UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

środa, 30 października 2013

Pils z Browaru Gościszewo


Podobno, w czasach starożytnych, jeden z greckich myślicieli, a mianowicie, Diogenes z Synopy, twórca szkoły filozoficznej zwanej cynikami, chodził kiedyś za dnia z zapaloną pochodnią po ateńskiej agorze i pytany co robi, odpowiadał, że szuka człowieka. Pomimo upływu wielu stuleci, dziś taki sam dylemat mógłby mieć polski konsument piwa, próbujący odnaleźć wśród rodzimych produktów prawdziwego pilznera. Ten z założenia lekki i sesyjny trunek z wyraźną nutą chmielową w wykonaniu polskich browarów wychodzi z nienajlepszym skutkiem. Produkty wielkokoncernowe mienią się dumnie pilsami, choć wiele wspólnego z nimi nie mają, bo chmielowości w nich ze świecą szukać, a i lekkość i sesyjność też gdzieś pierzchła bezpowrotnie… Tę lukę próbują wypełnić mniejsze browary, ale różnie im to wychodzi. Manufaktury Pils nigdy mnie nie zachwycił, dość przyzwoity jest Pils z Browaru Zamkowego w Raciborzu, ale pamiętajmy, że jest to tylko poziom dostateczny. Wiele browarów restauracyjnych posiada w swojej ofercie piwo typu pilzneńskiego i chyba najbardziej z dotychczas próbowanych smakował mi ten z gdańskiej restauracji Browar Piwna. Jeżeli chodzi o produkty wyróżnijące się w tej kategorii, to z pewnością godnym uwagi jest piwo Kormoran Jasny z Browaru Kormoran w Olsztynie. Piwo to dostępne jest w wersji filtrowanej oraz niefiltrowanej. Jeszcze kilka lat temu było to piwo niezbyt wysokich lotów i pomimo informacji na etykiecie, według której piwo zostało przy warzeniu chmielone aż 5 odmianami chmielu, była to pusta przechwałka, bowiem goryczki w tym piwie nie było. Jednak „pochylono się nad tym tematem” w olsztyńskim browarze i obecnie jest to chyba najlepszy pilzner na polskim rynku.

W dzisiejszych czasach doszliśmy do paradoksalnej sytuacji, kiedy w Polsce powstaje wiele nowych browarów, a co za tym idzie wiele z nich wprowadza na rynek style piwne dotychczas w Polsce mało popularne, bądź praktycznie nieznane. Najczęściej są to piwa górnej fermentacji. Niektórzy zarzucają (moim zdaniem niesłusznie), że browary kontraktowe i rzemieślnicze wymyślają niestworzone rzeczy (sławetne w piwnym światku określenie „wity-srity”), zamiast uwarzyć coś powszechnie znanego, uważanego za klasykę. Najlepszym argumentem pokazującym mylność tego poglądu jest sukces takich piw, jak: „Atak chmielu”, „Rowing Jack”. Czy „Pacific Pale Ale”. Myślę, że te trzy wybrane piwa bardzo dobrze obrazują sytuację, w której konsumenci znudzeni są wszędobylskim i kiepskim lagerem. A poza tym stanowią dowód na to, że polskie małe browary mają potencjał i pomysł na siebie oraz swoją wizję swego funkcjonowania na rynku (w tym oferowane produkty).

Kopyr na swoim blogu mówił o tym, że pilzner nie cieszy się popularnością, bo wbrew pozorom jest to piwo trudne do uwarzenia, a poza tym musi długo leżakować, a skoro leżakuje, to blokuje tankofermentor/y i niejako zmniejsza moce przerobowe browaru. O ile zgodzić się trzeba z innym modelem produkcji piw dolnej fermentacji jeśli chce się to zrobić zgodnie z zasadami sztuki, o tyle nie uważam, że wypuszczanie kolejnych pilsów jest bez sensu nawet, gdyby miał to zrobić Artezan, Pracownia Piwa, czy inny mały browar. Dobrego pilsa na rynku brakuje, a wielu pewnie, by to przyciągnęło, bo osoby niespecjalnie orientujące się w piwnej typologii najczęściej znają piwa typu pilzneńskiego, tudzież „jasne pełne”. Na rynku istnieje luka, która według mnie wcale nie jest taka mała i warto byłoby ją zapełnić. Patrząc na to zagadnienie z innej nieco perspektywy, w dobie „rozpieszczenia” miłośników piwa mnogimi nowościami i tak wielu ocenia nowe piwa na zasadzie „niczego nie urywa”, więc być może kolejny pils byłby próżnym trudem, bo malkontenci i tak będą narzekać?

Browar Gościszewo został założony w 1991 roku przez braci Jego założycielami są braci Stanisław i Chrystian Czarneccy. Początkowo browar warzył tylko jedno piwo „Rycerz”, a z czasem zaczął rozszerzać ofertę. Po raz pierwszy z piwami z tego browaru zetknąłem się w 2010 roku i było to piwo pszeniczne oraz pilzner. Rok później będąc w Łebie miałem okazję spróbować „Rycerza”. O Browarze tym zrobiło się głośno, gdy okazało się, że swoje piwa warzy tam AleBrowar. Sukces tego browaru kontraktowego przyczynił się do wzrostu popularności gościszewskiego zakładu piwowarskiego. Wiadomo, że AleBrowar chce się usamodzielnić i zakończenie współpracy między dwoma podmiotami to kwestia czasu.  

Gościszewski pilzner przez jednych uważany jest za bardzo dobre piwo, a inni z kolei twierdzą, że jest wręcz niepijany. Postanowiłem zmierzyć się z nim osobiście, bo jak wiadomo nic tak nie kształtuje opinii jak empiria.  

Tak wygląda etykieta:


Źródło: Piwomani.

A tak prezentuje się „kontra”:
 
Źródło: Piwomani.

Warto też zwrócić uwagę na ładny, imienny kapsel:


Opakowanie prezentuje się ciekawie. Jest skromnie, ale atrakcyjnie. A jak będzie po odkapslowaniu?

Dane szczegółowe:
Producent: Browar Gościszewo s.c.
Nazwa: Pils. 
Styl: pilzner.
Ekstrakt: 11,4% wag.
Alkohol:4,5% obj.
Skład: woda, słód, chmiel (Hallertauer Mittelfrueh), drożdże.
Filtracja: tak.
Pasteryzacja: nie.
IBU: 37.

Barwa: ciemnozłota, opalizująca. Kolorystycznie taka, jak w czeskim wariancie pilznera.
Piana: średniej wysokości, dość zwarta, śnieżnobiała, szybko opada i krążkuje na szkle.
Zapach: słodowy z miodowym akcentem, typowym dla jasnych słodów, delikatna estrowość, toffi, landrynki, gdzieś w tle przewija się chmielowy akcent oraz zdecydowanie wyraźniejszy warzywny DMS.
Smak: wyraźna słodowość, wyczuwalny maślany posmak dwuacetylu, a także ziołowy akcent chmielowy, który jest bardzo stonowany. Goryczka niska, wręcz symboliczna, pomimo deklarowanych 37 IBU. Delikatna nuta metaliczna. Piwo raczej słodkie z wyraźną nutą landrynek. W smaku bardzo podobny do piwa „Rycerz” z tegoż browaru,  szczególnie w kontekście aromatów w smaku i zapachu.  
Wysycenie: poniżej średniego.

Nie jest to piwo beznadziejne, ale najlepszym polskim pilznerem to ono raczej prędko się nie stanie… Zdecydowanie smaczniejszy od wielu rzekomych pilsów, które sprzedawane są w marketach z myślą o „heavy users”, według których piwo ma być tanie i mieć „kopa”. Na plus ładna prezencja butelki oraz samego trunku w szkle. Ładnie się pieni. To co razi przede wszystkim to dość słodki smak, niewielka goryczka oraz aromat warzyw i metalu. Piwo jest pijalne, choć z uwagi na wysoką słodycz nie uważam go za trunek orzeźwiający i lekki. Dobre do wywiadówki, grilla, itd., ale ważnych wydarzeń w moim życiu bym nim nie świętował. Przy tym poziomie goryczki użyta odmiana chmielu nie ma specjalnego znaczenia, moim skromnym zdaniem, bo akcent chmielowy jest w tym piwie marginalny. Kormoran Jasny posiada 38 IBU i w piwie ze stolicy Warmii, chmiel jest o wiele bardziej wyczuwalny i w smaku oraz w aromacie. Może to gorsza warka – piwowarzy rzemieślniczy często podnoszą argument o problemach z powtarzalnością warek (przy tym samym składzie piwa i procesie produkcji poszczególne warki tego samego piwa różnią się między sobą). I trzeba przyznać, że jest w tym sporo racji. Myślę, że kiedyś jeszcze wrócę do tego piwa, bo mam słabość do tego stylu a i ponadto uważam, że gościszewskie piwo ma potencjał…

Moja ocena: 3,5/5.  

sobota, 26 października 2013

Ekipa z Browaru Bojanowo


Piątek, piatęczek, piątunio… I nieodparta chęć osuszenia kufla. Wczoraj będąc na szkoleniu zakupiłem kilka piw, które, przynajmniej teoretycznie, powinny być zgodne z „duchem craftu”. Ale zanim zajmę się nimi, w kolejce czekają piwa, które ostatnio przywiózł mi brat. Dzisiaj gośćmi na blogu będą dwa piwa z Browaru Bojanowo. 

Browar w Bojanowie został w 1881 roku zbudowany przez Franza Junke. Bojanowski browar był przez swojego właściciela rozbudowywany oraz modernizowany przez całe jego życie. Apogeum rozbudowy i unowocześniania przypadło na pierwszą dekadę XX wieku, kiedy rozbudowane kotłownię, słodownię oraz leżakownię. W owym czasie zainstalowano w browarze maszyny parowe oraz prądnice napędzające maszynerię browaru. Rozbudowę kontynuowano do końca I wojny światowej. Po jej zakończeniu oraz na mocy ustaleń Traktatu Wersalskiego, Bojanowo znalazło się w granicach Polski.

W 1928 roku umarł Franz Junke, a własności przejęła jego żona Ida Junke. Zarządcą browaru został Jerzy Stampe, który zarządzał nim do 1938 roku. W owym roku browar został zakupiony przez spółkę poznańskich restauratorów, którzy bojanowskie piwo serwowali w swoich restauracjach oraz zaopatrywali w nie inne lokale gastronomiczne w Poznaniu. W czasie okupacji browarem zarządzała administracja niemiecka, a po zakończeniu II wojny światowej, browar powrócił do przedwojennych właścicieli. Nie nacieszyli się oni długo odzyskaną własnością, ponieważ w roku 1949 browar został upaństwowiony. W 1950 roku utworzono Bojanowskie Zakłady Piwowarsko-Słodownicze w Bojanowie. W skład tego zrzeszenia browarów weszły zakłady piwowarskie z rejonu Wielkopolski i Dolnego Śląska (w tym browar z Grodziska wielkopolskiego, który włączono do struktur Bojanowskich Zakładów Piwowarsko-Słodowniczych w 1960 roku). W latach 50-tych XX wieku dokonano kolejnych udoskonaleń bojanowskiego zakładu piwowarskiego, dzięki czemu jego moce produkcyjne wzrosły do 100 000 hektolitrów w skali roku. W 1971 roku Bojanowskie Zakłady Piwowarsko-słodownicze rozwiązano, a bojanowski browar włączono do grupy Wielkopolskich Zakładów Piwowarskich w Poznaniu. W 1979 roku produkcja w browarze przekroczyła 100 000 hektolitrów.

Problemy dla Browaru Bojanowo zaczęły się w latach 90-tych. Reguły kapitalistycznego rynku oraz chęć dużych graczy, by „wymieść” ze sceny tych mniejszych spowodowały, że wiele małych browarów popadało w kłopoty, nie mogąc sobie poradzić z konkurencją. Browar w Bojanowie w 1999 został postawiony przez Kompanię Piwowarską (sukcesora Zakładów Piwowarskich) w stan  likwidacji, a potem w stan upadłości. Browar w 2001 roku kupił pewien łódzki biznesmen, który warzył w nim piwo, przekazywał browar do kolejnych, tworzonych przez siebie spółek, a nieefektywne zarządzanie doprowadziło do zaprzestania produkcji piwa „Szwejk” w 2006 roku. Nie pomogło nawet to, że w browarze zatrudniony był czeski piwowar Otto Dworsky, o którym niektórzy twierdzili, że jest utalentowany, a inni zarzucali mu że nie zna się na swojej pracy. Faktem jest, że w okresie kryzysu, poprzedzającym zamknięcie browaru, piwa z Bojanowa nie cieszyły się dobrą sławą wśród piwoszy. Browar został w zeszłym roku odkupiony przez Marka Jakubiaka, posiadacza browarów w Ciechanowie oraz we Lwówku Śląskim. Browar w Bojanowie rozpoczął produkcję latem tego roku. Dotychczas w browarze uwarzono dwa piwa a docelowo ma być w nim produkowane 5-6 jego rodzajów. Początkowa moc wytwórcza browaru będzie wynosić od kilku do kilkunastu tysięcy hektolitrów rocznie, ale docelowo ma to być 100-120 tysięcy hektolitrów w skali roku. Marek Jakubiak pokazał, że wie co robi w przypadku Ciechana i Lwówka, dlatego trzymam kciuki za jego kolejny projekt.

Tak wyglądają etykiety obydwu bojanowskich piw:



Etykiety jakie są, każdy widzi. Mi podobają się średnio, ale znając życie, pewnie z czasem zostaną zmienione. Najprawdopodobniej, na razie dla browaru istotne jest to, jak jego piwa zostaną przyjęte przez rynek. Szkoda, że w składzie obydwu piw nie podano użytych odmian chmielu.
       
BOJAN WIELKOPOLSKIE

Dane szczegółowe:
Producent: Browar Bojanowo (Jakubiak Browary Regionalne sp. z o.o.).
Nazwa: Bojan Wielkopolskie.
Styl: jasne pełne.
Ekstrakt: 12,1% wag.
Alkohol: 5,0% obj.
Skład; woda, słód jęczmienny, chmiel.
Filtracja: tak.
Pasteryzacja: nie.

Barwa: ciemnozłota, lekko opalizująca.
Piana: biała, niska, nietrwała, średniopęcherzykowa.
Zapach: słodowy, wyczuwalny aromat skórki chleba oraz herbatniki, obecny dwuacetyl, a także DMS o zapachu kukurydzy z puszki.
Smak: uderza metaliczność, towarzysząca od samego początku aż do finiszu. Smak słodowy, z towarzyszącym posmakiem masła oraz gotowanych warzyw. Aromat chmielowy niewyczuwalny.
Wysycenie: średnie w stronę wysokiego.

„Bojan Wielkopolskie” to niczym nie zaskakujące piwo, które pewnie wielu zwabi na haczyk regionalizmu i tradycji piwowarskich w regionie. Pijalne, nie jest nużące, pije się je dobrze, ale nie dostarcza szczególnie zapadających w pamięć doznań smakowych. Piwo, jakich na polskim rynku już trochę jest. Nie jest wodniste, posiada wyraźną słodowość, ale sprawia wrażenie trunku zachowawczego i niezdecydowanego. Ani w tą, ani w tamtą. Dobre piwo do kiełbasy z grilla, ale na pewno nie jest to trunek na specjalne okazje. Produkt z tych, o których zapomina się zaraz po wypiciu. Obecność DMSu i metaliczność dają się we znaki. Ja kukurydzę wolę w tajskim curry, a nie w piwie, a metal powinien wylewać się z głośników, a nie z butelki. Wierzę, że to pierwsze „śliwki-robaczywki” i z czasem będzie lepiej.

Moja ocena: 3,5/5.



BOJAN BLACK IPA

Piwo, które dotknęła fala krytyki, bo pomimo informacji, że jest to Black IPA, nie jest ono czarne, a jego barwa jest miedziano-brunatna. Zdarza się… Mój stout też posiada lekki „syndrom bojanowski”, bo do końca czarny nie jest. Wskazany rebranding, bo nad tematem wypadałoby się pochylić. Poza tym, „haters gonna hate”.

Dane szczegółowe:
Producent: Browar Bojanowo (Jakubiak Browary Regionalne sp. z o.o.).
Nazwa: Bojan Black IPA.
Styl: India Pale Ale.
Ekstrakt: 14% wag.
Alkohol: 6% obj.
Skład; woda, słody jęczmienne (monachijski, pale ale, karmelowy), chmiel.
Filtracja: tak.
Pasteryzacja: nie.

Barwa: przejrzysta, brunatno-miedziana i stąd ta krytyka, bo do BIPA niepasująca.
Piana: beżowa, niska, średniopęcherzykowa, nietrwała, pomimo swej niepozorności bardzo mocno odznacza się na szkle.
Zapach: chmielowy, z wyczuwalna słodowością oraz aromatem karmelowym. W tle nuty palone.
Smak: chlebowo-karmelowy, z minimalnym akcentem palonym oraz wyraźną nuta metaliczną. Całość szybko zostaje skontrowana i zdominowana przez wyraźną i całkiem intensywną goryczkę. Jest ona trawiasta z lekkim akcentem ziołowym, wysoka, długa i nieco zalegająca. Smak piwa, w moim odczuciu, wpisuje się w charakterystykę stylu jeżeli chodzi o brytyjską wersję IPA.  
Wysycenie: niskie.

