UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

wtorek, 28 marca 2017

Bamberger Bier

Bambergu miłośnikom piwa specjalnie przybliżać nie trzeba. Nawet jeśli nie każdy tam był, to z pewnością o nim słyszał, pił piwa w nim warzone i, zapewne, prędzej czy później wybierze się do tego piwnego miasta. Obecnie znajduje się tam 11 browarów, ale jeszcze niecałe dwieście lat temu – w 1818 roku – było ich 65. Piwa z Bambergu od dawien dawna były cenione za ich smak. Podręczniki piwowarskie z początku XIX wieku wspominają także o tym, że tradycyjne Bamberger Bier było piwem jasnym i klarownym. W tym wpisie chciałbym przybliżyć jak warzono tamtejsze piwo dwa wieki wstecz.

Wyposażeniem bamberskich browarów były najczęściej: kadź warzelna, mniejsza kadź – zwana „patelnią”, kadź zacierna i dwie kadzie chłodzące. Każde z tych naczyń miało od 8-10 wiader pojemności (ok. 512-640 litrów). Na jedno wiadro słodu używano pół funta chmielu – w przypadku cienkusza, a jeśli chodzi o piwa leżakowane (np.: marcowe) – dla tej samej ilość ziarna używano 2-2,5 funta chmielu. Preferowano słody jasne, aby piwo posiadało barwę białego wina, dlatego najchętniej sięgano po Luftmalz – słód suszony powietrzem. Problem z tym słodem polegał na tym, że nie można go było wytwarzać w chłodniejszych miesiącach, dlatego sięgano także po ciemniejsze słody suszone w wyższych temperaturach. Jeżeli chodzi o wodę, używano deszczówki (jednak na początku XIX wieku zwyczaj ten zaczął zanikać), albo czerpano ją z rzeki. Woda ze studni była uważana za najgorszą jakościowo i wymagała uprzedniego zagotowania przed jej użyciem w celach piwowarskich.


Źródło: Wikipedia

Przed wyrobem piwa, słód należało ześrutować już dzień wcześniej i umieścić w kadzi zaciernej. Następnego dnia, wcześnie rano, rozpoczynano wyrób piwa. Wodę w kotle doprowadzano do wrzenia. Gdy zaczęła się gotować, dodawano do niej odpowiednią ilość zimnej wody (w jednym ze źródeł znalazłem informację, że 1/3 wrzątku łączono z 2/3 zimnej wody), po czym przepuszczano ją przez dno kotła do kadzi zaciernej, w której znajdował się ześrutowany słód. Wlewano jej tyle, aby zacier przybrał gęstą konsystencję. Powstałą w ten sposób gęstą masę pozostawiano na 15 minut. Po tym czasie do kadzi dolewano resztę wody przeznaczonej do pierwszego nalania (1/3 zimnej i 2/3 wrzątku) i zacier pozostawiano na godzinę. Po upływie tego czasu rozpoczynała się filtracja. Filtrat zwracano do momentu uzyskania klarownej brzeczki, którą następnie przelewano do kadzi chłodzącej.

Do drugiego nalania wlewano wodę składającą się w ¾ z wrzątku, a w ¼ z zimnej wody. Zacier pozostawiano na godzinę, po czym postępowano z nim identycznie jak z poprzednim nalaniem. Inne źródło podaje, że drugiego nalania nie zacierano, ale przepłukiwano młóto gorącą wodą, a odebrany płyn przelewano od razu do zebranej uprzednio brzeczki z pierwszego nalania. Wykonywano też trzecie nalanie, które zacierano przez pół godziny. Klarowną brzęczkę umieszczano w kotle, aby zagotować ją z chmielem. Do mocniejszych piw, które poddawano leżakowaniu, używano brzeczki z pierwszego i drugiego nalania. Brzeczka z trzeciego nalania służyła do wyrobu podpiwku, który był jasny i klarowny oraz nadawał się do spożycia nawet przez 6 tygodni – zwano go Heinzele lub Hansle. Niektórzy piwowarzy bamberscy do trzeciego nalania wykorzystywali wyłącznie zimną wodę. Zachowały się też dane mówiące o tym, że na każde dwa wiadra mocniejszego piwa (bawarskie wiadro to około 64 litry) wyrabiano jedno wiadro podpiwku. Jak widać, w Bambergu nie stosowano typowego dla Frankonii i Bawarii sposobu wyrobu piw – potrójnej dekokcji, a schemat zacierania był o wiele bardziej zbliżony do produkcji piw angielskich. W efekcie, bamberskie piwa miały być mocniejsze od piw z sąsiednich miast.


Źródło: Wikipedia

Chmiel gotowano z niewielką ilością brzeczki lub samej wody, w taki sposób, aby pływał w niej zanurzony. Rozpalano pod kadzią mocniejszy ogień i mieszano przez czas 30-60 minut. Metoda ta zwana była w Bambergu Hopfen rösten (prażenie chmielu). Po upływie podanego wyżej czasu, chmiel wyciągano, by wykorzystać go przy wyrobie Hansle. Metoda ta nie zawsze znajdowała aprobatę. Co ciekawe, podobny sposób prażenia chmielu wykorzystywano w piwowarstwie czeskim. František Ondřej Poupě (1753-1805) – wielki reformator piwowarstwa czeskiego – zalecał, aby zamiast smażenia chmielu w niewielkiej ilości brzeczki, stosować wywar chmielowy, co miało o wiele lepszy wpływ na smak gotowego piwa. Inne źródło podaje, że do zagotowanego chmielu dodawana jest brzeczka i gotowana przez 1,5-2,5 godziny. Do gotującej się brzeczki dodawano czasem 1/8 szefla soli (brak informacji o ilości brzeczki), co miało przyspieszać klarowanie gotowego trunku. Dodatek soli miał też powodować palące pragnienie i bóle głowy. Po zakończeniu gotowania brzeczki, przelewano ją do kadzi chłodzącej, po czym trafiała do kadzi fermentacyjnej, do której zadawano drożdże.

W Bambergu stosowano dwa rodzaje drożdży – nazywano je górnymi i dolnymi, choć w owych czasach nie do końca jeszcze znano istotę fizjologii tych mikroorganizmów (więcej na ten temat). Nie wiadomo do końca, czy były to rzeczywiście szczepy dolnej i górnej fermentacji, ale dolne zbierano z dna kadzi, a górne – z powierzchni fermentującej brzeczki. Do piwa marcowego i lagera zadawano drożdże dolne. Ich fermentacja trwała około dwóch tygodni, Do podpiwku zadawano drożdże górne. Sama jego fermentacja trwała do 4 dni, a trunek był zdatny do spożycia nawet do 6 tygodni. Stosowano także dodatek mąki słodowej do młodego piwa, aby wspomóc drożdże w pracy (dotyczyło to piw poddawanych leżakowaniu). Preferowano drożdże dolne, ale gdy nie były innych pod ręką – sięgano i po górne.


Źródło: Wikipedia

Fermentację mocnych piw (marcowe, piwa letnie) przeprowadzano w chłodniejszej temperaturze – ok. 12 st. C, a lżejszych (Heinzele i piw zimowych) w wyższej – 18 st. C lub więcej. Co ciekawe, w Bawarii w XIX wieku mocniejsze piwa przygotowywano na okres letni, a słabsze – na zimę. Winterbier posiadało ekstrakt początkowy wynoszący 10-15 st. Plato i zawierało 3-5% alk. obj., podczas gdy Sommerbier – 13-16 st. Plato i 4,5-7% alk. obj.

Gdy uznano, że fermentacja dobiegła końca, piwo zlewano do beczek i przetaczano je do piwnic. Beczek nie smołowano, jak w innych bawarskich miastach, ale myto je wrzątkiem i siarkowano. Nie szpuntowano ich (dla pozbycia się nadmiaru drożdży), co sprawdzało się przy piwach dolnej fermentacji, bo te górnej fermentacji szybko by skwaśniały. Leuchs wspomina, że zamiast szpuntu stosowano kamienne zatyczki. Piwa te trzymano w skalnych piwnicach przez 9-10 miesięcy. W Bambergu znajdowało się wiele piwnic wykutych do tego celu, umiejscowionych 100 stóp (ok. 30 metrów) pod powierzchnią ziemi. Można w nich było zmieścić beczki o pojemności 120-140 wiader (circa 7680-8960 litrów). Przed umieszczeniem beczek w piwnicach, ich pomieszczenia wietrzono, czyszczono i wybierano z nich wodę. Częstokroć piwo przeznaczone do leżakowania nie było wtaczane do tych piwnic, ale przelewano je z beczek dostarczonych przez browary do tych znajdujących się wewnątrz piwnicy za pomocą specjalnego węża (wykonanego z płótna), który musiał być utrzymywany w należytej czystości.


Źródło: Wikipedia

Bibliografia:





Johann Carl Leuchs: Vollständige Braukunde, oder wissenschaftlich-praktische Darstellung der Bierbrauerei . Mit Angabe der Verfahrungsarten aller Länder, und besonderer Rüksicht auf die bairischen, belgischen und englischen Biere. Nebst Beschreibung der Einrichtung der Brauhäuser, der Braugeräthe und Werkzeuge., Norymberga, 1831.

poniedziałek, 27 marca 2017

Stjørdalsøl



Piwa z okolic Stjørdal cieszą się w Norwegii dużym zainteresowaniem i statusem, który polski miłośnik piwa określiłby, zgodnie z panującym ostatnio trendem, mianem „sztosów”. Niemal każdy dorosły Norweg o nich słyszał, podobno garstka ludzi zna kogoś, kto je warzy, a jeszcze mniejszej liczbie szczęśliwców udało się ich posmakować. Wynika to w dużej mierze stąd, że te tradycyjne napitki rzadko kiedy opuszczają miejsce swojego pochodzenia. Stjørdal to liczące niecałe 20 tysięcy mieszkańców miasto i nie wszystkim w okolicy podoba się nazywanie piwa z tych okolic mianem stjørdalsøl. Mieszkańcy pobliskiej wsi Hegra wolą nazywać to tradycyjne piwo Hegra maltøl dla podkreślenia jego wiejskiego charakteru. Odstawiając na bok kwestie nazewnictwa, warto wspomnieć o tym, że stjørdalsøl – jak dawniej – spożywane jest podczas rozmaitych uroczystości – wesel, pogrzebów, spotkań rodzinnych, świąt. Chociaż w latach 80-tych XX wieku nastąpił znaczny regres piwowarstwa w tym regionie, to jego renesans nastąpił już w następnej dekadzie owego stulecia i trwa do dziś.

W okolicach Stjørdal po dzień dzisiejszy warzy się piwo według tradycyjnych metod (choć część z nich zdaje się zanikać na skutek kolizji tradycji z nowoczesnością). W omawianym regionie, zwanym  Trøndelag, tradycyjne piwo warzą setki piwowarów. Większość z nich samodzielnie słoduje jęczmień w przydomowych słodowniach zwanych såinnhus (w budynkach tych ma także miejsce warzenie piwa). Z takiego domowego słodu – najczęściej wędzonego dymem drewna olchowego – powstaje ciemnoczerwone lub brązowe piwo. Dawniej do zacierania słodu używano wyłącznie wyciągu z jałowca, ale coraz więcej piwowarów sięga po samą wodę. W regionie tym nie używa się też tradycyjnych kultur drożdży – kveik (miano zaprzestać tej praktyki w latach 70-tych XX wieku). Zamiast kveik używane są drożdże piekarskie lub piwowarskie (ejlowe i lagerowe). Do brzeczki dodawany jest chmiel, jednak w gotowym piwie jest on praktycznie niewyczuwalny. Często do brzeczki dodawany jest też cukier, zwłaszcza do piw warzonych w zimie.

Sam proces wyrobu jest bardzo zróżnicowany – od piwa surowego (brzeczki nie poddaje się gotowaniu), przez dekokcję, zacieranie sterowane temperaturowo aż po zacieranie infuzyjne jednoetapowe z godzinnym gotowaniem brzeczki.

Piwa z tego regionu są najczęściej słodkie (występują też wersje lekko kwaśne i z nutami „funky”), posiadają bardzo niskie wysycenie dwutlenkiem węgla. Zawartość alkoholu w nich waha się od 6,5% do 8,5%. Smak potrafi być bardzo różny – z wyraźnymi nutami dymu olchowego, wyczuwalnym aromatem jałowca, toffi i czerwonej borówki (brusznicy). Drożdże nie odrywają w tym piwie istotnej roli, bowiem bukiet zdominowany jest przez nuty słodowe. Goryczka najczęściej bywa niska. Posiadają ciemną barwę, są lekko zmętnione i nalewają się prawie bez piany. Zdarzają się wersje mocno palone, popiołowe, ściągające – kwestia przygotowania słodu do wyrobu piwa.

Do słodowania używane są lokalnych odmian jęczmienia – np.: Tyra, ale nie tylko – np.: sześciorzędowy jęczmień z Finlandii, który posiada większą zawartość skrobi. Ziarno jęczmienia moczone jest w wodzie przez 2-3 dni. W tym czasie jest ona kilkukrotnie zmieniana. Następnie wykładany jest na specjalną ramę, na której kiełkuje od 4 do 7 dni (w zależności od temperatury). Podczas tej fazy jest kilkukrotnie przewracany na ramce każdego dnia. Zielony słód suszony jest nad piecem, który nazywany jest kjerringa. Piec ten umieszczony jest pod ramą, na której kiełkuje słód. W jego wnętrzu umieszczane są drobne kawałki drewna olchowego, przy pomocy których słód jest suszony. Suszenie trwa od kilkunastu do nawet 24 godzin. Czasem ziarno suszy się tak długo, dopóki pierwsze z nich nie zaczną rozrywać się jak popcorn. Nie wszyscy piwowarzy usuwają kiełki ze słodu, co potęguje wędzone posmaki w gotowym piwie. Spalone kiełki według relacji Larsa Garshola mają pachnieć jak tytoń. Przed rozpoczęciem suszenia słodu dymem olchowym, piwowarzy, ze względów bezpieczeństwa, ale także dla uniknięcia niepotrzebnych wezwań, muszą poinformować o tym fakcie lokalną straż pożarną (oraz pobliskie lotnisko w Værnes), bowiem zdarzało się w przeszłości, że sąsiedzi piwowarów wzywali ją widząc gęste kłęby dymu wydostające się z budynków myśląc, że trawi je pożar.

Lokalną tradycją są spotkania grup piwowarów (såinnhuslag), mających miejsce 26 grudnia, na którym częstują się oni własnym piwem uwarzonym specjalnie na święta. Często przybierają one formę nieformalnych konkursów. Choć okolice Stjørdal to obszar relatywnie mały, jest tam przynajmniej kilkuset piwowarów, a każdy z nich warzy piwo według własnych receptur, dzięki czemu lokalne piwa są bardzo zróżnicowane. Niedaleko Stjordal – w Skjelstadmarka – słody dymione są o wiele bardziej intensywnie niż w innych częściach tamtej okolicy.

Wspomniane wyżej określenie såinnhuslag odnosi się do grupy piwowarów, która zbudowała jeden wspólny budynek (såinnhus), w którym wyrabiają rotacyjnie słód i piwo (na podobnej zasadzie funkcjonowały browary miejskie w średniowiecznej Europie). Innym tradycyjnym rytuałem tego regionu jest listopadowe warzenie piwa na święta Bożego Narodzenia (często w ramach såinnhuslag). 31 października w Norwegii kończy się sezon polowań na łosie. Tradycja łowiecka i piwowarska splatają się tu ze sobą, bowiem najczęściej te same grupy mężczyzn wspólnie polują i warzą piwo, gdyż są nie tylko sąsiadami, ale często też krewnymi i przyjaciółmi. Podczas tego zajęcia obowiązuje jedna zasada – nikt nie wściubia nosa w nieswoje piwo. W tym samym czasie każdy z członków såinnhuslag warzy swój trunek na nadchodzące święta. Część z piwowarów nie przekroczy progu såinnhus do następnego listopada, z kolei inni uwarzą w ciągu następnego roku od kilku do kilkunastu warek. Wiadomo za to, że wszyscy z nich zbiorą się w tym budynku 26 grudnia, by częstować się wzajemnie uwarzonymi przez nich piwami. Piwo świąteczne jest najczęściej mocne, pożywne, często dla nadania mu odpowiedniego woltażu (i smaku) wzbogacane jest brązowym cukrem, który sprowadzany jest w dużych ilościach przez lokalne sklepy na tę okazję.

Innym zwyczajem, który sięga niepamiętnych czasów, jest gjærkauk, czyli okrzyki wznoszone podczas zadawania drożdży do brzeczki. Zgodnie z lokalną tradycją, czyni się tak, by dzięki temu drożdże były silne, dały smaczne piwo, a pijące je osoby były w dobrych nastrojach. Choć może wydawać się to dziś śmieszne i niedorzeczne, dawniej takowy obyczaj był powszechnie praktykowany w Norwegii, w Finlandii, w Estonii i na Litwie. Jedna z teorii głosi, że robiono tak, gdyż na etapie zaszczepiania brzeczki drożdżami przekraczano pewną granicę. Piwowar przygotował brzeczkę i od tego momentu to właśnie drożdże miały wykonać resztę pracy, zamieniając ją w piwo. Owe okrzyki miały zmotywować je do pracy i odpędzić złe moce, które mogły zepsuć piwo. Obyczaj ten pochodzi z czasów, gdy o mikrobiologii nie wiedziano za wiele (choć, paradoksalnie, dobrze znano sposoby przechowywania drożdży i obchodzenia się z nimi).


Fot.: Wikipedia

Bibliografia:







http://www.garshol.priv.no/blog/366.html.

wtorek, 21 marca 2017

Steinbier, czyli piwo i kamienie

Steinbier to niemiecki termin oznaczający, tłumacząc literalnie, „piwo kamienne”. Nazwa ta odnosi się do bardzo starej i niemal zapomnianej techniki piwowarskiej wywodzącej się z czasów, w których metalowe kadzie były niespotykaną rzadkością. Użycie drewna jako surowca miało swoje konsekwencje – kadzi nie można było umiejscowić nad ogniem – z oczywistych względów, dlatego bardzo ważną sprawą było odpowiednie dostarczenie ciepła do kadzi. I tu z pomocą przychodziły rozgrzane w ogniu kamienie. Umieszczano je w kadziach, w których zachodził proces zacierania, przy okazji eliminowano potencjalne zagrożenia mikrobiologiczne, a także dochodziło do karmelizacji zacieru. Użycie kamieni poza wyżej wymienionymi czynnikami skutkowało także wniesieniem do piwa nut ziemistych i wędzonych. Kwestią otwartą jest, czy odebraną brzeczkę poddawano ponownemu zagotowaniu w ten sam sposób. Nie wiadomo od jak dawna stosowano tę metodę, jednak pewne jest, że wraz z upowszechnieniem się metalowych kadzi i chmielu (konieczność gotowania brzeczki w celu „wyciągnięcia z niego goryczki” – izomeryzacji alfa-kwasów) zaczęto od tej techniki odchodzić. Zachowały się informacje o tym, że w niektórych regionach Europy stosowano ją jeszcze na początku XX stulecia, a bardzo rzadko praktykuje się ją i obecnie. Sama nazwa Steinbier jest niezbyt szczęśliwa, bowiem sugeruje praktykowanie dodatku gorących kamieni do kadzi wyłącznie przez piwowarów niemieckich, co jest nieprawdą, bowiem technika ta była wykorzystywana także i w innych regionach Europy. Według Conrada Seidla tradycja warzenia piw w wyżej opisany sposób przetrwała dłużej na obszarach wiejskich, bowiem w miastach stosowano metalowe kadzie i kotły. Warto nadmienić, że dodatek gorących kamieni do zacieru/brzeczki to technika mocno ryzykowna – różnica temperatur sprawia, że kamienie pękają, co może być bardzo niebezpieczne – prawdopodobieństwa poparzeń lub pożaru. Za właściwy rodzaj kamienia, podawany w źródłach, odpowiedni do zastosowania w tym celu to szarogłaz, który relatywnie dobrze znosi nagłą zmianę temperatur nie rozpadając się na drobne kawałki. Istnieje kilka artykułów radzących jak uwarzyć takie piwo w domowym browarze, jednak – moim zdaniem – wyrób takiego piwa to „skóra niewarta wyprawki”. Wpis ten poświęcony będzie regionom Europy (innym niż tereny dzisiejszych Niemiec), gdzie warzono (i warzy się nadal) piwo kamienne.    

Finlandia
Z zachowanego przekazu z 1780 roku wynika jasno, że Finowie używali kamieni przy wyrobie sahti i kalja. Dobrej jakości słód śrutowano i umieszczano na dnie kadzi. Zalewano go wrzątkiem (po odparowaniu do 1/3 początkowej objętości), po czym do naczynia należało wrzucić rozgrzane kamienie (szarogłaz). Całość mieszano brzozową miotłą przez cały czas, w którym gorące kamienie powodowały wrzenie zacieru, a także później – do momentu schłodzenia się brzeczki, do takiego poziomu temperatury, w którym można było zadać drożdże. Odebraną brzeczkę przelewano do innego (dokładnie wymytego) zbiornika, a jego ściany nacierano kawałkiem chleba wielkości jajka lub zakwasem. Gotowy napój przepuszczano przez płótno do beczki i dodawano miętę, koper, gałęzie czarnej porzeczki i pięć łyżek drożdży. Beczkę zatykano szpuntem i przenoszono do piwnicy. Po upływie czterech dni piwo było gotowe do spożycia. W czasie gotowania zacieru z kamieniami należało wymieszać odpowiednią ilość mąki żytniej z wodą i dodać do kadzi.

Łotwa
Lars Marius Garshol odnalazł w łotewskim miasteczku Aizpute piwowara (Ugis Pucens), który do dziś stosuje gorące kamienie przy warzeniu domowego piwa. Kadź zacierną (žeiris) stanowi drewniana beczka z fałszywym dnem, która wykładana jest gałęziami jałowca przywiązanymi do tyczki. Dzięki temu, mieszając zacier nie narusza on złoża filtracyjnego. Śruta zalana wodą pozostawiana jest przez godzinę, po czym do kadzi wrzucane są rozgrzane kamienie – po uprzednim zamoczeniu w gorącej wodzie, dla oczyszczenia ich z popiołu. Z relacji Larsa wynika, że część kamieni pękała (z hukiem), a podczas zanurzania w wodzie i zacierze, wydawały głośny syk i powodowały intensywne parowanie. Po zakończeniu zacierania, brzeczka jest przelewana do kotła warzelnego. Podczas gotowania brzeczki został do niej włożony rozgrzany do czerwoności metalowy pręt, który uprzednio posypano białym cukrem (cukier spalił się w kontakcie z gorącym metalem). Brzeczkę przelano do naczynia fermentacyjnego, by zadać do niej drożdże. Z kolei dno kadzi zaciernej zalano wodą i pozostawiono na noc, aby uzyskać w ten sposób podpiwek. Najciekawsze jest to, że Garshol jest w posiadaniu informacji na temat innych tradycyjnych metod wyrobu piwa na Łotwie, a sposób opisany wyżej ma być tylko jedną z alternatyw. Czekam na rozwinięcie tematu.

Norwegia
Z zachowanych receptur wynika, że jeszcze w XX wieku piwo z użyciem kamieni warzono w miejscach Norwegii odciętych od świata. Zachowały się też dane świadczące o tym, że podobne praktyki stosowano w Danii, Szwecji, na terenach dzisiejszej Estonii i Litwy. W krajach nordyckich kamienie zastępowano czasem rozgrzanym do czerwoności metalem. Po wrzuceniu ich do zacieru, szybko je usuwano, by nie dawały posmaków ziemistych. Wiadomo też, że rozgrzane kamienie, przed umieszczeniem w kadzi zaciernej, posypywano mąką żytnią. Pamiątką po tej prastarej technice w Norwegii były często spotykane w XIX wieku sterty kamieni – najczęściej wielkości pięści, popękanych i z widocznymi przypaleniami. Usypiska takie potrafiły mieć nawet kilkadziesiąt metrów średnicy. Lokalni mieszkańcy, choć już nie praktykowali tego zwyczaju, bardzo dobrze znali ich przeznaczenie w zamierzchłych czasach. Garshol podaje, że później kamieni tych często używano jako budulca dla budynków gospodarczych (zwłaszcza jako fundamentu) i do dziś niewiele takich usypisk się zachowało. Wyżej wspomniany autor pisze także na swoim blogu o tym, że w przeszłości takie kamienne formacje były uważane za miejsca pochówku.  

Austria
Piwo podgrzewane za pomocą rozgrzanych do czerwoności kamieni wyrabiano także w na terenach dzisiejszej Austrii i Słowenii – Karyntii. Kamienie trzymano w ognisku przez 2-3 godziny. Największe z nich – używano szarogłazu – miały rozmiar ludzkiej głowy. Gdy były już odpowiednio rozgrzane, drewnianą kadź (zwaną Grumetl, wykonaną z drewna dębowego) napełniano wodą, a najmniejsze kamienie umieszczano na jej dnie, po czym zakrywano je gałęziami jałowca. Do wody dodawano chmiel. Po kilkukrotnym doprowadzeniu wody z chmielem do wrzenia, wsypywano do niej słód, a do kadzi trafiały największe kamienie z ogniska. Przenoszone je specjalnymi widłami, które służyły także do mieszania zacieru. Doświadczenie piwowarów pozwalało na takie dozowanie kamieni, aby utrzymywać odpowiednią temperaturę – termometrów i testu jodowego używano niechętnie (relacja pochodzi z 1905 roku). Po umieszczeniu ostatnich kamieni w kadzi, zacier pozostawiano jeszcze na czas około godziny, po czym przystępowano do filtracji. Filtrat zwracano do kadzi, dopóki nie odbierano czystej brzeczki. W czasie, gdy pracowano z zacierem, w osobnym naczyniu – także za pomocą gorących kamieni – podgrzewano wodę wykorzystywaną później do wysładzania. Odebraną brzeczkę i wysłodziny zlewano do zbiornika, gdzie stygły (mowa jest też o specjalnym korycie służącym do tego celu). Latem, gdy występował problem zbyt wysokich temperatur, w kadziach z chłodzącą się brzeczką umieszczano „schładzacze” (brak objaśnienia w tekście, czym one były). Zimą problem ten nie występował i brzeczkę chłodzono do temperatury 19-25 st. C, a następnie zadawano do niej drożdże (pyliste szczepy górnej fermentacji). Po zakończeniu się fermentacji burzliwej, piwo zlewano do beczek i po upływie 3-4 dni było ono zdatne do spożycia. Metody słodowania miały być w tym regionie „w równym stopniu prymitywne”. Karynckie słody miały wnosić do piwa aromat bardzo podobny do tego w piwie grodziskim, które – według autora relacji – było powszechnie znane ze swej wędzoności i cieszyło się dobrą reputacją. Do wyrobu tego gatunku piwa stosowano owies, który z czasem (w bardzo dużym stopni) zastąpiono jęczmieniem i pszenicą. Piwo z Karytnii było jasne i mętne. Cieszyło się popularnością z uwagi na jego orzeźwiające właściwości. Podczas jego konsumpcji niejednokrotnie dodawano do niego gin lub brandy. Na początku XX wieku jego popularność systematycznie malała również za sprawą opodatkowania jakie władze austriackie nałożyły na to piwo (z uwagi na dochody z jego sprzedaży). Autor przytaczanej relacji wieszczy rychłą śmierć tego piwa i jest oburzony postępowaniem władz argumentując to tym, że piwo z Karyntii to tradycyjny napitek tego regionu i nieszkodliwy napój pity przez ludzi pracujących – głównie chłopów. Inne źródło mówi o popularności tego piwa przede wszystkim wśród zamieszkujących tamte tereny Słowian. Jego zdaniem, to właśnie dzięki popularności Steinbier w tamtym regionie, mocne napoje alkoholowe nie były tam tak popularne, jak w innych częściach Austro-Węgier. Omawiane piwo było napojem niskoalkoholowym – jego ekstrakt początkowy wynosił 5-7 st. Plato. Mocniejszą wersją był tak zwany Koritniak o ekstrakcie wynoszącym ok. 9 st. Plato. Piwo to warzyli chłopi na własne potrzeby, ale istniały też browary specjalizujące się w jego produkcji dla lokalnej ludności.


Fot.: Sibeal’s World (CC)

Bibliografia:







John P. Arnold: „Origin and History of Beer and Brewing”, BeerBooks.com, 2005 (przedruk pierwszej edycji książki z 1911 roku).

niedziela, 19 marca 2017

Jałowiec jako surowiec piwowarski

W porównaniu z, omawianą w ostatnim wpisie, egzotyczną rośliną zwaną gesho, jałowca pospolitego (Juniperus communis) przybliżać szczególnie nie trzeba, bowiem ten zimozielony krzew z rodziny cisowatych powszechnie występuje w Europie – od półwyspu skandynawskiego po kraje śródziemnomorskie. Gatunek ten można spotkać także w Azji i Ameryce Północnej. Jałowiec odnajduje po dzień dzisiejszy wiele zastosowań (przypuszcza się, że był wykorzystywany przez ludy europejskie już w czasach prehistorycznych). Używany jest do dziś w ziołolecznictwie w przypadku chorób układu moczowego, egzem, kamicy nerkowej, stanów zapalnych, bólów mięśni i stawów, obrzęków, przeziębienia i grypy. O jego właściwościach leczniczych pisała między innymi, żyjąca w latach 1098-1179, Hildegarda z Bingen (ta sama, która wspomina w swoich dziełach o chmielu, na długo przed jego upowszechnieniem się w europejskim piwowarstwie). Do celów medycznych najczęściej wykorzystuje się szyszkojagody tego krzewu, z których sporządza się napary lub nalewki. W dziele Hildegardy z Bingen pt.: „Physica” przeczytamy, że jagody jałowca należy gotować z miodem, octem, imbirem i lukrecją, a tak uzyskany napój – mieszać z pitym winem, co ma łagodzić bóle w klatce piersiowej, bóle wątroby i płuc. Wino takie powinno spożywać się często – zarówno podczas postu jak i po posiłku. Zaleca też kąpiele w wyciągu z gałęzi jałowca, gdyż – według autorki – zabieg ten obniża „złe gorączki”. Olejek jałowcowy wykorzystywany jest w przemyśle kosmetycznym. Szyszkojagody po osuszeniu stosowane są jako przyprawa do mięs i wędlin, zaprawia się nimi także napoje alkoholowe (piwo, ale i destylaty – gin, jenever, borovička). Krzewy jałowca pełnią także funkcję dekoracyjną w ogrodach. W czasach pogańskich przypisywano tej roślinie właściwości magiczne – miała odpędzać złe duchy.



W piwowarstwie jałowiec posiada kilka zastosowań, choć dziś najpowszechniej wykorzystywany jest przy wyrobie tradycyjnych piw skandynawskich – maltøl w Norwegii, gotlandsdricka w Szwecji, a także sahti i kalja w Finlandii. W tradycji skandynawskiej do zacierania i wysładzania nie używa się wody, ale wyciągu z gałęzi jałowca (infuzja na zimno) przygotowywanego bezpośrednio przed wyrobem piwa. Za pomocą tego płynu czyści się też kadzie i pozostały sprzęt piwowarski (dawniej stosowano ten „środek czyszczący” nie tylko w celach stricte piwowarskich). Gałęzie jałowca wykorzystywano do wędzenia słodu, a po dzień dzisiejszy wyściela się nimi tradycyjne kadzie filtracyjne. Szyszkojagody (rzadziej gałęzie) dodaje się najczęściej na etapie gotowania brzeczki. Ze wszystkich piw ze Skandynawii najwięcej jałowca do ich wytworzenia stosuje się w piwach norweskich. Jałowiec stosują także piwowarzy estońscy i łotewscy (tradycyjne piwa litewskie są za to sowicie chmielone, a jałowiec nie stanowi w nich warunku niezbędnego). W tradycji skandynawskiej po dziś dzień chmiel używa się tylko dla jego właściwości bakteriostatycznych, bowiem za smak i aromat piwa odpowiadać ma jałowiec. Warto wspomnieć, że w suszonych szyszkojagodach jałowca znajduje się ok. 30-40% cukru, co czyni je tym atrakcyjniejszymi jako dodatek do napojów poddawanych fermentacji. W przeszłości gałęziami jałowcowymi wyścielano także dna zbiorników fermentacyjnych. Opadały na nie drożdże, a po zlaniu gotowego piwa do innych naczyń, gałęzie wyciągano i suszono, po czym wyścielano nimi kadź fermentacyjną, gdy wyrobiono świeżą brzeczkę.     

Przed upowszechnieniem się chmielu w europejskim piwowarstwie, jałowiec stanowił jeden z komponentów gruitu (ziołowej mieszanki, którą zaprawiano piwo). Nawet na ziemiach zamieszkiwanych przez Słowian, którzy bardzo chętnie sięgali po chmiel (według wielu teorii to za ich sprawą chmiel upowszechnił się kontynencie europejskim) używano też innych ziół do przyprawiania piwa – w tym jałowca. Wspomina o tym Gabriela Basařová w książce pt.: „České pivo”. Ponadto, w dawnych Czechach wierzono, że dodatek jałowca może uratować psujące się piwo. Lars Garshol podaje, że do dziś jałowiec stosowany jest w przypadku tradycyjnych piw z terenów Rosji (na modłę podobną do wyrobu maltøl). Na wspomnianym blogu znajdziemy także informację o tym, że w 1616 roku na skutek liberalizacji bawarskiego prawa czystości, dopuściło ono możliwość używania jałowca w celach piwowarskich.   

Jeszcze w XIX wieku jałowiec był powszechnie stosowany jako surowiec piwowarski. W Anglii stanowił jeden ze składników mieszanki ziołowej, którą zaprawiano purl (gwoli ścisłości, purl nie był konkretnym gatunkiem piwa, ale napojem na jego bazie, ponieważ gotowe piwo przyprawiano ziołami i pozostawiano je na jakiś czas, nawet do roku, aby przeszło ich aromatem). We Francji istniało piwo zwane genevrette, który wytwarzano na bazie słodu i jałowca. Często dla podniesienia mocy tego napoju, dodawano do niego cukier lub melasę. Zdarzało się, że słód zastępowano jabłkami i gruszkami, jednak wtedy napój był bardzo podatny na infekcje. Było to piwo jasne, musujące i opisywano je jako „wyjątkowo moczopędne”. Na Kurpiach do dziś wytwarza się napitek, który choć nie powstaje ze słodu (lecz miodu lub cukru), nazywany jest „piwem kozicowym” lub „psiwem kozicowym”. „Kozica” to w gwarze kurpiowskiej bat wykonany z długiej gałęzi jałowca. Trunek ten był bardzo popularny na przełomie XIX i XX wieku. Pito go z reguły podczas rozmaitych uroczystości – chrzcin, pogrzebów, wesel. Dawniej podobne napoje wytwarzano także na Podlasiu, Warmii i Kaszubach.   

Co ciekawe, wiele receptur niemieckich piw z okresu XIX wieku wspomina o użyciu jagód jałowca. Wiadomo, że aromatyzowano nimi niektóre białe piwa berlińskie. Historyczne bawarskie piwo, Farrnbacher Bier, posiadało w recepturze dodatek cukru, jagód jałowca i kamienia winnego. W przepisie na „wyśmienite piwo pszeniczne” znajdziemy także wzmiankę o dodatku syropu cukrowego, (jagód) jałowca i imbiru. Podobne zestawienie (syrop, jałowiec i imbir) stosowano podczas fabrykacji piwa szczecińskiego. Według Jakuba Sroczyńskiego było to piwo sławne, które nawet Anglicy kupowali w dużych ilościach. Ceniono je za musujący charakter, klarowność, smak i aromat, a także – za autorem – „za moc alkoholiczną”. Przywoływane przez tego autora piwo kostrzyckie (Köstritzer Bier) również aromatyzowano jagodami jałowca. Innymi, niestandardowymi, dodatkami była sól kuchenna i miód. Na sam koniec warto wspomnieć o tradycyjnym piwie z Brunszwiku (Braunschweiger Mumme), zapomnianej dumie niemieckiego piwowarstwa. To mocne piwo, o konsystencji porównywalnej z piwem jopejskim, przyprawiano wieloma ingrediencjami. Jedną z nich były właśnie szyszkojagody jałowca. W tym miejscu warto wymienić też inny składnik, którym były… suszone śliwki! Czy zatem połączenie mocnego piwa i suszonych śliwek to takie rewolucyjne i innowacyjne połączenie? Okazuje się, że niestety nie…  



Bibliografia:



Gabriela Basařová (red.): České pivo”, wydanie trzecie, HBT, Praga, 2011,

Martyn Cornell: „Amber, Gold & Black: The History Of Britain’s Great Beers”, The History Press, 2010,


Stephen H. Buhner: „Sacred And Herbal Healing Beers: The Secrets Of Ancient Fermentation”, Brewers Publications, 1998.

czwartek, 16 marca 2017

Gesho, czyli „etiopski chmiel”

Gesho (łac.: Rhamnus prinioides) to nazwa jednego z gatunków szakłaka, który występuje przede wszystkim we wschodniej Afryce – od Etiopii i Erytrei aż po Republikę Południowej Afryki. Roślinę tę często nazywa się „etiopskim chmielem”. Choć nie jest taksonomicznie spokrewniona z chmielem zwyczajnym, zwłaszcza w Etiopii, posiada dokładnie takie samo zastosowanie jak chmiel w Europie. Co więcej, roślina ta jest także wykorzystywana w innych celach i właśnie o niej będzie ten wpis, który może przypominać nieco stronę wydartą z atlasu użytkowych roślin tropikalnych. Po raz pierwszy gatunek ten opisał w 1789 roku francuski botanik Charles Louis L'Héritier de Brutelle. Nazwa łacińska oznacza mniej więcej tyle, co „krzew przypominający wiecznie zielony dąb” (chodzi o zimozielony dąb ostrolistny, Quercus ilex, występujący w regionie Morza Śródziemnego).

Źródło: Wikipedia

 Rhamnus prinoides zwany też „psim drzewem” może występować jako krzew lub niskie drzewo (osiągające do 5-6 metrów wysokości). Roślina ta (w stanie dzikim) najczęściej spotykana jest na obrzeżach lasów oraz nad brzegami rzek i strumyków. Nierzadko rośnie na skalistych glebach i terenach górzystych, bowiem można ją spotkać nawet na wysokości powyżej 3000 m. n. p. m (choć nie jest to roślina typowo górska, występuje także pospolicie na terenach nizinnych). Choć preferuje klimat ciepły (optymalny przedział termiczny wynosi ok. 14-25 st. C), jest także odporna na wysokie temperatury (do 35 st. C.) i mrozy (do ok. -5 st. C). Posiada ciemnozielone, lśniące i długie na ok. 2-5-8 cm liście. Posiadają one owalny kształt z zakończeniem przypominającym lancę. Liście są ciemniejsze na wierzchu i jaśniejsze na spodniej stronie. Czas kwitnienia przypada na okres od listopada do stycznia. Roślina zapylana jest przez owady, zwłaszcza pszczoły. Z zapylonych kwiatów powstają małe (wielkości ziaren grochu), czerwone owoce przypominające swym kształtem jagody. Owocuje w okresie od grudnia do czerwca. Owoce gesho są jadalne, ale wykorzystuje się je także do zwalczania ziarniaka obrączkowatego. Stanowią także istotny element diety dla wielu gatunków ptaków. Drewno tej rośliny jest ciężkie i twarde. Z uwagi na relatywnie nieduże rozmiary pnia – 15-20 cm średnicy – jest ono przede wszystkim przeznaczane na opał lub wyrabia się z niego niewielkie przedmioty. Gesho występuje w stanie dzikim, ale jest także uprawiane, bowiem jego uprawa przynosi duże zyski rolnikom ze względu na duże zapotrzebowanie na tę roślinę. Częstokroć rośnie także w przydomowych ogrodach jako dekoracja, roślina dająca cień oraz żywopłot. Uprawa jest tym łatwiejsza, że jest to krzew nieposiadający dużych wymagań glebowych. Nie jest także rośliną inwazyjną. Preferuje miejsca lekko zacienione i klimat z występującą porą suchą.   

Jak już wspomniałem, gesho odnajduje wiele zastosowań pośród rdzennej ludności afrykańskiej. Jej drewno służy jako opał, młode gałęzie wykorzystywane są do wyplatania koszy. Roślinie tej w wielu wierzeniach plemiennych przypisuje się właściwości magiczne – ma odpędzać złe moce, chronić przed piorunami i nieurodzajem. O tym jak bardzo zabobonni są mieszkańcy Afryki bardo ciekawie pisał Ryszard Kapuściński w jednej ze swoich książek, zatytułowanej „Heban”. Wykorzystywana jest także w celach medycznych, i to w bardzo szerokim zakresie, w przypadku zmian skórnych, infekcji dróg oddechowych, zapalenia płuc, reumatyzmu, dolegliwości żołądków-jelitowych, malarii, wysokiej temperatury ciała. Stosowanie tej rośliny ma oczyszczać krew z toksyn. W przemyśle wykorzystuje się ją jako barwnik bawełny. W Etiopii z uwagi na bardzo dużą skalę domowego wyrobu piwa jest to roślina powszechnie uprawiana i sprzedawana praktycznie na każdym targu.    


Źródło: Wikipedia

Liście i łodygi gesho stosowane są także podczas wyrobu tradycyjnych napojów alkoholowych w Etiopii –  piw (tella, siwa) oraz miodów pitnych (tej – czyt. tedż). Napoje te różnią się nazwami i sposobem wytwarzania w przypadku konkretnych regionów i grup etnicznych, ale wiele z nich nadal wyrabia się w sposób niezmieniony od stuleci (według niektórych teorii metody wyrobu tradycyjnych, etiopskich piw mogą niewiele różnić się od tych, które wykorzystywano w czasach Starożytnego Egiptu). Rhamnus prinioides służy jako wnosząca goryczkę przyprawa, a także jako konserwant, bowiem gesho, podobnie jak chmiel, posiada właściwości bakteriostatyczne – użycie tej rośliny (w postaci wywaru z łodyg i liści lub dodatku suszonych i zmielonych liści do przypominającej pulpę brzeczki) wyraźnie spowalnia namnażanie się nie tylko bakterii psujących piwo (np.: Acetobacter), ale także mikroorganizmów niebezpiecznych dla ludzkiego zdrowia (nierzadko woda używana do wyrobu piwa posiada bardzo złą jakość a samo piwo wytwarza się w warunkach, które pod względem sanitarnym pozostawiają wiele do życzenia) np.: Escherichia coli, Salmonella, Shigella, Streptococcus czy pleśni. Co ciekawe, roślina ta jest znana ludzkości być może od tysięcy lat, jednak prace badawcze mające na celu jej lepsze poznanie rozpoczęły się dopiero w II połowie XX wieku i nie jest ona tak dobrze poznana jak chmiel zwyczajny.  

Związki chemiczne występujące w tej roślinie, które odpowiadają za smak i właściwości bakterio- i grzybobójcze to: ramnetyna i ramnazyna (działają przeciwzapalnie i jako antyoksydanty), emodyna i jej pochodne (działanie bakteriobójcze, przeczyszczające). Za gorzki smak tej rośliny odpowiada glikozyd zwany po angielsku geshoidin. Myślę, że najlepszym polskim tłumaczeniem byłoby słowo „geszoidyna”. Związek ten poznano dopiero podczas badań tej etiopskiej rośliny. Na podstawie przeprowadzonych eksperymentów udowodniono, że ekstrakt z gesho można stosować jako zamiennik ekstraktu chmielowego w przemyśle piwowarskim. Obydwie rośliny – gesho i chmiel – posiadają zbliżoną ilość żywic i olejków. Kolejnym paralelizmem – typowym z resztą dla wszystkich roślin uprawnych – jest duża ilość odmian.   


Źródło: Wikipedia

Bibliografia:




środa, 15 marca 2017

Maltøl, czyli tradycyjne piwo norweskie

Temat tradycyjnych piw norweskich znany jest nam wszystkim głównie za sprawą bloga autorstwa Larsa Mariusa Garshola, który zgłębia na nim zagadnienie farmhouse ale nie tylko z Norwegii, ale i innych krajów europejskich. Wpis ten nie będzie niczym nowym dla śledzących wspomniany blog, jednak uznałem, że warto „wyłuskać” najważniejsze rzeczy i zebrać je w całość, zwłaszcza że to, o czym pisze Lars bardzo dobrze koresponduje z treściami zamieszczanymi na moim blogu. Bardzo podoba mi się taka koncepcja jaką przyjął Lars M. Garshol – blog koncentruje się na konkretnej tematyce, wręcz na jednym, bardzo wąskim, zagadnieniu. Poza tym można na nim znaleźć wiele ciekawych stwierdzeń, niejednokrotnie stojących w opozycji do powszechnie panujących opinii, co stanowi dobry przyczynek do dyskusji „o piwie przy piwie”. Dla przykładu Garshol postuluje o rewizję typologii piw, którą się posługujemy. Według niego do kategorii ale należałoby dodać podkategorię raw ale (piwo surowe, w przypadku którego brzeczka nie jest poddawana gotowaniu). Innym ciekawym poglądem jest ten, według którego gotowanie brzeczki to daremny trud, co będzie przytoczone w dalszej części tekstu.

Nazwa maltøl (piwo słodowe, piwo ze słodu) odnosi się do całej rodziny piw, które wytwarzane są chałupniczo w Norwegii, przy czym często posiadają one lokalne nazwy, związane z miejscem ich wytwarzania. Typową cechą tych piw jest używanie wywaru jałowcowego do zacierania i wysładzania zamiast wody. Ich barwa bywa bardzo zróżnicowana – od jasnej po ciemną (piwa wytwarzane na bazie domowych słodów są najczęściej ciemne), posiadają bardzo niskie, wręcz zerowe, wysycenie dwutlenkiem węgla i są bardzo mętne. Ich moc bywa różna – od piw stołowych (2-3% alk. obj.) po piwa z woltażem rzędu 8% alk. obj. Warto w tym miejscu odnieść się do samej nazwy, która może wydawać się nieco dziwna, bowiem piwo z definicji wyrabiane jest ze słodu. Lars Garshol podkreśla, że jeszcze sto lat temu w Norwegii terminem piwa określano także inne napoje, które nie powstawały ze słodów, takie jak: sirupsøl (piwo na bazie syropu), bjørkesevjeøl (piwo na bazie oskoły), sukkerøl (piwo cukrowe), itd.

Surowce

Słody – jeżeli chodzi o tradycyjne skandynawskie piwa – podstawowym zbożem poddawanym słodowaniu był jęczmień, ale stosowano także żyto i owies (w formie słodowanej i/lub nie poddane temu procesowi). Z surowców niesłodowanych sięgano także po miód, a z czasem i po cukier. Słody wytwarzane są do dziś nierzadko metodami chałupniczymi. Słody „domowej roboty” są raczej ciemne, a niejednokrotnie poddaje je się wędzeniu – w Norwegii najczęściej drewnem olchowym. Dla porównania, na Gotlandii do tego celu używa się drewna brzozy (z korą), a w Finlandii historycznie używano olchy i/lub jałowca. Obecnie piwowarzy coraz częściej sięgają po gotowe słody dostępne w sklepach dla piwowarów domowych. Regionem, w którym nadal żywe są tradycje własnoręcznego wyrobu słodu do produkcji piwa są okolice Stjordal.

Chmiel – na przestrzeni wieków szyszki tej rośliny zdobyły popularność także w Skandynawii, ale problem polegał na tym, że chmiel trzeba było dawniej sprowadzać, bo niezbyt chętnie rósł na tamtych ziemiach. Dziś używano są odmiany lokalne, kontynentalne, a nawet te sprowadzane z USA. Czasem piwowarzy kupują chmiel w aptekach, aby po prostu dodać go do brzeczki bez roztrząsania kwestii użytej odmiany i jej parametrów. Lars Garshol podaje, że piwa w Skandynawii są relatywnie nisko chmielone w porównaniu z tradycyjnymi piwami na przykład z Litwy. W piwach norweskich (i nie tylko) chmiel jest dodawany bardziej jako konserwant niż dla smaku, bo ten w piwach z północnej Europy ma dawać jałowiec.

Jałowiec – używany od Norwegii po Estonię. Lars podaje, że w przypadku norweskich farmhouse ale stosuje się go najwięcej w porównaniu z resztą Skandynawii. Często już sama woda, która będzie użyta do zacierania i wysładzania jest zaprawiana gałęziami jałowca (infuzja na zimno). Jałowiec stosuje się także na etapie filtracji – dno kadzi wykładane jest gałęziami tej rośliny, a na etapie gotowania brzeczki (o ile proces ten jest stosowany) dodaje się gałęzie i jagody tego krzewu.

Inne dodatki – poza chmielem i jałowcem sięgano po takie dodatki jak: oskoła (sok z brzozy), krwawnik, dziurawiec czworoboczny, woskownica europejska, wrotycz, bagno zwyczajne, kminek, pędy ziemniaków, liście tytoniu, pędy świerkowe, kora olchy, mniszek lekarski, życica, lulek czarny, sosna (pędy i wiórki), piołun.

Drożdże – w wielu regionach stosuje się drożdże komercyjne – piekarskie lub piwowarskie (głównie szczepy ejlowe) – drożdże takie w Norwegii nazywane są gjær. Jednak o wiele ciekawsze są tradycyjne kultury hodowane od pokoleń zwane kveik. Dawniej wykorzystywano je praktycznie w całej Norwegii, jednak tradycja ta do dziś przetrwała przede wszystkim w rejonie Voss i Sunnmøre. Kveik stosowano w gospodarstwach domowych do wyrobu piwa oraz chleba. Drożdże zbierano z kadzi fermentacyjnej i przechowywano je na kilka sposobów – używano szczelne zamkniętych naczyń, które zanurzano w studniach, suszono je wraz z mieszaniną mąki i drożdży, zbierano je do specjalnych naczyń poprzez kilkukrotne zanurzanie w kadzi fermentacyjnej. Stosowano także suszenie drożdży za pomocą popiołu. Gdy zachodziła konieczność, aktywowano je za pomocą wody i cukru. Gdy drożdże spleśniały, pozbywano się ich, a po zdrowe szło się do sąsiada. Charakterystyczne dla kveik jest to, że mogą przeprowadzać fermentację w temperaturze powyżej 40 stopni Celsjusza, a w gotowym piwie dają bardzo wyraźne aromaty owocowe. Garshol pisze na swoim blogu, że tradycyjne kultury drożdży z okolic Voss i Sunnmøre bardzo się od siebie różnią jeżeli chodzi o bukiet smakowo-zapachowy w gotowym piwie.  

Techniki wyrobu maltøl

Lars Garshol, ale i Stephen H. Buhner w książce pt.: Sacred And Herbal Healing Beers, podaje, że w przypadku skandynawskich piw – zwłaszcza norweskich – stosowano cztery podstawowe techniki ich wyrobu:

Gotowano zacier oraz brzeczkę – zacier albo doprowadzano do wrzenia po zalaniu go wywarem z jałowca, albo słody zalewano wrzącym ekstraktem jałowcowym. W przypadku tej drugiej metody pozostawiano zacier na jakiś czas, po czym odbierano brzeczkę, którą zagotowywano. Czasem młóto zalewano drugi raz i odbierano brzeczkę na niskoalkoholowy napój podobny do podpiwku. Istniała tez metoda polegająca na zalewaniu młóta uprzednio gotowaną brzeczką, odbierano ją po raz kolejny i poddawano gotowaniu. Czasem tę czynność powtarzano kilkukrotnie.

Gotowano zacier, ale nie gotowano brzeczki – postępowano jak wyżej, ale brzeczka odebrana po zacieraniu nie była już poddawana gotowaniu. Czasem odbierano pewną jej ilość, którą gotowano z chmielem i zwracano do pozostałej części. 

Nie gotowano zacieru, ale gotowano brzeczkę – sposób, który powszechnie stosowany jest i dziś. Ekstrakt jałowcowy, po uprzednim zagotowaniu, schładzano i zalewano nim słody. Po pewnym czasie odbierano brzeczkę i gotowano ją. 

Nie gotowano zacieru oraz brzeczki (tak zwane raw ale – surowe piwo) – po zalaniu słodu ciepłą wodą lub wywarem jałowcowym, zacier pozostawiany jest na czas 1-24 godzin, po czym odbierana jest część płynna, którą przelewa się bezpośrednio do fermentora – czasem niewielką część gotowano z chmielem. Lars Garshol twierdzi, że ta metoda jest najbardziej tradycyjna ze wszystkich. Na swoim blogu stawia tezę, że gotowanie brzeczki wymusiło rozpowszechnienie się chmielu w krajach skandynawskich – izomeryzacja alfa-kwasów, etc. Twierdzi, że usuwanie białek na skutek gotowania piwa i ich osiadanie na dnie kotła obniża wartości odżywcze piwa, a samo zacieranie w odpowiednio wysokiej temperaturze ma działanie zbliżone do gotowania brzeczki pod kątem eliminacji niepożądanych mikroorganizmów. Lars twierdzi, że wszystkich białek z tradycyjnego piwa i tak nie da się usunąć, a zizomeryzowane alfa-kwasy można wprowadzić do brzeczki pod postacią „chmielowej herbatki”. Zdaniem tego autora gotowanie brzeczki nie jest koniecznym elementem w procesie wyrobu piwa.

Czas zacierana i warzenia był bardzo zróżnicowany – od kilku minut do kilku godzin. Chmiel najczęściej ekstrahowano w osobnym naczyniu, a uzyskany ekstrakt dodawano do brzeczki. Fermentację przeprowadzano w temperaturach relatywnie wysokich – w przypadku kveik sięga ona nawet 35-40 st. C.
 
Podstawowe rodzaje maltøl

Vossaøl/Hardangerøl – mocne piwa – 7-8% alk. obj. – nie są wędzone, wyczuwalne nuty chmielu i jałowca, zbalansowane i z wyraźnymi nutami lokalnych drożdży (nuty pomarańczy). Zacieranie trwa co najmniej 3 godziny, a gotowanie – 3-4 godziny. Powstaje najczęściej na bazie słodu pilzneńskiego.

Raøl – piwa surowe, nie poddawane gotowaniu, cechuje je jaśniejsza barwa niż tych z Voss. Bywają wersje wędzone. Część brzeczki jest odbierana i gotowana z chmielem, po czym zwracana jest do fermentora. Stosuje się kveik lub drożdże piekarskie. Piwa z tej grupy są bardzo zróżnicowane. 

Stjørdalsøl – ciemne piwa o zróżnicowanej barwie – od miedzianej do ciemnobrązowej, o zawartości alkoholu wynoszącej ok. 5-7,5%. Wytwarzane ze słodów „domowej roboty”, które poddawane są wędzeniu – często drewnem olchowym. Wędzonka jest zróżnicowana – od delikatnej po dominującą w smaku. Piwa słodowe, z estrami i fenolami wnoszonymi przez drożdże piekarskie.

Kronøl – (piwo ze zboża, piwo z ziarna) – jasne piwo z południowo-zachodniej części Norwegii. Najczęściej brzeczka nie jest poddawana gotowaniu. Powszechnie stosowany jest wywar jałowcowy i chmiel. Do fermentacji wykorzystywany jest kveik. Słodowe z nutami jałowca i akcentami wniesionymi przez lokalne szczepy drożdży.    


Na sam koniec mam dla Was dwie dobre wiadomości. Po pierwsze, przywoływany przeze mnie autor nie ukrywa, że wciąż zgłębia temat tradycyjnych piw norweskich i powyższy podział ma charakter stricte roboczy, a także należy spodziewać się rozwijania tej tematyki na jego blogu w przyszłości. Po drugie, „czucie i wiara” mówi do mnie, że ta wyprawa na północ nie jest jeszcze zakończona, jeżeli chodzi o mój kawałek Internetu.