UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

środa, 27 listopada 2013

Opat Bitter 19°, czy eksperyment się udał?

Był w moim życiu taki czas, kiedy do poznańskiego sklepu specjalistycznego „Piwa Świata” miałem bardzo blisko z miejsca, w którym wtedy mieszkałem. Kończyłem wtedy studia i zamierzałem zająć się poszukiwaniem pracy, więc moje fundusze nie pozwalały mi na zbyt duże szaleństwa, ale zapoznawanie się z ofertą polskich browarów regionalnych, piw czeskich, czy piw z półki „Piwa po terminie, kupujesz na własną odpowiedzialność” było po pierwsze zbieżne z moimi zainteresowaniami względem nowych piw, a po drugie, było to o wiele ciekawszą alternatywą niż to, co oferowały w 2009 roku supermarkety. Pewnie, gdy czytasz zadajesz sobie pytanie „OK., ale czy w tej bajce będzie smok?”.

A kiedy pytają mnie, odpowiadam że smoka nie będzie, ale już zmierzam do sedna. Jednym z odkrytych wtedy przeze mnie piw był Opat Bitter. O samym browarze napisałem słów kilka przy okazji degustacji piwa pieprzowego. W wersji wcześniejszej, był to pils o ekstrakcie 11 Blg i wyraźnym chmielowym aromacie (wtedy niewielu słyszało o AIPA – w tym ja). Bardzo lubiłem to piwo, ale niestety z czasem jego notowania w moich oczach spadły. Nie chodzi tu pojawienie się innych bardziej goryczkowych i ciekawszych piw. Po prostu Opat Bitter znacznie stracił na smaku. Piłem go ostatnio wiosną i nieprędko zamierzam do niego wrócić. W smaku masło, brokuły, gwoździe, a chmielowego aromatu w nim za grosz. Szkoda…

Niedawno Pivovar Bruomov wypuścił nową wersję tego piwa. Piwo jest znacznie mocniejsze. Jego ekstrakt wynosi 19 Blg, a zawartość alkoholu - 8% obj. Zakupiłem jedną butelkę tytułem eksperymentu na Poznańskich Targach Piwnych. Czy było warto? Pora się przekonać.

Opakowanie wygląda standardowo, jak na wyroby z tego browaru. Uśmiechnięty zakonnik z kuflem piwa, zielone tło na etykiecie, a na krawatce znajduje się napis „Bitter”.

Dane szczegółowe:
Producent: Pivovar Broumov s.r.o.
Nazwa: Olivětínsky Opat Bitter 19°.
Styl: Imperial Pilzner.
Ekstrakt: 19% wag.
Alkohol: 8% obj.
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel.
Pasteryzacja: tak.
Filtracja: nie. 

Barwa: złota, wyraźnie zmętniona.
Piana: biała, wysoka, zbita, sztywna i trwała. Wyraźnie sycząca. Odznacza się na szkle.
Zapach: wyraźna nuta słodowa wraz z towarzyszącym chlebowym aromatem, maślany dwuacetyl, żywiczno-ziołowa goryczka, nasuwająca skojarzenia z lasem iglastym, delikatna nuta alkoholowa.
Smak: aromat jasnego słodu, chlebowość, toffi, maślany posmak z uwagi na dwuacetyl. Słodowość kontruje wyraźna nuta chmielowa. Goryczka posiada żywiczno-ziołowy charakter, jest wyraźna, ale nie agresywna, długa, ale nie zalegająca. W smaku obecna jest nuta drożdżowa, wprowadzająca pieprzowy posmak. W tle akcent alkoholowy, ale bardzo subtelny jak tak wysoką jego zawartość. Całość psuje trochę aromat starego chmielu wprowadzający do piwa aromat stęchlizny. Finisz goryczkowy, wytrawny.
Wysycenie: średnie w stronę niskiego.     

Z uwagi na tak wysoki ekstrakt, jest to piwo raczej nietypowe na czeskie warunki, gdzie królują „dziesiątki”, „jedenastki” i „dwunastki”. Budziło we mnie pewne obawy, bo moje dotychczasowe doświadczenia z tak mocnymi czeskimi piwami, ograniczone do wyrobów z browaru Primator a.s. (Primator Double i Primator Exkluziv) nie były nadzwyczaj udane. Doppelbock z tego browaru okazał się być dla mnie zupełnie niepijanym, a „ekskluzywne” odtrącało i zniechęcało bardzo intensywnym aromatem landrynkowo-alkoholowym. Piwo z Bruomova to zupełnie inny biegun. Tutaj smak jest przyjemnie zbilansowany, a co najważniejsze, nieprzekombinowany. Otrzymujemy piwo o esencjonalnym i głębokim smaku, bardzo treściwe, ale jednocześnie pijalne i po prostu smaczne. Konkretne ciało słodowe posiada szereg towarzyszących jemu aromatów, a nuta chmielowa i drożdżowa w bardzo efektowny sposób wieńczą dzieło. Goryczka wyraźna, ale nie tak wysoka jak choćby w brytyjskiej wersji IPA. Jest bardzo „leśna”, nasuwająca skojarzenia z lasem iglastym.  Pomimo 8% alkoholu, jest on bardzo wycofany i nienarzucający się, choć zauważalny (co raczej nie powinno dziwić). Piwo dobre na zimniejszą porę roku, rozgrzewające. Warto było je kupić. Eksperyment uważam za udany. Jego pijalność może być trochę zdradziecka. Produkt ciekawy i ze sporym potencjałem.

Moja ocena: 3,75/5. 


środa, 20 listopada 2013

Moje wrażenia z Poznańskich Targów Piwnych


W miniony weekend miałem przyjemność być jednym z wielu odwiedzających Poznańskie Targi Piwne. Wiadomość, że takowa impreza się odbędzie, krążyła po Internecie już na przełomie września i października. Gdy tylko się o tym dowiedziałem, wiedziałem, że w weekend 16-17 listopada muszę zawitać do Poznania.  Planowałem być na PTP już w sobotę rano, jednak na kilka dni przed rozpoczęciem Targów, musiałem zmienić plany wizyty w Stolicy Wielkopolski z uwagi na okoliczności rodzinne. Wykoncypowałem sobie, że pojadę na PTP w sobotę na bardzo krótko, żeby kupić kilka ciekawych piw, a w niedzielę zabawię tam nieco dłużej. Na kilka dni przed startem imprezy, organizatorzy zaczęli lawinowo zdradzać szczegóły odnośnie programu Targów, wystawców, etc. Zapowiadało się coś naprawdę ciekawego…

Fot.: Hanna Włodarczyk

W sobotę przyjechałem do Poznania kilka minut po 18 i bezzwłocznie udałem się w stronę Międzynarodowych Targów Poznańskich, gdzie na terenie pawilonu numer 3 święto piwa rozkręciło się na dobre. Pierwsza moja myśl, gdy wchodziłem na teren imprezy była następująca „Ale wuchta wiary!”. Faktycznie, frekwencja dopisała. Ludzi było sporo i wszędzie trzeba było odstać chwilę (krótszą, bądź dłuższą) w kolejce. Obszedłem sobie pawilon dookoła i byłem pod wrażeniem. Było wielu wystawców różnego kalibru. Z tych wielkich graczy wystawiła się Kompania Piwowarska S.A. ze swoimi piwami. Były też średnie browary takie jak  Browar Amber, Browar Fortuna, Browar Sulimar, a także piwa z grupy browarów Browary Regionalne Jakubiak, należącej do Marka Jakubiaka (marki: Lwówek, Ciechan i Bojan). Sporą część stanowiły wystawy stanowiły piwa rzemieślnicze, które najczęściej per procura sprzedawały albo inne browary (Szałpiw, PINTA), albo sklepy (Piwa Świata i inne), czy puby (Setka). Z oferty piw rzemieślniczych napić się można było piw z AleBrowaru, Browaru PINTA, Bieszczadzkiej Wytwórni Piwa Ursa Maior, Pracowni Piwa, Browaru Olimp, Browaru Szałpiw, Minibrowaru HAUST, browaru restauracyjnego Jan Olbracht Browar Staromiejski,  Browaru Artezan, Minibrowaru MajEr. Na stoisku Setki i Piw Świata można było tez zakupić szeroki wybór piw rzemieślniczych z zagranicy. Byli też wystawieni importerzy piw czeskich, takich marek jak Primator, Permon, Kocour czy Olivetinsky Opat.

Fot.: Hanna Włodarczyk

Krążąc po terenie Targów, zauważyłem, że wielkość produkcji w wystawiających się browarów była odwrotnie proporcjonalna do osób oblegających jego stoisku. O ile piwa z KP S.A. można było kupić bez kolejki, o tyle w strefie „pobłogosławionej przez ducha draftu” było naprawdę tłoczno. To nie jest złośliwość, czy aluzja. Po prostu, stwierdzam fakt.

W sobotę zaopatrzyłem się w niewiele piw z uwagi na niewielki margines czasowy, jakim dysponowałem oraz kolejki (uważam się za osobę dobrze wychowaną i nie wpycham się na chama, bo sam tego nie lubię). Zakupiłem „Brown Foot”, „Naked Mummy”, „Prometeusza” chmielonego na mokro, „Złoto Olbrachta” (piwo klasztorne w stylu  Belgian Blond, uwarzone w toruńskim browarze restauracyjnym Jan Olbracht Browar Staromiejski według receptury piwowara domowego, Krzysztofa Juszczaka, znanego na forach piwnych jako Jozefik). Niestety, spełniły się moje najczarniejsze przeczucia i na wersję butelkową nowych piw żytnich z Browaru PINTA się nie załapałem. Z tego, co powiedziano mi przy stoisku PINTY, piwa „Apetyt na życie” i „Żytorillo” rozeszły się „na pniu”. Szkoda, że nie było mi dane być od rana, bo bardzo chciałem przyjrzeć się pokazowi warzenia piwa przez załogę Centrum Piwowarstwa, ale życie to kwestia priorytetów.

Po powrocie do domu nie omieszkałem spróbować „Brown Foot” oraz „Prometeusza”. Moje wrażenia względem „Brązowej Stopy” są pozytywne, solidnie nachmielone, przy czym goryczka jest trochę za bardzo zalegająca i na pewno niejednej osobie może przyjść z trudem picie tego piwa. Coś idealnego dla Hop Head’ów. Właściwie poza chmielem niewiele czuć w tym piwie, ale mi to nie przeszkadza. Co do „Prometeusza”, jest to na pewno o wiele bardziej udany jego wariant w porównaniu z pierwszą warką. Aromat słodu bardzo dobrze komponuje się z leśną goryczką. Goryczka raczej wysoka, ale bardzo przyjemna. Naprawdę udane to piwo.

W niedzielę trójosobową (początkowo, bo później dołączyła do nas moja dziewczyna, a potem jeszcze jej koleżanka z pracy wraz z mężem) ekipą ruszyliśmy pociągiem do Poznania i przybyliśmy na miejsce kilkanaście minut po 10-ej. Z dworca od razu udaliśmy się na teren MTP. Organizator zadbał o dobre oznakowanie terenu w okolicy wejścia wschodniego MTP i nie sposób było tam nie trafić. O tej porze ludzi było stosunkowo niewiele, ale z każdą godziną napływało ich coraz więcej. Z racji, że czasu mieliśmy dużo, zaczęliśmy od spokojnego rekonesansu terenu imprezy. Tego dnia skupiliśmy się też na tym, co można by było „wrzucić na ruszt” podczas biesiady przy piwie. I tak jak zapewniał organizator było kilka alternatyw. Na zewnątrz, na terenie MTP stał Food Patrol sprzedający burgery. W przerwie między piwami skusiliśmy się na hamburgery BBQ i muszę przyznać, że były naprawdę wyborne. Obok stoiska KP S.A. znajdowało się miejsce, gdzie też serwowano sporo różnego rodzaju dań z grilla, itd. A ciekawym miejscem było stoisko z produktami litewskimi, gdzie sprzedawano kwas chlebowy, tradycyjny chleb litewski, sery i wędliny. Bardzo dobrym rozwiązaniem była możliwość zakupu zestawu kilku kawałków serów lub wędlin w cenie 10 złotych. Smakowały świetnie, zwłaszcza sery. Jeśli ktoś zgłodniał, coś na ząb miał na wyciągnięcie ręki.

Fot.: Hanna Włodarczyk

Tego dnia zamierzałem zaopatrzyć się w kilka ciekawych, według mnie, piw oraz spróbować kilku, które były dostępne tylko w wersji lanej. Zakupy robiłem „na raty”, bo wybór piw butelkowych był naprawdę duży. Część z nich nawet nie była wystawiona na półki. Dla przykładu, gdy przy stoisku „Piw Świata” zapytałem o piwa z Buxton Brewery i Siren Craft Brew, powiedziano, że owszem są. Panowie otworzyli kartony i pokazali, co mają w ofercie. Było akurat to, czego szukałem („Imperial Black” z Buxton Brewery i „Undercurrent” - Oatmeal Pale Ale - z Siren Craft Brew). Sporo piw butelkowych było też na stanowisku Setki – polskich i zagranicznych (kupiłem tam dwa piwa zagraniczne). Słabość do czeskiego piwowarstwa tez wzięła górę i efektem tego był zakup pięciu piw z Czech, z czego 80% stanowią mało czeskie piwa górnej fermentacji. Fani cydru mogli też się ucieszyć, gdyż na jednym ze stosik sprzedawano kilka rodzajów tego trunku. Wybór piw był duży i na pewno każdy znalazł cos dla siebie.

Drugim z przyświecających mi celów było spróbowanie kilku piw beczkowych, a najwyższym priorytetem stało się „Żytorillo” z Browaru PINTA. Jeśli komuś nazwa tego piwa wydaje się dziwna, to spieszę z wyjaśnieniem –żyto-, bo w zasypie został użyty słód żytni (o specyfice piw ze słodem żytnim w zasypie pisałem tutaj), a -rillo, bo piwo to jest chmielone wyłącznie amerykańską odmianą chmielu Amarillo. Tego piwa próbowałem jako pierwszego. Jest to piwo w nowofalowym stylu Black Rye India Pale Ale, według autorskiej receptury PINTY. Piwo o ekstrakcie wynoszącym 14 Blg, zawierające alkohol na poziomie 5,3%. Goryczka, zgodnie z opisem producenta, plasuje się na poziomie 68 IBU, czyli całkiem sporo. Jest to ale o ciemnobrunatnej barwie, przechodzącej w czerń, z bardzo obfitą i gęsta pianą. W zapachu dominował chmiel o żywiczno-cytrusowym aromacie. W smaku właściwie od początku do końca rządzi chmiel, a nawet dłużej, bo goryczka jest dość zalegająca. Jak dla mnie trochę przesadzono z tym chmielem, przez co słód żytni i pochodne od niego akcenty są bardzo wycofane, co psuje trochę zabawę. Piwo  oleiste, lepkie, o zdecydowanym, esencjonalnym smaku. Jest na pewno smaczne i uwarzone z myślą o wielbicielach mocnej goryczki. Niemniej, warto spróbować.

Fot.: Hanna Włodarczyk

„Apetytem na życie” nie byłem aż tak zainteresowany, z uwagi na inne piwa, których można było posmakować. Spróbowałem jego niewielką ilość i stwierdzam, że jest bardzo przyjemne i na pewno ma rację bytu skoro Roggenbier z Browaru Konstancin już nie jest dostępny na rynku.  

Inne piwa, których próbowałem i uważam je za godne polecenia to „Babie lato”  uwarzone przez podwarszawski Browar Artezan. Ten American Saison posiada ładny złoty kolor, ale najwięcej wrażeń dostarcza jego wąchanie i smakowanie. Pachnie iście sielsko. Siano, stodoła, stajnia, wymieszane z estrami będącymi efektem pracy drożdży oraz przyjemnym aromatem amerykańskich odmian chmielu. Piwo wytrawne, lekko kwaskowe, z subtelną, ale dobrze zaznaczoną goryczką. Bardzo sesyjne i orzeźwiające. Próbowałem też „Gose” z tegoż browaru. Gose to styl piwny, z którym do tej pory nie miałem do czynienia (wiedziałem tylko, że jest kwaśno-słone). Moim faworytem gose nie będzie, ale nie uważam go za piwo złe czy męczące. Kwaśność piwa jest bardzo subtelna, a i słony aromat też nie zniechęca. Słodowe, wytrawne, bardzo przyjemne. Uważam, że warto było go posmakować.

Z piw lanych zależało mi też na piwach z oferty podkrakowskiej „Pracowni Piwa”. Podczas wakacyjnego pobytu w Krakowie miałem okazję skosztować kilku piw z tego browaru i bardzo mi smakowały, zwłaszcza rewelacyjne American Wheat – „Hey Now”. Skosztowałem „Plan-T”, czyli Brown Ale o bardzo ciekawym aromacie i smaku. Ciemne słody, paloność, kawa, czekolada i subtelna goryczka, to naprawdę fajne połączenie. Drugi był „Crack” (ale nie ten do palenia :-)). Ten American Stout smakował mi średnio. Samo piwo ma w sobie wszystko to, co stout mieć powinien, ale męcząca była  wyraźna nuta ziemisto-popiołowa na finiszu, która według mnie negatywnie wpływała na pijalność piwa. Plus za świetną pianę.  

W mojej ocenie, impreza była bardzo dobrze zorganizowana. Organizatorzy zadbali o to, by podczas Targów odwiedzający mogli zapoznać się z wieloma przeróżnymi browarami, stylami piwnymi oraz konkretnymi markami z Polski, czy z zagranicy. Udając się na PTP, wiedziałem czego zamierzam spróbować i z czym zamierzam wrócić w plecaku (nabytym w drodze kupna, a nie szabru :-)). Być może, jeśli ktoś nie interesuje się piwem i zjawił się na Targach z czystej ciekawości, mógł mieć pewne problemy z orientacją. Duży plus dla obsługi stoisk, która dwoiła się i troiła, by doradzić tak, aby klient odszedł zadowolony. Jak już wspomniałem wcześniej, było kilka możliwości posilenia się podczas biesiadowania przy piwie, co też uważam za duży pozytyw. Poza piwem w beczkach i butelkach, można było kupić szkło do jego serwowania, gadżety piwne (w tym koszulki),  

Fot.: Hanna Włodarczyk

Z rozmów zasłyszanych od innych uczestników PTP. Usłyszeć można było sporo zastrzeżeń pod adresem systemu żetonów na piwa lane, jaki wprowadziła na swoim stoisku „Setka”. Każdy wariant ma swoje plusy i minusy (żetony, czy płatność od razu przy nalewaku), a jeśli frekwencja jest naprawdę duża, to przestoje i kolejki są nieuniknione i swoje trzeba odstać. Dla mnie przyjęte rozwiązanie było w porządku, ale może być tak, że moja opinia jest w mniejszości.

Szkoda, że na Targi nie dotarła ekipa „Piwnego Imperium”, bo bardzo chciałem zobaczyć, jak ta gra wygląda w praktyce. Nie czułem się na siłach, by przystąpić do Blind Testing, ale nie ukrywam, że kiedyś na pewno postaram się w czymś takim wziąć udział.

Tym, co rzucało się w oczy, gdy weszło się na teren Targów były parasole. Zważywszy na fakt, że impreza odbywała się w zadaszonym pawilonie, ich przydatność była raczej wątpliwa. Parasole poza promocją piwa Lech Pils zasłaniały światło i nie bardzo mi tam pasowały. Myślę, że w przyszłym roku warto byłoby z nich zrezygnować.

Fot.: Hanna Włodarczyk

Poznańskie Targi Piwne uważam za bardzo udane wydarzenie. Pragnę z jednej strony podziękować organizatorom tej imprezy, bo warto było tam być i wraz z innymi miłośnikami trunku z pianką cieszyć się dobrym piwem, rozmawiać o nim oraz o wszystkim, co z nim związane. Z drugiej strony, nie pozostaje nic innego jak pogratulować, że pomimo pierwszej edycji imprezy, była ona na naprawdę wysokim poziomie. Życzyć z kolei należy tego, by nadal był zapał, do kolejnych edycji, a PTP niech na stałe zagoszczą w imprezowym kalendarzu Poznania oraz branży piwnej. Szacunek i wielkie dzięki. 

Witold Gombrowicz pewnie zakończyłby ten wpis tak:
Koniec i bomba, kto nie był ten trąba!

A Adam Mickiewicz raczej tak:
I ja tam byłem, niejedno piwo piłem
A to, co ujrzałem, we wpisie opisałem.

czwartek, 14 listopada 2013

Śrup z Browaru Szałpiw


Po bardzo dobrym „Kejtrze”, przyszedł czas na kolejne zwierzątko z wielkopolskiego browaru kontraktowego, znanego jako Browar Szałpiw. „Śrup” w gwarze wielkopolskiej to określenie konia. Najnowszy ale z Browaru Szałpiw jest piwem uwarzonym w stylu Cascadian Dark Ale, a jest to nic innego jak alternatywna nazwa oksymoronicznie brzmiącego stylu Black India Pale Ale. Sporo osób twierdzi, że CDA jest nazwą o wiele bardziej trafioną niż BIPA. Mnie BIPA w żaden sposób nie razi. Na co dzień sporo jest różnych nieprawidłowości językowych, takich jak np.: pleonazmy, że oksymoron w nazwie BIPA  w żaden sposób mnie nie drażni, czy oddziałuje na mnie w jakiś inny negatywny sposób.  

Etykieta stylistycznie nawiązuje do poprzednika. Inny jest kolor jej tła, jednak zarys głównego bohatera niczym się nie różni. Konik dzierży worek (pewnikiem z jakimś surowcem piwowarskim). Tradycyjnie już, studiując etykietę można poznać kilka słówek z gwary wielkopolskiej. Tym razem przeczytać można coś takiego: „Śrup, to jesta kóń co to nie wiedzieć na wiela jest stary, cołki dzień ciągnie helę z pyrkami za gorstke siana i tytkę haferfloków.”. W mowie polskiej brzmieć to będzie mniej, więcej tak: „Śrup to koń, którego wieku nie sposób określić, cały dzień ciągnie wóz z ziemniakami za garść siana i torebkę płatków owsianych”. A co to tytka haferfloków za tak długi i wyczerpujący trud? Biedny Śrup…



Nie ukrywam, że bardzo jestem ciekaw jak to piwo smakuje i czy to godny konkurent dla alebrowarowego „Black Hope”? W końcu, nie każdy polski browar ma piwo warzone w stylu BIPA w swej ofercie.

Dane szczegółowe:
Producent: Browar SzałPiw sp. z o.o. (warzone i rozlewane w Browarze Bartek w Cieślach).
Nazwa: Śrup.
Styl: Cascadian Dark Ale/Black India Pale Ale.
Ekstrakt: 15% wag.
Alkohol: 6% obj.
Skład: woda, słód pilzneński, słód monachijski, płatki owsiane, słód palony, chmiele: Chinook, Centennial, Citra; drożdże.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: nie.

Barwa: czarna, nieprzejrzysta, pozbawiona refleksów.
Piana: w kolorze kawy z mlekiem, bardzo zwarta, dość wysoka, o konsystencji bitej śmietany, mocno krążkująca na szkle.
Zapach: wszystkiego po trochu: cytrusy, żywica, kawa, palony jęczmień.
Smak: na początku uderza słodowość, która ustępuje miejsca nucie palonej, kawowo-czekoladowej, aby za chwilę dać pole do popisu cytrusowo-żywicznej goryczce. Goryczka średnia, ale długa i głęboka, nie zduszająca aromatów pochodnych od słodów.
Wysycenie: niskie.

Kapitalne, po prostu bardzo udane piwo. Godny konkurent dla „Black Hope”, co bardzo cieszy. Czarna barwa i beżowa, bardzo zwarta piana, bogaty aromat, który stanowi tylko zapowiedź tego, co stanie się z pierwszym łykiem. A wiedz, że będzie się działo. Smak jest bardzo rozbudowany i zróżnicowany. Pomimo mnogości akcentów w smaku tego ejla (słodowość, kawa, czekolada, chmielowa goryczka, cytrusy, żywica sosnowa), piwo jest bardzo zbilansowane i każdy z wymienionych komponentów zajmuje ściśle określone miejsce w bukiecie smakowym. Piwo treściwe, ale jednocześnie bardzo pijalne, wręcz sesyjne. Gratuluję udanego piwa. Czapki z głów i szacunek! „Śrupa” trzeba spróbować, bo to piwo wysokich lotów.

Moja ocena: 4,75/5.


wtorek, 12 listopada 2013

Poznańskie Targi Piwne już w ten weekend




Kto już o tym słyszał, bądź czytał niech pominie ten wpis, bo pewnie nic nowego się nie dowie. Jeśli ktoś z Was styka się z tą informacją po raz pierwszy, jeżeli jest z Wielkopolski albo z nieco dalszych terenów i nie ma planów na przyszły weekend, to być może warto poświęcić kilka chwil na lekturę tego tekstu. 

W dniach 16-17 listopada na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich odbywać się będzie impreza o nazwie Poznańskie Targi Piwa. Organizatorem wydarzenia jest ekipa z poznańskiego multitapu, znanego jako Setka Pub. Miejsce, w którym każdy miłośnik (lub każda miłośniczka) piwa czuje się jak w raju.

W zeszłym roku w Poznaniu zorganizowano I Poznański Festiwal Piwa. Miałem okazję na nim być. Organizatorzy nie ukrywali, że była to impreza o charakterze pilotażowym. Było sporo gadżetów dla birofilów, kilka browarów domowych, wystawiał się Browar Fortuna i jeden z poznańskich sklepów piwnych (Piwa Świata albo Ambasada Piwa). Było skromnie, ale sympatycznie.

Wszystko wskazuje na to, że tegoroczna impreza to nie tylko zmieniona nazwa, ale znacznie bogatsza formuła, czyli znacznie większa liczba wystawców i bardzo urozmaicony program imprezy, obfitujący w mnogość atrakcji.   

A dlaczego warto tam być?

- to niepowtarzalna okazja zetknięcia się z wieloma małymi i niszowymi browarami (kontraktowymi, restauracyjnymi), których piwa nie są szczególnie dostępne na rynku (poza np.: sklepami specjalistycznymi). Mam tu na myśli browary polskie oraz zagraniczne. Wszystkie one będą skomasowane w jednym miejscu.
- wstęp wolny.
- pokazy warzenia piwa, czyli dowiecie się jak można robić piwo samemu w domu. W ramach tego punktu programu będzie można porozmawiać z piwowarami, uzyskać fachowe porady, etc.
- przybliżenie gościom targów etapów i specyfiki powstawania piwa także w formie ścieżki edukacyjnej.
- możliwość poszerzenia piwnych horyzontów poprzez degustacje piw w stylach nie aż tak znanych i popularnych jak pilzner, czy jasne pełne. Przekonasz się jak smakuje naprawdę dobre piwo. Piw do spróbowania będzie „wuchta” w wersjach beczkowych oraz butelkowych.
- wykłady prowadzone przez Marcina Stefaniaka, blogera piwnego (Piwolog) oraz doświadczonego piwowara domowego, uhonorowanego nagrodami na wielu konkursach piw domowych. Wykłady będą prezentować style piwne w ramach dwóch rodzin piwa, czyli piw dolnej fermentacji (lagerów) oraz piw górnej fermentacji (ale),
- to okazja, by zetknąć się z projektem „Piwne Imperium”, Jest to gra planszowa, która polega na zarządzaniu browarem w oparciu o zasady, jakie panują w branży piwowarskiej. Gra jest w trakcie tworzenia, ale zdążyła już nieźle „namieszać” (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), choćby na serwisie wspieram.to.
- odważni mogą skonfrontować swoje piwne doświadczenie w Blind Teście.
- dogodna lokalizacja (200 metrów od Dworca Głównego) oraz przystępne godziny trwania imprezy (sobota: 10-23, niedziela: 10-21).
- wykłady i panele dyskusyjne w ramach targów (o łączeniu piwa z jedzeniem, dotyczące trendów i specyfiki rynku piwnego w Polsce, problemom prawnych branży piwowarskiej, a także poświęconych roli piwa w gastronomii).

Dokładny program imprezy, lista wystawców oraz piwa, których będzie można skosztować znajdują się pod adresem: http://targipiwne.pl/.

Argumentów „przeciw” nie stwierdzono.

Bierz rodzinę, krewnych, przyjaciół i znajomych i widzimy się na PTP!

Z tą „Herą” nie pójdziesz za kratki…


Dzisiaj wyjątkowy dzień dla Polski i Polaków. Nasz kraj świętuje 95 rocznicę odzyskania niepodległości po 123 latach niewoli. Jest to jedna z kilku okazji w roku, zmuszająca do pewnych przemyśleń i refleksji. Jestem dumny z faktu, że mogę żyć w suwerennym kraju. Wielu naszych przodków o tym marzyło, wielu o to walczyło oddając swe życie, aby ten sen mógł się spełnić. Cieszmy się i róbmy wszystko, by dobrze przysłużyć się naszemu krajowi, bo ojczyznę, jak matkę, ma się tylko jedną…

Skoro to święto Polski i Polaków, warto uczcić je piwem z polskiego browaru. Styl wybrany przeze mnie pochodzi z Wysp Brytyjskich zatem będzie patriotycznie i kosmopolitycznie zarazem, czyli adekwatnie do dzisiejszej rzeczywistości…

Piwem, z którym zamierzam się dziś zetknąć jest „Hera” z Browaru Olimp. Jest to drugie piwo z tego browaru po „Prometeuszu”, a w planach są kolejne.

Nazwa piwa posiada mitologiczne konotacje. W mitologii greckiej Hera była żoną Zeusa, królową Olimpu, patronką małżeństwa, matek i rodziny. Z mitów greckich dowiedzieć się można, że często padała ofiarą niewierności swojego męża i sporo czasu poświęcała knowaniom przeciwko swoim rywalkom. Z upodobaniem gnębiła Heraklesa, który był pozamałżeńskim dzieckiem Zeusa.  

Z drugiej strony nazwa tego piwa może przywodzić na myśl skojarzenia z potoczną nazwą substancji zwanej diacetylomorfiną, a znaną bardziej jako heroina (znana też jako „brown” lub „brown sugar”). Wyekstraktowana w 1874 roku pochodna morfiny, była uważana za środek, który będzie o wiele lepiej sprawdzał się w leczeniu bólu niż morfina z uwagi na swą moc. Z czasem okazało się, że zwiększone właściwości przeciwbólowe tego związku chemicznego idą w parze z jego znacznie silniejszymi właściwościami uzależniającymi niż w przypadku morfiny, przez co heroina stała się jedną z największych zmor ludzkości w XX i XXI wieku (z uwagi na bardzo silne uzależnienie psychiczne i fizyczne, bardzo uciążliwe dolegliwości związane z zespołem abstynencyjnym, co znacznie utrudnia terapię odwykową osób uzależnionych).  

Dzisiejszy gość na blogu to piwo w stylu Coffee Milk Stout, co stanowi połączenie stylów Coffe Stout (stoutu z dodatkiem ziaren kawy) oraz Milk Stout (stoutu z dodatkiem laktozy). Zapowiada się ciekawie, więc nie ma na co czekać.  

Tak prezentuje się etykieta tego piwa. Mnie się podoba.

 

A tak wygląda „kontra”. Wersja ze strony Browaru Olimp jest bardziej czytelna niż ta z butelki (bardzo mała czcionka).




Dane szczegółowe:
Producent: Browar OLIMP. (warzone i rozlewane w „Krajan” Browary Kujawsko-Pomorskie sp. z o.o.).
Nazwa: Hera.
Styl: Coffee Milk Stout.
Esktrakt: 12,1% wag.
Alkohol: 4% obj.
Skład: woda, słody (pale ale, monachijski, czekoladowy jasny, czekoladowy ciemny, palony jęczmień, palona pszenica), chmiel (Sybilla), drożdże (Safale S-04), laktoza, ziarna delikatnie palonej kawy arabskiej.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.
IBU: 40.

Barwa: czarna, nieprzejrzysta, bez jakichkolwiek refleksów.
Piana: beżowa, średniej wysokości, składa się z pęcherzyków o różnych rozmiarach, szybko opada, ale pozostaje na piwie w postaci cienkiej warstewki. Krążkuje na szkle.
Zapach: kawa, palone ziarno, aromat mleczny, kwaskowy aromat pochodzący najprawdopodobniej od ciemnych słodów.
Smak: silna nuta palona i kawowa, będąca połączeniem aromatów palonego ziarna jęczmienia, pszenicy oraz kawy. Bardzo intensywny i przyjemny aromat, wyczuwalna lekka mleczna słodycz, ale bardzo stonowana w odniesieniu do aromatu kawy. W smaku wyczuwalna jest tez leciutka kwaskowość. Nuty chmielowe – niewyczuwalne. Goryczka w piwie to pochodna paloności.   
Wysycenie: niskie.

Smaczny  i udany stout, zdominowany przez posmaki palonego ziarna zbóż i kawy. Piwo pijalne, wręcz sesyjne i pełne. Aromat mleczny stłumiony, ale wyczuwalny w tle. Inne aromaty praktycznie nie występują. Goryczka w piwie pochodzi od aromatu palono-kawowego a nie chmielu. Połączenie „Kawki” od Kolaborantów i „Sweet Cow” z AleBrowaru. Doskonałe piwo deserowe, alternatywa dla kawy, likierów, czy słodkich nalewek. Pozycja warta polecenia i godna spróbowania. Mi takie piwa bardzo smakują, dlatego końcowa ocena jest wysoka.   

Moja ocena: 4,5/5.

P.S. Też zrobiłem piwo w tym stylu. Ogólnie, też jest palono-kawowe, niestety jego smak nie jest aż tak pełny i wyrazisty, ale największym jego mankamentem jest „syndrom bojanowski”, który objawia się tym, że nie jest ono czarne jak stout być powinien, ale ciemnobrunatne. Najważniejsze, że jest dobre i pijalne. Na KPD do Żywca z nim się nie wybieram.  



czwartek, 7 listopada 2013

Piwa z Ursa Maior, czyli duch craftu zawędrował w Bieszczady…




W zeszłym roku gruchnęła wieść, że w Bieszczadach zostanie od podstaw zbudowany nowy browar rzemieślniczy. Z czasem okazało się, że w projekt budowy browaru zaangażowana jest Agnieszka Łopata, znana w piwnym światku jako Piwowarka Aga. Piwowarka Aga prowadzi blog piwny, a także jej pasją jest komponowanie połączeń piw i potraw. Swego czasu wraz z Tomaszem Rogaczewskim (założycielem Pracowni Piwa) zaangażowana była w projekt „Piwo i jedzenie, czyli Agi i Tomka bitwa na smaki”, który polegał na tym, że pub, restauracja lub browar rzucali wyzwania w postaci konkretnego piwa, do którego Aga i Tomasz gotowali potrawy. Piwowarka Aga gotowała dania jarskie, a Tomek przygotowywał potrawy dla „mięsożerców”. Siłą rzeczy projekt wyhamował, bo jego obydwoje jego uczestnicy mają o wiele ważniejsze i bardziej absorbujące sprawy na głowie. Facebookowy FP projektu znajduje się tutaj.  

Centrum Ursa Maior (Dom Wielkiej Niedźwiedzicy), bo tak nazywa się miejsce, w którym od tego roku warzone jest piwo w Bieszczadach, mieści się w miejscowości Uherce Mineralne. To, co jest istotne w przypadku tej inicjatywy piwnej, nie jest to tylko browar, ale miejsce, w którym działo się będzie, że hej! Centrum Ursa Maior to duży obiekt, w którym odbywać będą się wydarzenia kulturalne różnej maści, takie jak konferencje, koncerty, i inne imprezy. W ramach projektu Centrum Ursa Maior działa też sklep Esencja Karpat, sprzedający wyroby regionalne. Dom Wielkiej Niedźwiedzicy, to miejsce, które do swej działalności wykorzystuje energię pochodzącą tylko ze źródeł odnawialnych, a część zysków z działalności będzie inwestowana w lokalne przedsięwzięcia i inicjatywy, tak by wspierać region. Jest to bardzo kompleksowo przemyślany pomysł na biznes okraszony patriotyzmem lokalnym, proekologiczna postawą wynikająca z troski o środowisko oraz chęcią zrobienia czegoś niebanalnego. Czapki z głów!

Obok Agnieszki Łopaty, w projekt zaangażowani są  dr Andrzej Czech (pasjonat innowacyjnych rozwiązań w zakresie ochrony środowiska oraz odnawialnych źródeł energii, a także redaktor naczelny czasopisma „Bieszczadnik”) oraz Janusz Demkowicz (odpowiadający za kulturalna stronę projektu muzyk jazzowy).

Na stronie Centrum Ursa Maior w bardzo ciekawy sposób wytłumaczono dlaczego akurat niedźwiedź jest takim inspirującym zwierzęciem dla tego, bieszczadzkiego projektu. Ursa Maior (Wielka Niedźwiedzica) to gwiazdozbiór, w obrębie, którego znajduje się Gwiazda Polarna. Tak więc jest to kluczowy element nocnego nieba na półkuli północnej, dla podróżników, marynarzy, nawigatorów, etc. Dziś może już nie aż tak istotny, z uwagi na rozwój technik geolokalizacyjnych. Jak zapewniają kierownicy projektu, w Bieszczadach, które nie są tak dotknięte "świetlnym zanieczyszczeniem nocnego nieba" jak inne rejony naszego kraju, przez co można podziwiać tam gwiazdy na nocnym niebie na skalę znacznie większa niż gdzie indziej. Niedźwiedzica to też symbol siły, bezkompromisowości, drapieżności i samodzielności (niedźwiedzie są samotnikami), ale jednocześnie matczynej troski i opiekuńczości nad małymi niedźwiadkami, co zapewnia im bezpieczeństwo i możliwość rozwoju. Niedźwiadek to w zamyśle założycieli Centrum Ursa Maior to sam Dom Wielkiej Niedźwiedzicy, który dzięki nim stanie się w przyszłości czymś wielkim. Niedźwieddź to też symbol polskich gór, bo poza tym terenami nie występuje dziko nigdzie w Polsce.

Osobną sprawą jest niemniej symboliczny związek niedźwiedzia z piwowarstwem. W legendach fińskich piwo musiało fermentować z dodatkiem piany z niedźwiedziego pyska. W ogóle w fińskich wierzeniach ludowych niedźwiedź (Karhu) jest uosobieniem mądrości, siły i należnej estymy. Z kolei sowa, o której u nas mówi się, że to symbol mądrości dla Finów to uosobienie głupoty i ignorancji. Od fińskiego słowa pöllö oznaczającego sowę pochodzi pelle czyli błazen, głupek. W jednym z litewskich podań niedźwiedź przynosi ze sobą na wesele beczkę piwa, a w Bieszczadach mawiano, że niedźwiedzie piwo warzą, gdy znad lasów unosiły się mgły. No i Wojtek, niedźwiedź towarzyszący wojskom polskim dowodzonym przez generała Andersa też bardzo lubił piwo.

W październiku tego roku z browaru Ursa Maior „wyjechały w Polskę” cztery piwa: Ursa z Połoniny (American Amber Ale), Royzbawiony (Hefeweizen), Deszcz w Cisnej (Smoked Brown Ale) oraz Megaloman (American India Pale Ale). Mi do tej pory udało się zakupić wszystkie za wyjątkiem Megalomana.

Być może na sam koniec warto wspomnieć, że browar realizuje sprzedaż wysyłkową swoich piw. Więcej informacji pod tym adresem.

A tak wyglądają moje wrażenia po zetknięciu się z 3 bieszczadzkimi piwami:

Ursa z Połoniny
Na etykiecie tego piwa widnieje imię Filip i postać jelenia. To odwołanie do jelenia Filipa, który od paru lat zapuszcza się na terent Połoniny Wetlińskiej. Coi ciekawe, jeleń ten nie boi się ludzi. Pozwala podejść na odległość kilku metrów od siebie, co stanowi nie lada ewenement, gdyż jeleń jest z natury zwierzęciem bardzo płochliwym.

 
Fot.: Wojciech Zatwarnicki

Sama etykieta piwa utrzymana jest w kolorystyce, która kojarzy mi się z obrazem Edwarda Muncha pt.: „Krzyk”. Kompozycja trafia w moje gusta, choć niektórym może wydać się trochę „kwaśna”, kojarząca się z halucynacjami na modłę tych z „Nienasycenia” Witkacego. Skład piwa mógłby być bardziej rozwinięty (typy słodów i użyte chmiele oraz szczep drożdży). To, co podoba mi się na etykiecie, to informacja z jakimi potrawami należy łączyć piwo (dotyczy każdego z warzonych przez bieszczadzki browar piw).   



Dane szczegółowe:
Producent: Centrum Ursa Maior (Dom Wielkiej Niedźwiedzicy).
Nazwa: Ursa z Połoniny.
Styl: American Amber Ale.
Ekstrakt: 12,7% wag.
Alkohol: 5% obj.
Skład: woda, słód, chmiel, drożdże.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: tak.

Barwa: bursztynowa z rubinowymi refleksami, klarowna.
Piana: jasnobeżowa, średniej wysokości, zwarta i sztywna, dość trwała, redukuje się do około 2 milimetrowego dywanika na powierzchni piwa i pozostaje do końca, krążkuje na szkle.
Zapach: słodowy z towarzyszącymi aromatami ciastek, opiekanych ziaren i toffi. Następnie do głosu dochodzą: trawiasta nuta chmielowa, lekka estrowość i leciutki akcent warzywny (DMS).
Smak: Wyraźna podbudowa słodowa z akompaniamentem ciastek, skórki chleba, toffi. Wyczuwalne estry z dominującym posmakiem jabłek. Całość szybko przechodzi ze słodowości w chmielowość. Goryczka średnia, ale skutecznie kontrująca słodkie smaki słodowe, jest trawiasto-ziołowa, a dodatkowo - długa i lekko zalegająca. Przypomina mi swym smakiem chmiele brytyjskie.
Wysycenie: niskie.

Piwo to zostało przyjęte z mieszanymi uczuciami w piwnym światku. Zarzucano, że jest słabe, jego aromat jest ubogi, etc. Ja się z tym nie zgadzam. Myślę, że problemem jest pewien schemat oczekiwań, jaki został wytworzony przez „Amber Boy’a” z AleBrowaru oraz uwarzenie tego piwa w stylu American Amber Ale. Wielu pewnie spodziewało się sporej dawki cytrusowości, której w tym piwie próżno szukać. dla mnie jest to udane i przyzwoite piwo. Lekkie, wręcz sesyjne, o głębokim smaku. Jest to zbilansowane ale, w którym słodowe ciało współgra z chmielową duszą. Smakiem przypomina brytyjskie piwa w stylu Extra Special Bitter. Na plus etykieta, prezencja w szkle, piana, smak i aromat. DMS wyczuwalny w zapachu, ale jest on na raczej niskim poziomie. Jak dla mnie, to piwo o wiele lepiej smakuje niż pachnie. Mój gust smakowy już nie raz pokazał, ze jest skrajnie nonkonformistyczny. Tak jest i tym razem. Piw mi smakuje, ale nie ulega wątpliwości, że bardziej kojarzy mi się z UK niż z USA.

Moja ocena: 4/5.

Deszcz w Cisnej
Inspiracją dla nazwy tego piwa jest piosenka Krystyny Prońko o tym samym tytule.

 

Jak dla mnie, etykieta tego piwa to cuda, a to pewnie z mojego zainteresowania pojazdami szynowymi. Zarys pociągu, gór i drzew i ta kolorystyka… Coś pięknego! Całość kompozycji mnie po prostu urzekła. Tym, co łączy wszystkie piwa z tego browaru jest fakt posiadania przez nie imiennego kapsla.



Dane szczegółowe:
Producent: Centrum Ursa Maior (Dom Wielkiej Niedźwiedzicy).
Nazwa: Deszcz w Cisnej.
Styl: Smoked Brown Ale.
Ekstrakt: 12,7% wag.
Alkohol: 5,5% obj.
Skład: woda, słód, chmiel, drożdże.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: tak.

Barwa: bursztynowa, ale nieco jaśniejsza niż w przypadku poprzednika. Klarowna.
Piana: jasnobeżowa, zwarta, wysoka, trwała, redukująca się do cienkiego dywanika, pozostającego do ostatniego łyka, lekko krążkuje na szkle.  
Zapach: wyraźny aromat wędzony, który przeplata się z aromatem miodowo-karmelowym. Wyczuwalne posmaki owocowe, kojarzące się z ciemnymi suszonymi owocami (śliwki i rodzynki), przez co nasuwa się lekkie skojarzenie z piwami typu koźlak. W tle aromat zbożowy.
Smak: od samego początku główno planowym składnikiem smaku jest aromat wędzony, który jest bardziej drewniany niż mięsny i na pewno nie tak agresywny jak w przypadku piw marki „Aecht Schlenkerla”, co uważam za wielki plus. Wędzonka jest mniej intensywna w smaku niż w zapachu. Poza tym wyczuwalna karmelowa słodycz oraz aromat ciemnych, suszonych owoców. W tle aromat zbożowy i trawiasta chmielowość, znacznie niższa niż w przypadku „Ursy z Połoniny”.

Piwo o głębokim  i bogatym aromacie. Wędzonka wyraźna, ale nienachlana, pozwalająca poczuć inne składowe bukietu smakowe. W smaku treściwości nuty typowe dla piw ciemniejszych, nasuwające lekkie skojarzenia z koźlakiem z uwagi na karmelowość i aromat ciemnych, suszonych owoców, choć czuć po wysyceniu i estrach, że to piwo górnej fermentacji. Piwo ułożone, bez faworyzowania jednych jego cech kosztem drugich. Bardzo ciekawe pod warunkiem, że lubi się piwa wędzone. Dobrze będzie komponować się w zwędzonymi serami oraz wędlinami (przykłady łączenia piwa z potrawami znaleźć można na etykiecie). Pije się je lekko i ochoczo, bez jakiegokolwiek zmuszania się do kolejnych łyków. Naprawdę kojarzy się z ogniskiem.

Moja ocena: 4,25/5.



RoYzbawiony
Piwo w stylu Hefeweizen. Roy to chyba pies Piwowarki Agi i jednocześnie maskotka browaru. Tego radosnego psiaka można zobaczyć na jednym z filmów, zamieszczonych przez browar w sieci. Coś mi się zdaje, że ten piesek był mistrzem drugiego planu podczas degustacji „Altebiera” z Jabłonowa, nagranej na potrzeby „Bitwy na smaki”. Fajny pomysł.



Na etykiecie piwa widnieje Roy, a jej kolorystyka utrzymana w konwencji spójnej z dwoma poprzednimi. Mi się podoba. 



Producent: Centrum Ursa Maior (Dom Wielkiej Niedźwiedzicy).
Nazwa: RoYzbawiony.
Styl: Hefeweizen.
Ekstrakt: 11,2% wag.
Alkohol: 4,2% obj.
Skład: woda, słód, chmiel, drożdże.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: nie.
       
Barwa: jasnozłota z domieszką miodowej, mętna.  
Piana: Biała, dość wysoka i zwarta, szybko opada i redukuje się do zera.
Zapach: pszeniczny słód, do tego goździki, banan, intensywny aromat drożdżowy.
Smak: słodkawy, aromat pszenicznego słodu z towarzyszącymi akcentem bananowym (o wiele bardziej stonowanym w zapachu na rzecz akcentu goździkowego). Aromat goździkowy w tle. Do tego dochodzi wyczuwalny aromat drożdże, lekko przyprawowy finisz.
Wysycenie: wysokie.

Smaczny pszeniczniak, który jak dla mnie, mógłby być nieco bardziej wytrawny. Treściwy, posiadający wszystkie cechy i aromaty, jakie powinny znaleźć się w piwie uwarzonym w tym stylu. Bardzo podoba mi się znaczna przewaga akcentu bananowego nad nutą goździkową. Preferuję właśnie takie „ustawienie”. Piwo pijalne, ale wysokie nasycenie jest trochę męczące. Zrównoważone pomiędzy słodowością i posmakiem drożdżowym. Uważam, że w tym aspekcie równowaga jak najbardziej została zachowana. Piwo pozwala cieszyć się zarówno pszenicznymi aromatami oraz akcentami  wprowadzanymi do niego przez drożdże, tak istotne w tego typu piwach. Porządny weizen.

Moja ocena: 3,75/5.



Podsumowując, uważam, że piwa z nowego, bieszczadzkiego browaru rzemieślniczego są udane i mają szansę na zdobycie wielu wiernych wielbicieli. Każde z nich to zupełnie inne oblicze trunku z pianką. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wielu sukcesów twórcom Domu Wielkiej Niedźwiedzicy, a ja w najbliższym czasie postaram się dostać choćby jedna butelkę „Megalomana”.