UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

poniedziałek, 30 września 2013

Od Gruitu do Kölscha, czyli charakterystyka oraz historia piwa kolońskiego część 2

Część 1


W roku 1396 to rok, w którym w Kolonii oficjalnie rozpoczęła funkcjonowanie gildia piwowarów w ramach Brauer Gaffel. Bractwo przyjęło za patrona św. Piotra Męczennika i zrzeszało browary świeckie, jak i przyklasztorne. Patron Bractwa żył w latach 1203/1205 – 1252. Jego święto obchodzone jest w Kościele Katolickim 29 kwietnia. Był inkwizytorem we Włoszech, walczył z albigensami. Zabity przez nasłanego przez nich mordercę. Należał do zakonu dominikanów. Patron kobiet w połogu, zbłąkanych podczas burzy, patron Lombardii oraz kilku jej miast takich jak: Como, Cremona i Modena. Dawniej był też patronem inkwizytorów. Kanonizowany w 1253 roku. W skład Bractwa weszło 21 browarów klasztornych i świeckich. Siedzibą cechu od 1430 roku był Gaffelhaus. Bractwo posiadało dwóch mistrzów oraz Radę. Wewnętrzny porządek  regulował statut, który z czasem był dopracowywany i konkretyzowany. Dla przykładu w 1603 roku liczył 15 punktów, a w 1699 - 54. Statut regulował wiele kwestii związanych z działalnością cechu oraz jego przedstawicieli. Do nauki piwowarskiego rzemiosła przyjmowano młodych mężczyzn, którzy mieli ukończone 20 lat. Przyjmowano ich na okres próbny, który trwał 14 dni. Jeśli któryś z nich został zaakceptowany, wtedy przez 4 lata pobierał naukę pod okiem mistrza cechowego.  Następnie dwa lata pracował jako czeladnik. Potem mógł ubiegać się o tytuł mistrza. Kto uciekł – musiał zaczynać naukę od nowa. Jeśli popełnił przestępstwo – był wyrzucany bez prawa powrotu. Od 1603 roku wprowadzono obowiązek wpłaty do cechu 8 florenów, gdy uczeń zaczynał w nim naukę (była to znaczna suma w tamtym czasie).

Co roku piątego stycznia wybierano dwóch mistrzów, którzy zarządzali i reprezentowali gafel piwowarów (w jego obrębie działał tylko cech piwowarski, więc gafel i cech zwany też Bractwem są pojęciami tożsamymi) a wybór nie mógł być odrzucony. Dzień 5 stycznia w kościele katolickim obchodzony jest jako wigilia Święta Trzech Króli. Dla Kolończyków to istotne święto w ich kalendarzu, bowiem w 1164 roku do kolońskiej katedry sprowadzono relikwie trzech króli, przez co miasto było przeznaczeniem wielu pielgrzymów. W herbie miasta widnieją trzy korony symbolizujące związek miasta z trzema mędrcami. Obok Mistrzów funkcjonowało kolegialne ciało wykonawcze, składające się z 16 członków – Rada. Każdy browar był zobowiązany do wpłacania do skarbca gildii określonej sumy pieniężnej. Mistrzowie rozstrzygali spory wewnątrz gildii. Od członków gildii wymagano nienagannego zachowania. W 1617 roku Rada Bractwa ustaliła, że zachowania takie jak: śpiewanie po obiedzie, intonowanie pieśni, przeklinanie, zachowywanie się w sposób budzący zgorszenie, palenie tytoniu, a nawet wyprowadzania psa na spacer były zagrożone karą grzywny. W radzie cechu co roku wymieniano dwóch jej przedstawicieli – jednego  24 czerwca, a drugiego 24 grudnia. Kadencja w Radzie trwała 3 lata. Gafel piwowarski w razie wojny był zobowiązany do dostarczenia kontyngentu 605 mężczyzn.

Po ukształtowaniu się cechu piwowarskiego, kolejną ważną datą w historii Kolonii i jej piwowarstwa jest rok 1412. W tym roku Rada Miejska ustaliła warunki, jakie musi spełniać piwo, które będzie sprzedawane w obrębie murów miejskich. Kolończycy z dumą nazywają ten dokument „kolońskim prawem czystości” i podkreślają, że wydano go 104 lata przed słynnym bawarskim „Reinheitsgebot”. Uchwalone w 1412 roku kolońskie prawo czystości dotyczyło piw górnej fermentacji, z jednej strony zakazywało używania orkiszu i pszenicy, ale z drugiej dopuszczało taką możliwość po opłaceniu odpowiednich podatków. Słodem bazowym miał być ten otrzymywany z ziarna jęczmienia, ale niezależnie od użytego rodzaju słodu, miał być to surowiec najwyższej jakości. Jako przyprawy do piwa dopuszczono zarówno gruit (cały czas panował Grutmonopol), jak i chmiel.  Regulacje prawne zalecały, by stosować odpowiednie proporcje słodów. Można było dodawać cukier. Dla kontroli jakości piwa co 2 lata powoływano Bierherren „piwnych inspektorów”, których było 12. Byli oni niezależni od gildii, dostawali pieniężne wynagrodzenie za swą pracę, a ich zadaniem była kontrola jakości piwa w miejskich browarach. Mogli to być tylko ludzie poważani. Z czasem o „piwnych mężach” zaczęto mówić „nasi ludzie”, co świadczy o dużym uznaniu i estymie dla pełniących tę funkcję publiczną. Mogli oni kontrolować jakość surowców, księgi wydatków. Do sankcji, jakie mogli stosować należały grzywny, które mogły być wysokie jak na tamte czasy i przyczynić się do bankructwa nieuczciwego browaru. W 1444 roku Rada cechu piwnego ustaliła, że co roku będą wybierane 4 browary, z których piwa mają stanowić wzór jakości dla pozostałych.

XV wiek to dla kolońskiego piwowarstwa bardzo ważny okres. Jak wspomniałem wcześniej, uregulowano prawnie wymogi dotyczące wytwarzania trunku sprzedawanego w obrębie miasta, ale także uwaga piwowarów coraz bardziej przenosi się na chmiel. Pierwsze informacje na temat użycia chmielu przez piwowarów w tym mieście pochodzą z 1408 roku. Zaletami tej rośliny były: niska cena w porównaniu do sprzedawanego przez arcybiskupa gruitu, właściwości konserwujące, zapewniające napojowi dłuższą przydatność do spożycia, a produkującemu go browarowi – możliwość eksportu swoich produktów. Poza tym gruit był gotową mieszanką słodów i przypraw. Stosując chmiel piwowarzy posiadali możliwość tworzenia nowych receptur. Biskupi próbowali zakazać użycia chmielu do piwa, ale bezskutecznie o czym świadczy dokument z 1412 roku. Ustalono, że aby piwo chmielowe nie stanowiło dużego zagrożenia dla gruntu opodatkowano je „podatkiem zastępczym”. W 1438 roku z 21 kolońskich browarów 17 warzyło Grutbier, a 4 – piwo z dodatkiem chmielu.

Ponad sto lat później po sporze z 1258 roku o „Grutmonopol”, opór i niezadowolenie piwowarów z istniejącej sytuacji powodują, że w roku 1462 „Grutmonopol” przestaje obowiązywać, a arcybiskup dzierżawi piwowarom prawo do produkcji Grutbier. Ponadto, coraz większym uznaniem cieszy się w tym czasie chmiel. Pod koniec XV wieku arcybiskup Herman Hesse próbował przywrócić monopol na wyrób gruitu dla archidiecezji, ale doprowadziło to do konfliktu miasta z arcybiskupem, a sprawa znalazła swój finał w Rzymie. W 1500 roku powołano komitet arbitrażowy, w którym zasiadał papież Aleksander VI oraz książę saksoński Maksymilian I. Ustalono, że prawo do Grutbier posiadać będzie miasto, ale będzie co roku wypłacać określoną sumę arcybiskupowi. Następne lata pokazały, że Grutbier cieszył się coraz mniejszą popularnością. W XVI wieku odgrywał marginalną rolę, a w XVII – zaniechano jego warzenia na rzecz piw chmielonych.

W XVI wieku w Kolonii rywalizowały ze sobą dwa rodzaje piwa z dodatkiem chmielu: Rotbier (piwo czerwone) - jęczmienne o ciemnej barwie oraz Keutebier – zwane też Gelbier (piwo żółte), piwo pszenno-jęczmienne, o żółtej barwie, które było droższe niż piwo czerwone. Prawdopodobnie Keutebier przypominał barwą dzisiejsze belgijskie witbiery, jednak przy jego warzeniu nie stosowano takich dodatków jak przy produkcji biere blanche (skórka pomarańczy, kolendra). Z danych historycznych wynika, że o ile w roku 1494 Rotbier warzono w 18 kolońskich browarach, a Keutebier - w 41, o tyle w 1585 roku proporcja ta wyglądała już zupełnie inaczej. Z ogółu kolońskich browarów nie warzących Grutbier 5 warzyło piwo czerwone, a 53 - żółte. Problemem producentów Keutebier były zakazy i podatki, jakie nakładano na nie, by zniwelować różnicę w cenie. Różnica ta wynikała z niższej ceny chmielu i próby zniechęcenia piwowarów do używania chmielu, poza tym kolońskie prawo czystości nakładało dodatkowe opłaty na browary stosujące słody pszeniczne. W czasach, gdy głód często groził ludziom (wojny, nieurodzaj), używanie ziarna, z którego można było otrzymać chleb uważano za marnotrawstwo. Poza tym często ograniczano dostęp do jednego z podstawowych składników kolońskiego piwa, jakim było ziarno pszenicy i orkiszu, gdy w mieście panował głód (było tak w latach: 1437/1438, 1456/1457, 14881/1482, 1491,1492).

Rada Miasta w związku z dużym spożyciem piwa w mieście w  1531 roku uchwaliła, że w Keutebierhallen mogą przebywać tylko mężczyźni żonaci, posiadający dom, zachowujący się honorowo. Zakazano uprawiania hazardu w tychże piwiarniach. Innym znaczącym posunięciem tego organu było zakazanie w 1555 roku warzenia piwa w domu. Monopol na ten wyrób przypadł miejskim browarom.

W roku 1603 Rada Miasta na wniosek cechu zabrania wyrobu piw dolnej fermentacji zwanych w Kolonii Knuppbier albo pogardliwie Dollbier (podłe piwo). Knuppbier było ciemnym piwem dolnej fermentacji, a jego moc oscylowała wokół 9% alkoholu. Okres popularności tego piwa to XIX i XX wiek, kiedy zdobycze technologiczne znacznie ułatwiły produkcję tego piwa. Najwięcej tego typu piwa produkowano pod Kolonią z uwagi na uregulowania prawne panujące wewnątrz miasta. Obecnie niektóre browary powracają do warzenia tego typu piwa. W XVIII wieku Knupp kosztował 4 razy tyle, co powszechne piwa górnej fermentacji.

 Solą w oku cechu piwnego w Kolonii było to, że prawo stanowione przezeń i Radę Miasta dotyczyło tylko obszaru w obrębie murów miejskich. Poza nimi działające browary nie były skrepowane jakimikolwiek regulacjami, a sprzedawane przez nie piwo nie musiało spełniać takich wymagań jakościowych jak w browarach miejskich. W mieście za psucie piwa groziła kara grzywny, utraty prawa do warzenia piwa a nawet utrata obywatelstwa.  Zasadniczo import piwa do kolonii był zakazany. Produkowane w tym mieście piwo eksportowano Renem do innych niemieckich miast, bądź do Holandii. Liczne zakazy importu nie były skuteczne z uwagi na masowy przemyt piw spoza miasta (w tym Knuppbier).

Liczba browarów kolońskich w wybranych latach
1396
22
1412
21
1418
20
1438
21
1476
45
1494
59*
1500
60
1595
58*
1798
90
1800
98
* Dane nie uwzględniają browarów warzących Grutbier

piątek, 27 września 2013

Od Gruitu do Kölscha, czyli charakterystyka oraz historia piwa kolońskiego - część I



Kolonia to obecnie czwarte pod względem liczby mieszkańców miasto w Niemczech. Populacja tej metropolii wynosi ponad milion osób. Historia miasta sięga ponad dwóch tysięcy lat wstecz, kiedy Rzymianie przemianowali usytuowaną nad Renem germańską osadę znaną ze źródeł historycznych jako Oppidum Ubiorym, którą nazwali Colonia Claudia Ara Agrippinensium, ponieważ w 15 r. n.e. urodziła się tam Agrypina (żyła w latach 15-59 n.e.), późniejsza żona Cesarza Klaudiusza, która wyniosła na tron Nerona w 54 r. n.e.. W dzisiejszych czasach to niemieckie miasto kojarzone jest z budynkiem katedry, stanowiącym jego symbol, wodą kolońska oraz kolońskim piwem, które zwane jest przez mieszkańców miasta i okolic - Kölsch.

Piwo warzone w tym mieście to niemieckie ale, które posiada bardzo regionalny charakter. Jest to jasne, klarowne piwo o słomkowej barwie, wynikającej z użycia w zasypie tylko słodu pilzneńskiego.  Posiada gęstość początkową, która dla piw z tego stylu oscyluje w granicach 10-12% wag. Ale z Kolonii cechuje idealna klarowność, ale występują też wersje z dodatkiem słodu pszenicznego (maksymalnie 20% zasypu), nadającego im lekkiego zmętnienia. Wersje nieklarowne nazywane są „wiess” i najprawdopodobniej są to ewolucyjnie starsze odmiany tego typu piwa, stosowane zanim przy jego wyrobu zaczęto wykorzystywać filtrację. Wykorzystywana przez kolońskie browary woda do produkcji tego rodzaju piwa jest miękka. Goryczka w nim plasuje się na poziomie niskim do średniego (20-30 IBU). Podobnie jak francuski biere de garde, jest to piwo górnej fermentacji fermentujące w dość wysokiej temperaturze (ok. 20 st. C.), a po jej zakończeniu leżakuje w temperaturze znacznie niższej, wynoszącej od kilku stopni Celsjusza do temperatury bliskiej 0 st. C., przez okres 6-8 tygodni. Smak piwa cechują słodowość z domieszką estrów. Goryczka chmielowa w tym rodzaju piwa plasuje się na niskim lub średnim poziomie. Wytrawny smak nadaje temu trunkowi głębokie odfermentowanie (nawet do 85%). W zamyśle ma być lekko, rześko i bez smakowych ekstremów. Niektórzy porównują styl do Munich Helles. Sam termin „Kölsch” pojawił się na początku XX wieku w reklamach piwa z browaru Sünner Brauerei, który z resztą istnieje po dzień dzisiejszy. Przytoczona przeze mnie powyżej charakterystyka piwa kolońskiego dotyczy obecnej postaci tego stylu, chronionego uregulowaniami prawnymi. Kölsch w rejonie nadreńskim w okresie XIX-XX wieku rywalizował o miano lepszego piwa z Altbierem, wywodzącym się z usytuowanego 44 km od Kolonii – Düsseldorfu. To co łączy obydwa ale to ich przypisanie do konkretnych niemieckich miast, co w dobie piwnych marek o zasięgu ogólnoświatowym stanowi ewenement i zjawisko nadzwyczaj rzadkie. Jedno i drugie piwo jest warzone przy użyciu metody górnej fermentacji, każde z nich jest filtrowane i leżakowane. Różnice między nimi są jednak znaczne. Po pierwsze alt nie jest chroniony takimi uregulowaniami prawnymi jak jego „kuzyn z Kolonii”, jest ciemniejszy od kolońskiego ale’a z wagina użycie w zasypie słodu monachijskiego, nadającego miedziany kolor. Altbier posiada wyższą zawartość ekstraktu, wynoszącą 11-13% wag, a co za tym idzie niektóre jego wersje mogą posiadać więcej alkoholu w porównaniu z piwem z Kolonii. Dodatkowo Alt jest mocniej chmielony, a goryczka w tym piwie może oscylować w granicach 35-50 IBU. Produkcja  Kölscha ograniczona jest prawnie tylko do obszaru Koloni, a Alt może być warzony poza Düsseldorfem. Zwyczajowo dzieli się to piwo na Altbier Düsseldorfski (warzony w browarach restauracyjnych w tym mieście) oraz Altbier Północnoniemiecki (piwa warzone poza miastem). Zanim w Kolonii zaczęto warzyć Kölscha w jego obecnej postaci, warto cofnąć się w czasie, by prześledzić pobieżnie dzieje kolońskiego piwowarstwa.

Pierwsze wzmianki o istnieniu Kolonii datowane są na czasy Cesarstwa Rzymskiego, a konkretnie I wiek n.e.. Informacje historyczne mówiące o piwie z okolic Kolonii dotyczą klasztoru w Gerresheim i pochodzą z roku 873. Jest to data uznawana za początki tradycji piwowarskich na tych ziemiach, chociaż historycy uważają, że te informacje nie są wiarygodne, bo sam dokument w którym zawarto owe zapisy pochodzi prawdopodobnie z XII wieku. Poza tym nie ma zastosowania do samej Kolonii, ponieważ Gerresheim jest oddalone od tego miasta o około 40 km i w dzisiejszych czasach jest jedną z dzielnic Düsseldorfu. Prawdą jednak jest, że na ziemiach należących do Franków i Germanów warzono piwo już osiemset lat wcześniej. Wspomina o tym między innymi Pliniusz Starszy opisując piwo jako trunek podły, „śmierdzącą mieszaninę ziarna i wody”, a pijących go uważał za „nieposiadających wiele w głowach”. Z kolei Tacyt w swym traktacie pod tytułem „Germania” pisze, że Germanie wytwarzali napój z pszenicy i jęczmienia poddawany, tak jak wino procesowi fermentacji.  Wiarygodne doniesienia na temat kolońskiego piwowarstwa pochodzą z końca XI wieku i dotyczą racji piwnych, jakie przysługiwały w owym czasie duchownym. Z informacji podanych w źródłach historycznych w latach 1170, 1180, 1193 i 1229 w Kolonii istniały już browary. Informacje te uważane są przez historyków za pewne i wiarygodne. Z dokumentów parafialnych wynika, że były w Kolonii rodziny, które nosiły nazwisko Bierbauch, co znaczy „brzuch piwny”.

Obok piwa ważna rolę odgrywało wino, a samo miasto było ważnym ośrodkiem handlowym. Z danych kronikarskich wynika, że w czasach średniowiecznych przeciętny Kolończyk spożywał 2-3 litrów piwa dziennie. Piwo w kronikach występuje pod wieloma nazwami takimi jak: Met (napój najczęściej wytwarzany w domach przez mieszkańców miasta), Grutbier, Morechen, Keutebier, Gelbier (piwo żółte), Rotbier (piwo czerwone). W dokumentach historycznych z późniejszego okresu XIV/XV pojawia się tez określenie Surbier, stanowiące pejoratywne i pogardliwe określenie piw słabej jakości.    

W czasach wczesnego średniowiecza klasztory były jednym z głównych ośrodków piwowarskich na terenach północnej Europy.  Z zachowanych danych historycznych wynika, że średniowieczni mnisi byli bardzo skorzy do eksperymentów z piwem. Używali do jego wyrobu różnych zbóż (w tym prosa) oraz przeróżnych składników np.: kory drzew, kwiatów, ziół, kopru, krwawnika, jałowca, piołunu a nawet wyciągu z… krowiej żółci. Do XII wieku chmiel nie był popularnym dodatkiem stosowanym przy warzeniu piwa w zachodniej części Europy. Przypuszcza się, że to Słowianie rozpowszechnili chmiel poprzez kontakty z Germanami, a ci przekazali z czasem tę praktykę Frankom.

W Kolonii zanim zaczęto chmielić piwo, także stosowano gruit, czyli mieszankę ziół, którą przyprawiano piwo. Zachowały się informacje o stosowaniu w tym mieście następujących składników: mirtu, rozmarynu, liścia laurowego, anyżu, kminku, imbiru.  Dane te są tylko częściowe, gdyż skład owej mieszanki był ściśle strzeżoną tajemnicą. W obrębie miasta i jego okolicy prawo do wyrobu gruitu posiadał arcybiskup, który na mocy „Grutrechts” uzyskanego od władcy niemieckiego, sprzedawał mieszankę ziół wraz ze słodami piwowarom. Do warzenia piwa używano najczęściej słodu jęczmiennego, ale stosowano też inne zboża takie jak pszenica, orkisz, owies. W okresach głodu wyrobu piwa zakazywano, aby ziarno przeznaczać tylko do celów piekarniczych  (tak było na przykład w 1225 roku).  W dokumentach widnieje tez termin „Grutmonopol”, który w trafny sposób opisuje sytuacje panującą w owym czasie. Kolonia podawana jest jako przykład miasta w średniowiecznej Europie, w którym prawnie udzielono monopolu na sprzedaż gruitu tylko jednej osobie. Często zdarzało się tak, ze prawo do sprzedaży tejże mieszanki przysługiwało albo duchownym, bądź świeckim władcom, co stanowiło pokaźne źródło dochodu, gdy alternatywą dla powodującej zatrucia wody było wino lub piwo, o tyle bezpieczniejsze, że poddawane procesowi gotowania. 

W 1212 roku cesarz Otton IV pozwolił miastu pobierać podatki od piwa, ale w 1238 obrotny arcybiskup wyprosił cesarza Fryderyka II, by to jemu przypadł monopol na opodatkowywanie piwa w Kolonii, co nieuchronnie doprowadziło do konfliktu, który rozgorzał na dobre w 1258 roku. Spór między arcybiskupem Konradem von Hochstadenem, miejskimi piwowarami (brak jednoznacznych informacji, które mogłyby wskazywać, że w owym czasie na terenie miasta funkcjonował cech piwowarski, przypuszcza się, że musiała istnieć jakaś forma organizacji, skoro wyznaczono reprezentanta całej grupy kolońskich piwowarów (niektórzy badacze podają, że za początek cechu piwnego w Kolonii należy uznać rok 1254) i władzami miasta dotyczył monopolu na sprzedaż gruitu oraz prawa do wyłączności na jego sporządzanie. Cech piwowarów reprezentował piwowar o imieniu Bodo. Sędzią w sporze był Albert z Lauingen znany też jako Albert Wielki (wielki autorytet z okresu schyłku średniowiecza w Europie, to na nim wzorował się św. Tomasz z Akwinu). Drugim przedmiotem sporu była wyłączność arcybiskupa na nakładanie podatków na piwo. W 1258 roku ustalono, ze podatek będzie dzielony na pól pomiędzy arcybiskupa i miasto. Gruit i monopol na jego wyrób pozostał w rękach arcybiskupa, ale na wieść o procesie papież Aleksander IV w latach 60-tych XIII wieku zakazał prowadzenia tawern w klasztorach.

Proces prowadzony z arcybiskupem oraz próby zrzeszenia się cechu piwowarów, stanowiły tło do znacznie ważniejszych wydarzeń dla tego niemieckiego miasta. W XII-XIII o wpływy i władzę rywalizowali patrycjusze z duchownymi. Mieszczanom nie podobało się to, jak potężny w ich mieście był arcybiskup i w 1288 roku doszło do punktu kulminacyjnego – bitwy pod Worringen - ,w której zwyciężyli Kolończycy, a przegrany arcybiskup został wygnany do Bonn. Wpływy w mieście przejęli patrycjusze, ale mieszczanie doprowadzili do bezkrwawej rewolucji, w wyniku której w 1396 roku wydano konstytucję miasta, wprowadzającą demokratyczny (jak na tamte czasy ustrój). W 1475 roku status wolnego miasta dla Kolonii został potwierdzony przez cesarza Fryderyka III. W wyniku wprowadzonych w 1396 roku zmian miasto podzielono na 22 gafle. Liczba ta była stała i miała odnosic się do ilości cechów. Szybko okazało się, że powstawały nowe gildie rzemieślnicze, dlatego w obrębach niektórych gafli funkcjonowało ich kilka. Każdy obywatel musiał przynależeć do któregoś z nich. Nie musiał być związany wykonywanym zawodem z gaflem reprezentującym danych rzemieślników, jednak składał przysięgę, że będzie go godnie reprezentował. Gafle były tworami stanowiącymi mieszankę cechu i bractwa. Każdy z nich posiadał konkretne zobowiązania wobec miasta np.: dostarczyć kontyngent zdolnych do walki mężczyzn w czasie wojny (w owym czasie za zdolnych do walki uważano mężczyzn w wieku od 17 do 80 lat). Drugim rodzajem zobowiązań tych struktur była pomoc przynależącym do nich członkom. Miastem rządziła Rada składająca się z 49 członków – 36 to reprezentanci gafli i 13 możnych, obieranych poprzez 36 wybranych zwykła większością głosów. Kadencja członka Rady trwała rok i można było ubiegać się o reelekcje po dwóch latach karencji. Ustrój ten utrzymał się w Kolonii do roku 1794, kiedy miasto zostało zdobyte przez wojska francuskie.

poniedziałek, 16 września 2013

Nie warzysz, nie bloguj?


Ostatnimi czasy jeden ze subskrybowanych przeze mnie blogów na swoim facebookowym fanpage’u zamieścił swoje refleksje na temat środowiska piwnego. Pierwsza z nich bardzo mi się podoba i dała mi sporo do myślenia, a brzmi tak: „takie przemyślenia na wieczór. To, że piszesz na blogu każdą pierdołę jaka pojawi się w świadku piwnym, to, że kupujesz najdroższe piwa w sklepach, to, że chodzisz do "pustynnych multitapów" i z pozycji zachlapanego monitora skomentujesz każdą brednie jaką ktoś napisze, nie czyni z Ciebie "rewolucjonisty"!!! Uwarz piwo, wyjdź do ludzi, zrób imprezę tam gdzie nie stanęła nigdy butelka rzemieślnicza... Miej wpływ na ludzi w czasie rzeczywistym nie w "matrixie". To przynajmniej za 20 lat ktoś będzie pamiętał...”. Fajna myśl i odpowiedź na narzekania, że nie wszędzie dotarła piwna rewolucja. Sam coraz częściej zastanawiam się, czy jakieś piwne wydarzenie w moim mieście miałoby wzięcie oraz co i z kim i jak zorganizować, by przekonać się o tym na własnej skórze? Druga z refleksji, wrzucona na FP kilka dni później, to: „taka się zastanawiamy, czy bloger piwny, który nie jest piwowarem domowym jest jak ksiądz mówiący o rodzinie???”. Temat na forum browar.biz był już kiedyś poruszany i co jakiś czas wraca jak bumerang. Wtedy zarzuty wysuwano między innymi w stronę Krzysztofa Lechowskiego „Skitofa”, który jest obecnie prezesem PSPD (Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych). Zarzut mało trafiony, bo Skitof to chyba jedyny piwny bloger, który na swoim blogu prezentuje pokaźną wiedzę na temat literatury przedmiotu. Poza tym jego wpisy czy to na „Lepsze piwo” czy na browar.biz są bardzo merytoryczne. Ale jak to się ostatnio mawia, „haters gonna hate”.  

Zadane przez Piwomanów pytanie oraz dzisiejszy wpis na Piwolucja.pl skłoniły mnie do spisania moich przemyśleń na ten temat. Bo czy można blogować, gdy nie warzy się piwa? Czy nie jest to w dyskursie z niepisanym „bon ton”?

Po pierwsze nie czuję się w żaden sposób dotknięty ani jednym ani drugim wpisem Piwomanów. Uważam, że fajnie dać czasem ludziom możliwość refleksji i krytycznego poglądu czy to na siebie, czy dziedzinę w której się poruszamy a oni właśnie to zrobili bez jakiegokolwiek złego zamiaru. Życie nie zawsze życzliwie klepie po pleckach… Drugi wpis mógł jednak dotknąć niektórych, bo raz że porównanie dość radykalne (z lipcowej afery z etykietą piwa „Golden Monk” wiem, że kwestie podejścia do religii w piwnym światku są różne i dla niektórych wierzących porównanie może być niestosowne, ale nie o tym…). A po drugie, pojawia się pytanie – czy można pisać o piwie, gdy samemu się go nie wytwarza? Czy teoretyk musi zamilknąć w obliczu empirii praktyka?

Oto co ja sądzę w tej kwestii. Uważam, że każdy ma trochę racji, choć nie twierdzę że bycie domowym piwowarem to sine qua non dla blogowania na temat piwa.

Racja po stronie blogerów:
Wiedza na temat piwa to nie nauka tajemna i sporo informacji czerpać można z fachowych blogów, forów tematycznych, książek, etc. Poza tym nie każdego może kręcić ślęczenie w kuchni nad garnkami i zabawa z utrzymywaniem przedziałów temperaturowych, gotowanie brzeczki oraz cała późniejsza i wcześniejsza zabawa, dezynfekcja sprzętu, butelkowanie, etc. Ja dla przykładu lubię słodycze, ale pieczenie mnie nie kręci (choć gotować bardzo lubię). Nie zamierzam w tym miejscu nikogo osądzać, czy się boi zrobić pierwszy krok w kierunku piwowarstwa, czy jest leniwy, bo to nie istota problemu. Ważne, by pisać merytorycznie i na temat, a gdy nie robi się samemu piwa, dawać się wypowiedzieć tym, którzy są w temacie doświadczeni. Czy chce się edukować ludzi poprzez bloga, czy tylko pokazywać, który produkt jest godny uwagi, a którego lepiej unikać – to już sprawa gospodarza. Każdy sobie rzepę skrobie. Chęć pisania na temat piwa wymusza studiowanie wielu aspektów wiązanych tym napojem, jego naturą, typologią, tradycjami piwowarskimi w danych krajach/regionach, etc. Blogowanie na pewno motywuje i wymusza konieczność zgłębiania wiedzy. Ale wiedzę można też czerpać z praktycznej strony, gdy prowadzi się działalność związaną z piwem (pub, sklep specjalistyczny), gdy jest się w kontakcie z przedstawicielami branży, a także konsumentami. Tacy ludzi posiadają wiedzę dotyczącą potrzeb rynku, możliwych kierunków ich realizacji, mogą być inicjatorami, bądź katalizatorami wielu interesujących inicjatyw.  

Racja po stronie piwowarów:
Na samym początku – nie uważam się za adepta sztuki piwowarskiej. Stawiam pierwsze kroki w tej sferze, ale uważam, że poprzez praktyczne zetknięcie się z wyrobem piwa ma dużą wartość dodaną, bo zmusza do zgłębiania wiedzy dotyczącej każdego etapu powstawania złotego napoju, a następnie empirycznie metodą prób i błędów rozwija się nowe umiejętności, które można doskonalić. Tak, jak w przypadku wiedzy na temat samego piwa (style, wady w piwie, historia piwowarstwa)  o tyle wiedza na temat warzenia piwa też nie jest tajemnicą. Są fora piwowarskie, gdzie można dowiedzieć się naprawdę wiele rzeczy od podstaw po „dziewiąty krąg wtajemniczenia”. Poza tym jeśli ktoś zajmuje się gotowaniem i ma trochę chęci wtedy zabawa w domowego piwowara nie powinna być problemem. Trzeba zainwestować trochę złociszy w sprzęt, ale nie jest on jednorazowego użytku, i surowce, które są tańsze, gdy zacznie się warzenie z zacieraniem. Poza tym sam proces wytwórczy nie jest szczególnie trudny (jest czasochłonny i wymaga pewnego nakładu pracy, ale efekt finalny powinien wynagrodzić wkład pracy i poświęcony czas pod warunkiem, że nie wyjdzie „kwasiżur”). W moim przypadku blogowanie stało się zachętą do poznania piwa od strony praktycznej, związanej z jego warzeniem. Poza tym zabawa w piwowarstwo domowe uczy pokory, bo gdy samemu coś się sknoci, to czasem drobne wpadki innym można wybaczyć (pomijam tu aspekt wolicjonalny przy tworzeniu piwa przez piwowara w domu, a komercyjny, gdy warzone jest w browarze), chodzi mi o to, ze łatwo wytykać błędy innym, gdy samemu w danej dziedzinie się nic nie robi. Ponadto, z punktu widzenia kreowania wizerunku, myślę, że piwowarstwo czyni blogera, bardziej wiarygodnym, chociaż mam świadomość, że o tym, jakim jest piwowarem najlepiej dowie się albo od czytelników (jeśli da im posmakować swoje piwo), albo na konkursie piw domowych, a nie poprzez ocenę swoich własnych wyrobów na blogu.

Konkluzje:
Podsumowując, nie uważam, że trzeba być piwowarem, by wypowiadać się na temat trunku z pianką w formie bloga. Owszem piwowarstwo na pewno poszerzy zakres wiedzy, ale nie wydaje mi się warunkiem niezbędnym. Poza tym sama wiedza na ten temat i jej poziom to kwestia wysoce relatywna, bo można mieć o niej znacznie odmienne mniemanie niż jej rzeczywisty poziom. Sam nie uważam siebie za znawcę piwa, czy tym bardziej eksperta, mesjasza albo emisariusza piwnej sprawy. Po prostu zgłębiam temat, uważam się za świadomego konsumenta piwa i tyle. Jeśli ktoś mnie o coś pyta związanego z piwem, a ja znam odpowiedź – odpowiadam. Gdy jej nie znam – odsyłam do kompetentnych i fachowych źródeł wiedzy. Nie narzucam się innym twierdząc, że moja pasja to jedyny i słuszny kierunek, nie szydzę z tych, którym smakuje konkretna marka piwa koncernowego. Staram się żyć w zgodzie ze sobą i z innymi, bez zadzierania głowy i napinania się. Wydaje mi się, że rozumiem argumenty obydwu obozów, będących stronami tej dyskusji.      

Myślę, że jednej i drugiej stronie przyda się więcej luzu – skoro i jedni i drudzy kochają piwo, to niech pasja łączy a nie dzieli. Jeśli ktoś woli się spełniać jako domowy piwowar – droga wolna, jeśli jako bloger – to samo. A gdy doświadczony piwowar jest świetnym blogerem – takie blogi to perły piwnej blogosfery. Na sam koniec warto jeszcze zwrócić uwagę na fakt umiejętności przekazu informacji. Często zdarza się tak, że praktyk nie najlepiej sobie z tym radzi, bo albo uważa, że wszystko jest oczywiste, albo skoro on cos rozpracował i do czegoś doszedł, to inni też powinni i po co im pomagać. Poza tym nie każdy potrafi przekazywać informacje innym tak, by ich zainteresować, bądź w sposób wystarczająco zrozumiały. Czasem teoretyk, który sporo czytał, „rozgryzał” temat będzie bardziej skory do dzielenia się wyciągnięta wiedzą i uczyni to w sposób ciekawszy. Nie twierdzę, że jest to żelazna reguła, ale scenariusz możliwy i prawdopodobny. A jeśli ktoś wie dużo, ale nie widzi potrzeby dzielenia się swoją wiedza czy doświadczeniem – też ma do tego pełne prawo. Żyjemy w wolnym kraju.

Więcej dystansu…



piątek, 13 września 2013

Ce n’est pas IPA, czyli biere de garde z Polski


Francja zdecydowanie nie kojarzy się z piwem. Uważana jest za „kraj winem i szampanem płynący”. Ale są w niej miejsca, w których piwo nadal odgrywa istotną rolę w lokalnej tradycji i kulturze. Pierwszym z nich jest Alzacja i Lotaryngia. Są to ziemie, które od IX wieku stanowiły kość niezgody między formującymi się państwami niemieckim i francuskim. Z historii wiadomo, że chęć posiadania tych ziem przez Niemcy oraz Francję w uwagi na złoża naturalne tam występujące, prowadziła do konfliktów zbrojnych pomiędzy nimi. Duże wpływy niemieckie na tym obszarze są nie bez znaczenia dla lokalnego piwowarstwa, w którym królują lagery w różnej postaci. Drugim z ośrodków jest rejon położony w północnej Francji zwany Nord-Pas-de-Calais, którego stolicą jest miasto Lille. I to na tym rejonie oraz piwie stąd pochodzących zamierzam się skupić.

W tradycji piwowarskiej tego regionu warzone jest piwo w stylu biere de garde. Sama nazwa znaczy po polsku tyle, co „piwo do przechowywania”. A czym się owo piwo charakteryzuje? Jest to mocne piwo górnej fermentacji nie poddawane procesowi filtracji (chociaż w literaturze zwraca się uwagę na fakt, że wersje filtrowane oraz fermentowane przy użyciu metody fermentacji dolnej też występują, ale są relatywnie rzadkie). Piwo może posiadać barwę od jasnej, złotej do miedzianej. Istnieją jego trzy odmiany ze względu na kolor:  blond (fr. blonde), amber (ambrée), a także brown (brune). W smaku jest to piwo słodowe, do którego może być dodany cukier lub karmel. Dodatkowo smak cechuje owocowa estrowość oraz ziołowe akcenty pochodzące od chmielu. Typowa dla tego stylu jest niska lub niewyczuwalna goryczka na poziomie 18-28 IBU (za BJCP) czyli na poziomie polskich piw koncernowych określanych przez producentów jako „pils” albo „podwójnie chmielone”. Biere de garde to piwo o ekstrakcie w granicach 14-19 Blg, co daje trunek o mocy 6-8,5% alkoholu.

Historycznie było to piwo warzone w wiejskich browarach na przełomie zimy i wiosny, aby uniknąć wszelkich trudności związanych z wyrobem piwa w porze letniej, niekorzystnej dla procesu fermentacji (wysoka temperatura, duża ilość zarodników mikroorganizmów w powietrzu, mogących zaszkodzić piwu zwłaszcza w otwartych kadziach - bakterii, grzybów - oraz muszki owocówki, które są wszędobylskie i roznoszą przetrwalniki mikrobów mogących zainfekować fermentująca brzeczkę). Piwo poddawano długiemu procesowi leżakowania, a przeznaczone było do spożycia w gorące letnie dni podczas prac w polu.

Obecnie piwo warzone jest przez cały rok, a jego wyrób odbywa się zarówno w małych lokalnych browarach z regionu Nord-Pas-de-Calais, jak i w dużych zakładach piwowarskich. To, co odróżnia piwa z dużych browarów od tych z małych, to „aromat piwniczy” uzyskiwany w dużych browarach poprzez użycie specjalnych, lokalnych szczepów drożdży oraz pleśni. Szerzej na temat stylu możecie poczytać w artykule na Mało Piwko Blog, w którym obok charakterystyki stylu, zamieszczona tez została prezentacja kilku przedstawicieli biere de garde pochodzących z Francji.

O zamiarze uwarzenia przez siebie pierwszego polskiego biere de garde na dużą skalę poinformował Browar PINTA. Informację na ten temat zamieszczono na fanpage’u oraz stronie internetowej browaru w dniu 14 lipca tego roku (w tym dniu przypada rocznica zburzenia Bastylii, obchodzona we Francji jako święto narodowe). Browar PINTA twierdzi, że zaczyna od wersji blond, ale chciałby zgłębiać swoją przygodę z tym stylem i w przyszłości uwarzyć wersje ciemniejsze i jednocześnie mocniejsze.  W sierpniu ekipa PINTY odbyła wycieczkę po francuskich małych browarach, gdzie ich produkt oceniany był przez lokalnych mistrzów. Francuzi ocenili polską interpretacje stylu pozytywnie.

PINTA ochrzciła swoje piwo jako „Ce n’est pas IPA”, co po polsku znaczy „to nie jest IPA”. Bardzo fajna nazwa, zwłaszcza, że to właśnie „pintowe” AIPA („Atak chmielu”) uważane jest za piwo stanowiące prekursora polskiej piwnej rewolucji. Nazwa transparentna, bo jak już wcześniej wspomniałem biere de garde to piwo nisko chmielone i „Ce n’est pas IPA” pasuje do niego „jak ulał”. Z zewnątrz jest krzykliwie, ale jak dla mnie pstro. Tło przypominające babciną ceratę, którą łatwo przetrzeć szmatką, gdy niesforne wnuki coś rozsypią albo rozleją. W lewym górnym rogu grafika prezentująca jakieś wiejskie zabudowania oraz sporo zieleni. Niby sielsko i anielsko, ale jakoś tak bardziej przemawia to do mnie jako senny majak albo narkotyczna wizja rodem z „Nienasycenia” Witkacego. Warto zwrócić uwagę na skład piwa, gdzie figurują takie ingredienty jak: owoce mirtu, mąka kasztanowa oraz szczep drożdży T-58 stosowany najczęściej do fermentacji mocnych piw belgijskich. Grafika na etykiecie może nie trafia w moje gusta, ale na pewno pochwalić należy za brak tajemnic przed konsumentem. Poza standardowym zestawem informacji, zamieszczono też sugerowana temperaturę podawania, szkło oraz potrawy, z którymi „idzie w parze”. A to jest bardzo przydatne, gdy wprowadza się na rynek takie nowości. 



Dane szczegółowe:
Producent: Browar PINTA sp. z o.o. (warzone rozlewane w Browarze na Jurze w Zawierciu).
Nazwa: Ce n’est pas IPA.
Styl: biere de garde.
Ekstrakt: 14,0 Blg.
Alkohol: 5,3% obj.
Skład: słody Weyermann® jasny klepiskowy, pale ale, Cararbelge®; cukier; chmiele: Aramis (FR), Strissespalter (FR), suszona skórka słodkiej pomarańczy, mąka z kasztanów, owoce mirtu, drożdże Safbrew T-58.
Pasteryzacja: tak.
Filtracja: nie.
Goryczka: 18 IBU.

Barwa: mieszanka jasnobrązowej i pomarańczowej, mętna.
Piana: biała, bardzo niska, grubo pęcherzykowa, szybko redukuje się do zera.
Zapach: tostowa słodowość, pomarańcza, estry (wiśnie, mirabelki), karmel, nuta przyprawowa i słodko-gorzki akcent, którego nie potrafię nazwać (być może mirt i zastosowane francuskie odmiany chmielu?).
Smak: słodki, słodowo-owocowy. Czuć słodowość wraz z towarzyszącym jej posmakiem chleba tostowego, do tego bardzo wyraźny aromat pomarańczy, w tle wyczuwalna estrowo-przyprawowa nuta drożdżowa. W estrach dominuje aromat wiśni i śliwki. Finisz słodko-gorzki z wyczuwalną ziołowością, zalegający. W smaku przewija się pewien akcent, którego nie potrafię nazwać, przypuszczam, że może być to mirt. Z kasztanami jadalnymi miałem już okazję się zetknąć, ale nie wyczuwam ich posmaku w tym piwie. Być może, że akcenty estrowo-owocowe go kompletnie zakrywają.  
Wysycenie: dość wysokie.



Hmmm… Wiele już czytałem recenzji tego piwa zarówno na forach piwnych oraz blogach. Mam wrażenie, że trochę za bardzo demonizowano „Ce n’est pas IPA”. Owszem, nie jest to chmielowy demon, na które ostatnio panuje moda, ale też nie jest to ulepek, jak można by wnioskować z lektury co poniektórych opisów. Piwo specyficzne i nie dla każdego, ale jeśli lubisz witbier, to powinno Tobie smakować (zważ tylko, że nie uświadczysz tu aromatu pszenicy). Piwo słodkie, o ciekawym owocowo-przyprawowym profilu, ze słodko-gorzkawym finiszem z domieszką nuty ziołowej. Według mnie bardzo ciekawe, warte spróbowania. Tę pozycję polecam szczególnie tym, którzy nie przepadają za piwem szczodrzej chmielonym, a także miłośnikom piw smakowych, radlerów, etc.  Na pewno jest to ciekawsza propozycja od produktów masowych. Skoro jest to pionierski biere de garde PINTY, ja jestem pod wrażeniem pierwszej wersji i z niecierpliwością czekam  na kolejne, ciemniejsze i z ostrzejszym temperamentem. Brawo PINTA, czapki z głów, wszak nie samym chmielem człowiek żyje!     

Moja ocena: 4,25/5.



wtorek, 10 września 2013

Krakonoš, czyli co łączy czeskiego pilsa z baśniowym Liczyrzepą?


Trutnov to niewielkie, malownicze miasteczko położone w północnych Czechach, niedaleko granicy z Polską. W owym mieście tradycje piwowarskie sięgają czasów średniowiecznych, kiedy prawo warzenia piwa nadane zostało przez króla Przemysła Otakara II wraz z aktem nadającym Trutnovowi prawa miejskie. „Právo várečné” dla Trutnova zostało potwierdzone też przywilejem wydanym w roku 1340 przez króla Jana Luksemburskiego (zwanego też Ślepym). Mieszkańcy tego miasta byli tak dumni ze swego piwa, że każda beczka z innego miasta była niszczona po przewiezieniu jej przez bramy miejskie, a intencjonalnemu bądź nieumyślnemu sprawcy takiego występku groził lincz.   

Do pierwszej połowy XVI wieku w obrębie miasta funkcjonowało wiele karczm, które z czasem zaczęły się konsolidować, tworząc wspólne browary. W roku 1582 postanowiono utworzyć w mieście jeden, duży browar, który miał za zadanie zaopatrywać miejskie gospody w piwo.

Browar w swej historii kilkukrotnie spłonął (pierwszy raz kilka miesięcy po ukończeniu jego budowy w 1582 roku, a ostatni wielki pożar miał w nim miejsce w 1969 roku). Poza tym kilkukrotnie został ograbiony przez obce wojska, zwłaszcza niemieckie (np.: w okresie wojny siedmioletniej oraz w roku 1866). Pomimo tych przeciwności i zawirowań historycznych, istnieje do dziś, a poprzez lata był modernizowany i udoskonalany, tak by sprostać potrzebom konsumentów.

Zanim piwo typu pilzneńskiego zrewolucjonizowało rynek piwny na świecie, w Trutnovie warzono przede wszystkim piwa pszeniczne. Obecnie browar oferuje przede wszystkim jasne lagery usystematyzowane zgodnie z czeską nomenklaturą, czyli „dziesiątka”, „jedenastka”, „dwunastka” oraz specjalna, świąteczna „czternastka” (jedynym ciemny piwem w palecie produktów jest „Tmava Desitka”). Wszystkie piwa noszą nazwę  Krakonoš.

Sama nazwa piwa odnosi się do jednej z nazw legendarnego mieszkańca Sudetów, który w zależności od kraju nazywany jest: w Czechach – Krakonoš, Pan Jan, Dominus Johanes; w Niemczech – Rübezahl, Berggeist; w Polsce – Liczyrzepa, Rzepolicz, Rzepiór. Karkonosz, Duch Gór. To, co ciekawe to zmiana wizerunku owego bohatera wielu podań i legend. W średniowieczu przedstawiano Ducha Gór jako złośliwego demona, ściągającego mgły, śnieżyce i lawiny. Wierzono, że gdyby ktoś go ujrzał – zginąłby. Na rysunkach prezentowany był jako demon, z ogonem, rogami, kopytami. Z czasem wizerunek Karkonosza wyewoluował w stronę antropomorficzną - starca, aczkolwiek muskularnego, brodatego, dzierżącego w dłoni kostur i z kapeluszem na głowie. Sam charakter tej postaci stracił swój negatywny wydźwięk, ale nadal w wierzeniach ludowych aktualne pozostało przekonanie, by na siłę nie próbować wchodzić w drogę Liczyrzepie, bo ów metafizyczny mieszkaniec gór woli towarzystwo zwierząt niż ludzi.

Sam termin „Liczyrzepa” to etymologiczna kwestia sporna, bo część badaczy optuje za tym, że jest to rezultat niefortunnego tłumaczenia z języka niemiecko na polski. Inni powołują się na ludowe legendy, w których to Duch Gór został wystrychnięty na dudka przez uprowadzoną przez siebie Dobrogniewę, która kazała mu liczyć rzepy, a w tym czasie uciekła ze swoim ukochanym.

Jako ciekawostkę warto dodać, że najprawdopodobniej to właśnie postać Karkonosza była inspiracją dla J.R.R. Tolkiena do stworzenia postaci Gandalfa.

Na etykiecie piwa widnieje postać brodatego mężczyzny, który pewnie jest Karkonoszem, który, co prawda nie ma na głowie kapelusza, ale jest brodaty, trzyma kostur w jednym ręku oraz kufel piwa w drugiej dłoni. W tle widoczne są świerki, a po bokach widnieją kłosy jęczmienia oraz chmielowe szyszki. Nazwa piwa naniesiona jest gotycką czcionką. Bardzo ciekawie się prezentuje to wszystko jako całość. Dla porównania etykieta świąteczna „czternastki”, na której obok Karkonosza zamieszczone były bałwanki, wyglądała raczej amatorsko i kiczowato. Brak „kontry”. Piwo posiada dedykowany kapsel z wizerunkiem postaci obecnej na etykiecie.

Dane szczegółowe:
Producent:  Krakonoš spol. s r.o.
Nazwa: Krakonoš Světlý Ležák 12°.
Styl: pilzner czeski.
Ekstrakt: 12% wag.
Alkohol: 5,1% obj.
Skład: woda, słód jęczmienny, cukier, chmiel i ekstrakt chmielowy.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: nie.

Barwa: ciemnozłota z dodatkiem brązowej, wyraźnie zmętniona.
Piana: biała, drobna, średniowysoka, szybko redukuje się do cienkiego kożuszka. Nie pozostawia śladów na szkle.  
Zapach: słodowy z dodatkiem skórki pieczonego chleba, wyczuwalny aromat masła i lekka kwaskowość.
Smak: początek słodowo-chlebowy z dodatkiem aromatu biszkoptowego, jednak szybko zostaje skontrowany przez chmielowa goryczkę. Goryczka średnia, ziołowa, trwała, bardzo przyjemna. W smaku wyczuwalna jest też obecność diacetylu i minimalny akcent drożdżowy.    
Wysycenie: średnie.

Podsumowując, trutnowska „dwunastka” jest piwem o pełnym i gładkim smaku, zrównoważonym pomiędzy słodowością i chmielowością, co daje sesyjnego i pełnego pilsa, którego pije się z wielką przyjemnością. Zaskoczeniem była dla mnie dość mętna barwa (czeskie piwa słyną z idealnej klarowności), a lekkim rozczarowaniem okazała się mało bujna piana. Wszystkie zaskoczenia i niedosyty zrekompensował świetny smak. Dużym plusem tego piwa jest jego cena. Kosztuje poniżej 3 złotych, co daje bardzo dobrą relację jakości produktu do ceny. Poza tym jest to marka popularna w naszym kraju i nie ma większych problemów z jej dostępnością. Warto skosztować.  

Moja ocena: 4,25/5.