Francja
zdecydowanie nie kojarzy się z piwem. Uważana jest za „kraj winem i szampanem
płynący”. Ale są w niej miejsca, w których piwo nadal odgrywa istotną rolę w
lokalnej tradycji i kulturze. Pierwszym z nich jest Alzacja i Lotaryngia. Są to
ziemie, które od IX wieku stanowiły kość niezgody między formującymi się
państwami niemieckim i francuskim. Z historii wiadomo, że chęć posiadania tych
ziem przez Niemcy oraz Francję w uwagi na złoża naturalne tam występujące,
prowadziła do konfliktów zbrojnych pomiędzy nimi. Duże wpływy niemieckie na tym
obszarze są nie bez znaczenia dla lokalnego piwowarstwa, w którym królują
lagery w różnej postaci. Drugim z ośrodków jest rejon położony w północnej
Francji zwany Nord-Pas-de-Calais, którego stolicą jest miasto Lille. I to na
tym rejonie oraz piwie stąd pochodzących zamierzam się skupić.
W
tradycji piwowarskiej tego regionu warzone jest piwo w stylu biere de garde.
Sama nazwa znaczy po polsku tyle, co „piwo do przechowywania”. A czym się owo
piwo charakteryzuje? Jest to mocne piwo górnej fermentacji nie poddawane
procesowi filtracji (chociaż w literaturze zwraca się uwagę na fakt, że wersje filtrowane
oraz fermentowane przy użyciu metody fermentacji dolnej też występują, ale są
relatywnie rzadkie). Piwo może posiadać barwę od jasnej, złotej do miedzianej.
Istnieją jego trzy odmiany ze względu na kolor: blond (fr. blonde), amber (ambrée),
a także brown (brune). W smaku jest to piwo słodowe, do którego może być dodany
cukier lub karmel. Dodatkowo smak cechuje owocowa estrowość oraz ziołowe akcenty
pochodzące od chmielu. Typowa dla tego stylu jest niska lub niewyczuwalna
goryczka na poziomie 18-28 IBU (za BJCP) czyli na poziomie polskich piw
koncernowych określanych przez producentów jako „pils” albo „podwójnie
chmielone”. Biere de garde to piwo o ekstrakcie w granicach 14-19 Blg, co daje
trunek o mocy 6-8,5% alkoholu.
Historycznie
było to piwo warzone w wiejskich browarach na przełomie zimy i wiosny, aby
uniknąć wszelkich trudności związanych z wyrobem piwa w porze letniej,
niekorzystnej dla procesu fermentacji (wysoka temperatura, duża ilość
zarodników mikroorganizmów w powietrzu, mogących zaszkodzić piwu zwłaszcza w
otwartych kadziach - bakterii, grzybów - oraz muszki owocówki, które są
wszędobylskie i roznoszą przetrwalniki mikrobów mogących zainfekować
fermentująca brzeczkę). Piwo poddawano długiemu procesowi leżakowania, a
przeznaczone było do spożycia w gorące letnie dni podczas prac w polu.
Obecnie
piwo warzone jest przez cały rok, a jego wyrób odbywa się zarówno w małych
lokalnych browarach z regionu Nord-Pas-de-Calais, jak i w dużych zakładach
piwowarskich. To, co odróżnia piwa z dużych browarów od tych z małych, to
„aromat piwniczy” uzyskiwany w dużych browarach poprzez użycie specjalnych,
lokalnych szczepów drożdży oraz pleśni. Szerzej na temat stylu możecie poczytać
w artykule na Mało
Piwko Blog, w którym obok charakterystyki stylu, zamieszczona tez została
prezentacja kilku przedstawicieli biere de garde pochodzących z Francji.
O
zamiarze uwarzenia przez siebie pierwszego polskiego biere de garde na dużą
skalę poinformował Browar PINTA.
Informację na ten temat zamieszczono na fanpage’u oraz stronie internetowej
browaru w dniu 14 lipca tego roku (w tym dniu przypada rocznica zburzenia
Bastylii, obchodzona we Francji jako święto narodowe). Browar PINTA twierdzi,
że zaczyna od wersji blond, ale chciałby zgłębiać swoją przygodę z tym stylem i
w przyszłości uwarzyć wersje ciemniejsze i jednocześnie mocniejsze. W sierpniu ekipa PINTY odbyła wycieczkę po
francuskich małych browarach, gdzie ich produkt oceniany był przez lokalnych
mistrzów. Francuzi ocenili polską interpretacje stylu pozytywnie.
PINTA
ochrzciła swoje piwo jako „Ce n’est pas IPA”, co po polsku znaczy „to nie jest
IPA”. Bardzo fajna nazwa, zwłaszcza, że to właśnie „pintowe” AIPA („Atak
chmielu”) uważane jest za piwo stanowiące prekursora polskiej piwnej rewolucji.
Nazwa transparentna, bo jak już wcześniej wspomniałem biere de garde to piwo
nisko chmielone i „Ce n’est pas IPA” pasuje do niego „jak ulał”. Z zewnątrz jest
krzykliwie, ale jak dla mnie pstro. Tło przypominające babciną ceratę, którą
łatwo przetrzeć szmatką, gdy niesforne wnuki coś rozsypią albo rozleją. W lewym
górnym rogu grafika prezentująca jakieś wiejskie zabudowania oraz sporo
zieleni. Niby sielsko i anielsko, ale jakoś tak bardziej przemawia to do mnie
jako senny majak albo narkotyczna wizja rodem z „Nienasycenia” Witkacego. Warto
zwrócić uwagę na skład piwa, gdzie figurują takie ingredienty jak: owoce mirtu,
mąka kasztanowa oraz szczep drożdży T-58 stosowany najczęściej do fermentacji
mocnych piw belgijskich. Grafika na etykiecie może nie trafia w moje gusta, ale
na pewno pochwalić należy za brak tajemnic przed konsumentem. Poza standardowym
zestawem informacji, zamieszczono też sugerowana temperaturę podawania, szkło
oraz potrawy, z którymi „idzie w parze”. A to jest bardzo przydatne, gdy
wprowadza się na rynek takie nowości.
Dane
szczegółowe:
Producent:
Browar PINTA sp. z o.o. (warzone rozlewane w Browarze na Jurze w Zawierciu).
Nazwa:
Ce n’est pas IPA.
Styl:
biere de garde.
Ekstrakt:
14,0 Blg.
Alkohol:
5,3% obj.
Skład:
słody Weyermann® jasny klepiskowy, pale ale, Cararbelge®; cukier; chmiele:
Aramis (FR), Strissespalter (FR), suszona skórka słodkiej pomarańczy, mąka z
kasztanów, owoce mirtu, drożdże Safbrew T-58.
Pasteryzacja:
tak.
Filtracja:
nie.
Goryczka:
18 IBU.
Barwa:
mieszanka jasnobrązowej i pomarańczowej, mętna.
Piana:
biała, bardzo niska, grubo pęcherzykowa, szybko redukuje się do zera.
Zapach:
tostowa słodowość, pomarańcza, estry (wiśnie, mirabelki), karmel, nuta przyprawowa
i słodko-gorzki akcent, którego nie potrafię nazwać (być może mirt i
zastosowane francuskie odmiany chmielu?).
Smak:
słodki, słodowo-owocowy. Czuć słodowość wraz z towarzyszącym jej posmakiem
chleba tostowego, do tego bardzo wyraźny aromat pomarańczy, w tle wyczuwalna
estrowo-przyprawowa nuta drożdżowa. W estrach dominuje aromat wiśni i śliwki.
Finisz słodko-gorzki z wyczuwalną ziołowością, zalegający. W smaku przewija się
pewien akcent, którego nie potrafię nazwać, przypuszczam, że może być to mirt. Z
kasztanami jadalnymi miałem już okazję się zetknąć, ale nie wyczuwam ich
posmaku w tym piwie. Być może, że akcenty estrowo-owocowe go kompletnie
zakrywają.
Wysycenie:
dość wysokie.
Hmmm…
Wiele już czytałem recenzji tego piwa zarówno na forach piwnych oraz blogach.
Mam wrażenie, że trochę za bardzo demonizowano „Ce n’est pas IPA”. Owszem, nie
jest to chmielowy demon, na które ostatnio panuje moda, ale też nie jest to
ulepek, jak można by wnioskować z lektury co poniektórych opisów. Piwo
specyficzne i nie dla każdego, ale jeśli lubisz witbier, to powinno Tobie
smakować (zważ tylko, że nie uświadczysz tu aromatu pszenicy). Piwo słodkie, o
ciekawym owocowo-przyprawowym profilu, ze słodko-gorzkawym finiszem z domieszką
nuty ziołowej. Według mnie bardzo ciekawe, warte spróbowania. Tę pozycję
polecam szczególnie tym, którzy nie przepadają za piwem szczodrzej chmielonym,
a także miłośnikom piw smakowych, radlerów, etc. Na pewno jest to ciekawsza propozycja od
produktów masowych. Skoro jest to pionierski biere de garde PINTY, ja jestem
pod wrażeniem pierwszej wersji i z niecierpliwością czekam na kolejne, ciemniejsze i z ostrzejszym
temperamentem. Brawo PINTA, czapki z głów, wszak nie samym chmielem człowiek żyje!
Moja
ocena: 4,25/5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz