UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

środa, 5 grudnia 2012

Krówka dozwolona od lat 18

Zakupiony w jednym z poznańskich sklepów piwnych. O AleBrowarze jest ostatnio głośno. Chłopaki albo wymyślają kolejne piwa, albo warzą kolejne warki dobrze już znanych marek. Można śmiało powiedzieć, że rok 2012 jest dla tego browaru kontraktowego bardzo udany. Do tej pory miałem okazje zetknąć się z „alebrowaowym” Black Hope, który bardzo przypadł mi do gustu i Amber Boy’em ocenionym przeze mnie bardzo dobrze. Niestety wtedy jeszcze nie prowadziłem bloga. Zetknąłem się też z Naked Mummy, porządnym dyniowym ale.

Przechodząc do meritum… Nie będę rozwlekał tutaj kwestii etykiet, które budzą burzliwe dyskusje. Zapewne celem było zwabienie na nie Klienta bo nie da się ukryć, ze rzucają się w oczy. Jak dla mnie to do piwa pasują średnio, ale dla mnie ważniejsza jest zawartość niż opakowanie.

Z danych z etykiety wyczytać możemy, że piwo posiada 28 IBU. Zawartość ekstraktu wynosi 12% wagowo, a alkoholu – 5,0%. Na kontr etykiecie podany został skład: słody: pale ale, pszeniczny, wiedeński, Carapils, Carafa, chmiele: Challanger, Fuggles, palony jęczmień, płatki owsiane, drożdże S-04, laktoza, woda.

Styl – milk stout.

Jeżeli chodzi o wrażenia po otwarciu butelki:

Zapach – słodkawy, wyczuwalne nuty kawowe i toffi.

Zabarwienie – ciemne, niemalże czarne, brak refleksów po skierowaniu kufla w stronę światła.

Piana – beżowa, cechują ją duże pęcherzyki, nie jest trwała i szybko rozpada się. Zostawia nieznaczne ślady na szkle.  

Smak – dominuje lekka słodycz o posmaku toffi oraz aromat kawowy. W tle niewielka goryczka chmielowa plus akcenty palonego ziarna.  

Wysycenie – niewielkie.

Konkludując powyższe wywody, uważam Sweet Cow za bardzo dobrego stouta. Nie ukrywam, ze w ciemnych piwach rozsmakowałem się niedawno i myślę, że wskazane będzie za jakiś czas powrócić do tego piwa by zweryfikować moja obecna ocenę, gdy moje doświadczenie w tej materii się zwiększy. Ładnie barwiący się i pachnący, a co ważniejsze to pełny, treściwy smak zachęcający do kolejnych łyków.  Dobra propozycja dla osób, którym w piwie przeszkadza goryczka. Dobry substytut kawy do ciasta albo herbatników.

Moja ocena 4,5/5

P.S. - Przepraszam za nienajlepszej jakości - są one wypadkową nienajlepszego zaplecza w postaci telefonu komórkowego i kiepskich umiejętności Autora. 

     

„Pardal” czyli dobra lekcja dla polskich piwnych potentatów

Piwo warzone i rozlewane w budejovickim Budvarze znanym z jego sztampowej marki „Budweiser”. „Dzikiego kotka” kupiłem, gdy pojawił się w jednym ze sklepów w moim miasteczku. Małe miasta mają to do siebie, że tu nawet pojawienie się „Żubra ciemnozłotego” jest nie lada wydarzeniem. 

Etykieta jest ładna. Podoba mi się zarys głowy pantery i motyw „zadrapań” na etykiecie i krawatce.

Ze szczegółów butelki dowiedzieć się można, że piwo posiada 3,8% alkoholu. Nie podano danych dotyczących zawartości wagowej, ale sądząc z zamieszczonej informacji na etykiecie „svetle vycepni pivo” zapewne oscyluje ona na poziomie około 10%.

Nie odnalazłem informacji na temat składu. Piwo jest pasteryzowane i filtrowane. Co więcej rozlewane do zielonych butelek – wiadomo, nie wszyscy je uznają.

Po  nalaniu do kufla piana szybko znika. Jest biała i grubopęcherzykowa. Nie zaznacza się na ściankach. Barwa piwa jest jasnobrązowa i klarowna.

W zapachu dominuje słód i wyczuwalne akcenty chmielowe.

W smaku początek jest mocno słodowy z czasem przechodzący w goryczkę. Wyczuwalny di acetyl. Smak jest przyjemny. Goryczka wyczuwalna aczkolwiek nie intensywna. Z uwagi na mało intensywne wysycenie pije się „Pardala’ bardzo przyjemnie.

Podsumowując jest przyzwoity czeski lager. Z racji na niewielka zawartość alkoholu jest to dobre piwo na każdą okazję. Brak alkoholowego aromatu i mocnej goryczki sprawia, że jest to piwo praktycznie dla każdego. Pomimo, że docelowym targetem jest klient masowy jest to produkt bardzo udany. Życzyłbym sobie oby taki piwne kociaki pojawiły się w masowej sprzedaży w Polsce. Na razie na dobre drodze jest Browar Lwówek i jego porządna „dziesiątka” czyli Wrocławskie.

Ocena: 4,5/5

P.S. – Zapomniałem uwiecznić na fotografii dlatego załączam zdjęcie znalezione via Google.




Rzecz o Finlandii i jej piwowarstwie

Suomi, tak Finowie nazywają swój kraj ojczysty a znaczy to w języku fińskim „kraina bagien”. Kraina bagien jest w Polsce stosunkowo mało znana i statystycznemu kowalskiemu kojarzy się z zimnem, śniegiem i nazwiskami skoczków narciarskich takich jak np. Ahonen. Do tego każdy kojarzy krainę tysiąca jezior z wódką o pięknej nazwie „Finlandia”, saunami, reniferami i Świętym Mikołajem. Myślę, że na tym wachlarz skojarzeń się kończy. Jako że Finlandia nie jest popularnym miejscem wojaży Polaków, to i wiedza na temat tego kraju jest dość powierzchowna i stereotypowa.  A szkoda…. Bo Finowie bardzo lubią Polaków – zwłaszcza za to, że można z nimi „dać porządnie w palnik”. Wielu Finów odwiedziło Polskę i jest zachwycona naszym krajem. Poza tym Finlandia to piękny kraj, pełen dzikiej przyrody, przyjaznych ludzi (choć bardzo zamkniętych). Finowie lubią tez polskie piwo (choć według mojej opinii dla nich każde piwo spoza Finlandii jest dobre). No właśnie… Fińskie piwa nie są mocną stroną tego kraju.  

Przede wszystkim większość oferowanych w sprzedaży piw to jasne lagery czyli mamy sytuację trochę podobna jak w Polsce polegającą na tym, ze piwni potentaci produkują wszystko na „jedno kopyto”. Poza tym, że marki różnią się kolorytem puszek i butelek, etykietami to zdarza się, że trudno wyczuć między nimi różnicę. Owszem i tu są piwa lepsze i gorsze, ale tych gorszych jest zdecydowanie więcej.

Będąc w Finlandii posmakowałem takich piw jak: Lapin Kulta, Olvi, Koff, Sandels, Karjala, Karhu, Kukko, Sininen, Jouluolut (piwo świąteczne), Nikolai. Wiem, że w Finlandii piw jest więcej i nie tylko lagerami Finlandia stoi, ale będąc studentem miałem ograniczony budżet a trzeba Ci wiedzieć drogi Czytelniku, że najtańsze piwo w Finlandii kosztuje circa 1,50 € euro i jest to… Foster’s warzony i rozlewany w Lahti. Swoją drogą najczęściej piłem tego Fostersa nie tylko w uwagi na cenę, ale w porównaniu z autochtonicznymi piwami wypadał on nadzwyczaj dobrze.  Poza tym gdybym tylko wiedział, ze kiedyś aż tak zafascynuje mnie piwo by prowadzić o nim blog na pewno wyjazd do Finlandii wyglądałby inaczej pod tym względem. Inna sprawa to taka, że podane prze mnie marki są dostępne w każdym fińskim sklepie albo kiosku.

Spragnionym szczegółów nie podam ile jaki piwo zawiera alkoholu i ekstraktu bo raz, że nawet nie myślałem, że kiedyś taka informacja może okazać się przydatna. Z piw, które mogę polecić jeżeli chodzi o fińskie marki to na pewno Sandels i Lapin Kulta Export (do nabycia tylko w sklepach Alko, ale o tym później). Smakowały mi też piwa świąteczne – były doprawione korzennymi przyprawami i z pewnością przełamywały piwną monotonię. Wspólną cechą fińskich piw jest niewielka i szybko znikająca piana. Piwa takie jak Karhu (Niedźwiedź), Sininen (Niebieski), Karjala (Karelia), Nikolai były jak dla mnie w ogóle niepijane.  W smaku przypominały piwa, jakie można u nas nabyć za mniej niż 2 złote w marketach.

Sporo na sklepowych półkach też produktów z importu zaczynając od piwa z Estonii takich jak saku Originaal (polecam) i niezgorsze A Le Coq przez czeskie, słowackie, niemieckie, angielskie kończąc na markach spoza Europy (choć pewnie warzonych i rozlewanych pod nadzorem na terenie UE żeby uniknąć ceł – casus wspomnianego „Fostersa”).

Z racji specyficznych regulacji prawnych względem sprzedaży napojów alkoholowych w zwykłym sklepie w Finlandii kupimy piwa do mocy  4,7%. Jeśli chcemy zakupić coś mocniejszego musimy udać się do specjalnego sklepu monopolowego Alko, gdzie można kupować co się chce i ile dusza zapragnie. Ceny napojów alkoholowych ponieważ nie są one wolnorynkowe tylko centralnie sterowane. Czyli tak jak u nas za poprzedniego systemu. Sklepy Alko są relatywnie krótko otwarte – o ile dobrze pamiętam zamykane są o 20 więc zapasy na wieczór trzeba robić wcześniej. Poza tym w soboty zamykane są już wcześniej.  W pozostałych sklepach piwo kupić można do godziny 21 bo potem jest prohibicja i do 9 rano lodówki z piwem zamykane są na klucz.  Być może dla mieszkańców kraju, w którym na każdym rogu jest sklep monopolowy i to często czynny do późnych godzin nocnych może to brzmieć jak surrealistyczne wizje Philipa K. Dicka, ale z tego co mówili Finowie musi tak być bo inaczej „zapiliby się na śmierć”.

 A jak pija Finowie? No cóż… Kultury spożywania mogliby się uczyć od nas, choć to o nas mówi się na Zachodzie, że pijemy jak nieokrzesani barbarzyńcy. Oto fiński sposób na imprezę: schodzą się ludzie, piją dużo i co im do rąk wpadnie i potem albo zasypiają albo się rozchodzą. Co kraj to obyczaj…

Warto jeszcze wspomnieć o fińskim piwie jałowcowym  czyli sahti. Można je dostać wszędzie (te mocniejsze tylko w sklepach Alko). Nawet na stołówkach można sobie je popijać. Często w Finlandii, a zwłaszcza w miejscach odwiedzanych przez obcokrajowców nie spotkamy nazwy sahti tylko „home made ale”. Jest sporo wariantów tego trunku w zależności od ilości użytego ekstraktu, przypraw (zioła, chmiel, jałowiec, owoce). Cechą charakterystyczną jest brak wysycenia dwutlenkiem węgla ponieważ piwo fermentuje w otwartych kadziach. Mi osobiście sahti smakowało zwłaszcza w tej lekkiej wersji – 2-3% alkoholu – bo przypominało mi nasz rodzimy podpiwek tylko trochę inaczej doprawiony. W Polsce ostatnio o sahti jest głośno za sprawa Browaru PINTA, który uwarzył i wypuścił na rynek „Koniec świata” nawiązujący do tego stylu. I dobrze bo dzięki chłopakom z PINTY pewnie sporo osób będzie miało okazję zetknąć się z czymś takim.

Podsumowując – porównując po piwnym względem Finlandie i Polskę myślę że u nas jest lepiej – mamy na pewno lepsze i smaczniejsze piwo, a i kultury jego picia mogliby się od nas uczyć. No gdybyśmy jeszcze mieli ich PKB, infrastrukturę i politykę socjalna to by było naprawdę przecudnie.



Jesień pod znakiem piwa


Jest porzekadło mówiące o tym, że lepiej zrobić coś później niż wcale.  Mam nadzieję, że właśnie tak będzie z moim nowopowstałym blogiem. Ta jesień była dla mnie bardzo udana jeżeli chodzi o piwne degustacje ponieważ na rynku piwnym sporo się dzieje. Dowody rzeczowe możecie znaleźć na załączonych do posta fotografiach wykonanych telefonem komórkowym (aparat cyfrowy zepsuł się). Pisanie recenzji post fatum mija się według mnie z celem. Wyłapałem jednak co ciekawsze według mnie piwa i chciałbym chociaż po jednym zdaniu nawiązać do nich.

Weiherer Lager – piwo, które pięknie się pieni i bardzo dobrze smakuje. Średnia goryczka i silne owocowe nuty. Pije się je bardzo przyjemnie z uwagi na średnie wysycenie.

Naked Mummy vs Dyniamit – jak dla mnie pojedynek pumpkin ale wygrała „Naga Mamuśka”, a to zapewne z uwagi na mocne akcenty chmielowe, których brak Dyniamitowi. Nie twierdzę, że Dyniamit jest niewypałem. Korzenne nuty sprawiają, że jest to piwo idealne na jesienno-zimowe wieczory. Można wyczuć w nim (oczywiście oprócz mocnego smaku dyni) goździki i imbir, co pewnie przypadnie do gustu paniom. Dyniamit to według mnie dobry surowiec bazowy  do piwa grzanego. Obydwa piwa bardzo ładnie prezentują się w kuflu.

Amber Boy – niestety do tej pory nie udało mi się posmakować „Wiosłującego Kubusia” tak więc Amber Boy jest moim numerem jeden jeżeli chodzi o piwa z AleBrowaru. Piękna ciemnoczerwona barwa, słodowo-chmielowy zapach i smak słodowy z lekkimi akcentami owocowymi i wyraźnym chmielowym finiszem.  Polecam każdemu! Tak na marginesie, piw AleBrowaru nie da się nie zauważyć głównie z uwagi na etykiety. Wiem, że budzą one mieszane uczucia mając zapewne tylu samo zwolenników, co przeciwników. Mi osobiście podobają się średnio bo bardziej przypominają napoje energetyczne dla zakręconej młodzieży, jednak jeśli zamiarem było aby rzucały się w oczy – to cel ten został osiągnięty w 100%.

Artezan Wit – już sama etykieta jest ładna, skromna ale zawierająca wszelkie potrzebne informacje, którymi zainteresowany jest konsument. Myślę, że chłopaki powinni w materiałach promocyjnych posiadać maskotki jeżyka bo jest on naprawdę pocieszny. Poza tym dołączenie go np. do 4 paku Wita albo IPY w myśl zasady „piwo dla Tatusia, a Jeżyk dla dzidziusia”  byłoby na pewno ciekawym zabiegiem – moim skromnym zdaniem. Poza tym spece od reklamy na pewno wymyśliliby coś lepszego niż zaproponowany przeze mnie slogan. Poza tym chodzi o sam pomysł… OK., to może przejdźmy do meritum… Piwo ładnie prezentuje się w kuflu, kusi zapachem i przede wszystkim smakuje.  Smak posiada akcenty typowe dla tego gatunku – pszenica, cytrusy, kolendra. Piwo dla każdego – no chyba, że ktoś nie lubi piw białych.

