Z
cyklu „Napisali o piwie”
Czasem do napisania tekstu może skłonić samo życie.
Tak też się stało dzisiaj. Jeden ze subskrybowanych przeze mnie FP na Facebooku
zamieścił link, do artykułu, który wczoraj znalazł się na stronie internetowej
„Faktu”. Nie wiem, czy ten sam artykuł pojawił się w papierowym wydaniu tego czasopisma
z tejże prostej przyczyny, ze go nie czytam. To, co zaserwował ten ogólnopolski
dziennik swoim czytelnikom, możecie znaleźć tutaj.
Artykuł, przytoczony powyżej, wzbudził we mnie dość
ambiwalentne emocje. Na pewno była to lekka frustracja, że ktoś w ogóle
pozwolił, by takie bzdury pozbawione jakiejkolwiek dozy merytorycznych
informacji „poszły w świat”. Z drugiej strony, ogarnęło mnie zdziwienie, że
można napisać taki artykuł, który pozbawiony jest praktycznie rzetelnych i
konkretnych informacji. Być może dlatego pod artykułem nie widnieje niczyje
imię i nazwisko tylko enigmatyczne „paw”.
Z samego nagłówka artykułu dowiemy się, że piękna
barwa piwa to oszustwo, bo do jej powstania wykorzystywana jest bydlęca żółć.
Wow! Istny breaking news! Wcześniej mówiono o tym, że owa żółć to dawana jest
„na goryczkę”. A co w takim razie z ciemnymi piwami? Sama żółć wystarczy by
zabarwić porter czy stout, czy lepiej jeszcze dodać trochę krwi z krowy albo
byka? I czy płeć zwierzęcia ma jakieś znaczenie dla koloru krwi i skuteczności
barwienia na czarno? A może znaczenie ma sierść, rozmiar lat? Zawsze myślałem,
ze to rodzaj i ilość użytych słodów decyduje o barwie piwa, ale widocznie
czytałem inne książki, blogi i fora internetowe…
W toku dalszej lektury dowiemy się, że w Polsce
skontrolowano ostatnimi czasy (czyli wiemy tyle co nic) 27 browarów (po co
męczyć czytelnika takimi szczegółami jak nazwa browaru, dlatego w trosce o
niezaśmiecanie czytelniczych umysłów banałami, zrezygnowano z tego zabiegu).
Poinformowano, że organem dokonującym kontroli była Inspekcja Jakości Handlowej
Artykułów Rolno-Spożywczych. W końcu jakiś konkret.
Dalej jednak, pojawia się informacja o uniwersalności
żółci, bo jak się okazuje, daje ona i kolor i goryczkę. Według twórcy artykułu
stosowana jest ona w formie proszku. A nie prościej byłoby stosować bulion
wołowy z dodatkiem żółci? Piwo miałoby zdecydowanie ciekawszy aromat – to moja
skromna rada dla browarów grzeszących z wydzieliną wątrobową bydła hodowlanego.
A czy „Żubr” z KP S.A. uzdatniany jest żółcią krowy czy raczej żubronia? Z
żubrów pewnie żółci się nie pozyskuje, bo to gatunek prawnie chroniony. Być
może – chcąc stworzyć spiskową teorię dziejów – Puszcza Białowieska to nie Park
Narodowy, jak podają mapy i podręczniki a prywatne poletko doświadczalne
Kompanii Piwowarskiej, którego zadaniem jest podtrzymanie przy życiu gatunku
tego wielkiego ssaka i jednoczesne opracowanie żółci supergoryczkowej,
jednocześnie z wyraźnym, chmielowym aromatem?
Według IJHARS w 43% piwo było źle oznakowane a
skontrolowanego piwa 25% nie spełniało wymogów fizykochemicznych. Ale co miało
być źle oznakowane? Jest napis piwo, podany jest woltaż, bo ekstraktu producent
podawać nie musi, z resztą, jak i składu stąd owe lakoniczne „zawiera słód
jęczmienny”, bo jęczmień sam w sobie jest alergenem. Tutaj detale pewnie tez pominięto,
po to bym się w te gorące dni jeszcze bardziej się nie przegrzewał od analizy
zbyt obfitej ilości danych wejściowych. Dziękuję, doceniam.
Poza tym browary oszukują nas na zawartości ekstraktu
jak i zawartości alkoholu. Oczywiście na tym owo stwierdzenie „wiem, ale nie
powiem” się ucina. A szkoda, bo zorientowany konsument napojów alkoholowych
wie, że podane wartości takie jak: ekstrakt w piwie, czy zawartość alkoholu
mają charakter bardziej deklaratywny niż faktyczny, bo dopuszczalne jest
odstępstwo o 0,5% powyżej bądź poniżej podanej wartości. Problem zaczyna się,
gdy parametry faktyczne nie mieszczą się w tych „widełkach”. Autor/autorka
bardzo ładnie wyjaśnia znaczenie słowa brzeczka i po co ta brzeczka w ogóle
jest. Lubię to.
Dalej wyczytać można, że „W wyniku kontroli ustalono, że niektóre
gatunki piwa nie spełniały też wymagań w zakresie barwy, kwasowości ogólnej
oraz pienistości.”. Na tym myśl się urywa niczym mariacki hejnal… I nie wiem,
czy duże browary „robią mnie w trąbę na pilsie, jasnym pełnym, „Premium”, czy
„eksport”, bo to ponad 90% ich produkcji.
A na samym końcu napisane jest o olbrzymich karach nałożonych
na nieuczciwe browary (tradycyjne, tutaj też zaniechano podania szczegółów).
Konkluzją wieńczącą ten „rzetelny i skrupulatny” tekst jest stwierdzenie:
„Można mieć poważne obawy, że nadal wolały będą one płacić te kary, niż
produkować piwo, tak wszyscy chwalą się w reklamach.”. Jeśli wszyscy będą tyle
o piwie wiedzieć, co autor/autorka, to na pewno tak będzie. W tej kwestii nie
mam wątpliwości.
W ten piękny sposób opowiedziano nam historię na
zasadzie „ktoś tam zrobił coś tam z kimś tam, gdzieś tam”. Śmieszy mnie to, że osoba, która „stworzyła”
ten tekst nie zadała sobie minimum trudu, aby przeprowadzić jakąkolwiek kwerendę
bibliograficzną (czyt. research). Nie trzeba być wnikliwym aby po wpisaniu
„bycza żółć w piwie” trafić na świetny tekst Kopyra. Gdyby pogrążyć choć trochę
temat i wpisać piwne mity do wyszukiwarki, to w pierwszych 10 pozycjach
widnieje tekst Kopyra, czy artykuł autorstwa Bartka Nowaka z Małe Piwko Blog,.
Czasem wystarczy po prostu chcieć. A tak mam tekst, który jest ogólnikowy, błędny
i mówiąc otwarcie – bezsensowny, bo poza faktem, że polskie piwo koncernowe
jest kiepskie, nic więcej z niego nie wynika. Nie ma informacji jakie browary
skontrolowano, nie podano na czym polegały niezgodności wynikające z
niespełniania norm i przepisów, choćby w kontekście, jakie wymogi normy
narzucają a jakie konkretne (i rzeczywiste) praktyki stosują browary. Nie
podano, jakie browary ukarano, jakie były wysokości zasądzonych grzywien.
Dobrze byłoby przytoczyć niechlubne przykłady produktów piwnych, których
reklamy rozmijają się z rzeczywistością. Wtedy miałoby to mniejszy lub większy
sens. A tak nie ma go tu wcale.
To, co zasługuje na uwagę, to komentarze pod owym,
feralnym artykułem. O ile sam tekst jest jaki jest, o tyle poziom komentarzy
odstaje znacznie od niego „in plus”. Jeden z komentujących przytacza konkretny
link z Blogu Kopyra, ludzie otwarcie formułują uwagi domagające się więcej
szczegółów, ktoś podaje informacje na temat chmielu i innych ziół będących
dawniej substytutem byliny o zielonych szyszkach. Takie cos naprawdę cieszy.
A temu, kto ten artykuł napisał należy się piwo, ale
takie pół roku po terminie i przechowywane w mocno nasłonecznionym miejscu,
najlepiej w przezroczystej butelce z tworzywa sztucznego.
Skoro mój blog dotyczy piwa, to postanowiłem skomentować
tę sprawę tutaj a nie pod artykułem. Pytania zadane przeze mnie mogą pozostać
otwarte, bo nie chcę zawracać autorowi głowy, który może być teraz pochłonięty
swoim kolejnym „Opus Magnum”…
Post Scriptum:
Dane, do których odwołuje się autor artykułu w „Fakcie”,
pochodzą z raportu IJHARS z 2010 roku, choć w artykule napisano wyraźnie, że
browary skontrolowano „ostatnimi czasy”. Na stronie IJHARS pod tym adresem
można przekonać się wszystkie dane przytoczone w tekście są zbieżne właśnie z
tymi za rok 2010. Z informacji szczątkowych na temat raportu dowiedzieć się można,
że w przypadku 7 kontrolowanych partii piwa (w sumie kontroli poddano 77
partii) wydano nakaz poprawy oznakowania opakowań, tak aby spełniały wymogi prawne.
Wydano 15 zaleceń pokontrolnych oraz nałożono 3 decyzje nakładające grzywnę za
nieodpowiednio oznakowane produkty na kwotę 5200 złotych.
W roku 2011 skontrolowano 32 browary oraz 96 partii
piwa z nich pochodzących. Nieprawidłowości w zakresie parametrów
fizykochemicznych stwierdzono w 9 partiach, a dotyczących oznakowania produktów
– w 31. Szerzej na ten temat można poczytać tutaj.
W wyniku kontroli wydano: 9 decyzji zakazujących wprowadzania do obrotu
produktów o niewłaściwej jakości handlowej, 2 decyzje nakazujące dostosowania
znakowania produktów do obowiązujących wymogów prawnych, a także 14 decyzji o
nałożeniu kary pieniężnej. Łączna wysokość kar to 41 831 PLN, czyli uśredniając
przeciętna grzywna to 3 000 PLN, nie wydająca się kwotą wygórowaną, surową
i co najważniejsze, motywującą to zaprzestania nieuczciwych praktyk.
Odpowiedzi na pytanie dlaczego IHJARS nie ujawnia
danych nieuczciwych producentów udziela autor tekstu (Sebastian Ogórek) z
lutego tego roku pt; „Wiem,
ale nie powiem. Tak kontroluje się żywność”. Pomimo nowelizacji „Ustawy o
jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych”, która wcześniej zakazywała
ujawniania danych producentów, wobec których zastosowano sankcje, a po zmianie
tego aktu prawnego w 2008 roku (konkretnie, art. 29) ustawa nakazuje
upublicznianie takich informacji, IJHARS twierdzi, że będzie podawać dane tylko
wtedy, gdy decyzje administracyjne zasądzone wobec nieuczciwych producentów
zostaną uprawomocnione. Co, jak wiadomo, nie nastąpi szybko w naszych realiach…
Mamy do czynienia ze swego rodzaju absurdem. Państwowy
organ kontrolny nie ujawnia informacji na temat nieuczciwych producentów,
prezentując skąpe dane statystyczne. Rozumiem, że gazeta mogłaby się bać się
pozwu, bo może nie mieć takiego dostępu do materiału dowodowego, ale instytucja
wypełniająca swoje zadania ustawowe? Zwłaszcza, ze przy produkcji na dużą skalę
i olbrzymich zyskach raczej niewiele rzeczy dzieje się przypadkowo. A co do
feralnego artykułu. Fakt, że IJHARS skąpi informacji, wcale nie usprawiedliwia niekompetencji,
poza tym skoro materiału bazowego jest niewiele, to po co pisać tekst nie będący
merytorycznym, w dodatku z nieaktualnymi i nieprawdziwymi informacjami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz