne składowe bukietu smakowe. W smaku treściwości nuty typowe dla piw
ciemniejszych, nasuwające lekkie skojarzenia z koźlakiem z uwagi na karmelowość
i aromat ciemnych, suszonych owoców, choć czuć po wysyceniu i estrach, że to piwo
górnej fermentacji. Piwo ułożone, bez faworyzowania jednych jego cech kosztem
drugich. Bardzo ciekawe pod warunkiem, że lubi się piwa wędzone. Dobrze będzie
komponować się w zwędzonymi serami oraz wędlinami (przykłady łączenia piwa z
potrawami znaleźć można na etykiecie). Pije się je lekko i ochoczo, bez jakiegokolwiek
zmuszania się do kolejnych łyków. Naprawdę kojarzy się z ogniskiem.
Moja ocena: 4,25/5.
RoYzbawiony
Piwo w stylu Hefeweizen. Roy to chyba pies Piwowarki
Agi i jednocześnie maskotka browaru. Tego radosnego psiaka można zobaczyć na
jednym z filmów, zamieszczonych przez browar w sieci. Coś mi się zdaje, że ten
piesek był mistrzem drugiego planu podczas degustacji „Altebiera” z Jabłonowa,
nagranej na potrzeby „Bitwy na smaki”. Fajny pomysł.
Na etykiecie piwa widnieje Roy, a jej kolorystyka utrzymana w
konwencji spójnej z dwoma poprzednimi. Mi się podoba.
Producent:
Centrum Ursa Maior (Dom Wielkiej Niedźwiedzicy).
Nazwa: RoYzbawiony.
Styl: Hefeweizen.
Ekstrakt: 11,2% wag.
Alkohol: 4,2% obj.
Skład: woda, słód, chmiel, drożdże.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: nie.
Barwa: jasnozłota z domieszką miodowej, mętna.
Piana: Biała, dość wysoka i zwarta, szybko opada i
redukuje się do zera.
Zapach: pszeniczny słód, do tego goździki, banan,
intensywny aromat drożdżowy.
Smak: słodkawy, aromat pszenicznego słodu z
towarzyszącymi akcentem bananowym (o wiele bardziej stonowanym w zapachu na
rzecz akcentu goździkowego). Aromat goździkowy w tle. Do tego dochodzi
wyczuwalny aromat drożdże, lekko przyprawowy finisz.
Wysycenie: wysokie.
Smaczny pszeniczniak, który jak dla mnie, mógłby być
nieco bardziej wytrawny. Treściwy, posiadający wszystkie cechy i aromaty, jakie
powinny znaleźć się w piwie uwarzonym w tym stylu. Bardzo podoba mi się znaczna
przewaga akcentu bananowego nad nutą goździkową. Preferuję właśnie takie „ustawienie”.
Piwo pijalne, ale wysokie nasycenie jest trochę męczące. Zrównoważone pomiędzy
słodowością i posmakiem drożdżowym. Uważam, że w tym aspekcie równowaga jak najbardziej
została zachowana. Piwo pozwala cieszyć się zarówno pszenicznymi aromatami oraz
akcentamiwprowadzanymi do niego przez
drożdże, tak istotne w tego typu piwach. Porządny weizen.
Moja ocena: 3,75/5.
Podsumowując, uważam, że piwa z nowego,
bieszczadzkiego browaru rzemieślniczego są udane i mają szansę na zdobycie
wielu wiernych wielbicieli. Każde z nich to zupełnie inne oblicze trunku z
pianką. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wielu sukcesów twórcom Domu Wielkiej
Niedźwiedzicy, a ja w najbliższym czasie postaram się dostać choćby jedna
butelkę „Megalomana”.