UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

wtorek, 29 września 2015

O dobrym pisaniu



Miałem dla Was na dzisiaj w planie tekst historyczny, ale… ukaże się on nieco później, bowiem można nieco patetycznie rzec, że oto historia tworzy się na naszych oczach. Ten wpis będzie miał nieco odmienną formę od lwiej części twórczości na tym blogu, ponieważ będzie to coś na zasadzie strumienia świadomości i garści przemyśleń autora. Rzecz dotyczy jednego wpisu i jego skutków, które przerosły moje najśmielsze oczekiwania, a także wniosków z tym związanych.

Cała historia zaczęła się 25 lutego 2013 roku, kiedy wpadłem na pomysł, że jako rodowity nowotomyślanin powinienem na swoim startującym blogu napisać parę słów o chmielu Tomyskim. Jestem człowiekiem, który nie lubi nazbyt zwlekać z wcielaniem idei w życie, więc postanowiłem zacząć działać. Pierwszym krokiem było udanie się do Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa w Nowym Tomyślu, bowiem uznałem, że to najlepsze miejsce, gdzie mógłbym znaleźć niezbędne materiały. Personel muzeum okazał się bardzo entuzjastycznie nastawiony do mojego konceptu i udostępniono mi wszystko, co było na stanie. Okazało się także, że kierownik owej placówki (p. Andrzej Chwaliński) też jest piwoszem i to nieźle zorientowanym w temacie. Dalsza część pracy była początkowo dość żmudna, ale po usystematyzowaniu informacji i opracowaniu wstępnego zarysu artykułu, wszystko poszło znacznie łatwiej niż się wydawało na początku. Był to mój pierwszy ambitniejszy wpis, i jeden z pierwszych w ogóle, przez co postanowiłem, aby jego poprawność skonsultować i z dyrektorem nowotomyskiego muzeum, a także z pasjonatem historii regionu, p. Przemysławem Mierzejewskim. Od zaprzyjaźnionego fotografa, Pawła Schreynera, otrzymałem też zgodę na wykorzystanie zdjęć lokalnych plantacji chmielu jego autorstwa.

Tak oto powstało opracowanie na temat chmielu Tomyskiego. Czas pokazał, że historia ta posiada dalszy ciąg, bowiem wiosną na stronie firmy PolishHops.com, której właścicielem jest znany w piwowarskiej branży chmielarz Paweł Piłat, przeczytałem, że w ofercie firmy znajduje się także chmiel Tomyski. Postanowiłem napisać, czy byłaby możliwość zakupienia niewielkiej ilości suszonej szyszki do domowego browaru (nie żebrzę o dary losu). W odpowiedzi dowiedziałem się, że artykuł o tej odmianie chmielu stał się źródłem inspiracji, aby ów zapomniany chmiel wrócił do uprawy poza poletkami puławskiego IUNG. Szczerze, zamurowało mnie… Nie przypuszczałem, że owe opracowanie będzie mieć taką, nazwijmy to, „moc sprawczą”.

To jeszcze nie koniec tej historii. Jak wiadomo, chmiel potrzebuje około trzech lat, żeby zaczął dobrze plonować. Wcześniej zbiory są niskie. Wiedziałem, że Tomyski poradził sobie na plantacji pomimo suchego lata, ale nie będzie go w tym roku zbyt wiele, bo potrzebuje jeszcze trochę czasu. I tu zmierzamy do najciekawszego etapu tej historii. Okazało się, że Tomyski zostanie wykorzystany w komercyjnie uwarzonym piwie, a stanie się to za sprawą Browaru Nepomucen, który otrzymał szyszki tego chmielu od Pawła Piłata. Już nie mogę doczekać się premiery tego piwa! Swoją drogą, Browar Nepomucen zastanawia się w jakim stylu powinien uwarzyć piwo, które nachmieli Tomyskim, jeśli chcecie pomóc – polecam wziąć udział w głosowaniu. Co będzie dalej? Czas pokaże.

Gwoli wyjaśnienia, nie będę tutaj pławił się w cudzej chwale, bowiem moja rola w całej historii jest symboliczna. To Paweł Piłat troszczył się o chmiel, a piwowar Jacek „jacer” Domagalski będzie warzył piwo, jednak cieszę się, że było mi dane być w tym przyczynowo-skutkowym łańcuszku ogniwem pomocniczym, swego rodzaju katalizatorem, a dzięki tekstowi mojego autorstwa, odpowiednie osoby zostały zainspirowane i podjęły konkretne działania. Nadal jestem tym samym człowiekiem, ego mnie rozsadza mi czaszki, a życie toczy się własnym torem, a ja nie będę przypisywał sobie cudzych zasług. 
 Szyszki chmielu Tomyskiego (fot.: Browar Nepomucen)

Moim zdaniem z tej historii płynie pewien morał. Warto pisać ciekawe i ambitne teksty, które naprawdę wniosą coś nowego, a nie są powtórzeniem treści, które już w Internecie krążą od jakiegoś czasu lub będącymi stekiem truizmów. Na pewno nie zawsze jest to takie proste jak tworzenie szablonowych recenzji wypitych piw, czy epokowych wpisów typu: „trzy rodzaje klientów w multitapach”, „najlepsze piwo na dzień babci/dziadka/walentynki” (niepotrzebne skreślić) albo „powiedz człowieku – shaker czy teku?”, bowiem niejednokrotnie wymaga to kwerendy bibliograficznej oraz tłumaczeń tekstów obcojęzycznych, nieraz pewne rzeczy trzeba skonsultować z kimś, kto jest kompetentny w danej dziedzinie, ale na pewno daje to więcej satysfakcji. Cykl o piwie grodziskim spotkał się z wieloma pozytywnymi opiniami i wylądował na wykopie, podobnie było z cyklem o piwach historycznych, który do dziś jest chętnie czytany. Wpis o piwie owsianym zainspirował kilkunastu piwowarów domowych do uwarzenia takiego trunku w ich własnym zaciszu domowym. Sprawę chmielu Tomyskiego omówiono powyżej. Może to niewiele, ale strategia jedzenia małą łyżeczką wydaje mi się najlepsza, zwłaszcza że tworząc treści na tym blogu sam zgłębiam piwną wiedzę ergo wciąż się uczę.

Słowo – to obok strony graficznej – oręż piwnego blogera (bloger piwny to nie szafiarka). Mój blog na pewno do najpiękniejszych nie należy, ale to się zmieni w przyszłości. Każdy bloguje po swojemu i nie zamierzam snuć tutaj filipik pod czyimś konkretnym adresem i nikogo pouczać, ale jeśli już człowiek decyduje się publikować teksty w przestrzeni publicznej, to powinien zadbać o to, by nie występowały w nich błędy ortograficzne, czy stylistyczne (o merytorycznych nie wspominając). A jeśli czytelnik coś takiego wskaże, to nie należy „walić focha”, tylko z pokorą taki błąd poprawić, bo skoro ktoś poświęca swój czas, by czytać czyjeś treści, to ma prawo domagać się przynajmniej przyzwoitego poziomu ich zaprezentowania. Dużo mówi się o pięknych zdjęciach, ale zapomina o tym, że tekst też jest ważny (jeśli nie ważniejszy).

Właśnie, dlatego na moim blogu publikuję teksty relatywnie rzadko, bo chcę by ich finalna postać była jak najlepsza. Zaglądacie tu dobrowolnie, nikogo nie zmuszam, by śledził ten kawałek Internetu, ale doceniam to, że komuś chce się te elaboraty czytać. Z szacunku do czytelniczego grona nie żebrzę o lajki, czy szery, bo po pierwsze sam nie lubię, gdy ktoś traktuje mnie jak durnia, serwując tekst na osiem linijek z trzema babolami i żebrolajkami w pakiecie, a do tego jeszcze wciska mi przy tym dziecko do brzucha, że to już ósme Opus Magnum w tym tygodniu, a po wtóre – nie czynię drugiemu, co jest mi niemiłe. Wiemy jak funkcjonują media społecznościowe i kto będzie chciał, ten zamanifestuje, że dany tekst przypadł owej osobie do gustu (bądź nie). Dobra treść obroni się sama. Promocja bloga powinna pełnić tu rolę pomocniczą, a nie nadrzędną.

Może nie pojmuję mechanizmów funkcjonowania blogosfery lub interpretuję je w sposób opaczny, ale dla mnie miarą wartości bloga nie jest liczba osób go śledzących. To właśnie treści na nim zgromadzone weryfikują, czy autor jest profesjonalistą, pasjonatem, czy po prostu – pozerem…    

środa, 23 września 2015

Piwnica Świdnicka we Wrocławiu i jej historia cz.2



Przez wieki Piwnica Świdnicka była gospodą, do której zaglądali przedstawiciele wszystkich warstw społecznych. Rzec można, że pomimo rozwarstwienia społecznego, był to przybytek egalitarny, bowiem tylko członkowie rady miejskiej mieli prawo do biesiadowania w oddzielnych salach na koszt fundatora (byli nimi najczęściej kupcy sprowadzający piwo do Wrocławia, którzy za takie bankiety otrzymywali ulgi podatkowe na przywożone przezeń dobra). W Nowy Rok obsługa piwiarni składała odwiedzającym klientom życzenia noworoczne, a dobrą manierą ze strony gościa było odwdzięczyć się drobnym podarkiem. Doszło do tego, że niektórzy pracownicy Piwnicy Świdnickiej noworoczne podarunki od klientów traktowali jako obowiązkowe i regulamin z 1679 roku przewidywał kary za ich wyłudzanie. Klientów gospody pod Ratuszem obowiązywał surowy regulamin. Nie wolno było w niej przeklinać, ani zachowywać się w sposób, który by gorszył innych. Zakazana była muzyka, hazard i palenie tytoniu. Jeśli ktoś złamał regulamin, przedstawiciel Urzędu Piwnicy Świdnickiej dzwonił trzy razy „dzwonkiem łobuzerskim”, zwanym też „dzwonkiem bałwana” wskazując osobę, która dopuściła się przewinienia. Sankcją była kara pieniężna, którą stosowano także, gdy ktoś zbił szkło do piwa, a jeśli osobnik taki nie chciał jej uiścić, usuwano go z szynku.

W lokalu przez niemal 650 lat rządził „trunek Gambrinusa”. W okresie XIV i XV wieku największą sławą cieszyło się jęczmienne piwo świdnickie, jednak sytuacja ta uległa zmianie, kiedy w 1501 roku wybudowano browar miejski i zaczęto warzyć w nim piwo pszeniczne, znane jako „Wrocławski Baran” (Breslauer Schoeps). Piwo to występowało w dwóch wersjach – jasnej i ciemnej. Wrocławski Baran był piwem, którego okres świetności przypadał na lata 1500-1700. Sama nazwa tego napitku jest przedmiotem sporów. Według jednej z anegdot miała wziąć się stąd, że pewien chłop, który nazbyt popił podczas pobytu w Piwnicy Świdnickiej, w drodze powrotnej do domu zasnął na łące pełnej owiec. Jego sen miał przerwać baran, a ten w pijackim zwidzie wdał się z nim w bójkę. Według innej wersji, piwo zawdzięczało swe miano temu, że miało być bardzo pożywne, a jego walory przyrównywano do baraniego mięsa. Każda z wersji piwa była warzona przez inną kategorię browarów. Browary miejskie warzyły jasny wariant tego piwa, a browary cechowe – ciemny. Stała konkurencja, wzajemne oskarżenia i walka o monopol na warzenie konkretnego rodzaju piwa doprowadziły do bardzo restrykcyjnego systemu kontroli nad jakością trunku, ilością jego produkcji oraz przestrzeganiem czasu, w którym warzenie piwa było dozwolone (tak zwane Brautage, czyli określone dni, kiedy można było je warzyć). Piwem, które wyparło „barana” z rynku było piwo gorzkie (Bitterbier), uwarzone po raz pierwszy w 1696 roku w karczmie „Pod Złotą Gwiazdą” (Zum Goldenen Stern).

Obok wyrobów wrocławskich, do Piwnicy Świdnickiej sprowadzano także piwa z innych miast Śląska, Czech, Polski i Niemiec. W XVIII wieku serwowano w niej także piwa szwedzkie i angielskie. Od roku 1760, gdy zlikwidowano Urząd Piwnicy Świdnickiej, a lokal zaczęto dzierżawić osobom prywatnym lub spółkom, dzierżawca zgodnie z umową był zobligowany nie tylko do zaopatrywania piwnicy w piwa zamiejscowe, ale także do wyrobu piwa na miejscu. W następnych wiekach – XIX i XX – w piwiarni tej pojawiła się także kawa i likiery, a piwo zaczęło stopniowo tracić swoją hegemonię. Po I wojnie światowej sprzedawano je tu mocno rozrzedzone z uwagi na deficyt tego produktu spożywczego na rynku. Z kolei straty pośród męskiej części populacji będące bezpośrednim następstwem działań wojennych, wymusiły zatrudnianie w owym przybytku kobiet, co było nie tylko wbrew tradycji, ale i zapisom w umowach dzierżawy.

Klient, który podczas pobytu w Piwnicy Świdnickiej poczuł głód mógł liczyć na jego nasycenie takimi dostępnymi tam przysmakami jak różnej maści kiełbasy i sery, kminkowe precle, kiszona kapusta, śledzie, a z czasem sałatki ziemniaczane. Warto tutaj nadmienić, że od połowy XVIII wieku, aż do II połowy następnego stulecia istniał zwyczaj, który polegał na tym, że biesiadnicy przychodzili do tej piwiarni z własnym jedzeniem. W przedsionku tego lokalu znajdowały się kramy sprzedające przekąski, takie jak pieczywo, czy kiełbasy. W XIX wieku kolejni najemcy lokalu, wprowadzali udoskonalenia do jego menu, ale było ono raczej skromne w porównaniu z innymi wrocławskimi przybytkami, które starały się nadążyć za tym, co w Europie było modne. Restauracją z prawdziwego zdarzenia Piwnica Świdnicka stała się w latach 20-tych XX wieku.

Miejsce to odwiedzali rozmaici goście. Do tych najznamienitszych należał, między innymi, Zygmunt Luksemburczyk, który odwiedził wrocławską miejską piwiarnię w 1420 roku. Żeby było ciekawiej, udał się tam incognito, by poznać opinie na temat jego rządów z ust jego poddanych. Nie były one szczególnie pochlebne, a pamiątką tego zdarzenia miała być sentencja jemu przypisywana, która została utrwalona na drewnianej tablicy. Brzmi ona (po polsku):

Gdyby niektórzy wiedzieli,
kim są niektórzy,
to okazywaliby niektórym
więcej szacunku.

Z kolei król Czech i Węgier – Maciej Korwin – był tak mocno zafascynowany piwiarnią pod wrocławskim Ratuszem, że założył lokal o takiej samej nazwie w stolicy Węgier, a przybytek ten funkcjonował do 1714 roku. Innymi znamienitymi personami, które uraczyły owe miejsce swoją obecnością byli między innymi: Józef Wybicki, Johann Wolfgang von Goethe, Fryderyk Chopin, czy Juliusz Słowacki. W historii tej gospody zapisało się także kilka innych postaci, które nie pochodziły z wyżyn społecznych, ale zostały zapamiętane, dzięki swej oryginalności. Należał do nich brat Aleks, pustelnik, który w XVIII wieku rezydował na osobowickiej świętej górce, jednak tak ukochał on Piwnicę Świdnicką, że spędzał w niej większość czasu żebrząc o darmowy napitek i strawę. Człowiek ten słynął ze stoickiego spokoju i wesołego usposobienia. Wielu biesiadnikom czynił figle, a na zaczepki i wyzwiska zawsze odpowiadał „Bóg Tobie zapłać”, dzięki czemu zawsze ktoś uraczył go kuflem piwa. Innymi osobistościami byli: „Wesoła Joaśka” (gałganiarka), „Wilhelm Poczta” i „Czeska Pożyczka” (były urzędnik pocztowy i wieczny student, którzy spierali się o prawo do wypicia darmowych resztek piwa), „Głucha Luiza” (zarabiająca na życie wróżąc z kart), „Łyżkarz” (inwalida wojenny sprzedający w piwnicy metalowe przedmioty), „Krawaciarz” (sprzedawca krawatów), czy „Karole Rzodkiewki” (dwaj bardzo podobni do siebie bracia o łysych głowach, częstujący klientów białą rzodkwią, pokrojoną w plastry, które obficie solili). Warto wspomnieć też o handlującej przez 60 lat w Piwnicy Świdnickiej (1824-1884) narzędziami kreślarskimi i innymi przedmiotami Amalie Renner, znanej szerzej jako „Ellen-Malchen”. W roku 1874 wypadł jubileusz pięćdziesięciolecia jej pracy w owym miejscu, co ówczesny dzierżawca piwnicy miejskiej – Adolf Friebe – postanowił uczcić bankietem na jej cześć oraz tortem, w którym ukryto 30 talarów.  

Tak w dużym skrócie przedstawiają się kilkuwiekowe losy pomieszczeń piwnicznych znajdujących się pod wrocławskim Ratuszem, najbardziej charakterystyczną i rozpoznawalną budowlą tego miasta. Mam nadzieję, że powyższa lektura nie była dla Ciebie czasem straconym. Twoje zdrowie!


Źródło: Wikipedia

Bibliografia:
„Piwo we Wrocławiu: od średniowiecza po czasy współczesne”, Halina Okólska (red.), Muzeum Miejskie Wrocławia, Wrocław, 2002,
Robert Primke, Maciej Szczerepa, Wojciech Szczerepa: „Gawędy o piwie”, Agencja Wydawnicza EGROS,
Grzegorz Sobel: „Dlaczego Piwnica Świdnica nie jest najstarszą restauracją Wrocławia/Europy?”, na: „Smaki Wrocławia”, http://smakiwroclawia.pl/2010/03/18/dlaczego-piwnica-swidnicka-nie-jest-najstarsza-restauracja-wroclawiaeuropy/.

wtorek, 22 września 2015

Piwnica Świdnicka we Wrocławiu i jej historia cz.1



W tym wpisie chciałbym przedstawić Wam historię pewnego lokalu we Wrocławiu, o którym zapewne każdy z Was już słyszał, a mianowicie –  Piwnicy Świdnickiej (niem.: Schweidnitzer Keller), mieszczącej się w podziemiach wrocławskiego Ratusza. Wpis ten nie ma być reklamą obiektu gastronomicznego, który obecnie znajduje się w owym miejscu, ale przybliżeniem historii dziejów tego piwnego przybytku, które sięgają wstecz aż do czasów średniowiecznych.

Pierwotnie, miejsce to nosiło nazwę „Piwnica Miejska”. Istotnym wydarzeniem dla historii owej piwnicy było uzyskanie 28 września 1273 roku przez Wrocław tak zwanego „prawa szrotu”. Przywilej ten został nadany przez księcia wrocławskiego Henryka IV Prawego (Probusa). Zgodnie z owym prawem Rada Miejska posiadała monopol na wyszynk wina oraz piwa sprowadzanego spoza Wrocławia.

Ustalenie daty powstania tego miejsca nie jest możliwe, z uwagi na skąpy materiał źródłowy, który przetrwał do naszych czasów. Wiadomo, że powstało ono pod koniec XIII wieku. Świadczą o tym zachowane rachunki za prace budowlane w consistorium (kondygnacji piwnicznej) miejskiego ratusza, które pochodzą z 1299 i 1301 roku. Pierwszy zachowany zapis o funkcjonowaniu miejskiej piwnicy pochodzi z 1303 roku. W księgach rachunkowych z okresu XIV wieku wynika, że sprzedawano tutaj wino (zaniechano tego pod koniec owego stulecia) oraz piwo. Największą popularnością w okresie XIV i XV wieku cieszyło się piwo świdnickie i to jemu piwiarnia ta zawdzięcza swoją nazwę (Piwnice Świdnickie istniały także w innych miastach, na przykład w Krakowie). Nazwa ta przez kilka dekad posiadała charakter zwyczajowy, jednak w 1428 roku utworzono Urząd Piwnicy Świdnickiej, który podlegał Radzie Miasta. Instytucja ta istniała do 1761 roku., a jej zadaniem była kontrola jakości sprzedawanego w podziemiach ratusza piwa oraz przestrzegania zasad panujących w tym miejscu (o czym mowa będzie później).

Warto wspomnieć, że magistrat zaciekle bronił monopolu na sprowadzenie do miasta piwa z innych miast i jego wyszynk. Zwalczano wszelkie próby jego przełamania, co doprowadziło nawet do trwającej w latach 1380-1382 tak zwanej „wojny piwnej”.

W roku 1380 książę Ruprecht I postanowił jako prezent bożonarodzeniowy dla swojego brata Henryka, członka wrocławskiej kapituły, wysłać wóz załadowany beczkami z cenionym piwem świdnickim. Towar nie dotarł do adresata, bowiem został skonfiskowany przez straż miejską, a woźnicę wtrącono do lochu. Kapituła domagała się od władz miejskich wydania towaru, jednak ta odmówiła tłumacząc się złamaniem monopolu i nielegalnym wwozem. 8 stycznia 1381 roku kapituła nałożyła na miasto klątwę (interdykt), co oznaczało zamknięcie kościołów, zawieszenie posługi kapłańskiej, etc. Sama kapituła przeniosła się z Wrocławia do Nysy. Wszelkie próby mediacji pomiędzy uczestnikami sporu kończyły się fiaskiem. Obydwie strony konfliktu były tak zawzięte, że kapituła nie uchyliła interdyktu nawet na czas wizyty czeskiego króla Wacława IV Luksemburskiego, podczas której miał mu zostać złożony hołd przez stany śląskie. Zwyczajowo, uroczystości tej towarzyszyło nabożeństwo. Odmowa władz kościelnych rozsierdziła czeskiego monarchę, który pozwolił swoim żołnierzom i dworzanom wziąć udział w zamieszkach wywołanych przez wrocławskich mieszczan, czego efektem była między innymi grabież domów duchownych na Ostrowie Tumskim i kilku klasztorów. We wrześniu owego roku interdykt nałożony na Wrocław został zniesiony przez nowoprzybyłego do tego miasta nuncjusza apostolskiego (biskupa Lucerii - Tomasza). W maju 1382 roku doszło do ugody między stronami sporu. Władze kościelne musiały uiścić na rzecz rady miejskiej 5000 marek, uzyskując w zamian przywilej wwozu piwa spoza Wrocławia na teren miasta oraz jego wyszynk na Ostrowie Tumskim.

Plan piwnicy świdnickiej składa się z przedsionka i zespołu sal oraz pomieszczeń o charakterze zaplecza gastronomicznego. Zwyczajowo sale te zwano: „Salą Chłopską”, „Salą Mieszczańską”, „Salą Rajców”, „Salą Ławników”, „Salą Hanzy”, „Lochem”, „Salą Książęcą”, „Szynkiem” i „Beczką”. Swój ostateczny kształt piwnice ratuszowe uzyskały pod koniec XV wieku, bowiem kolejne sale pojawiały się wraz z rozbudową Ratusza. Powstanie najstarszej części Piwnicy Świdnickiej datowane jest na ok. 1299 rok. Ostatnia rozbudowa budynku Ratusza miała miejsce w latach 1470-1482.   

 W roku 1501 władze Wrocławia postanowiły założyć miejski browar. Zakupiono do tego celu nieruchomość znajdującą się w południowej części rynku („Kamienica Pod Złotym Dzbanem”, według obecnej nomenklatury – numer 22). Aby ułatwić transport beczek z piwem z browaru do Piwnicy Świdnickiej zbudowano podziemny tunel łączący obydwa te miejsca. Do tego czasu we Wrocławiu piwo warzyli wyłącznie piwowarzy cechowi.

 Kiedy w 1741 roku Wrocław został przyłączony do Prus, instytucję zarządzającą Piwnicą Świdnicką przemianowano z Urzędu Piwnicy Świdnickiej na Królewski Pruski Urząd Wrocławskiej Piwnicy Miejskiej. W roku 1760 zdecydowano o rozwiązaniu tego organu i czasowej dzierżawie piwnic pod wrocławskim ratuszem.
Najemcy „Piwnicy Świdnickiej”
Lp.
Okres najmu
Imię i nazwisko / Nazwa podmiotu
1.
1761-1783
Christian Vorpahl
2.
1783-1795
Gottfried Stephan
3.
1795-1810
Johann Christian Mielisch
4.
1810-1812
Christian Gottlieb Schmidt
5.
1812-1821
Christian Friedrich Weinhold
6.
1821-1861
Karl August Friebe
7.
1861-1881
Adolf Friebe
8.
1881-1904
Towarzystwo Handlowe A. Friebe
9.
1904-1936
George Haase, Max Kluge
10.
1936-1942
George Haase, Oskar Braeumert, Werner Kluge

Obiekt ten był intensywnie eksploatowany przez wrocławskich mieszczan, przez co często poddawano go gruntownym remontom. Zachowało się wiele informacji na ten temat zwłaszcza od II połowy XIX wieku i początku XX stulecia. Remonty takie miały miejsce w 1904 roku (kiedy między innymi doprowadzono instalację elektryczną), w latach 1936-1938 (nadano wtedy Piwnicy Świdnickiej wystrój, który występował w wielu niemieckich piwiarniach zgodny z ówczesną modą) oraz w okresie powojennym.

 Miejsce to funkcjonowało jako piwiarnia do 1945 roku, kiedy to podczas oblężenia Wrocławia zdecydowano o utworzeniu w piwnicy miejskiej punktu opatrunkowego. Po kapitulacji Festung Breslau, w podziemiach Ratusza funkcjonował punkt Czerwonego Krzyża. Co ciekawe, piwnica pomimo wyniszczających działań wojennych przetrwała i wymagała niewielkich prac remontowych, przede wszystkim osuszenia, bowiem na skutek uszkodzenia wodociągów została ona zalana na początku 1945 roku. W latach 1946-1951 prowadzono w tym miejscu prace remontowo-konserwatorskie. Piwnica Świdnicka posiadała zaplecze gastronomiczne, które było sprawne i gotowe do użytkowania, jednak komunistyczne władze postanowiły wykorzystywać jej sale jako magazyny. W roku 1960 utworzono w piwnicy kawiarnię, kino i salę teatralną, a patronat nad nimi sprawował Związek Młodzieży Socjalistycznej, a później Socjalistyczny Związek Młodzieży Polskiej. W owym czasie ze ścian usunięto tynki, bowiem uważano, że malowidła na nich są „zbyt krzykliwe”, eksponując ich ceglano-kamienną odsłonę. W latach 70-tych XX wieku utworzono tam także dyskotekę, która pośród Wrocławian nie cieszyła się najlepszą opinią. Po roku 1989 zdecydowano się na powrót do działalności gastronomicznej. Pomimo gruntownego remontu, który rozpoczęto w 1995 roku (w trakcie jego trwania doszło do „powodzi tysiąclecia”, co wiązało się w ich wstrzymaniem i koniecznością osuszenia piwnic). Prace remontowe ukończono wiosną 2002 roku, a uroczyste otwarcie piwnicy miało miejsce 18 maja 2002 roku, jednak dziś lokal ten jest czymś zupełnie innym niż w latach minionych. Garść informacji o najnowszej historii tego miejsca można przeczytać tutaj (nie będę tu nikomu robił reklamy, zgodnie z zapowiedzią we wstępie).  

Ciąg dalszy nastąpi…


Źródło: Wikipedia