Jest porzekadło mówiące o tym, że lepiej zrobić coś później
niż wcale. Mam nadzieję, że właśnie tak
będzie z moim nowopowstałym blogiem. Ta jesień była dla mnie bardzo udana
jeżeli chodzi o piwne degustacje ponieważ na rynku piwnym sporo się dzieje.
Dowody rzeczowe możecie znaleźć na załączonych do posta fotografiach wykonanych
telefonem komórkowym (aparat cyfrowy zepsuł się). Pisanie recenzji post fatum
mija się według mnie z celem. Wyłapałem jednak co ciekawsze według mnie piwa i
chciałbym chociaż po jednym zdaniu nawiązać do nich.
Weiherer Lager – piwo, które pięknie się pieni i bardzo
dobrze smakuje. Średnia goryczka i silne owocowe nuty. Pije się je bardzo
przyjemnie z uwagi na średnie wysycenie.
Naked Mummy vs Dyniamit – jak dla mnie pojedynek pumpkin ale
wygrała „Naga Mamuśka”, a to zapewne z uwagi na mocne akcenty chmielowe,
których brak Dyniamitowi. Nie twierdzę, że Dyniamit jest niewypałem. Korzenne
nuty sprawiają, że jest to piwo idealne na jesienno-zimowe wieczory. Można
wyczuć w nim (oczywiście oprócz mocnego smaku dyni) goździki i imbir, co pewnie
przypadnie do gustu paniom. Dyniamit to według mnie dobry surowiec bazowy do piwa grzanego. Obydwa piwa bardzo ładnie prezentują się w
kuflu.
Amber Boy – niestety do tej pory nie udało mi się posmakować
„Wiosłującego Kubusia” tak więc Amber Boy jest moim numerem jeden jeżeli chodzi
o piwa z AleBrowaru. Piękna ciemnoczerwona barwa, słodowo-chmielowy zapach i
smak słodowy z lekkimi akcentami owocowymi i wyraźnym chmielowym finiszem. Polecam każdemu! Tak na marginesie, piw
AleBrowaru nie da się nie zauważyć głównie z uwagi na etykiety. Wiem, że budzą
one mieszane uczucia mając zapewne tylu samo zwolenników, co przeciwników. Mi
osobiście podobają się średnio bo bardziej przypominają napoje energetyczne dla
zakręconej młodzieży, jednak jeśli zamiarem było aby rzucały się w oczy – to
cel ten został osiągnięty w 100%.
Artezan Wit – już sama etykieta jest ładna, skromna ale
zawierająca wszelkie potrzebne informacje, którymi zainteresowany jest
konsument. Myślę, że chłopaki powinni w materiałach promocyjnych posiadać
maskotki jeżyka bo jest on naprawdę pocieszny. Poza tym dołączenie go np. do 4
paku Wita albo IPY w myśl zasady „piwo dla Tatusia, a Jeżyk dla
dzidziusia” byłoby na pewno ciekawym
zabiegiem – moim skromnym zdaniem. Poza tym spece od reklamy na pewno
wymyśliliby coś lepszego niż zaproponowany przeze mnie slogan. Poza tym chodzi
o sam pomysł… OK., to może przejdźmy do meritum… Piwo ładnie prezentuje się w
kuflu, kusi zapachem i przede wszystkim smakuje. Smak posiada akcenty typowe dla tego gatunku
– pszenica, cytrusy, kolendra. Piwo dla każdego – no chyba, że ktoś nie lubi
piw białych.
Kangaroo – tu popełniłem błąd bo piwo piłem z butelki (wtedy
myślałem o tym by może kiedyś zacząć opisywać moje piwne przygody). Tak więc
brązowe szkło zasłoniło mi rzeczywistą barwę. Piwo pachnie ładnie - czuć słód i chmiel. W smaku najpierw słód,
a potem zdecydowanie chmiel lecz goryczka nie jest agresywna i natarczywa.
Wśród innych godnych polecenia są: Żatec Svatecni Leżak,
Benediktin, Opat Pepper, Jever Pilsener, Pils z Manufaktury, Zaiwercie
Bursztynowe, Jurajskie Pils, Angielskie Śniadanie, Fuller’s ESB, Ossian. Szczególnie polecam piwo Wrocławskie – porządna polska dziesiątka.
Aby do tej beczki dodać łyżkę dziegciu napiszę też o tych,
które nie do końca bądź wcale nie przypadły mi do gustu.
Orkiszowe z czosnkiem – lubię piwo i lubię czosnek. Często
gdy gotuję używam czosnku i popijam piwem. Pomyślałem sobie, ze skoro lubię
obydwie te rzeczy to skomasowanie ich w jednym będzie czymś wychodzącym naprzeciw
moim preferencjom smakowym. Nic bardziej mylnego. Aromat czosnku w piwie jest
tak silny, ze moim zdaniem obojętnie czy byłoby to piwo orkiszowe, jęczmienne
czy z kukurydzy pastewnej to i tak nikt by tego nie wychwycił (no przynajmniej
nikt, kogo sensoryka jest tak marna jak moja). Owszem piwo jest pijalne, ale
jak dla mnie czosnek przysłania w nim wszystko. Lekcja z Orkiszowym z czosnkiem
nauczyła mnie, ze piwo sprawdza się jeśli chcemy oczyścić nim kubki smakowe z
posmaku czosnku, jednak zamieszczanie go w piwie to pomysł niezbyt udany.
KILIKIA 11 – piwo z Armenii, na sklepowej półce było kilka
rodzajów piwa spod tej marki. Wybrałem 11-stkę i nie podeszła mi do gustu.
Barwa klarowna jasnobrązowa, piana zniknęła w kilka sekund po napełnieniu
kufla. Zapach słodowy. Co do smaku – mało wyrazisty, słodowy z kwaśnymi
akcentami, brak aromatu chmielowego. Być może to ja miałem pecha i trafiłem na
piwo źle przechowywane, a może już sam fakt, że było ono w zielonej butelce
sprawia, że właśnie stąd te kwasowe nuty? Może też inne rodzaje piw KILIKIA
smakują lepiej (Jubilee, Elitar albo Youth)? Osobiście nie polecam.
Belhaven Best – ło matko bosko! Kupiłem go z okazji święta
piwa w jednej z sieci supermarketów na początku października. Sama puszka
wygląda nawet ładnie, ale problem powstał gdy pancernik został otwarty. Piwo
ładnie się pieni i na tym jak dla mnie jego dobre strony się kończą. Zapach
jest słodowy z dziwnym akcentem, którego nie potrafię opisać. Smak jest przede
wszystkim rozwodniony, mdły, zniechęcający do kolejnych łyków.
Z innych piw, które nie zrobiły na mnie wrażenia to Fraoch
Heather Ale – wydał mi się jakiś taki „nijaki” i Black Friar – mocny ale z
intensywną alkoholową goryczką – nie mój typ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz