Mówi się, że piwa spod znaku
nowej fali powinny być goryczkowe, bo to jedna z najważniejszych cech odróżniających
je od koncernowych lagerów. Symbolem piw z wyraźnym chmielowym sznytem stało
się American India Pale Ale – pod różnymi postaciami (od lekkiego po mocne i od
jasnego po ciemne). Naszą uwagę przykuło pewne zapomniane niemieckie piwo,
które opisywano jako bardzo gorzkie, ponieważ za goryczkę w nim odpowiadało
kilka czynników, dlatego kolejnym historycznym piwem, które postanowiliśmy
wziąć z chłopakami z Browaru Okrętowego „na warsztat” w ramach serii „Piwo z
historią” jest Merseburger Bier. Czymże było owe piwo? Na to pytanie postaram
się odpowiedzieć w tym wpisie.
Grafika: BrowarOkrętowy
Charakterystyka
Merseburger (zwany też Heidecker)
był piwem, o którym wspominają między innymi Hermbstaedt i Leuchs w swoich
podręcznikach piwowarskich. Obydwoje autorzy z pewnym rozrzewnieniem piszą, że
warzony w ich czasach Merseburger był jedynie cieniem tego z okresu największej
świetności (sprzed choćby 4-5 dekad). Opisywane było jako mocny trunek o
brunatnej barwie. Mówiono o nim, że było zdrowe, pożywne i eksportowane na dużą
skalę z racji swej popularności. Miało cechować się wyraźnym, palonym
posmakiem, ponieważ słód przygotowywany do produkcji tego piwa podczas suszenia
układany był na płótnie, przez które przechodziło rozgrzane powietrze, a samego
słodu nie przewracano, dopóki nie był wystarczająco wysuszony, co prowadziło do
tego, że jego część ulegała przypaleniu. Poza tym cechowała je pienistość,
klarowność, treściwość, gorzki aromat i smak.
Oekonomische Encyklopädie
podaje, że piwo z Merseburga dobrze wpływało na pracę żołądka, wspomagało pracę
jelit, poprawiało krążenie i wydolność oddechową.
Sposób produkcji
35 szefli berlińskich słodu
jęczmiennego (20 brunatnego – 1200 funtów i 15 bursztynowego – 900 funtów)
zalewano 5 000 kwart wody, by uzyskać z tego 2 000 kwart berlińskich
piwa. Co to oznacza? Do produkcji circa 2300 litrów piwa potrzebowano ok. 5750
litrów wody i – w przybliżeniu – 1050 kg słodów. Z obliczeń w „Brewer’s Friend” – przy założeniu, że
zasyp stanowiły słody o parametrach zbliżonych do dzisiejszych słodów
monachijskich (jasnego i ciemnego) – wynika, że ekstrakt początkowy piwa
oscylował wokół 25 stopni Plato. Prawdopodobnie był on niższy, bowiem dawne
odmiany jęczmienia nie były tak wydajne jak te obecne (mniejsza zawartość
skrobi). Ten sam kalkulator wskazuje, że woltaż tego piwa wynosił 8-9% alk.
obj. przy założeniu, że do fermentacji użyto szczepu drożdży o średnim poziomie
odfermentowania.
Odbierano trzy brzeczki, a każdą
z nich zacierano w 62,5 st. C. Pierwszą przez godzinę, drugą – 30 minut, a
trzecią jeszcze krócej. Brzeczki zbierano do kotła warzelnego i gotowano je pół
godziny. Pod koniec gotowania dodawano przygotowany wcześniej wywar z chmielu i
przypraw. Przyrządzano go w następujący sposób: 50kg chmielu, 2,5 kg suszonego
korzenia gencjany (zwanej też goryczką) i 1 kg suszonych owoców gorzkiej
pomarańczy. Zalewano je najpierw 115 litrami wody w temp. 87,5 st. C, a po
pewnym czasie dolewano 62 litry wody o tej samej temperaturze. Ekstrakcja
trwała 10 godzin, po czym „wyciskano” część płynną i dodawano ją do gotującej
się brzeczki.
Po zakończeniu gotowania brzeczki,
chłodzono ją i przelewano do kadzi fermentacyjnej. Na tym etapie dodawano
drożdże. Gdy te zaczęły opadać, piwo zlewano znad osadu do beczek i odstawiano
w chłodne miejsce, w którym pozostawiano je na okres 2-3 tygodni. Po tym czasie
było – według Hermbstaedta – zdatne do picia.
Wielowymiarowa goryczka
Studiując recepturę i opis łatwo
zauważyć, że goryczkę w tym piwie tworzyło kilka składowych:
Sposób suszenia słodu – co owocowało nutami opisywanymi jako
„przypalone” (jedynym przychodzącym mi
na myśl sensorycznym skojarzeniem jest mocno palony stout).
Znaczna ilość chmielu – gdyby proporcje z receptury Hermbstaedta
przełożyć na warunki domowe to na 23 litry piwa potrzebne byłoby około 0,5 kg
chmielu. Wydaje się to bardzo dużo, ale pamiętajmy o kilku rzeczach: chmiele z
tamtego okresu posiadały o wiele mniejszą zawartość alfa-kwasów w porównaniu z
dzisiejszymi odmianami, stosowano szyszkę, a nie granulat (szyszki daje się
więcej niż granulatu dla osiągnięcia konkretnego poziomu goryczki), a co
najważniejsze – izomeryzacja alfa-kwasów była niezbyt duża, bowiem chmiel i
przyprawy zalewano gorącą wodą i pozostawiano je tak na kilka godzin.
Owoce gorzkiej pomarańczy – zawierają aromatyczne olejki eteryczne,
ale także substancje goryczkowe. Dawniej ten składnik stosowano powszechniej
niż dziś, zwłaszcza w piwowarstwie angielskim. Obecnie stosuje się je do
produkcji Curaçao,
w cukiernictwie i przemyśle perfumeryjnym. Działają uspokajająco i poprawiają
pracę układu pokarmowego. Skórki tego owocu stosowane są przy wyrobie
belgijskiego biere blanche.
Gencjana – miałem okazję organoleptycznego przetestowania tego
składnika i powiem wprost – jest gorzka jak diabli. Gencjanowa goryczka jest
tępa, ziemista, stęchła i lekko kwaskowa. Pozostawia bardzo długi posmak. Dawne
podręczniki piwowarskie wzmiankują o tym, że stosowano ją jako zamiennik
chmielu. Wchodziła w skład mieszanki, którą zaprawiano purl (angielski napój
ziołowy na bazie piwa). Jej właściwości lecznicze znane są od czasów
starożytnych – wzmaga apetyt, pobudza pracę żołądka i jelit. W recepturze, z
której korzystaliśmy autor zaleca proporcję ok, 1g na litr brzeczki, jednak
postanowiliśmy nie być tak radykalni, mając na uwadze bardzo gorzki smak tego
zioła. Gencjana oddaje goryczkę o wiele łatwiej niż chmiel, bowiem nie trzeba
jej tak długo gotować. Wystarczy kilkuminutowe zaparzanie, by przekonać się o
jej goryczkowych właściwościach.
Ciekawostka – Merseburger i Goethe
Piwa tego smakować miał sam Johann
Wolfgang von Goethe (1749-1832), który miał o nim powiedzieć, że „jest gorzkie jak śmierć na szubienicy”.
W listach pisanych przez niego do Susanny Katheriny von Klettenberg czytamy
między innymi, że: „ciężkie piwo merseburskie zaćmiło mój mózg” oraz
„zaczęła mnie dopadać jurysprudencja
[teoria prawa], ale z tym wszystkim jest
jak z piwem z Merseburga – pierwszy łyk przeszywa człowieka dreszczem, zaś po
tygodniu jego picia nie jest się w stanie go sobie odmówić”.
Szykujcie się na nadpłynięcie „Szebeki”!
Zainspirowani recepturą,
postanowiliśmy uwarzyć trunek, który nawiązywałby do tego dawnego i
zapomnianego piwa. „Szebeka” posiada 18 st. Plato i 6,9 alk. obj. W zasypie
znalazły się następujące słody: monachijski jasny, monachijski ciemny,
Caraamber, Carafa III. Do nachmielenia użyliśmy dwóch odmian: Magnum (na
goryczkę) i Saaz (na aromat). Dodaliśmy także gorzką pomarańczę i gencjanę (tej
drugiej 40% w porównaniu z recepturą, na której się wzorowaliśmy). Chmiel i
pozostałe dodatki zostały dodane podczas warzenia. Na etapie leżakowania nic
nie zostało dorzucone. Już niebawem nasza interpretacja tego historycznego
gatunku piwa pojawi się na sklepowych półkach.
Fot.: Browar Okrętowy
Namówiony do zakupu w sklepie Huta Piwa, byłem pełen obaw czy nie pójdzie do zlewu... jednak po wypiciu pierwszej butelki wiem, że będę jak długo się da wracał do tego piwa... gorzyczka jest OK, a najbardziej pociaga mnie "aksamitność" tego trunku
OdpowiedzUsuńCieszę się, że smakowało. Dla mnie też jest ono bardzo pijalne i smaczne. Sporo w nim nut porterowych. Sugeruję zrobić zapasy, bo nie wiem kiedy powtórzymy Szebekę. Pozdrawiam.
Usuń