UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

piątek, 29 marca 2013

Smoky Joe, czyli mój pierwszy whisky stout.


Muszę przyznać, że nie jestem miłośnikiem whisky. W ogóle nie przepadam za mocnymi napojami alkoholowymi i ich nie pijam, a co za tym idzie nie jestem miłośnikiem "łychy". Wiadomość, że AleBrowar planuje wypuścić whisky stout przyjąłem na spokojnie, bez palpitacji serca spowodowanych nadmierną ekscytacją, ani też bez uczucia rozczarowania, czy zawodu. Wiedziałem, że obojętnie, co to będzie i tak pojawi się w mojej lodówce. Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekaw efektów pracy załogi z Lęborka. Nie nastawiam się na to piwo (mówiąc ściślej na smak tego piwa) w żaden – ani pozytywny, czy negatywny sposób. Co ma być to będzie, ciekawość spokoju nie daje… 

Tym, co czyni smak tego typu piw wyjątkowym jest użycie przy procesie produkcji słodu wykorzystywanego do wytwarzania whisky. To dzięki temu składnikowi piwo uzyskuje ziemisty, torfowo-asfaltowy aromat. Na rynku jest kilka piw, do których produkcji wykorzystywany jest tenże słód, ale wcześniej nie zwracałem na nie szczególnej uwagi. Zawsze musi być ten pierwszy raz…

Dane szczegółowe:
Producent: AleBrowar sp. z o.o. (piwo warzone w Browarze Gościszewo s.c.)
Nazwa: Smoky Joe.
Styl: Whisky Extra Stout.
Ekstrakt: 16% wag.
Alkohol: 6,2% obj.
Skład: woda, słody – pale ale, pszeniczny, whisky malt 45 ppm, Carapils™, owies, palony jęczmień, czekoladowy pszeniczny; chmiele – Challenger, Fuggles; drożdże safale S-04.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: nie.
IBU: 45.

Podoba mi się kolor tła, jakie umieszczono na etykiecie, krawatce i kontretykiecie. Za to postać samego Smoky’ego wygląda na wskroś groteskowo. Joe ma nieproporcjonalną głowę w porównaniu do reszty ciała, którego rzeźba bardziej przypomina anorektyka niż sztangistę. Ta postać najmniej podoba mi się z AleBrowarowego katalogu „etykietowych dziwadeł”. Joe rzeczywiście wygląda, jakby zaraz miał eksplodować. Być może dlatego jego głowa jest tak wielka, bo napęczniała od ilości pary wydostającej się przez nos i uszy. Dla mnie sprawia on wrażenie, jakby robił z siebie błazna ze sztangą za kufel piwa… Wiarygodniej wyglądałby (jak dla mnie) łysy i muskularny, a nie z ulizaną fryzurką i rączkami jak patyczki. Ok., dosyć, w końcu to nie Smoky Joe z etykiety ma tu grać pierwsze skrzypce…
Na krawatce widnieje nazwa producenta oraz kłęby pary (zapewne pochodzące z uszu sztangisty). Na kontretykiecie standardowo odnajdziemy skład i inne przydatne informacje z punktu widzenia konsumenta, a także historyjkę o Smoky’m.

Barwa: czarna, nieprzejrzysta
Piana: ciemnobeżowa, raczej wysoka, drobnopęcherzykowa, zwarta i  dość trwała. Oblepia szkło.
Zapach: aromat palonego ziarna, zapach ziemisty, lekki akcent kawowy i nieznaczny zapach wędzonki typowy dla  piw w stylu Rauchbier. 
Smak: przede wszystkim paloność, do tego dochodzi aromat ziemisty, w tle lekka cierpkość. Obok paloności aromat wędzony i drugi trudny do określenia, który nazwałbym „smolistym” (być może to ten torf i asfalt, o którym mowa na kontretykiecie). Pod koniec wyczuwalna lekka nuta alkoholowa.  
Wysycenie: niskie.

Muszę przyznać, że jest dobrze. Piwo jest pijalne, o złożonym aromacie. Pije się je bardzo przyjemnie. Być może nie jest to piwo dla każdego, ale warto się z nim zetknąć, by sprawdzić, czy Smoky Joe zasmakuje. Pomimo 45 IBU zadeklarowanych na etykiecie aromat chmielowy nie jest wyczuwalny w smaku i zapachu. Miałem wrażenie, że było czuć aromat chmielowy w zapachu przez krótką chwilę po otwarciu butelki. W mojej opinii jest to bardzo udany stout. Pora rozejrzeć się  zatem za innymi piwami, do których prodykcji wykorzystano „whisky malt”. Jeśli lubisz stout – bierz w ciemno!

Z ostatniej chwili… W ramach propagowania demokracji bezpośredniej przy użyciu portali społecznościowych AleBrowar opublikował na swoim fanpage’u sondę dotyczącą ewentualnych modyfikacji smaku w kolejnych warkach „Józka”. Możecie głosować pod tym adresem. Ja głosowałem za utrzymaniem status quo.

Ocena 4,75/5



środa, 27 marca 2013

"Black Hope", czyli Black India Pale Ale made in Poland


Piwo “Black Hope” (bo o nim będzie mowa) było przełomowe w moim życiu. Nie chodzi tu, o fakt pierwszego zetknięcia się ze stylem piwnym zwanym Black India Pale Ale, który swoją drogą brzmi jak oksymoron. Dzięki temu piwu przekonałem się do piw ciemnych. Wcześniej za bardzo nie interesowałem się ciemnymi piwami, pewnie dlatego, że nie natknąłem się na żadne piwo ciemne, które by mi zasmakowało. Przez to, moje doświadczenie z piwem kontynuowałem skupiając się na piwach jasnych. Po spróbowaniu „Black Hope” przekonałem się, że byłem w błędzie i dziś już nie odwracam się od piw typu: dark lager, porter, stout, etc. Dobrze się stało, że zetknąłem się z tym piwem w pewien upalny, lipcowy dzień…

Ejl, o którym mowa to jedno z flagowych piw AleBrowaru. Jest to już trzecie piwo, z tego browaru kontraktowego, które gości na tym blogu. Pierwszym gościem spod tego znaku był mleczny stout „Sweet Cow”, kilka wpisów wstecz opisałem piwo „Rowing Jack”, a także wspomniałem kilka słów na temat inicjatywy, jaką jest AleBrowar.

Mam wrażenie, że od czasu premiery tego piwa na polskiej scenie piwnej pojawiło się kilka piw reprezentujących ten sam styl. W sklepach piwnych można zakupić B.I.P.A. z Wysp Brytyjskich, Holandii i U.S.A. Pojawiły się też inne polskie wersje Black India Pale Ale. Przykładem może być uwarzona przez Kolaborantów „Orka”, która opisana jest przez producentów nie jako B.I.P.A., ale jako Cascadian Dark Ale. Twórcom „Killer Whale” bardziej odpowiada ta druga nazwa, o mniej oksymoronicznym brzmieniu.

Na etykiecie widać postać, która raczej kojarzy się z „typem spod ciemnej gwiazdy” przypominającą kowboja. Postać jest czarno biała (jak każda na AleBrowarowych etykietach). Całość, czyli elementy tekstowe i graficzne, znajduje się na szarym tle. Oprócz kowboja na etykiecie widnieje nazwa piwa, dane dotyczące zawartości ekstraktu, alkoholu oraz IBU. Na krawatce znajduje się logo producenta. Kontretykieta zawiera typową dla piw z AleBrowaru „nawijkę”, która pół żartem, pół serio opisuje zawarte w butelce piwo. Trzeba przyznać, że słowa „piwo o czarnym charakterze, ale jasnej duszy” jest bardzo trafnym określeniem dla tego ejla. Być może typ z etykiety to też człowiek w zamyśle moralnie niejednoznaczny i z wierzchu wygląda jak bandzior, a tak naprawdę jest to człowiek o szlachetnym sercu? Poza opisem piwa z kontretykiety dowiedzieć się można, jaki jest skład piwa i gdzie piwo zostało wyprodukowane. Swoja opinię na temat szaty graficznej wyraziłem już wcześniej, więc nie widzę sensu, by ją powielać w kolejnym poście.

Dane techniczne:
Producent: AleBrowar sp. z o.o. (uwarzone w Browarze Gościszewo s.c. – piwo uwarzone dzięki inspiracji Piwoteki Narodowej).
Nazwa: Black Hope.
Styl: Black India Pale Ale.
Ekstrakt: 16% wag.
Alkohol: 6,2% obj.
Skład: woda, słody: Pale Ale, pszeniczny, wiedeński, Carapils, Caramunich, Carafa; chmiele: Simcoe, Chinook, Citra, Cascade, Palisade; drożdże US-05.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: nie.
IBU: 65.

Po przelaniu…

Barwa: czarna, pozbawiona jakichkolwiek refleksów.
Piana: ciemnobeżowa, ziarnista, zwarta i trwała. Pozostawia ślady na szkle.
Zapach: wyraźne nuty palonego ziarna i owocowo-cytrusowe, Delikatniej wyczuwalne akcenty chmielowy i żywiczny. W tle delikatna nuta kawowa.  
Smak: na początku czuć aromat cytrusowo-chmielowy przechodzący w aromat słodowy oraz karmelowy, a na finiszu dominuje posmak palonego ziarna i kawy. Smak pełny, głęboki i bardzo złożony. 
Wysycenie: niewysokie.
  
Jest to bardzo smaczne piwo o złożonym smaku obfitującym w akcenty typowe dla piw jasnych i ciemnych, co czyni je wyjątkowym. „Black Hope” to piwo bardzo pijalne. Z uwagi na swoją złożoność smakową ejl ten jest doskonały o każdej porze roku. Pierwsze zetknięcie z tym piwem zrobiło na mnie duże wrażenie. polecono mi je w poznańskim pubie „Setka’. Początkowo byłem sceptyczny, ale argument o goryczce i bogatym smaku mnie przekonał. I dobrze się stało. Dziś, gdy tylko nadarzy się okazja staram się zawsze mieć z jedną bądź dwie butelki w lodówce. Piwo godne polecenia i warte spróbowania. Załodze AleBrowaru gratuluję kolejnego, udanego piwa.   

Ocena: 4,9/5.



wtorek, 26 marca 2013

Coś na ząb do ciemnego piwka


                Zima nie chce dać za wygraną. Nadal na dworze jest zimno, choć większość z nas oczekiwała po wiosennej równonocy nastania aury bardziej słonecznej i cieplejszej. W okresie jesienno-zimowym częściej na stołach dominują piwa ciemne, takie jak: porter, stout, czy ciemny lager. Piwa te z racji bardziej słodkiego smaku wynikającego z użycia większej ilości słodu do ich produkcji, dobrze sprawdzają się jako piwa deserowe, świetnie komponując się ze słodkimi przystawkami.  Chciałbym zaprezentować ciekawa propozycję ciasteczek, które dobrze spisują się w duecie z ciemnym piwem.
                Przygotowanie ciasteczek nie jest specjalnie skomplikowane i nie wymaga egzaminu czeladniczego z dziedziny cukiernictwa. Potrzebne będą:

- 20 dkg mąki pszennej,
- 20 dkg mąki ziemniaczanej,
- 1,5 łyżki kwaśnej śmietany,
- 15 dkg margaryny,
- 2 żółtka,
- 10 dkg cukru pudru,
- 1 opakowanie cukru waniliowego,
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia,
Opcjonalnie: można dodać cynamon, przyprawę do piernika. Dobrze też sprawdza się kardamon – daje subtelny korzenny aromat, nie tak intensywny jak cynamon, czy goździki.

                Wszystkie składniki połączyć i wyrobić na jednolitą masę. Kulę ciasta wstawić na godzinę do lodówki (wcześniej owinąć w folię spożywczą). Po wyjęciu z lodówki rozwałkować ciasto do grubości około pół centymetra. Ciasteczka z rozwałkowanej masy  można powycinać foremkami o przeróżnych kształtach albo przy pomocy odwróconej do góry nogami szklanki. Piec na złoto w temperaturze 180 stopni Celsjusza przez około 15-20 minut. Ciastka są naprawdę super. Ich jedyną wadą jest to, że za szybko znikają z talerza. według mnie, najlepiej smakują w tandemie z piwem "Sweet Cow". 

niedziela, 24 marca 2013

Hacker-Pschorr Braumeister, czyli dobry pils z Bawarii


Historia browaru Hacker-Pschorr sięga wstecz do roku 1417, a więc na 99 lat przed uchwaleniem w Niemczech Prawa Czystości – „Reinheitsgebot”. W 1417 roku w Monachium ufundowany został browar Hacker. W XVIII wieku  Joseph Pschorr odkupił browar Hacker od swojego teścia. Oprócz tego, że kupił jeden browar, założył też drugi.
W 1810 roku książę (później koronowany na króla Bawarii) Ludwik I z okazji swojego ślubu z Teresą von Sachsen-Hildburghausen, nakazał Josephowi Pschorrowi uwarzenie specjalnego piwa na tę okazję. Książę uznał, że piwem należy upamiętnić tę okazję, a świętować powinna cała Bawaria. Stąd wzięła się tradycja niemieckiego Oktobersfest, który z czasem stał się nieodłączny dla Monachium i jego okolic. Zgodnie z lokalnym prawem tylko 6 browarów w obrębie miasta posiada prawo do serwowania piwa podczas Oktoberferst. Hackr-Pschorr jest jednym z nich. Pozostałe browary to: Paulaner, Hofbräu,  Löwenbräu, Augustiner, Spater-Franziskaner-Bräu.
Synowie J. Pschorra podzielili się majątkiem ojca po jego śmierci i każdy z nich zarządzał osobno jednym browarem.
W roku 1972 obydwa browary Hacker i Pschorr połączyły się przyjmując nazwę Hacker-Pschorr, jednak piwa sprzedawane były przez nowy, skonsolidowany podmiot pod osobnymi nazwami jeszcze po 1975 roku. 
Oferta browaru jest bardzo szeroka. W jej skład wchodzi kilkanaście piw.
Do tej pory z wyrobami tego browaru zetknąłem się raz. Było to w zeszłym roku, kiedy wyszedłem z założenia, że skoro nie pojechałem na Oktoberfest, to chociaż malutki kawałek tego wydarzenia w postaci piw sprzedawanych w tym czasie w Monachium zagości w moim domu. Kupiłem wtedy 3 Oktoberfestbier – Paulaner, Augustiner i Hacker-Pschorr. Niestety piwo marcowe nie należy do moich ulubionych, o czym przekonała mnie degustacja powyższych piw. Pils jest stylem bliższym moim preferencjom smakowym, dlatego przy zakupie tego piwa nie zastanawiałem się ani chwili.

Etykieta na butelce posiada srebrno-złote  tło. Na jej środku widnieje ilustracja prezentująca beczkę, kłosy zboża i, jak mi się zdaje, narzędzia pracy piwowarów i/lub bednarzy. Kontretykieta zawiera informacje na temat składu piwa, producenta, informację, że piwo warzone jest zgodnie z niemieckim Prawem Czystości z 1516 roku. Informacje podane są w języku niemieckim i włoskim albo hiszpańskim (na pewno jednym z grupy języków romańskich). Etykieta i krawatka zawierają nazwę piwa oraz logo producenta. Butelkę wieńczy krachla.

Dane techniczne:
Producent Hacker-Pschorr Bräu GmbH
Nazwa: Hacker-Pschorr Braumeister (Fineherbes Pils)
Styl: pilsner (niemiecki).
Ekstrakt: 11,5% wag.
Alkohol: 4,9% wag.
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel, ekstrakt chmielowy.
Pasteryzacja: tak.
Filtracja: tak

Kolor: słomkowy, jasnozłoty, klarowny.
Piana: wysoka, biała, o niedużych pęcherzykach, niezbyt trwała. Oblepia szkło.
Zapach: czuć słodowość i aromaty kwaskowe. Nieznaczny akcent chmielowy. W tle delikatna nuta owocowa, cierpka.
Smak: Na początku przebija się aromat słodu, dochodzi do tego lekka nuta kwaskowa. Zaraz za nią wyłania się chmielowa goryczka, która nie jest intensywna ani głęboka, ale odczuwalna i długo utrzymująca się w ustach.
Wysycenie: średnie, przyjemne bąbelki drapiące lekko w gardło.

         Jest to bardzo udany pils o przyjemnym delikatnym smaku, aczkolwiek nie pozbawionym charakteru tak jak np. w piwie Krombacher Pils. Jak dla mnie piwo sesyjne. Dobre do wielu potraw i przekąsek. Idealne na każda porę roku. Cena tez nie przyprawia o zawrót głowy – 7,50 (w tym 1 złoty kaucji za butelkę). Dla mnie, jako miłośnika stylu pilsener bardzo dobra pozycja. Zachęcam do spróbowania!

P.S.: Jeśli zasmakuje Tobie  opisane powyżej piwo spróbuj także Thurn & Taxis  Pilsener. Smakuje bardzo podobnie, ale jest troszkę bardziej goryczkowy. Piwo w podobnym przedziale cenowym.  

Ocena: 4,5/5.



piątek, 22 marca 2013

Chrupiące skrzydełka z charrrrakterem!


           Wielkimi krokami zbliża się weekend. Czas relaksu, spotkań z przyjaciółmi. Można sobie wtedy też umilić czas kuflem piwa i jakąś pyszną przekąską. Oto moja dzisiejsza propozycja (ostatnio zademonstrował mi to brat).
Potrzebne będą:
500-600 g skrzydełek z kurczaka,
4 łyżki mąki pszennej,
2 łyżki mąki kukurydzianej,
1 jajko,
Przyprawy: można wykorzystać gotowe mieszanki przypraw dostępne w sklepach, a można też stworzyć swoją własną mieszankę (sól, pieprz, papryka, chilli, curry i inne według uznania).
Olej do smażenia.
       Przygotowanie – skrzydełka pozbawić „lotek” i podzielić je na pojedyncze części. Następnie przyprawić mięso mieszanką przypraw. Roztrzepać jajko. Do osobnej miski wsypać mąkę pszenną, kukurydzianą i chilli (myślę, że można dać więcej mąki niż w przepisie ważne by zachować proporcję 2:1).  Przyprawione mięso obtaczamy najpierw w jajku, a następnie w mieszance chilli i dwóch rodzajów mąki.  Obtoczone skrzydełka układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy w piekarniku przez około 20 minut w temperaturze 180 stopni Celsjusza. Po wyciągnięciu skrzydełek z piekarnika smażymy je na rozgrzanym oleju, dopóki panierka nie nabierze złotego koloru.
         Dwie największe zalety tego dania to:
1)      Skrzydełka można upiec , a następnie smażyć po odstępie nawet kilku godzin. Fajna sprawa gdy spodziewamy się gości i nie chcemy „wystawać dużo nad garami”, gdy już przyjdą.
2)      Mamy pewność dzięki pieczeniu, że mięso nie będzie surowe pod rumianą panierką.
Przepis zaprezentował w praktyce mój brat – choć po małym researchu doszedłem do hipotezy, że przepis pochodzi z kotlet.tv. Zajrzyjcie tutaj, a zobaczycie jak wykonać to krok po kroku na nagraniu.  
Z czym podać? Najlepiej z frytkami, ale można też podać z zapiekanymi ziemniakami.
Ja do pieczonych ziemniaków używam przede wszystkich odmian czerwonych. Nie są one najlepsze do gotowania, bo czasem nawet po 40 minutowej obróbce termicznej sprawiają wrażenie niedogotowanych. Te odmiany są z natury twarde, dlatego lepiej sprawdzają się przyrządzane na inne sposoby. Ziemniaki kroję w plastry o grubości około 1 cm, posypuję przyprawą do ziemniaków. Pokrojone ziemniaki wykładam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i zapiekam około 20 minut w piekarniku. Są naprawdę chrupiące i nie ociekają tłuszczem. I pamiętajcie o jakiejś surówce do tego zestawu  
Swoją drogą, zastanawiam się (i pewnie niedługo to sprawdzę w praktyce), czy nie dodać pokruszonych płatków kukurydzianych do panierki. Na pewno doda to jeszcze większej chrupkości skrzydełkom – pytanie tylko brzmi, jak płatki zniosą 20-minutowe pieczenie? Czynie wyschną na wiór? O wynikach eksperymentu będę informował.
Jakie piwo do tego? Jasne, że jasne – jasny lager albo pale ale to najlepiej dobrani kompani (według mnie). Smacznego!


czwartek, 21 marca 2013

Angielskie piwo w czeskim wykonaniu


        Pivovar Primator posiada w swej ofercie szeroką gamę piw. Od lekkiego jasnego lagera po doppelbocka w postaci piwa Primator Double o zawartości ekstraktu 24% (dla mnie totalnie niepijany – każda próba zmierzenia się z tym piwem kończyła się wylaniem piwa do zlewu). Marka w Polsce jest doskonale znana i rozpoznawalna. 

W ofercie piw spod znaku Primatora jest ciekawa pozycja mianowicie Primator English Pale Ale. Dziś już istnienie tego piwa nie dziwi, bo nasi południowi sąsiedzi też przekonują się (jak my Polacy), że nie samym lagerem piwosz żyje. E.P.A. od browaru z Nachodu to ciekawa propozycja względem tradycyjnych czeskich wyrobów przezeń oferowanych. Jak wyszedł ten czesko-angielski kolaż?   



Butelka prezentuje się ładnie. Na etykiecie znajduje się ilustracja prezentująca zamek w Nachodzie. Na etykiecie i krawatce nadającej piwu bardziej wyszukany wygląd obok nazwy marki znajduje się informacja o roku założenia tamtejszego browaru – 1872. Pod nazwą piwa na dole etykiety w tle widnieje fragment Union Jacka (flagi Wielkiej Brytanii). Na kontretykiecie podana jest zawartość alkoholu, skład i krótki opis stylu piwnego, jaki ten Primator reprezentuje. Co ciekawe, informacje widnieją w języku czeskim i słowackim, a na etykiecie – czeskim i angielskim.



Dane techniczne:

Producent Pivovar Primator.

Nazwa: Primator English Pale Ale.

Styl: English Pale Ale.

Ekstrakt: nie podano.

Alkohol: 5% obj.

Skład: woda, słody jęczmienne, owies,  chmiel, przeciwutleniacz E300.

Filtracja: tak.

Pasteryzacja: tak.



Barwa: ciemnobrązowa, bursztynowa (jak herbata), klarowna.

Piana: średniowysoka, raczej zwarta o drobnych pęcherzykach, trwała (występuje do końca).

Zapach: słodowy, wyczuwalna owocowość i lekka paloność. Zapach chmielu uderzył po odkapslowaniu butelki, po przelaniu do szkła aromat znacznie osłabł.

Smak: Wyraźny aromat słodowy z aromatem palonego ziarna, lekka słodycz (toffi). Na drugim planie lekki aromat drożdżowy i minimalna chmielowa goryczka.

Wysycenie: niskie.



            Piwo jest zdecydowanie sesyjne i smaczne. Posiada bogaty profil smakowy, choć jak dla mnie jest „za grzeczne”. Myślę, że gdyby było bardziej chmielone jego smak byłby znacznie bogatszy. Warto spróbować i ocenić samemu. Piwo jest smaczne i na pewno tańsze niż niejeden ejl z Wysp Brytyjskich. Trzeba przyznać, że braciom Czechom ichnia wersja tradycyjnego, angielskiego ale się udała. Wasze zdrowie!

Ocena: 4/5.



wtorek, 19 marca 2013

Hövels, czyli pierwszy alt na blogu.


            Altbier to styl piwny wywodzący się z Niemiec,  a dokładnie z Düsseldorfu. Obecnie alt rozróżniany jest na altbier  düsseldorfski i altbier północnoniemiecki (dotyczy piw warzonych w tym stylu poza miastem Düsseldorf).

Jeszcze jakiś czas temu trudno było w Polsce o „piwo tego typu. Dziś zakup tego rodzaju piwa nie jest żadnym problemem. Oryginalne niemieckie  alty dostępne są w wielu sklepach piwnych. W Polsce pojawiły się też inicjatywy mające na celu uwarzenie polskich wersji piw w tym stylu.

Swój „Altbier” uwarzyła Manufaktura Piwna czyli Browar Jabłonowo we współpracy z piwowarami domowymi m in. z Marcinem Chmielarzem. Browar ten postanowił postawić na coś innego niż piwa dla piwoszy lubujących się w trunkach o mocy powyżej 7% zawartości alkoholu i cenie nie wyższej niż 2,50 zł za sztukę. Trzeba przyznać, ze piwa tworzone w ramach tej inicjatywy są bardzo dobre. Poza Altbierem mamy do wyboru Piwo klasztorne (na wzór piwa trapistów), Wiessbier, Piwo na miodzie gryczanym, Trzy Zboża, Belfast i najnowsze – Manufakturowy Pils.

Druga inicjatywa to piwo z Browaru PINTA, o którym pisałem kilka postów wcześniej. W zeszłym roku PINTA wypuściła na rynek piwo „Stare Ale Jare”, które jest altbierem w wersji Stricke (wersja o ciemniejszej barwie, większej zawartości ekstraktu, goryczki). Miałem okazje spróbować obydwa piwa i uważam je za ciekawe i godne uwagi.  

            Dzisiejszy bohater to piwo Hövels Original. Jest to altbier w wersji północnoniemieckiej. To, co przede wszystkim rzuca się w oczy to kształt butelki, który jest bardziej zbliżony do butelki szampana niż piwa. Kształt szklanego opakowania sprawia wrażenie, że jego pojemność jest większa niż 500 ml. Butelka posiada krachlę (zamknięcie pałąkowe) zamiast kapsla.  Etykieta kolorystycznie pasuje do butelki, choć w porównaniu z jej ładnym kształtem wypada w mojej ocenie niezbyt imponująco. Etykieta zawiera nazwę piwa, informacje że jest to piwo czerwonozłote, i istnieje od 1893 (wtedy to opracowano jego recepturę). Nie znam za dobrze niemieckiego, ale przypuszczam, że dane na kontretykiecie to „ochy i achy” producenta nad jego flagowym produktem. Podane są też nazwa producenta, skład, a także zawartość alkoholu.



Dane podstawowe:

Producent: Hövels Hausbrauerei Dortmund.

Nazwa Hövels Original.

Styl: altbier (północnoniemiecki).

Alkohol: 5,5% obj.

Ekstrakt: nie podano.

Skład: woda, słód jęczmienny palony, słód pszeniczny, ekstrakt chmielowy.

Pasteryzacja: tak.

Filtracja:  tak.



Po otwarciu butelki:

Piana: biała, nietrwała, o ziarnistych, szybko rozpadających się pęcherzykach.

Barwa: bursztynowa i klarowna.

Zapach: dominuje zapach słodowy i nuta pszeniczna, delikatna paloność, nieznaczny akcent drożdżowy. Subtelny aromat chmielu.

Smak: aromat słodu, lekki karmel, nieznaczna paloność  przechodzące w przyjemną chmielową goryczkę, która najbardziej odczuwalna jest na finiszu.

Wysycenie: niewysokie, mogłoby być nieco wyższe.     



            Muszę przyznać, że piwo zrobiło na mnie wrażenie. Posiada ciekawy i bogaty smak, w którym czuć nie tylko słodowość i chmielowy akcent. Jest to z pewnością piwo sesyjne dobrze komponujące się z kiełbasą albo innymi mięsnymi przekąskami. Jedynym mankamentem mogącym stanowić argument przeciwko sesyjności jest cena – około 11 złotych za butelkę. W moim mniemaniu warte tych pieniędzy. Piwo prezentuje się ciekawie na sklepowej półce i co najważniejsze w kuflu i podczas degustacji. Polecam.

Ocena: 4,75/5



poniedziałek, 18 marca 2013

Piwny pielgrzym



            Lubię czeskie piwo. Zawsze z dużą niecierpliwością wracam do domu z nabytymi przeze mnie piwami z tego kraju, które przyjdzie mi pić po raz pierwszy.
            „Poutnik” został przeze mnie zakupiony przez Internet. Przy jego wyborze motywowałem się ciekawością względem możliwości spróbowania kolejnego piwa. Czy było warto?
            Na stronie internetowej producenta można przeczytać historię 450-letnich tradycji piwowarskich w mieście Pelhřimov, opisaną w lakoniczny sposób. Zgodnie z legendą nazwa miejscowości (która do 1225 roku była wsią) wzięła się od mnicha pielgrzyma tułającego się po świecie. Mnicha urzekło piękno okolicy i postanowił się tam osiedlić. Założona przez niego osada nosiła nazwę Pelegrin. Z czasem przybrała nazwę w obecnym kształcie, która brzmi bardziej czesko.
W roku 1552 miasto otrzymało prawo warzenia piwa. Przed nadaniem tego prawa piwo warzono w mieście, jednak na skutek braku regulacji prawnych nie było ono najlepszej jakości, producenci mieli problemu z nabywaniem surowców. Nie było też polityki cenowej.
 Sama historia browaru nie jest aż tak barwna jak opisanego przeze mnie kilka postów wcześniej browaru w Pilźnie. Pivovar Poutnik miewał lepsze i gorsze czasy. Browar kilka razy zmieniał lokalizację w mieście, W drugiej połowie XIX wieku zaczął warzyć piwo dolnej fermentacji. W związku ze zmianami w procesie produkcji piwa dostosowano browar do wymogów rynku. W 1899 roku zakończono modernizację. W 1948 browar został znacjonalizowany przez Czechosłowacki rząd komunistyczny i działał pod egidą browarów o nazwie   Horácké Pivovary. W roku 2001 „Pivovar Poutnik” został sprywatyzowany. Jego obecnym właścicielem jest grupa DUP.
W ofercie Poutnika mamy trzy piwa – lekką dziesiątkę, dwunastkę (piwo premium) i czternastkę (piwo specjalne).

Etykieta wygląda niepozornie. Znajdziemy na niej nazwę piwa, logo producenta, informację, że jest to tradycyjne piwo z Wyżyn. Widnieje też informacja o tym, że piwo jest niepasteryzowane. Na krawatce widnieje data 1552. Dominującymi kolorami w kolorystyce wszystkich elementów na butelce są: zielony i srebrny. Kontretykieta podaje informacje o producencie, typie piwa, jego składzie. „Pątnik” posiada imienny kapsel.

Dane:
Producent: Pivovar Poutnik
Nazwa: Poutnik světlý ležák Premium
Ekstrakt: 12% wag.
Alkohol: 5% obj.
Styl: jasny lager (pilzner)
Pasteryzacja: nie
Filtracja:  tak
Skład: woda, słód jęczmienny, żatecki chmiel, ekstrakt chmielowy, cukier (najprawdopodobniej piwo jest refermentowane).

            „Poutnik” posiada złotą barwę. Piwo jest klarowne. Piana wysoka, średniopęcherzykowa, dość trwała, koloru białego. Piana zostawia ślady na ściankach kufla. W zapachu czuć przede wszystkim chlebowość i słodycz. Chmielowość niewyczuwalna. W smaku podobnie jak w zapachu na pierwszym planie aromat słodowy. Do tego dochodzi karmel, dwuacetyl i lekka metaliczność. Goryczka chmielowa minimalna. Wysycenie – jak na piwo typu pils – niskie. Słodycz długo utrzymuje się na języku i podniebieniu. Piwo pijalne, a nawet sesyjne jeśli ktoś nie przepada za chmielową goryczką, to „Poutnik” będzie dla takiej osoby dobrą propozycją. Niewielkie wysycenie sprawia, że piwo pije się bardzo przyjemnie, bez uczucia kłucia w język.

            Piwo jest poprawne, posiada przyzwoity smak, jednak jak dla mnie brak w nim charakteru. Pils z założenia powinien posiadać chmielowy akcent (wyjątek to Lech Pils i parę innych „koncernowych klejnotów”). Tego właśnie mi w nim brakuje. Poza tym jak dla mnie piwo jest za słodkie. Swoją drogą skoro tak smakuje ich Premium, to „desitka” chyba w ogóle by mi nie przypadła do gustu.

Ocena: 3,5/5.



sobota, 16 marca 2013

Spotkanie dwóch piwnych Goliatów


            Niniejszy wpis będzie poświęcony dwóm Goliatom polskiej sceny piwnej. Każde z piw pochodzi z browaru kontraktowego. „Atak chmielu” to „dziecko” Browaru PINTA, który warzy swoje piwa w Browarze na Jurze w Zawierciu, a „Rowing Jack” to wyrób rewolucjonistów z AleBrowaru warzącego swoje piwa w Browarze Gościszewo. AleBrowar w najbliższym czasie zamierza stać się niezależnym browarem. Nie wiem jakie są plany PINTY, co do usamodzielnienia się. Obydwa podmioty istnieją na rynku niedługo (PINTA od 2011 roku, a AleBrowar – 2012).
Pomimo krótkiego stażu w porównaniu z wieloma krajowymi browarami zdążyli już sporo namieszać na polskim rynku piwnym. Pisząc „namieszać” mam na myśli pozytywne konotacje związane z zamiarem każdego z tych browarów, by urozmaicić polską scenę piwną o style dotychczas nie warzone na większą skalę w Polsce.  Dzięki staraniom rewolucjonistów z Żywca (PINTA) i Lęborka (AleBrowar) Polacy pokochali piwo takie jak I.P.A. i A.I.P.A. Ponadto, na rynek polski trafiły dzięki nim dwa wspaniałe witbiery (Viva la Vita z PINTY, Lady Blanche z AleBrowaru), sahti (Koniec świata z PINTY), dwa piwa dyniowe i wiele innych. Każdy z browarów zapowiada kolejne premiery, a dzięki nowoczesnym formom komunikacji jak Internet są w stałym kontakcie ze swoimi wielbicielami. Obydwie inicjatywy okazały się strzałem w dziesiątkę.
Obydwa piwa wymienione przeze mnie na początku posta to już pewien symbol. „Atak chmielu” pojawił się na rynku parę miesięcy wcześniej od „Rowing Jacka”. Obydwa piwa szybko podbiły serca polskich piwoszy i wyznaczyły trend, którym poszli następni. Bartek Napieraj z AleBrowaru w wywiadzie z Tomkiem Kopyrą przyznał, że bali się jak „Wiosłujący Kuba” zostanie przyjęty wobec istniejącego już American India Pale Ale z Browaru PINTA. Czas pokazał, ze dali sobie świetnie z tym radę. Pomimo, że oferta obydwu producentów nie zawęża się tylko mocno chmielonych piw, to jednak największym wydarzeniem są kolejne warki trafiające do sklepów i pubów ejli o największym współczynniku IBU z całej oferty.

ATAK CHMIELU

            Pierwszy pod lupę idzie ejl z Browaru PINTA. Początkowo etykieta tego piwa przedstawiała postać brunetki strzelającej z procy do tarczy. W zeszłym roku etykiety wszystkich piw z PINTY poddano rebrandingowi i w efekcie obecna etykieta „Ataku chmielu” wygląda zupełnie inaczej. Na ciemnozielonym tle widnieje logo browaru, nazwa piwa, styl piwa oraz flaga kraju, z którego ten styl pochodzi. Widnieje także informacja, że jest to piwo rzemieślnicze. Z lewej strony od nazwy widnieje krótki opis piwa. Pod spodem znajduje się skład. Etykieta prezentuje się bardzo ładnie. Butelka posiada dedykowany kapsel.


Dane:
Producent: Browar PINTA (warzone i rozlewane w Browarze na Jurze w Zawierciu).
Nazwa: Atak chmielu.
Styl: American India Pale Ale.
Ekstrakt: 15,1% wag.
Alkohol: 6,1% obj.
Skład: słody: pale ale, melanoidynowy, Carahell™, Carapils™, chmiele: Citra, Simcoe, Cascade, Amarillo, drożdże Safale US-05.
Piwo pasteryzowane.
Opakowanie: butelka 500 ml.

            Piwo o ciemnobrązowej, bursztynowej barwie. Opalizujące z ciemnozłotymi refleksami. Piana beżowa, wysoka, zwarta, drobnopęcherzykowa i trwała, pozostająca na ścianach kufla. W zapachu dominuje chmiel, dodatkowo wyczuć można słodowość, aromaty cytrusowe, i lekką żywiczność. W smaku słodowość przechodząca w goryczkę. Nieznaczne aromaty cytrusowe. Goryczka na wysokim poziomie jednak w porównaniu z zeszłorocznym „Atakiem chmielu” nie jest aż tak ekstremalna. Aromat chmielowy długo utrzymuje się w ustach. W tle leciutka nuta alkoholowa. Piwo pełne w smaku, bardzo pijalne, wyśmienite w smaku. Wysycenie na poziomie niskim. Bardzo dobre, ale nie da się ukryć, że atak chmielu w tym roku jest mniej ofensywny. Zapewne część ludzi to ucieszy, a sporo osób zasmuci. Osobiście uważam, że „Atak” w takiej formie jest bardzo dobry. Mniej intensywne nachmielenie to krok w stronę poszerzenia grona konsumentów o osoby nie przepadające za ekstremalną goryczą w smaku piwa. Biorąc pod uwagę fakt, że PINTA w swym asortymencie piwnym posiada także piwo „Imperium atakuje”, które jest (przynajmniej było) w zeszłym roku bardzo gorzkie i stanowi wyjście naprzeciw oczekiwaniom osób określających się jako „Hop Heads”. Jedyne czego mi brakuje w smaku to mocniejszego aromatu owocowego, co świetnie komponuje się z intensywnym akcentem chmielowym. Ocena: 4,75/5.

ROWING JACK

            W tym przypadku tez mamy do czynienia z zielonym tłem etykiety oraz elementami graficznymi w kolorze białym i czarnym. AleBrowar stawia na etykiety krzykliwe, kontrowersyjne, które bez wątpienia rzucają się w oczy. Posiadają one, zapewne, tylu samo zwolenników, co przeciwników. Mi osobiście podobają się średnio. Jednak istotny jest smak piwa, a nie szata graficzna opakowania (casus Browaru Artezan). Postać na etykiecie to człowiek, który zamiast lewej dłoni i przedramienia posiada wiosło. Z etykiety dowiedzieć się też można jaką ilość IBU zawiera piwo (80). Na kontr etykiecie podano skład oraz kilka innych informacji na temat piwa (w formie żartobliwej gawędy). Brak dedykowanego kapsla, jednak niedługo ulegnie to zmianie.  

Dane:
Producent: AleBrowar w Browarze Gościszewo.
Nazwa: Rowing Jack.
Styl: India Pale Ale.
Ekstrakt: 16% wag.
Alkohol: 6,2% obj.
IBU: 80.
Skład: woda, słody - pale ale, pszeniczny, wiedeński, Carapils™, chmiele – Simcoe, Chinook, Citra, Cascade, Palisade, drożdże US-05. 
Piwo niepasteryzowane, niefiltrowane.
Opakowanie: butelka 500 ml.



            Piwo posiada ciemnozłotą barwę. Jest mętne, bez jakichkolwiek refleksów. Piana biała, zwarta, wysoka. Drobnoziarnista, pozostająca na szkle. Zapach składa się z nut owocowych (cytrusy), żywicznych oraz wyraźnego aromatu chmielowego. W smaku na początku wyczuwalne są aromaty cytrusowe i żywiczne (o wiele wyraźniejsze niż w przypadku „Ataku chmielu”) przechodzące w chmielową goryczkę, która w porównaniu z pintowym ejlem jest słabsza. W tle nieznaczna nuta alkoholowa. Goryczka głęboka i długo utrzymująca się w ustach. Smak jest bardzo złożony i bogaty. Piwo sesyjne, zachęcające do kolejnych łyków. Wysycenie na poziomie niskim. Nie udało mi się zdobyć Rowing Jacka w 2012 roku, a zatem nie potrafię powiedzieć, czy piwo zmieniło się i jaki jest kierunek tej zmiany.  „Wiosłujący Kuba’, jak dla mnie, to piwo dobre na każdą porę roku i okazję. Podoba mi się bilans pomiędzy aromatem owocowym i chmielowym (jak dla mnie poziom goryczki mógłby być nieco wyższy), co czyni tego ejla naprawdę wyśmienitym trunkiem. Ocena: 4,9/5.

            W starciu obydwu Goliatów nieznacznie wygrywa w moim mniemaniu „Rowing Jack”. Dlaczego? W dużej mierze podoba mi się większy nacisk na akcenty owocowo-cytrusowe, które o wiele bardziej wyczuwalne są w tym właśnie piwie. „Atak chmielu” jest jak najbardziej chmielowy i goryczka w nim jest według mnie intensywniejsza, ale trochę brakuje mi tam owocowości. Nie wiem, czy formułując „expressis verbis” moje preferencje nie „zapędzam się w kozi róg”, bo moim ideałem piwa byłoby pewnie cytrusowo aromatyczne piwo jak „Rowing Jack” z poziomem nachmielenia jak „Atak chmielu”. Nie wiem, czy te dwie rzeczy wzajemnie się nie wykluczają, bo w końcu mocniejsza goryczka może znacznie przytłumić owocowość w smaku.
Obydwa piwa uważam za bardzo udane. Ich sukces nie jest przypadkowy. To dowód na to, jak skutecznie można wyjść naprzeciw oczekiwaniom konsumentów i przełamać marazm, a także stagnację na piwnym rynku, której wyrazem jest oferta dużych browarów bazująca na kiepskiej jakości jasnych lagerach. Wielki szacunek dla ekipy PINTY i AleBrowaru. Kawał dobrej roboty!