UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

środa, 29 maja 2013

Chocolate stout made by Wells & Young’s.


Pomimo końcówki maja, ostatnimi czasy pogoda raczej nie rozpieszcza, choć jak powiedział Maciej Mazur: „ulubiona pogoda Polaków, to taka, której aktualnie nie ma” i nie sposób się z tym nie zgodzić. W związku z tym zamiast na piwo typowo letnie (pils, weizen, pale ale), naszła mnie ochota na coś, po co chętniej sięgnąłbym w nieco chłodniejsze dni. Wybór padł na sweet stout warzony przez Wells & Young’s Brewing Co. Ltd. 

Podmiot ten powstał w wyniku fuzji Charles Wells Ltd. (istniejącego na rynku od roku 1876) oraz Young  & Co.’s Brewer y P.L.C. (powstałego w 1831 roku). Do połączenia browarów doszło w 2006 roku. Wells przejął 60% udziałów w browarze Young’s. W 2011 roku pozostałe 40% udziałów zostało wykupione  przez browar założony przez Charlesa Wellsa. Jako ciekawostkę warto podać fakt, że sam Charles Wells marzył o karierze żeglarskiej, jednak na drodze stanęła miłość do kobiety, w której się bezgranicznie zakochał. Ojciec owej damy powiedział, ze nie zgadza się na to, by mąż jego córki tułał się po świecie. Zatem Wells po krótkim namyśle postanowił wraz z ojcem założyć browar, bo z pragmatycznego punktu widzenia, na ten trunek zapotrzebowanie było, jest i będzie… W ofercie holdingu Wells & Young’s znajdują się piwa marki Wells, m.in. Bombardier, Burning Gold, Banana Bread; Young’s (w tym świetny Special London Ale), a także marka „Courage”. Firma zajmuje się też warzeniem piw na licencji, takich jak „Red Stripe” z Jamajki, czy „Kirin Ichiban” z Japonii. 

Piwo w szklanym opakowaniu prezentuje się efektownie. Sama butelka posiada kształt typowy dla brytyjskich piw; jest przysadzista, posiada sporo tłoczeń na szkle. Etykieta i kontretykieta z dominującymi kolorami ciemnego fioletu i jasnego beżu. Z wyglądu jest jak najbardziej zachęcająca. Na etykiecie producent zapewnia konsumenta, że ów stout jest czystym luksusem. Smak piwa określony został jako łagodnie bogaty i śmietankowo delikatny (czyli bardzo enigmatycznie). Kontretykieta zawiera informacje na temat piwa w wielu językach (w tym polskim), ale są one bardzo lakoniczne i w moim odczucie wymuszono ich zamieszczenie poprzez wymogi prawa krajowego oraz wspólnotowego. Co ciekawe, skład piwa został podany na… krawatce.

Dane szczegółowe:
Producent: Well’s & Young’s Brewing Co.
Nazwa: Young’s Double Chocolate Stout.
Styl: Sweet Stout.
Ekstrakt: nie podano.
Alkohol: 5,2% obj.
Skład: słody jęczmienne: pale ale, crystal i czekoladowy; specjalna mieszanka cukrów, chmiele Fuggles i Goldings, prawdziwa gorzka czekolada oraz syrop czekoladowy.
Filtracja: tak.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: czarna, bez jakichkolwiek refleksów, nieprzejrzysta.
Piana: beżowa, wysoka, o pęcherzach zróżnicowanej wielkości, tworzy ładną koronę, jest trwała, sprawia wrażenie ciężkiej, solidnej, przypominającej bitą śmietanę. Oblepia szkło.
Zapach: Po otwarciu butelki wydobył się aromat chmielu, który szybko przeszedł w karmelowy, a następnie czekoladowy. Po przelaniu do szkła dominuje karmel i czekolada. W tle akcent palonego ziarna.
Smak: ciekawy, gorycz palonego ziarna dominuje nad aromatem karmelowo-czekolaodwym, lekkie akcent kawowe, a w tle minimalna chmielowa  goryczka. Wyczuwalny lekko torfowy aromat. 
Wysycenie: średnie,  w kierunku wysokiego.

Bardzo dobry stout. Po lekturze składu z krawatki, bałem się, że piwo będzie słodkie jak ulepek, a co gorsza przepełnione będzie sztucznym aromatem czekoladowym o niezbyt interesującym smaku. O ile zapach też może nasuwać takie podejrzenia, bo aromat karmelu i czekolady jest bardzo mocny, o tyle, na szczęście, tak nie jest w przypadku smaku tego piwa. Słodycz jest bardzo dobrze zrównoważona z goryczką pochodzącą głównie z ciemnego słodu. Piwo wysoko pijalne, bardziej wytrawne niż słodkie w moim odczuciu. Idealne jako piwo deserowe, alternatywa dla kawy, wina czy różnej maści nalewek. Pozycja warta do zdegustowania dla osób nie przepadających za chmielowa goryczką i piwami w stylu lager.

Moja ocena: 4,25/5.



poniedziałek, 27 maja 2013

Happy B-Day!



Swego czasu zastanawiałem się, czy ekipy PINTY i AleBrowaru połączą kiedyś siły, by uwarzyć jakieś piwo wspólnie? W owym czasie kwestia tego, co ewentualnie zostałoby uwarzone była drugoplanowa. Istotne było, czy dojdzie kiedyś do tego, że chłopaki z obydwu browarów kontraktowych staną w jednym szeregu i w jednej warzelni. Nie minęło wiele czasu, gdy na pewnym portalu społecznościowym gruchnęła wieść, że w maju tego roku będzie można napić się… piwa uwarzonego wspólnie przez dwa wyżej wymienione browary. Żeby było ciekawiej, okazało się, że w przedsięwzięciu partycypowała łódzka „Piwoteka Narodowa”. O ile sama „Piwoteka” piwa nie warzy, o tyle ekipie tego pubu nie brakuje pomysłów, które są w stanie realizować dzięki pomocy Browaru Artezan (przynajmniej z jego usług korzystali do tej pory). Do tej pory „Jeże” dla łódzkiego lokalu z bogatą ofertą piwną - i z jego inspiracji – uwarzyły "Dziadka Mroza" (właściwie Djeda Maroza, będącego piwem w stylu Russian Imperial Stout), a także piwo o bajkowej nazwie „Czerwony Kapturek”, który jest piwem pszenicznym z dodatkiem hibiskusa. Brzmi smacznie, nieprawdaż? AleBrowar i PINTA posiadają na blogu kilka wpisów im poświęconym. O Piwotece, jako sklepie pisałem przy okazji tematu zakupu piwa przez Internet. 

Sam styl piwa i inne szczegóły były przez jakiś czas tajemnicą, przez co piwosze snuli różne teorie względem nowego, wspólnie wrzonego piwa. Samo piwo uwarzono w tak dużym gronie bo początek maja to urodziny każdego z uczestników tego projektu. W maju 2011 roku debiutowała PINTA. Rok później powstał AleBrowar i Piwoteka Narodowa (jako pub, bo jako sklep specjalistyczny Piwoteka istnieje od 2008 roku). Osobiście trzymałem kciuki za tę inicjatywę, gdy tylko dowiedziałem się o fakcie jej istnienia.

Z czasem twórcy piwa zaczęli odsłaniać coraz to większy rąbek tajemnicy i okazało się, że piwem tym będzie Weizen IPA, czyli pszeniczny India Pale Ale. Styl „pojechany po bandzie”, ale dla mnie jako miłośnika piw pszenicznych oraz stylu India Pale Ale (zarówno w wersji English oraz American), to spełnienie marzeń, czy kiedyś dane będzie mi skosztować fuzji smaku obydwu tych smacznych rodzajów piwa. Nigdy nie robiłem eksperymentu na zasadzie mieszania „pszeniczniaka” z IPA. Z tego, co pamiętam z „Piwnych Newsów”, jeden z browarów dostarczył słody (PINTA), a drugi chmiele (AleBrowar). Warzenie odbyło się w Zawierciu, czyli w Browarze na Jurze.

Co do samej nazwy… Piwo nazywa się „B-Day Lądowanie w Bawarii”. Jak wiadomo z lekcji historii, 6 czerwca 1944 roku miał miejsce D-Day, czyli początek wielkiej operacji desantowej w Normandii, przeprowadzonej przez wojska alianckie. O samym desancie mówi się też „lądowanie w Normandii”. Z drugiej strony nazwa piwa to skrócone słowo Birthday, czyli urodziny (Anglosasi kochają skracanie słów). Lądowanie w Bawarii, bo bawarski styl jakim jest Wiezenbier chmielono amerykańskim chmielem. Jak dla mnie nazwa piwa jest… bombowa.

Etykieta piwa wygląda bardzo ciekawie. W samym środku znajduje się na pierwszy rzut oka szyszka chmielu, ale gdy zwróci się uwagę na jej górną część widnieje tam zawleczka, taka jak w granatach. Samo tło etykiety to różne odcienie różu, porozmieszczane w taki sposób, że mogą nasuwać skojarzenia z wojskowym umundurowaniem, zwłaszcza, że opis piwa zamieszczony na etykiecie też posiada odniesienia militarystyczne, ale mi osobiście kolorystyka tła przypomina papier opakunkowy, po który najczęściej sięga się, gdy wręcza się komuś prezent i chce się go podać osobie obdarowanej w sposób efektowny i estetyczny, ale bez podtekstów. Mam tu na myśli to, że papier jest kolorowy, ale nie posiada żadnych elementów w stylu serduszek, czerwonych róż, które osoba obdarowana mogłaby odebrać jako „komunikację między wierszami”. Przynajmniej ja mam takie skojarzenia w kwestii tła. Z opisu piwa wynika właściwie to wszystko, o czym pisałem powyżej (zawsze najpierw piszę wstęp dopiero później oglądam butelkę). Warto zwrócić też uwagę na kod kreskowy. Białe tło, na które został naniesiony swoim kształtem przypomina pocisk. Ogólny wygląd etykiety jest bardzo interesujący; jest kolorowo, humorystycznie, optymistycznie i bardzo pozytywnie. Jedynym zastrzeżeniem może być ostatnie zdanie w lewej części etykiety (być może wkradł się tam jakiś złośliwy chochlik): „Piwo lekkie, pijalne spotkania – nie tylko z kolegami z wojska”. Mam wrażenie, że czegoś tam brakuje… Kapsel posiada logo AleBrowaru. 

 Dane szczegółowe:
Producent: AleBrowar, Browar PINTA, Piwoteka Narodowa (warzone i rozlewane w Browarze na Jurze w Zawierciu).
Nazwa: B-Day Lądowanie w Bawarii.
Styl: piwo specjalne (Weizen IPA).
Ekstrakt 13,1% wag.
Alkohol: 5% obj.
Skład: słody Weyermann™: pilzneński, pszeniczny jasny, pszeniczny ciemny, Carared™, Caraaroma™, Carawheat™, pszeniczny czekoladowy, melanoidynowy; chmiele: Citra, Cascade, Centennial; drożdże Safbrew WB-06.
Pasteryzacja: tak.
Filtracja: tak.

Barwa: ciemnobursztynowa, kojarząca się z bardzo mocną herbatą, klarowna z rubinowymi refleksami, przypominająca zabarwieniem znacznie bardziej piwo w stylu Dunkel Weizen.
Piana: jasnobeżowa, ziarnista, średniowysoka, trwała, delikatnie oblepia szkło, a po opadnięciu tworzy kożuszek na powierzchni piwa.
Zapach: aromaty typowe dla piwa pszenicznego (pszenica, banan) mieszające się z żywiczno-cytrusowym aromatem amerykańskiego chmielu. Niewyczuwalny aromat drożdży. W tle słody jęczmienne z biszkoptowo-czekoladowym akcentem, bardzo przyjemnie uzupełniają całość.
Smak: na początku wyczuwalny aromat słodów, przede wszystkim pszenicznych z domieszką bananowego akcentu, które bardzo szybko zdominowane zostają przez aromat chmielowy. Goryczce towarzyszy cytrusowość, akcent ananasowy, lekka żywiczność i ziołowość (wyczuwalna zwłaszcza po przełknięciu) Goryczka na średnim poziomie, głęboka, trwała i zalegająca, bardzo przyjemna. Niestety aromat chmielowy bardzo wyraźnie dominuje nad pozostałymi elementami składowymi smaku. W tle wyczuwalna słodycz pochodząca od słodów.
Wysycenie: powyżej średniego.

Kurczę… Mam problem z jednoznaczna oceną. Zacznę może od tego, do czego bym się przyczepił. Jak dla mnie niewiele w tym piwie wiezena. Problem polega na tym, że goryczka bardzo szybko „zadusza” aromaty typowe dla piw pszenicznych, przez co miłośnicy tego stylu mogą poczuć się zawiedzeni i rozczarowani. Fani piw w stylu IPA, bądź AIPA, a w szczególności wielbiciele aromatu chmielowego, jaki dają odmiany tej rośliny uprawnej zza Oceanu Atlantyckiego będą zadowoleni, a przynajmniej nie powinni narzekać na jego brak. Goryczka nie jest wysoka, jest ona okraszona aromatami owoców, żywicy i ziół, dając bardzo smaczny efekt, ale jest tu jej trochę za dużo. Nie pozwala się cieszyć tym, co daje w piwie słód pszeniczny… Nie wyczułem wad w postaci DMS, diacetylu i innych w postaci nieprzyjemnych nut smakowo-zapachowych, tak więc brak równowagi pomiędzy słodami i chmielem jest moim jednym zastrzeżeniem. O ile w zapachu akcenty piwa pszenicznego są bardzo wyraźnie wyczuwalne, o tyle w smaku zostają zepchnięte na bardzo daleki plan. Z drugiej strony gratuluję twórcom piwa pomysłu, wykonania, tego, że piwo uwarzono wspólnie udowadniając, że w czasach podziałów można się tez jednoczyć. Z mojej strony życzę każdemu uczestnikowi projektu B-Day wszystkiego, co najlepsze i samych sukcesów. Wracając do piwa… Jest wysoko pijalne, pełne, o dość wyraźnie zaakcentowanej słodyczy pochodzącej od słodów, która przebija się poprzez aromat chmielu, ale jest ona niska w porównaniu z goryczką. Posiada bardzo bogaty bukiet występujących w nim aromatów. Jego picie, zwłaszcza, gdy jest się miłośnikiem tego, co wnosi do smaku piwa amerykański chmiel to sama przyjemność.

Moja ocena: 4,5/5.

P.S. Myślę, że dobrze by było, gdyby kiedyś powstała wersja 2.0, mniej chmielona, pozwalająca aromatom piwa pszenicznego w większej mierze współtworzyć smak weizen IPA „na równych prawach”, a nie w roli biernego obserwatora. Pomysł jak najbardziej dobry. Mam nadzieję, że to nie ostatnia taka, wspólna inicjatywa. Może warto warzyć wspólne piwa na majowe urodziny każdego roku?  Swoją drogą – zaczynam polować na piwo Schneider Weisse TAP5 „Meine Hopfenweisse”, bo to piwo trochę podobne, a przynajmniej tak mi się zdaje. To też połączenie niemieckiego stylu, w którym pszenica odgrywa dużą rolę (Weizenbock) z dodatkiem amerykańskiego chmielu.
 

czwartek, 23 maja 2013

Kult, czyli debiut z białoruskim piwem


Będąc w podpoznańskim hipermarkecie, nie omieszkałem „dać nura” w regały z piwem. Moja uwaga skupiła się na piwie „Kult”, które jak się okazało pochodzi z Białorusi. O ile piwa litewskie, ukraińskie, rosyjskie na polskim rynku obecne są już od jakiegoś czasu, o tyle z piwem białoruskim do tej pory nie było dane mi się spotkać. No, ale zawsze musi być ten pierwszy raz, nieprawdaż? 

Graficznie opakowanie prezentuje się dość dobrze. Ładna i spójna kolorystyka ze stylem piwa, graficznie jest dość skromnie. Ciekawym motywem jest jednorożec, element rzadko spotykany na piwnych etykietach, nadający trochę baśniowego uroku. To co uderza w oczy to pewna niekonsekwencja. Nazwę piwa na etykiecie i krawatce podano w alfabecie łacińskim, ale reszta informacji zapisana jest cyrylicą. Ogólne wrażenie – dobre.

Dane szczegółowe:
Producent: Browar Krynica.
Nazwa: Kult svjetloje.
Ekstrakt: 12% wag.
Alkohol: 4,5% obj.
Skład: woda, słód pszeniczny, słód jęczmienny, chmiel, drożdże.
Pasteryzacja: tak.
Filtracja: nie.

Barwa: miodowa, mętna.
Piana: biała, niska, nietrwała, drobnopęcherzykowa.
Zapach: aromat pszenicznego słodu, któremu towarzyszy akcent bananowy i przyprawowy (goździki). Wyczuwalny nieprzyjemny aromat budzący skojarzenia z apteką. 
Smak: aromat słodowy (dominuje pszeniczny, ale jęczmienny tez jest wyczuwalny), słodkawy bananowy akcent i wyraźnie zarysowana ziemista goryczka. Która jest raczej tępa i płytka, ale w moim odczucie za wysoka jak na piwo pszeniczne. Smak też zaburza nieprzyjemna nuta, której nie potrafię zidentyfikować (nie jest  intensywna, ale wyczuwalna), przypominająca przypalone ziemniaki.
Wysycenie: powyżej średniego.

Piwo przeciętne, z wadami. Sama piana, której właściwie za wiele nie ma, nie jest aż tak wielkim problemem. Problemy tego piwa wyczuwalne są zwłaszcza w jego zapachu i przejawiają się nieprzyjemnym, aptecznym akcentem, który nie nastraja pozytywnie. Poza tym występują wszystkie elementu aromatu, które w piwie pszenicznym są pożądane. Być może warka, z której degustowałem piwo jest wadliwa, a może po prostu takie produkty w browarze je wytwarzającym to norma? Podobnie w smaku. Jest pszenica, banaa i goryczka, która jest średnio przyjemna i za wysoka w przypadku tego stylu. Poza tym w smaku też wyczuć można, że coś nie do końca jest w porządku. Mam tu na myśli aromat przypominający spalone ziemniaki (przynajmniej tak mi się kojarzy, pewnie zawodowy sensory opisałby to znacznie bardziej precyzyjnie). Piwo pijalne, ale z uwagi na wyżej wymienione mankamenty, jego spożywanie nie wiąże się (jak dla mnie) ze specjalną przyjemnością. Z drugiej strony, na pewno nie jest tragicznie, bo udało się wypić je do końca. Nie polecam, choć być może trafiłem na piwo z trefnej partii…

Moja ocena: 3/5.





Raciborski Pils

Wiosną tego roku miała miejsce premiera nowego piwa z Browaru Zamkowego w Raciborzu. Browar ten zdecydował się wypuścić na rynek pilznera. Osobiście bardzo lubię ten styl, więc nie byłbym sobą, gdyby choć jedna butelka nie znalazła się w moim małym piwnym składzie. 

Tradycje piwowarskie w Raciborzu sięgają średniowiecza. Pierwsze wzmianki na temat warzenia piwa w tym mieście datowane są na rok 1293. Potwierdzone dane w źródłach historycznych na temat istnienia browaru w tym mieście pochodzą z roku 1567. Na przełomie wieków browar borykał się z wieloma przeciwnościami od zawirowań wojennych, problemów natury koniunkturalnej, po katastrofy naturalne. Browar doszczętnie spłonął w 1858 roku. W roku 1997 piwnice browaru zalała fala powodziowa powodując olbrzymie straty. Przełom XIX i XX stulecia to okres przebudowy i modernizacji browaru oraz dostosowanie profilu produkcji pod nowy typ piwa – piwo pilzneńskie. Po II Wojnie Światowej, browar znacjonalizowano. W 1991 raciborski browar przekształcono w spółkę akcyjną. W latach 1999-2005 działalność browaru została wstrzymana z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej i w efekcie upadłości tego podmiotu. Po reaktywacji Browar Racibórz (nazwę podmiotu na obecną zmieniono w 2010 roku) też miewał lepsze i gorsze okresy, ale do dziś zdołał utrzymać się na rynku. Być może moda na piwny regionalizm przysłuży się tej spółce piwowarskiej? Jak dla mnie etap struktury wytwórczej w tej gałęzi przemysłu spożywczego będący już reliktem i chwytem marketingowym, ale to temat na osobny wpis…   


Oferta zakładu piwowarskiego z Raciborza to przede wszystkim piwo typu lager. Produkowane marki to: „Twierdzowe” w wersji jasnej i ciemnej, „Raciborskie” w wariantach klasycznie warzone (jasny lager), ciemne, mocne, zielone, niefiltrowane i „rżnięte” (mieszanka piwa jasnego i ciemnego). Do tej pory gdyby dano mi wybór spośród raciborskich piw, wybrałbym „Raciborskie Klasycznie Warzone”. Jest raczej słodkie w smaku i trochę metaliczne, ale nie można odmówić mu pijalności. „Twierdzowe” niespecjalnie przypadło mi do gustu, „Raciborskie Zielone” jest mocno słodkie i trochę chemiczne z posmakiem typowym dla landrynek i kolorowych napojów gazowanych. Z kolei „Rznięte” i „Niefiltrowane”, to jak dla mnie piwa słabe, nieudane i nie zamierzam do nich wracać. A jak na tym tle wypadnie Raciborski Pils? Pora się przekonać.


Co do opakowania, w mojej ocenie to najlepsza etykieta spośród wszystkich piw pochodzących od tego producenta. Ładna z uwagi na kolorystykę i elementy graficzne zawarte na etykiecie, kontretykiecie i krawatce. Wszystko jest spójne i efektownie tworzy całość. Kolorystycznie przypomina etykietę pilsa z Manufaktury Piwnej. Też występuje tutaj zieleń i kolory typowe dla fotografii wykonanych w sepii. Mi się coś takiego podoba i ja to kupuję. Producent informuje, że piwo warzone jest na podstawie receptury pochodzącej z początku XX wieku.


Dane szczegółowe:

Producent: Browar Zamkowy sp. z o.o.

Nazwa: Raciborski Pils.

Styl: pilzner.

Ekstrakt: 12% wag.

Alkohol: 4,5% obj.

Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel goryczkowy i aromatyczny.

Filtracja: tak.

Pasteryzacja: tak.



Barwa: złota, przejrzysta, lekko opalizująca.

Piana: biała, niska, składająca się z dużych, szybko rozpadających się pęcherzy, szybko opada i redukuje się do zera nie pozostawiając kożuszka. Minimalnie czepiasta.

Zapach: słodowy z wyraźnym akcentem chmielowym. Wyczuwalny aromat kukurydzy (DMS).

Smak: od początku dominuje aromat metaliczny, co niestety przesłania pozostałe składowe smaku, aromat słodowy wyczuwalny jest w bardzo niewielkim stopniu, za to wybija się akcent chmielowy. Goryczka posiada ziołowy aromat, jest niezbyt głęboka, ale przyjemna, trwała i wyraźnie zarysowana. Obok goryczki przewija się słodkawa, kukurydziana odsłona DMS. W porównaniu z silna metalicznością jest on mniejszym problemem, zwłaszcza, że nie jest szczególnie intensywny.

Wysycenie: poniżej średniego.


Podsumowując; piwo posiada ładne opakowanie. Minusem jest piana, która przy pilsie powinna cieszyć oko, a nie cieszy, bo bardzo szybko znika. Miły zapach, ale nieco gorzej w smaku, z uwagi na wysoką żelazistość, która przesłania resztę aromatów. O ile słód króluje w zapachu, o tyle w smaku prawie w ogóle go nie czuć, bo zza metaliczności wybija się od razu chmiel. Na pewno jest to piwo najbardziej goryczkowe z tego browaru i posiada goryczkę, jaka powinna występować w piwie typu pilzner. Jest lekkie i pijalne, a jeśli komuś nie przeszkadza metalowy posmak, to i sesyjne. Piwo posiada wadę w postaci wyczuwalnego warzywnego DMS, ale nie jest on specjalnie intensywny i nieprzyjemny. Nie jest źle, ale gdyby popracować jeszcze trochę nad smakiem, to efekt byłby o niebo lepszy. Spróbujcie i oceńcie sami. Po tej degustacji, gdyby dano mi wybór między „Raciborskim Klasycznie Warzonym” i „Raciborskim Pilsem” skłoniłbym się ku temu drugiemu.


Moja ocena: 3,5/5.
  


wtorek, 21 maja 2013

Leikeim Steinbier, czyli piwny relikt


Steinbier, czyli z niemieckiego „piwo kamienne” to nawiązanie do dawnej metody wytwarzania piwa w niektórych rejonach Niemiec, Austrii i Skandynawii. Rzecz polegała na tym, że piwo wytwarzano nie w kotłach, a drewnianych kadziach. Z uwagi, na fakt, że piwo górnej fermentacji (historycznie starsze) wymaga wyższej temperatury przy procesie fermentacji alkoholowej, a drewno to surowiec łatwopalny, a co za tym idzie nie można było kadzi trzymać bezpośrednio nad ogniskiem, zatem do piwa wrzucano rozgrzane w ogniu kamienie. W wyniku tego słód karmelizował się i miejscami przypalał, co nadawało tego typu słodki aromat. Dodatkowo dzięki użyciu rozgrzanych w ogniu kamieni piwo zyskiwało ziemisto-torfowy aromat oraz akcent wędzony. Dziś kilka browarów produkuje piwo tą metodą, choć osobiście nie wiem na ile jest to prawda, a ile w tym marketingu. 

 Posiadany przeze mnie przedstawiciel tego typu piw to Leikeim Original Steinbier. Producentem tego piwa jest  niemiecki Brauhaus Leikeim. Browar znajduje się w miejscowości Altenkunstadt i istnieje od 1887 roku. W ofercie browaru znajdują się piwa typowe dla niemieckiego rynku piwnego.

Wcześniej zetknąłem się z piwem „Leikeim Kellerbier”, które przez pewien czas było dostępne w moim miasteczku. Osobiście bardzo dobrze wspominam „piwniczniaka”. Posiadał ciekawy słodowo-drożdżowy aromat, z pewnym specyficznym akcentem (którego nie potrafię nazwać), z którym także zetknąłem się w piwie z nieistniejącego już browaru z Grudziądza. Piwem o podobnym aromacie, a o którym mowa, było „Grudziądzkie Dobre Piwo”. Piwo to było niepasteryzowane, posiadało 6,5% alkoholu i sprzedawane było w „bączkach”. Swego czasu bardzo chętnie po nie sięgałem.

Etykieta posiada popielate tło, zapewne odnoszące się do kamieni. Z kolei kontretykieta w tle posiada płomienie. To, co rzuca się w oczy, to fakt, że te dwie rzeczy zupełnie do siebie nie pasują. Browar chciał nawiązać do kamienia i ognia, ale efekt jest raczej mizerny. Brak jednolitości i braku konsekwencji względem kolorystyki wszystkich elementów graficznych na butelce mnie osobiście razi. Informacje na temat piwa tez są skąpe. Przeplatają się informacje o metodologii wyrobu tego typu piw, mamy odniesienie do Bawarskiego Prawa Czystości, podano skład i zawartość alkoholu,  ale ani słowa o ekstrakcie. Butelkę wieńczy krachla.

Dane szczegółowe:
Producent: Brauhaus Leikeim.
Nazwa: Leikeim Original Steinbier.
Styl: piwo specjalne (Steinbier).
Ekstrakt: nie podano.
Alkohol: 5,8% obj.
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel, drozdże.
Pasteryzacja: tak.
Filtracja: nie.

Barwa: miedziana z domieszką ceglastej, mętna z dużą zawartością drobinek zawieszonych w piwie.
Piana: jasnobeżowa, średniowysoka, średniopęcherzykowa, szybko opadająca i redukująca się do zera. Nieznacznie oblepia szkło.
Zapach: dominuje karmel i słodowość, do tego dochodzi lekka ziemistość, minimalny aromat owocowy (brzoskwinie, morele i czereśnie). 
Smak: ciekawy; słodowy i karmelowy z przeplatającym się akcentem drożdżowym i chmielowym finiszem. Goryczka wyraźna, choć niezbyt intensywna. Smak uzupełniają lekki aromat drewniany, niewielka ziemistość, akcent czereśniowy. Piwo ma w sobie coś z koźlaka. Zapach z kolei z uwagi na nuty słodowe i owocowe może przywoływać skojarzenia z piwami belgijskimi (Dubbel).
Wysycenie: powyżej średniego.

Ciekawe piwo, choć raczej zadedykowałbym je miłośnikom piw o słodowo-karmelowym aromacie z domieszką estrów. Goryczka niewielka. Smak bogaty i pełny. Piwo bardzo treściwe. Wyczuwalne drożdże,  ale zdecydowanie ciekawsze i smaczniejsze niż polskie niefiltrowane piwa, z jakimi można zetknąć się na sklepowych półkach. Wysoko pijalne i oryginalne. Byłem ciekaw smaku tego piwa i muszę przyznać, że nie czuje się rozczarowany. Piwo, po które warto czasem sięgnąć, ale nie na każda okazję i nie dla wszystkich. Cena raczej do przyjęcia (8 złotych za butelkę). Jedynym mankamentem jest niska goryczka, niekontrująca słodkich elementów smaku. O ile etykieta tego piwa za bardzo nie przypadła mi do gustu, o tyle ze smakiem w moim mniemaniu jest już o wiele lepiej… Jeśli będziecie mieć okazję – spróbujcie i dajcie znać, czy smakowało.

Moja ocena: 4/5.



poniedziałek, 20 maja 2013

Pedigree, czyli English Pale Ale cienki jak zupa dla psa

W tym wpisie opiszę wrażenia z degustacji angielskiego piwa „Pedigree”. Nazwa dość intrygująca, nasuwająca skojarzenia z karmami dla psów. Samo słowo po polsku znaczy tyle, co „rodowód”. 

Piwo warzone jest przez Marston’s Brewery. Początki historii przedsiębiorstwa sięgają roku 1834, kiedy to John Marston wraz z synem założyli browar w angielskim mieście Burton upon Trent. Poprzez wszystkie lata swego istnienia, browar przechodził różnego rodzaju przekształcenia własnościowe, jednak istnieje do dziś i ma się dobrze. Do nazwy Marston’s powrócono w 2007 roku.

Samo miasto Burton upon Trent jest dla Brytyjczyków, tym czym Bamberg jest dla Niemców. W owym mieście, swego czasu (w latach 70-tych XIX wieku) działało ponad 30 browarów o różnych możliwościach wytwórczych. Do dziś w obrębie miasta funkcjonuje ich osiem (od mikrobrowarów po duże, przemysłowe broawy). Pierwotną przyczyną lokowania browarów w okolicy Burton była woda z rzeki Trent, która bogata jest w siarczany, głównie siarczan magnezu i związki wapnia (w tym siarczan wapnia), nadające wodzie lekko gorzki aromat. Ponadto, właściwości wody ze względu na jej skład chemiczny, sprawiają, że jest ona bardzo dobra do warzenia takich piw jak Bitter, czy  India Pale Ale. Z czasem piwowarzy spoza Burton wpadli na pomysł jak wytwarzać na własne potrzeby wodę o składzie i właściwościach zbliżonych do tej, jaka znajduje się w rzece Trent. Proces ten do dziś nosi nazwę burtonizacji i polega na dodawaniu do wody w kadzi zaciernej gipsu, przez co nasyca się ona jonami wapniowymi i siarczanowymi,  a tym samym staje się twarda i optymalna do warzenia konkretnych stylów piwa. Był to kamień milowy dla wielu browarów oddalonych od rzeki Trent, które przed wynalezieniem tej metody z uwagi na dbałość o swe produkty, sprowadzały oryginalną wodę z Trentu, co niestety windowało koszty. Powszechne użycie metody burtonizacji sprawiło, że niektóre browary przeniosły się z Burton w inne rejony Anglii.

Z historią miasta kojarzonego dziś głównie z piwami typu I.P.A., wiąże się też historia stylu Burton Ale. Piw w owym stylu dziś już się nie produkuje, ale zdaniem wielu były to piwa zbliżone do dzisiejszych Old Ale albo Barley Wine. Ale z Burton charakteryzował się ciemną barwą i wysoką zawartością alkoholu (ponad 12%). Spora część produkcji tego piwa eksportowana była do Rosji i krajów bałtyckich. Ze źródeł historycznych wyczytać można, że wielką miłośniczką tego napitku była caryca Katarzyna II. Z czasem produkcja tego piwa malała, Aż w końcu całkowicie zanikła po II Wojnie Światowej. Jeśli chcecie poczytać więcej na temat tego stylu, zajrzyjcie pod ten adres.

Ze strony producenta wyczytać można, że samo piwo „Pedirgee” powstało w 1952 roku. Swój niepowtarzalny smak zawdzięcza wodzie z Trentu, chmielom Fuggles i Goldings, najlepszemu, słodowanemu jęczmieniowi i własnym szczepom drożdży wyhodowanymi przez Marston’s Brewery. Piwo dojrzewa w drewnianych beczkach, nadających jemu niepowtarzalny aromat.

 Z zewnątrz prezentuje się dość skromnie. Dominuje kolorystyka biała i czerwona (narodowe barwy Anglii). Na etykiecie widnieją jęczmienne kłosy. Napisy wykonane są w złotym kolorze. Z kontretykiety wywnioskować można, że piwo przeznaczone jest na eksport – widnieje tu kilka lakonicznych informacji różnych językach. Między etykietą i krawatką znajdują się na szkle tłoczenia przedstawiające logo producenta.

Dane szczegółowe:
Producent: Marston’s Brewery.
Nazwa: Pedigree.
Styl: English Pale Ale.
Ekstrakt: brak danych.
Alkohol: 5% obj.
Sklad: producent – „zawiera słód jęczmienny”, importer: „woda, słód jęczmienny, chmiel, drożdże”.
Filtracja: tak.
Pasteryzacja: tak.      

Barwa: z pogranicza miedzianej i bursztynowej, klarowna.
Piana: jasnobeżowa, ziarnista, wysoka, trwała, oblepiająca szkło. Pozostaje do końca w postaci kożucha.
Zapach: słodowy z akcentem ciasteczek, w tle nuty chmielowe, a także minimalny aromat cierpkich owoców (wiśnie, porzeczki).
Smak: zdecydowanie słodowy (z akcentem opiekanych ziaren) z towarzyszącym aromatem lekkiej metaliczności, goryczka chmielowa minimalna, prawie niewyczuwalna, dosłownie „majacząca z oddali”.  
Wysycenie: niskie.

Szczerze – rozczarowanie. Piwo to flagowy produkt browaru Marston’s, wobec którego producent nie szczędzi peanów. Jest nijakie, nie oferujące nic poza słodowością z domieszką żelazistej metaliczności. Słabiutko, oj słabiutko… Cena dwucyfrowa, a smak poniżej oczekiwań. Należy oddać, że nie ma tu wyraźnych wad, jak fuzle, kwasowość, skunks, DMS, czy stęchlizna, ale chmielenie skąpe (pewnie dlatego, że niedaleko leży Szkocja). Nie polecam.

Ocena: 3/5.