Kangaroo – tu popełniłem błąd bo piwo piłem z butelki (wtedy myślałem o tym by może kiedyś zacząć opisywać moje piwne przygody). Tak więc brązowe szkło zasłoniło mi rzeczywistą barwę. Piwo pachnie ładnie  - czuć słód i chmiel. W smaku najpierw słód, a potem zdecydowanie chmiel lecz goryczka nie jest agresywna i natarczywa.  

Wśród innych godnych polecenia są: Żatec Svatecni Leżak, Benediktin, Opat Pepper, Jever Pilsener, Pils z Manufaktury, Zaiwercie Bursztynowe, Jurajskie Pils, Angielskie Śniadanie, Fuller’s ESB, Ossian.  Szczególnie polecam piwo Wrocławskie – porządna polska dziesiątka. 

Aby do tej beczki dodać łyżkę dziegciu napiszę też o tych, które nie do końca bądź wcale nie przypadły mi do gustu.

Orkiszowe z czosnkiem – lubię piwo i lubię czosnek. Często gdy gotuję używam czosnku i popijam piwem. Pomyślałem sobie, ze skoro lubię obydwie te rzeczy to skomasowanie ich w jednym będzie czymś wychodzącym naprzeciw moim preferencjom smakowym. Nic bardziej mylnego. Aromat czosnku w piwie jest tak silny, ze moim zdaniem obojętnie czy byłoby to piwo orkiszowe, jęczmienne czy z kukurydzy pastewnej to i tak nikt by tego nie wychwycił (no przynajmniej nikt, kogo sensoryka jest tak marna jak moja). Owszem piwo jest pijalne, ale jak dla mnie czosnek przysłania w nim wszystko. Lekcja z Orkiszowym z czosnkiem nauczyła mnie, ze piwo sprawdza się jeśli chcemy oczyścić nim kubki smakowe z posmaku czosnku, jednak zamieszczanie go w piwie to pomysł niezbyt udany. 

KILIKIA 11 – piwo z Armenii, na sklepowej półce było kilka rodzajów piwa spod tej marki. Wybrałem 11-stkę i nie podeszła mi do gustu. Barwa klarowna jasnobrązowa, piana zniknęła w kilka sekund po napełnieniu kufla. Zapach słodowy. Co do smaku – mało wyrazisty, słodowy z kwaśnymi akcentami, brak aromatu chmielowego. Być może to ja miałem pecha i trafiłem na piwo źle przechowywane, a może już sam fakt, że było ono w zielonej butelce sprawia, że właśnie stąd te kwasowe nuty? Może też inne rodzaje piw KILIKIA smakują lepiej (Jubilee, Elitar albo Youth)? Osobiście nie polecam.

Belhaven Best – ło matko bosko! Kupiłem go z okazji święta piwa w jednej z sieci supermarketów na początku października. Sama puszka wygląda nawet ładnie, ale problem powstał gdy pancernik został otwarty. Piwo ładnie się pieni i na tym jak dla mnie jego dobre strony się kończą. Zapach jest słodowy z dziwnym akcentem, którego nie potrafię opisać. Smak jest przede wszystkim rozwodniony, mdły, zniechęcający do kolejnych łyków.

Z innych piw, które nie zrobiły na mnie wrażenia to Fraoch Heather Ale – wydał mi się jakiś taki „nijaki” i Black Friar – mocny ale z intensywną alkoholową goryczką – nie mój typ.




środa, 28 listopada 2012

Witam serdecznie na moim blogu dotyczącym tematyki okołopiwnej. Jestem początkującym bloggerem zatem proszę wybaczyć formę w jakiej ten blog istnieje. Myślę, że z czasem będzie coraz lepiej... Mam nadzieję, że treści zamieszczone na blogu będą o wiele ciekawsze niż jego szata graficzna :)