UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

środa, 31 lipca 2013

O niejasnym związku India Pale Ale i biurokracji, czyli Burocracy IPA



W Internetach sporo dzisiaj pisze się o tym, że dzień jutrzejszy będzie już trzecim z kolei International IPA Day. Nie wiem, czy jutro uda mi się ów „dzień święty święcić”, ale postanowiłem zrobić sobie przynajmniej wigilię tego dnia, a przy okazji uczcić setnego „lubisia”, który dziś przyłączył się do grona czytelników „No to… po piwku!”.

Dzisiejsze spotkanie odbędzie się z piwem z włoskiego browaru rzemieślniczego Brewfist, którego kolaboracyjny Caterpillar pojawił się kilka tygodni temu na blogu. Wspomniany wcześniej American Pale Ale wzbudził raczej mieszane uczucia, a jak będzie z bohaterem dzisiejszego wieczoru?

Intryguje mnie dlaczego piwo posiada nazwę „Burocracy”? Właściwie byłoby, gdyby nazwa tego piwa pisana była „Bureaucracy”. Być może jest to lapsus językowy polegający na tym, że jeśli zamiast „u” wstawimy „i” (mam na myśli stronę fonetyczną), to otrzymamy „beerocracy” czyli „rządy piwa”. Z drugiej strony może jest to po prostu nazwa dedykowana wszystkim instytucjom, którym włoski browar musi przedstawić stosowne dokumenty, przez co biurokracja i „szarpanie się” z nią staje się ujemnym aspektem pracy piwowara w każdym kraju? Nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na to pytanie, dlatego snuję domysły… Sama nazwa piwa przypomina mi wykłady z socjologii na studiach, na których prowadzący omawiał ciekawą teorię biurokracji według Maxa Webera.

Co do etykiety, nie rozumiem, co jej twórca miał na myśli. Jak dla mnie jest to dość kiczowate i podchodzące pod surrealizm, bądź realizm magiczny zestawienie motywów, co kojarzy mi się z takimi książkami jak „Nienasycenie” Witkacego, czy narkotyczne „Drzwi percepcji” Aldousa Huxleya. Jakoś tak właśnie ta etykieta kojarzy mi się z narkotycznymi wizjami, wywołanymi przez silne środki psychoaktywne o działaniu halucynogennym. Całość utrzymana w ostrej, jaskrawej kolorystyce, zdominowanej przez czerwień, zieleń i błękit, do czego dochodzi kilka tęczowych akcentów. Na pierwszym planie męska postać z uniesioną dłonią, która zlewa się z pięścią z logo browaru. Jakoś tak, tandetnie… W tle widnieją miejskie zabudowania. Klimat jak w filmach Davida Lyncha albo książkach Haruki Murakamiego – jest dziwnie, niejasno, oniryzm przeplata się z surrealizmem. Do mnie to nie trafia. Z resztą oceńcie sami.






Druga sprawa to sposób podania składu na „kontrze” – jak na piwo rzemieślnicze jest on bardzo lakoniczny, zbliżony swą maniera bardziej do piw koncernowych, przynajmniej w tych przypadkach, gdy koncern zdecyduje się na ujawnienie nieco większego Rabka tajemnicy niż lakoniczne „zawiera słód jęczmienny”. Owszem, oddać należy, że na stronie internetowej producenta uzyskać można nieco więcej informacji na temat piwa (w tym składu), ale ja jestem zdania, że takie rzeczy powinny znajdować się na kontretykiecie, gdy potencjalny klient chce dowiedzieć się jak najwięcej o produkcie, który planuje zakupić.

Dane szczegółowe:
Producent: Brewfist.
Nazwa: Burocracy.
Styl: India Pale Ale.
Ekstrakt: 14,9 Plato.
Alkohol: 6,0% obj.
Sklad: woda, słody jęczmienne (Maris Otter, Crystal, wiedeński, monachijski), chmiele (Magnum, Amarillo, Cascade, Montueka), drożdże.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.
IBU: 52.

Barwa: mętna, miedziana. Pod światło widoczne są perliste pęcherzyki dwutlenku węgla, których jest sporo jak na piwo górnej fermentacji. Poza tym widoczne jest sporo drobinek osadzających się  na dnie oraz pływających sobie swobodnie w piwie.
Piana: w kolorze ecru, obfita, wysoka, składająca się przede wszystkim z drobnych pęcherzyków, krążkuje na ściankach naczynia, trwała, po opadnięciu pozostaje w postaci cienkiego kożuszka.
Zapach: słodowy z towarzyszącymi akcentami chleba tostowego i biszkoptu, chmielowy aromat, który jest bardzo urozmaicony: ziołowo-przyprawowy oraz owocowy (morele, pomarańcze, grejpfruty) z lekkim dodatkiem żywicznym.  
Smak: trochę wodnisty z wyczuwalną słodowością szybko przechodząca w chmielowy aromat. Goryczka średnia, ziołowo-żywiczna z nieznacznym akcentem owocowym (bardziej intensywnym w zapachu). Jest bardzo przyjemna i długa. W tle lekko pikantna nuta drożdżowa. W miarę ogrzewania się piwa coraz bardziej wyczuwalny staje się aromat alkoholowy.
Wysycenie: wysokie.

Udane IPA w nowatorskiej wersji (z użyciem chmielu pochodzącego z trzech różnych kontynentów). Smak piwa jest bardzo dobrze zbalansowany pomiędzy słodowością i nutą chmielową, jednak wydaje się dość płytki, jak na piwo o ekstrakcie podchodzącym pod 15 Plato (15% wag.). Goryczka posiada bardzo złożony aromat dzięki zastosowaniu tak szerokiej gamy odmian chmielu. Piwo posiada bujną pianę, której mógłby mu pozazdrościć niejeden pszeniczniak, co jest efektem wysokiej karbonizacji. O ile w przypadku piany daje to bardzo pokazowy efekt, o tyle w przypadku smaku wysokie wysycenie jak na IPA jest dość męczące. Wraz ze wzrostem temperatury piwa, wzrasta tez udział akcentu alkoholowego w jego smaku, co owocuje rozgrzewającym i gorzko-cierpkim posmakiem na finiszu. Piwo godne uwagi, ale nazwanie go „ikoną stylu” byłoby sporą przesadą. Poza tym nie należy do najtańszych…  

Moja ocena: 3,75/5.


wtorek, 30 lipca 2013

Primator Premium, czy sprawdzi się w upalny dzień?


Warunki termiczne panujące na zewnątrz zachęcają do sięgnięcia po butelczynę trunku z pianką (oczywiście, po uprzednim wywiązaniu się z codziennych obowiązków). Lista posiadanych przeze mnie piw do oceny jest urozmaicona, ale dzisiaj wybór mój padł na czeskie piwo „Primator Premium”. Sama marka „Primator” gęściła na blogu kilka miesięcy temu przy okazji degustacji tego piwa.

Z zewnątrz piwo wygląda podobnie do innych przedstawicieli marki „Primator” produkowanych w browarze w Nachodzie. W tym przypadku etykieta zdominowana jest przez czerwień, której  odcień jest bardzo intensywny, głęboki i wyrazisty. W tej samej kolorystyce utrzymana jest „kontra”. Całość przełamuje jasna krawatka wykonana ze „złotka”, które nadaje piwu bardziej dostojny wygląd. Piwa z tego browaru posiadają imienne kapsle.   

Dane szczegółowe:
Producent: Pivovar Primator.
Nazwa: Primator Premium.
Styl: pilzner czeski.
Ekstrakt: nie podano na etykiecie, ale ze strony producenta wyczytać można, że jest to „dwunastka”.
Alkohol: 5,0% obj.
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel żatecki, ekstrakt chmielowy.
Filtracja: tak.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: złota, minimalnie opalizująca.
Piana: biała, niska, grubopęcherzykowa, szybko redukuje się do zera.
Zapach: aromat jasnego słodu wraz z towarzyszącą mu  chlebowością, wyczuwalny diacetyl w postaci maślanego aromatu. Z kolei w tle subtelna ziołowa nuta pochodząca od czeskiego chmielu
Smak: na początku słodowy, z wyraźnym aromatem chlebowym oraz diacetylem, przechodzący w bardzo przyjemną, ziołową goryczkę. Goryczka jest mocno wyczuwalna, głęboka i długa. W tle minimalna nuta metaliczna.
Wysycenie: powyżej średniego.

Uważam to piwo za udanego pilsa o przyjemnym słodowym smaku okraszonym goryczką pochodząca od żateckiej odmiany chmielu. Mankamentem jest bardzo szybko znikająca piana. Piwo sesyjne, lekkie, orzeźwiające, idealnie sprawdza się w gorące letnie wieczory. Osobiście, bardzo lubię to piwo. Jest to udany produkt w atrakcyjnej cenie. Jest to, moim zdaniem, najlepsze piwo z browaru w Nachodzie. Wysycenie mogłoby być nieco niższe, bo wydaje się być dość natarczywe dla języka. Jeśli zasmakuje Tobie to piwo, sięgnij po inne czeskie produkty takie jak; „Holba Šerak” albo „Černa Hora Pater”. One także powinny trafić w Twoje gusta.

Moja ocena: 4/5.



czwartek, 25 lipca 2013

Schneider Weisse TAP7, czyli rozczarowanie o bawarskim rodowodzie


Z uwagi na okoliczności przyrody, na które duży wpływ wywierają zwrotnikowe masy powietrza, rozgrzewając je i wywołując u ludzi wzmożone uczucie pragnienia. Lato to czas, kiedy lubię chłodzić się piwem pszenicznym, świetnie gaszącym pragnienie. Dzisiaj zamierzam zmierzyć się z bawarskim piwem z browaru Weisses Brauhaus G. Schneider & Sohn z Kelheim, którego jedno z piw gościło na blogu w zeszłym miesiącu. Owym piwnym gościem tym był bardzo dobry „Aventinus”. Piwo to zrobiło na mnie duże wrażenie i postanowiłem lepiej zapoznać się z ofertą browaru rodziny Schnederów.

O samym browarze i jego historii wspomniałem przy okazji degustacji wyżej wymienionego Weizenbocka. Browar G. Schneider & Sohn w swojej ofercie posiada wyłącznie piwa pszeniczne zarówno w wersji tradycyjnej, jak i w wariantach niestandardowych jak na niemieckie tradycje piwowarskie. Na przykład w swojej ofercie posiada Weizenbocka chmielonego amerykańskimi odmianami chmielu o nazwie „Meine Hopfenweisse”. Jest to piwo, które znajduje się na mojej piwnej liście życzeń. Drugi przykład nie jest może aż tak nowatorski, ale filtrowane piwa pszeniczne (Kristal) to dość popularna w Niemczech wariacja Weizenbier, kłócąca się jednak z fundamentalnymi założeniami stylu. Ja osobiście wolę tradycyjny Wiessbier, którego mętna, złota barwa stanowi jeden z atrybutów tego typu piwa.

Etykieta swoim kształtem i kolorystyką jest wykonana w sposób zbliżony do tej, jaką posiada „Aventinus”. Różnice zasadzają się na kilku szczegółach w tle. Nie trafia ona specjalnie w moje gusta, ale też nie odstrasza. Z resztą, bardziej istotne jest to, jak owo piwo smakuje. Producent informuje, że receptura piwa została opracowana przez założyciela browaru w 1872 roku i nie zmieniono jej aż po dzień dzisiejszy.

Dane szczegółowe:
Producent: Weisses Brauhaus G. Schneider & Sohn.
Nazwa: Schnedier Weisse TAP7 Unser Original.
Styl: Weizenbier.
Ekstrakt: 12,8% wag. (nie podano na opakowaniu, ale informację zaczerpnąłem ze strony producenta).
Alkohol: 5.4% obj.
Skład: woda, słód pszeniczny, słód jęczmienny, chmiel, drożdże.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: nie.

Barwa: zbliżona do piw w stylu Dunkelweizen, ciemnobrązowa, mętna.
Piana: biała, jak na piwo pszeniczne niezbyt obfita, szybko redukuje się do cienkiego kożuszka. Składa się z pęcherzyków o różnych rozmiarach, nie pozostawia śladów na szkle.
Zapach: wyczuwalny aromat bananowo-goździkowy, typowy i pożądany w tego typu piwie. Ponadto, wyczuwalny zbożowy akcent pochodzący od słodu pszenicznego, w tle lekko pikantna i cierpka nuta.
Smak: wytrawny, z wyczuwalnym aromatem pochodzącym od słodu pszenicznego, który jest bardzo zbożowy oraz posmak banana. W tle przewija się pikantny posmak mieszający się z aromatem drożdżowym. Goździk, który dominuje na początku, ustępuje na finiszu miejsca akcentowi bananowemu.  
Wysycenie: wysokie.

Jak na piwo w stylu Weissbier jest ono bardzo ciemne. Spodziewałem się napitku o złoto-pomarańczowej barwie. O ile barwa zaskakuje (trudno powiedzieć, czy na plus czy minus), o tyle piana rozczarowuje, ponieważ jest niewysoka, szybko opada i nie cieszy oka. Piwo posiada bardzo ładny bukiet zapachowy, który jest taki, jaki być powinien w piwie pszenicznym, ale trochę gorzej jest ze smakiem. Piwo jest wytrawne, pełne w smaku, ale smak psuje trochę pikantna, cierpka nuta przewijająca się w tle, a co więcej poziom jego karbonizacji jest bardzo wysoki, przez co powoduje uczucie kłucia na języku i podniebieniu, a także powoduje, że tempo picia piwo jest bardziej zbliżone do sączenia bałtyckiego porteru niż lekkiego i orzeźwiającego letnią porą „pszeniczniaka”. Piwo pijalne, ale zdecydowanie nieseryjne. Jak dla mnie jest to przeciętne piwo pszeniczne, niczym nie zachwycające. Jest sporo lepszych i smaczniejszych piw w tym stylu pochodzących z Niemiec. W przyszłości zamierzam sprawdzić, jak smakują inne piwa z oferty tego browaru, ale z TAP7 dam sobie spokój…  

Moja ocena: 3/5.  



środa, 24 lipca 2013

Z cyklu „Napisali o piwie”


Z cyklu „Napisali o piwie”

Czasem do napisania tekstu może skłonić samo życie. Tak też się stało dzisiaj. Jeden ze subskrybowanych przeze mnie FP na Facebooku zamieścił link, do artykułu, który wczoraj znalazł się na stronie internetowej „Faktu”. Nie wiem, czy ten sam artykuł pojawił się w papierowym wydaniu tego czasopisma z tejże prostej przyczyny, ze go nie czytam. To, co zaserwował ten ogólnopolski dziennik swoim czytelnikom, możecie znaleźć tutaj.

Artykuł, przytoczony powyżej, wzbudził we mnie dość ambiwalentne emocje. Na pewno była to lekka frustracja, że ktoś w ogóle pozwolił, by takie bzdury pozbawione jakiejkolwiek dozy merytorycznych informacji „poszły w świat”. Z drugiej strony, ogarnęło mnie zdziwienie, że można napisać taki artykuł, który pozbawiony jest praktycznie rzetelnych i konkretnych informacji. Być może dlatego pod artykułem nie widnieje niczyje imię i nazwisko tylko enigmatyczne „paw”.

Z samego nagłówka artykułu dowiemy się, że piękna barwa piwa to oszustwo, bo do jej powstania wykorzystywana jest bydlęca żółć. Wow! Istny breaking news! Wcześniej mówiono o tym, że owa żółć to dawana jest „na goryczkę”. A co w takim razie z ciemnymi piwami? Sama żółć wystarczy by zabarwić porter czy stout, czy lepiej jeszcze dodać trochę krwi z krowy albo byka? I czy płeć zwierzęcia ma jakieś znaczenie dla koloru krwi i skuteczności barwienia na czarno? A może znaczenie ma sierść, rozmiar lat? Zawsze myślałem, ze to rodzaj i ilość użytych słodów decyduje o barwie piwa, ale widocznie czytałem inne książki, blogi i fora internetowe…

W toku dalszej lektury dowiemy się, że w Polsce skontrolowano ostatnimi czasy (czyli wiemy tyle co nic) 27 browarów (po co męczyć czytelnika takimi szczegółami jak nazwa browaru, dlatego w trosce o niezaśmiecanie czytelniczych umysłów banałami, zrezygnowano z tego zabiegu). Poinformowano, że organem dokonującym kontroli była Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. W końcu jakiś konkret.

Dalej jednak, pojawia się informacja o uniwersalności żółci, bo jak się okazuje, daje ona i kolor i goryczkę. Według twórcy artykułu stosowana jest ona w formie proszku. A nie prościej byłoby stosować bulion wołowy z dodatkiem żółci? Piwo miałoby zdecydowanie ciekawszy aromat – to moja skromna rada dla browarów grzeszących z wydzieliną wątrobową bydła hodowlanego. A czy „Żubr” z KP S.A. uzdatniany jest żółcią krowy czy raczej żubronia? Z żubrów pewnie żółci się nie pozyskuje, bo to gatunek prawnie chroniony. Być może – chcąc stworzyć spiskową teorię dziejów – Puszcza Białowieska to nie Park Narodowy, jak podają mapy i podręczniki a prywatne poletko doświadczalne Kompanii Piwowarskiej, którego zadaniem jest podtrzymanie przy życiu gatunku tego wielkiego ssaka i jednoczesne opracowanie żółci supergoryczkowej, jednocześnie z wyraźnym, chmielowym aromatem?

Według IJHARS w 43% piwo było źle oznakowane a skontrolowanego piwa 25% nie spełniało wymogów fizykochemicznych. Ale co miało być źle oznakowane? Jest napis piwo, podany jest woltaż, bo ekstraktu producent podawać nie musi, z resztą, jak i składu stąd owe lakoniczne „zawiera słód jęczmienny”, bo jęczmień sam w sobie jest alergenem. Tutaj detale pewnie tez pominięto, po to bym się w te gorące dni jeszcze bardziej się nie przegrzewał od analizy zbyt obfitej ilości danych wejściowych. Dziękuję, doceniam.

Poza tym browary oszukują nas na zawartości ekstraktu jak i zawartości alkoholu. Oczywiście na tym owo stwierdzenie „wiem, ale nie powiem” się ucina. A szkoda, bo zorientowany konsument napojów alkoholowych wie, że podane wartości takie jak: ekstrakt w piwie, czy zawartość alkoholu mają charakter bardziej deklaratywny niż faktyczny, bo dopuszczalne jest odstępstwo o 0,5% powyżej bądź poniżej podanej wartości. Problem zaczyna się, gdy parametry faktyczne nie mieszczą się w tych „widełkach”. Autor/autorka bardzo ładnie wyjaśnia znaczenie słowa brzeczka i po co ta brzeczka w ogóle jest. Lubię to.  

Dalej wyczytać można, że  „W wyniku kontroli ustalono, że niektóre gatunki piwa nie spełniały też wymagań w zakresie barwy, kwasowości ogólnej oraz pienistości.”. Na tym myśl się urywa niczym mariacki hejnal… I nie wiem, czy duże browary „robią mnie w trąbę na pilsie, jasnym pełnym, „Premium”, czy „eksport”, bo to ponad 90% ich produkcji.

A na samym końcu napisane jest o olbrzymich karach nałożonych na nieuczciwe browary (tradycyjne, tutaj też zaniechano podania szczegółów). Konkluzją wieńczącą ten „rzetelny i skrupulatny” tekst jest stwierdzenie: „Można mieć poważne obawy, że nadal wolały będą one płacić te kary, niż produkować piwo, tak wszyscy chwalą się w reklamach.”. Jeśli wszyscy będą tyle o piwie wiedzieć, co autor/autorka, to na pewno tak będzie. W tej kwestii nie mam wątpliwości.

W ten piękny sposób opowiedziano nam historię na zasadzie „ktoś tam zrobił coś tam z kimś tam, gdzieś tam”.  Śmieszy mnie to, że osoba, która „stworzyła” ten tekst nie zadała sobie minimum trudu, aby przeprowadzić jakąkolwiek kwerendę bibliograficzną (czyt. research). Nie trzeba być wnikliwym aby po wpisaniu „bycza żółć w piwie” trafić na świetny tekst Kopyra. Gdyby pogrążyć choć trochę temat i wpisać piwne mity do wyszukiwarki, to w pierwszych 10 pozycjach widnieje tekst Kopyra, czy artykuł autorstwa Bartka Nowaka z Małe Piwko Blog,. Czasem wystarczy po prostu chcieć. A tak mam tekst, który jest ogólnikowy, błędny i mówiąc otwarcie – bezsensowny, bo poza faktem, że polskie piwo koncernowe jest kiepskie, nic więcej z niego nie wynika. Nie ma informacji jakie browary skontrolowano, nie podano na czym polegały niezgodności wynikające z niespełniania norm i przepisów, choćby w kontekście, jakie wymogi normy narzucają a jakie konkretne (i rzeczywiste) praktyki stosują browary. Nie podano, jakie browary ukarano, jakie były wysokości zasądzonych grzywien. Dobrze byłoby przytoczyć niechlubne przykłady produktów piwnych, których reklamy rozmijają się z rzeczywistością. Wtedy miałoby to mniejszy lub większy sens. A tak nie ma go tu wcale.  

To, co zasługuje na uwagę, to komentarze pod owym, feralnym artykułem. O ile sam tekst jest jaki jest, o tyle poziom komentarzy odstaje znacznie od niego „in plus”. Jeden z komentujących przytacza konkretny link z Blogu Kopyra, ludzie otwarcie formułują uwagi domagające się więcej szczegółów, ktoś podaje informacje na temat chmielu i innych ziół będących dawniej substytutem byliny o zielonych szyszkach. Takie cos naprawdę cieszy.

A temu, kto ten artykuł napisał należy się piwo, ale takie pół roku po terminie i przechowywane w mocno nasłonecznionym miejscu, najlepiej w przezroczystej butelce z tworzywa sztucznego.

Skoro mój blog dotyczy piwa, to postanowiłem skomentować tę sprawę tutaj a nie pod artykułem. Pytania zadane przeze mnie mogą pozostać otwarte, bo nie chcę zawracać autorowi głowy, który może być teraz pochłonięty swoim kolejnym „Opus Magnum”…     

Post Scriptum:
Dane, do których odwołuje się autor artykułu w „Fakcie”, pochodzą z raportu IJHARS z 2010 roku, choć w artykule napisano wyraźnie, że browary skontrolowano „ostatnimi czasy”. Na stronie IJHARS pod tym adresem można przekonać się wszystkie dane przytoczone w tekście są zbieżne właśnie z tymi za rok 2010. Z informacji szczątkowych na temat raportu dowiedzieć się można, że w przypadku 7 kontrolowanych partii piwa (w sumie kontroli poddano 77 partii) wydano nakaz poprawy oznakowania opakowań, tak aby spełniały wymogi prawne. Wydano 15 zaleceń pokontrolnych oraz nałożono 3 decyzje nakładające grzywnę za nieodpowiednio oznakowane produkty na kwotę 5200 złotych.

W roku 2011 skontrolowano 32 browary oraz 96 partii piwa z nich pochodzących. Nieprawidłowości w zakresie parametrów fizykochemicznych stwierdzono w 9 partiach, a dotyczących oznakowania produktów – w 31. Szerzej na ten temat można poczytać tutaj. W wyniku kontroli wydano: 9 decyzji zakazujących wprowadzania do obrotu produktów o niewłaściwej jakości handlowej, 2 decyzje nakazujące dostosowania znakowania produktów do obowiązujących wymogów prawnych, a także 14 decyzji o nałożeniu kary pieniężnej. Łączna wysokość kar to 41 831 PLN, czyli uśredniając przeciętna grzywna to 3 000 PLN, nie wydająca się kwotą wygórowaną, surową i co najważniejsze, motywującą to zaprzestania nieuczciwych praktyk.

Odpowiedzi na pytanie dlaczego IHJARS nie ujawnia danych nieuczciwych producentów udziela autor tekstu (Sebastian Ogórek) z lutego tego roku pt; „Wiem, ale nie powiem. Tak kontroluje się żywność”. Pomimo nowelizacji „Ustawy o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych”, która wcześniej zakazywała ujawniania danych producentów, wobec których zastosowano sankcje, a po zmianie tego aktu prawnego w 2008 roku (konkretnie, art. 29) ustawa nakazuje upublicznianie takich informacji, IJHARS twierdzi, że będzie podawać dane tylko wtedy, gdy decyzje administracyjne zasądzone wobec nieuczciwych producentów zostaną uprawomocnione. Co, jak wiadomo, nie nastąpi szybko w naszych realiach…

Mamy do czynienia ze swego rodzaju absurdem. Państwowy organ kontrolny nie ujawnia informacji na temat nieuczciwych producentów, prezentując skąpe dane statystyczne. Rozumiem, że gazeta mogłaby się bać się pozwu, bo może nie mieć takiego dostępu do materiału dowodowego, ale instytucja wypełniająca swoje zadania ustawowe? Zwłaszcza, ze przy produkcji na dużą skalę i olbrzymich zyskach raczej niewiele rzeczy dzieje się przypadkowo. A co do feralnego artykułu. Fakt, że IJHARS skąpi informacji, wcale nie usprawiedliwia niekompetencji, poza tym skoro materiału bazowego jest niewiele, to po co pisać tekst nie będący merytorycznym, w dodatku z nieaktualnymi i nieprawdziwymi informacjami?  

wtorek, 23 lipca 2013

Fuller’s India Pale Ale


Ostatnimi czasy oczy świata skierowane są na Wielką Brytanię z uwagi na narodziny „Royal Baby”. Z racji, że jest to blog o piwie, a nie serwis plotkarski nie będę kontynuował tego wątku. Jedyny zbieg okoliczności polega na tym, że owe głośne wydarzenia dotyczące przyszłego sukcesora brytyjskiej korony zbiegają się z moim apetytem na piwa zza Kanału La Manche. Wczoraj na blogu zagościł „Proper Job”,  a dzisiaj zamierzam zdegustować India Pale Ale z londyńskiego browaru The Griffin Brewery należącego do spółki Fuller, Smith & Turner, P.L.C.. Piwa wytwarzane w tym browarze sprzedawane są pod jedną z najbardziej rozpoznawalnych piwnych marek w całym Zjednoczonym Królestwie, mianowicie – „Fuller’s”.

Wspomniany wyżej browar został założony w 1816 roku przez Douglasa Thompsona w podlondyńskiej miejscowości Chiswick (obecnie  jest to część tego miasta). W Chiswick piwowarstwo i serowarstwo posiadają bardzo długie tradycje, sięgające pierwszej połowy XVII wieku (udokumentowane historycznie).

Wspomniany Douglas Thompson w latach 20-tych XIX wieku popadł w tarapaty finansowe i zaczął szukać wspólnika, który wsparłby jego browar gotówką w zamian za udziały z przychodów. John Fuller przyłączył się do Thompsona w 1829 roku, jednak współpraca obu dżentelmenów nie układała się najlepiej, w efekcie czego D. Thompson w 1841 roku popuścił Anglię, rozwiązując tym samym spółkę. J. Fuller zdawał sobie sprawę, że sam nie podoła w zarządzaniu browarem dlatego do spółki dołączyli jego syn John Bird Fuller oraz dwóch pozostałych wspólników z doświadczeniem piwowarskim i browarniczym: Henry Smith i jego szwagier John Turner. W 1845 zawiązali spółkę Fuller, Smith & Turner P.L.C., której nazwa nie została zmieniona po dzień dzisiejszy. Od tego czasu browar zwiększał moc produkcji, wykupywał inne browary oraz puby, a także stale poszerzał swoją sieć dystrybucji w kraju i za granicą. Dzięki temu, obecnie jest to jeden z największych brytyjskich browarów o możliwościach wytwórczych na poziomie ponad 355 000 hektolitrów rocznie.

Najbardziej znanymi produktami z linii piw „Fuller’s” są: „London Pride”, „ESB”, „London Porter” oraz „Golden Pride”. Oprócz porteru miałem okazję spróbować obydwie „Dumy”, a także ichniego Extra Special Bittera, który bardzo mi smakował. Nie ukrywam, że byłem ciekaw jak smakuje IPA warzone w tym londyńskim browarze. Mówi się, że „cierpliwy palcem dół wykopie”, tak więc moja cierpliwość została nagrodzona (a może nie?). Z tego, co wyczytałem na stronie internetowej producenta, obecnie zamiast „Fuller’s India Pale Ale” w sprzedaży znajduje się IPA o nazwie „Bengal Lancer”. Ratebeer informuje z kolei, że jest to piwo produkowane tylko i wyłącznie na eksport.  

Prezencja opakowania nie budzi zastrzeżeń. Etykieta utrzymana jest w stylu typowym dla piw z The Griffin Brewery. Kolorystyka nasuwa mi skojarzenia z etykietą piwa „Bishoop’s Finger”. Na konrtetykiecie zawarte są lakoniczne informacje na temat piwa w kilku językach. Producent zachęca do odwiedzenia swojej strony wszystkim tym, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej o tym i innych piwach. Problem polega na tym, że informacji o tym konkretnym piwie próżno tam szukać. Na uwagę zasługuje ładny kapsel z sylwetką gryfa, która także widnieje na etykiecie i krawatce.

Dane szczegółowe:
Producent; Fuller, Smith & Turner P.L.C. (The Griffin Brewery).
Nazwa: Fuller’s India Pale Ale.
Styl: India Pale Ale.
Ekstrakt: nie podano.
Alkohol; 5,3% obj.
Skład: woda, słodowany jęczmień, chmiele, drożdże.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: tak.

Barwa: miedziana, przejrzysta, lekko opalizująca.
Piana: biała, średniowysoka, składająca się z różnej wielkości pęcherzyków, szybko opada redukując się prawie do zera. Odznacza się na szkle, ale nie krążkuje.
Zapach: słodowy z akcentem chleba, biszkoptu oraz karmelu „przepychający się” z aromatem brytyjskich chmieli (ciężkim, ziołowo-żywicznym), w tle estry: wiśnia, jabłko, brzoskwinia.   
Smak: od początku każdego łyka jeszcze na długo po przełknięciu dominuje chmielowa goryczka. Jest ona wysoka, żywiczno-ziołowa z wyraźnym aromatem trawiastym na finiszu. Finisz długi, posmak chmielu zalega na języku i podniebieniu. Niestety goryczka jest wyraźnie ściągająca. Nuta słodowa schowana w tle, a aromaty towarzyszące jej w zapachu piwa, w smaku są niewyczuwalne. Podobnie rzecz ma się do estrów. Odnoszę wrażenie, że gdyby nie użyta doza chmielu, piwo było bez jakiegokolwiek wyrazu z uwagi na płaski i wodnisty smak.   
Wysycenie: bardzo niskie, ale po odkapslowaniu butelki miał miejsce lekki gushing.

Podsumowując, jest to bardzo pijalne piwo, o ciekawym zapachu, który nie do końca koresponduje ze smakiem, od którego jest znacznie ciekawszy i trochę wprowadza konsumenta w błąd. Dlaczego? Mianowicie, wiele aromatów wyczuwalnych w zapachu tego ale’a, w smaku jest praktycznie niewyczuwalne. Smak zdominowany przez chmielową goryczkę, która do pewnego momentu jest całkiem przyjemna, jednak na finiszu jej aromat staje się trawiasty, niezbyt przyjemny, a do tego jest ona wyraźnie ściągająca. Goryczki chmielowej w żaden sposób nie kontruje słodowość przez co piwo nie jest zbilansowane w smaku. Gdyby nie ten chmiel, to obawiam się, że byłaby to porażka na poziomie „Belhaven Best”. Byłoby mocno nijako i nic poza tym, Renoma amerykańskich odmian chmielu takich jak Simcoe, Chinook, Cascade, Amarillo i innych, nie wzięła się znikąd… Z bólem stwierdzam, że jestem rozczarowany… Piwo da się pić i to bez zmuszania się. Pije się je bardzo dobrze, ale poza chmielową goryczką, która też nie przyprawia o zachwyt, nie ma w nim nic innego, choćby posmaków owocowych. Spodziewałem się czegoś więcej. Poza tym minusem jest cena – ponad 10 PLN za butelkę. Wypić można, ale po co skoro na rynku jest wiele ciekawszych pozycji?

Moja ocena; 3,25/5.



poniedziałek, 22 lipca 2013

„Proper Job”, czyli rzeczywiście kawał dobrej roboty


Furorę w Polsce robią piwa reprezentujące styl AIPA, szczodrze chmielony konkretnymi odmianami amerykańskiego chmielu, przez co obok goryczki w smaku piwa wyczuć można aromaty owocowe i żywiczne, co nadaje tym piwom charakteru i jednocześnie ich smak znacznie zyskuje. Na rynku dostępne są AIPA importowane z różnych krajów (nie tylko USA, czyli ojczyzny American India Pale Ale, ale także z innych, takich jak: Belgia, Holandia, Włochy, Czechy). Polacy nie gęsi i swoje AIPA też mają, o których już wcześniej wspominałem. wersją bardziej klasyczną jest IPA, bardziej stonowana, choc tez intensywnie chmielona brytyjskimi odmianami chmielu. to od niej AIPA wzięła swoj początek. Dziś zamierzam przedstawić mix brytyjsko-amerykański. 

Moje dotychczasowe spotkania z angielską wersją tego ejla (IPA) były bardzo incydentalne. Miałem okazję spróbować India Pale ale z St. Peter’s Brewery, którego goryczka była znacząco niższa od moich, subiektywnych oczekiwań, za to oczarował mnie bukietem owocowo-kwiatowym z domieszką ziołowości. Drugim zetknięciem się z IPA na modłę angielską było piwo „Artezan IPA’, jakie piłem w grudniu zeszłego roku (sam nie wiem dlaczego nie trafiło ono na bloga). IPA od „Jeżyka’ była owocowo-goryczkowa, wydająca się piwem grzecznym i ugłaskanym zwłaszcza w porównaniu z ale’ami na amerykańskich chmielach. Lud pragnął goryczki, a jak wiadomo vox populi vox Dei i obecne wersje IPA z Browaru Artezan warzone są z użyciem chmielu z USA. Osobiście uważam wariant zeszłoroczny za bardzo udany, ciekawy i stanowiący ukłon w stroną tych konsumentów, którzy nie przepadają za piwami z trzycyfrowym IBU. Nie samą goryczą wszak piwosz zyje… 

„Proper Job’, o którym będzie dalej mowa jest piwem warzonym przez St Austell Brewery, który został w kilku słowach przedstawiony przy okazji degustacji bittera o nazwie „Trelawny”. Ten bitter łączący tradycję z innowacyjnością rozbudził moje nadzieje względem innych piw z tego browaru. „Proper Job” jest o tyle ciekawy, że jest to piwo warzone w Wielkiej Brytanii, ale zamiast rodzimych odmian chmielu, użyto przy jego warzeniu odmian amerykańskich (Willmette, Chinnok i Cascade). dzisiejszy bohater to dowód postępującej globalizacji oraz nierozerwalnej więzi dawnej metropolii i jej byłej kolonii. Zatem, przejdźmy do meritum…

Etykieta, podobnie jak w przypadku „Trelawny” nie obfituje w graficzne elementy dekoracyjne, ale pomimo tego, że jest bardzo purytańska, cechuje ją stylowość i estetyczne wykonanie, nadające jej dystyngowanego charakteru. Wypełniona białym tłem z konturem chmielowych szyszek w tle. Oprócz nazwy piwa podano informacje o stylu. Na dole etykiety znajduje się podpis głównego piwowara oraz informacja, że piwo jest potężnie chmielone (kwestia ta zostanie wkrótce zweryfikowana). Sporo na temat piwa można dowiedzieć się z kontretykiety. Zamieszczono tam dane na temat składu piwa i jego opis mający na celu uzmysłowić konsumentowi, jakich doznań należy się spodziewać po otwarciu butelki. Na krawatce widnieje logo producenta. Podobnie jak na kapslu.

Producent: St Austell Brewery.
Nazwa: Proper Job.
Styl: India Pale Ale.
Ekstrakt: nie podano.
Alkohol: 5,5% obj.
Skład: naturalna kornwalijska woda źródlana, słód Maris Otter pale ale, chmiele: Willamette, Chinook, Cascade; własny szczep drozdży.
Pasteryzacja: nie.
Filtracja: tak.      

Barwa: ciemnozłota przechodząca w brązową, zmętniona, ale przejrzysta.  
Piana: wysoka, ziarnista, śnieżnobiała, raczej trwała, nie pozostawia śladów na szkle. Redukuje się do cieniutkiej powłoczki.
Zapach: wałczące o prymat: słodowy z aromatem biszkoptowo-ciasteczkowym oraz chmielowy wyczuwalny jako owocowo-żywiczny. Obecne w zapachu akcenty owocowe to: ananas, grejpfrut, pomarańcza, mango.
Smak: Zdominowany przez chmiel i wszystko, co wyżej wymienione odmiany wnoszą do smaku. Mamy głęboką, długą, ale nie ściągającą goryczkę, która okraszona jest aromatem żywicy pochodzącej od drzew iglastych, owoców tropikalnych i lekką ziołowością. Całość uzupełnia wyraźna nuta słodowa z towarzyszącym jej słodkim posmakiem herbatników.
Wysycenie: powyżej średniego.

Bardzo orzeźwiający i sesyjny ale, świetnie spisujący się o każdej porze roku, ale latem w szczególności. Sprawdzi się przy potrawach o wyrazistym, pikantnym smaku z dodatkiem owoców.  Piwo pije się z wielką przyjemnością, a jego bogaty, zdominowany przez chmielową (owocowo-żywiczną) goryczkę smak zachęca do kolejnych łyków. Brak nieprzyjemnych posmaków i aromatów. Czy piwo jest potężnie chmielone, tak jak informuje o tym producent? Uważam, że ta wzmianka z etykiety jest trochę na wyrost. Chmiel w tym IPA „gra pierwsze skrzypce” zwłaszcza w smaku, ale do poziomu nachmielenia takiego jak w naszym „Rowing Jacku” trochę mu jeszcze brakuje. Niemniej, pozycja godna polecenia miłośnikom piw szczodrzej chmielonych, wielbicielom piw z aromatem amerykańskiego chmielu i wszystkim tym, którzy lubią z piwem eksperymentować. Mankamentem jest dwucyfrowa cena. Uważam, że było warto, choć pewnie nieprędko do niego wrócę. Na zakonczenie - nazwa piwa to nie przechwałki, ale adekwatne odnisienie się do jego jakości, ktorej potwierdzeniem jest przede wszystkim smak tego IPA. 

Moja ocena: 4,25/5.



sobota, 20 lipca 2013

Młodszy brat, czyli jak smakuje Kormoran Jasny Niefiltrowany?


Dzisiaj wpis „na szybko” dotyczący wersji niefiltrowanej piwa Kormoran Jasny. Starszy brat „niefiltra” z Warmii zdobył w tym roku drugie miejsce w Konkursie Piw Rzemieślniczych na Festiwalu Birofilia w Żywcu. Uważam, że piwo otrzymało nagrodę zasłużenie, bo jest to bodajże najlepszy z polskich pilsów, produkowanych na tak dużą skalę.   

Z zewnątrz etykieta piwa nie różni się wiele od tej z wersji niefiltrowanej. Zasadniczą różnicą jest zamieszczenie pod nazwą piwa informacji, że jest ono nieklarowane. Podobnie rzecz ma się do parametrów piwa.



Dane szczegółowe:
Producent: Browar Kormoran sp. z o.o.
Nazwa: Kormoran Jasny.
Styl: pilzner.
Ekstrakt: 12,5% wag.
Alkohol: 4,9% obj.
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel (Marynka, Sybilla, Lubelski, Żatecki, Tettnanger).
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: jasnobrązowa, zmętniona, jak na piwo niefiltrowane relatywnie przejrzysta (nie jest ono bowiem aż tak zmętnione jak na przykład piwa pszeniczne).
Piana: biała, zwarta, ziarnista, tworząca efektowną czapę, pozostająca na szkle, wysoka i trwała. Z czasem redukuje się do niewielkiej plamki na środku powierzchni piwa.
Zapach: chmielowy z ziołowo-ziemistymi akcentami, a także z wyczuwalną słodowością, skórką chleba i  akcentem drożdżowym w tle. Aromat drożdżowy jest lekko cierpki i pikantny.
Smak: zdominowany przez chmielową goryczkę, którą cechuje silny akcent ziołowy, podchodzący pod posmak piołunu, do tego wyczuwalny jest akcent ziemisty. Goryczka jest długa i pozostaje po przełknięciu piwa. Smak uzupełnia aromat pochodzący od jasnego słodu z dodatkiem chlebowości, a także subtelny posmak drożdżowy o lekko pikantnym i cierpkim posmaku, który w żaden sposób nie jest nachalny i nie zniechęca do dalszej konsumpcji.
Wysycenie: poniżej średniego.

W mojej ocenie, jest to najlepsze polskie piwo niefiltrowane, w którym pierwsze skrzypce gra aromat chmielowy, wzbogacony o szlachetne odmiany chmielu z Czech i Niemiec wraz z ziemistością, która cechuje polskie odmiany chmielu. Smak jest goryczkowy, ale efektywnie kontruje go nuta słodowa oraz drożdżowa, która jest bardzo subtelna i nadająca piwu charakter z uwagi na jej przyprawowy aromat. Lekkie, sesyjne piwo, które bardzo dobrze gasi pragnienie i jest bardzo orzeźwiające. Browar Kormoran po raz kolejny zrobił na mnie duże wrażenie. Nie jestem miłośnikiem polskich piw niefiltrowanych, bo wiele z nich oprócz silnego drożdżowego akcentu i landrynkowej słodyczy, nie ma nic więcej do zaoferowania konsumentowi. Ciekawą pozycją jest tez Pils z Browaru Staromiejskiego Jan Olbracht w Toruniu. Problem z toruńskim pilsem polega jednak na tym, że jego dostępność jest bardzo ograniczona, a poza tym przegrywa cenowo z „niefiltrem” z Browaru Kormoran. Zdecydowanie polecam!

Moja ocena; 4,5/5.