Bardzo przyjemne piwo, zwłaszcza dla osób lubujących się w goryczkowych odmianach „trunku z pianką”. To oblicze „Bojana” znacznie bardziej trafia w moje gusta. Cieszy fakt, że piwo jest smaczne, w przystępnej cenie oraz, ze jego dostępność nie będzie ograniczona, tak jak w przypadku piw z wielu niewielkich browarów. Biorąc pod uwagę, że wybicie bojanowskiego browaru ma zostać kilkukrotnie zwiększone w perspektywie najbliższych lat. Pijalne, o zdecydowanym, chmielowym smaku. Trochę przeszkadzać może nuta alkoholowa, której obecność nasila się, gdy piwo ulega podgrzaniu. Podoba mi się to, że pomimo wysokiej goryczki, inne składowe bukietu smakowego są też dobrze wyeksponowane. Oby więcej takich piw.

Moja ocena: 4,25/5.



Podsumowanie:
Obiecujący początek. Piwo jasne pełne (Bojan Wielkopolskie) nie powala, ale też nie odrzuca. To pewnie krok w stronę konsumentów piwa lubujących się w tego typu piwach. Jest to kolejny lager, który niewiele wnosi na piwnym rynku, a w mojej ocenie to wabik na spragnionych czegoś regionalnego (Wielkopolska to duży region i potencjalny rynek zbytu). „Black IPA” z Bojanowa nie jest czarne, ale na pewno posiada smak, który rekompensuje ten mankament i, co najważniejsze, przypomina IPA z Wysp Brytyjskich. To drugie piwo uważam za znacznie ciekawsze. Ciekaw jestem kolejnych piw, jakie zostaną w bliższej albo dalszej perspektywie uwarzone w Bojanowie. Dobrze by było, gdyby było to produkty wyróżniające się, a nie kolejne lagery, no chyba że dobry pils zostałby tam uwarzony, najlepiej imperialny. W piwa smakowe też bym raczej nie celował, poza Coffee Stoutem. Niemniej, bojanowski debiut uważam za udany.  

P.S.: Dane o historii browaru zaczerpnąłem z Browar.biz. W wątku przedstawiono skany kilku historycznych etykiet z tego browaru.  

wtorek, 22 października 2013

„Opat Pepper” i pytanie, czy piwo pieprzowe to popieprzony pomysł?

Czeska marka „Olivětínsky Opat” jest dobrze rozpoznawalna w Polsce. Dawniej można było dostać piwa spod tego znaku tylko w sklepach specjalistycznych, a dziś ich dostępność jest znacznie szersza i bez problemu można kupić piwa z browaru w Broumovie nawet w niewielkich sklepach w małych miejscowościach. 

Rodzina piw „Olivětínsky Opat” warzona jest przez Pivovar Bruomov. Broumov to miasto znajdujące się w północnych Czechach, niedaleko granicy z Polską. Miasto usytuowane jest w regionie chętnie odwiedzanym przez turystów z uwagi na okoliczne „skalne miasta” w Teplicach i Adršpachu.

Początki tradycji wyrobu piwa w Broumovie datowane są na rok 1348, kiedy do miasta przybyli Benedyktyni i założyli tam klasztor wraz z przyklasztornym browarem. Opactwo benedyktyńskie zaopatrywało w piwo lokalne gospody. Problemem miasta (oraz klasztoru i browaru) były częste pożary. Po każdym z nich miasto, klasztor i browar szybko odbudowywano, jednak na początku XVIII wieku mnisi zdecydowali o przeniesieniu browaru do położonej pod Broumovem wsi Olivětín, która z upływem czasu została włączona do miasta. Budowę nowego browaru ukończono w 1712 roku (z tej okazji w zeszłym roku ukazało się seria piw „Benediktin” z tego browaru, upamiętniające trzechsetną rocznicę tego wydarzenia). Browar mieści się w tym samym miejscu po dzień dzisiejszy.

W XIX wieku obok browaru została wybudowana słodownia. Mnisi postarali się też o promocję swego piwa na międzynarodowych wystawach, co zaowocowało złotymi medalami na targach piwnych w Paryżu (1890) i Wiedniu (1898). Obok browaru klasztornego, w Broumovie istniał też browar miejski. W 1541 roku mieszczanie otrzymali prawo warzenia piwa. Mieszczański zakład piwowarski także często trawiony był przez pożary. Prosperował do okresu międzywojennego, a przededniu II wojny światowej został zamknięty, gdyż przegrał walkę z konkurencją.

Browar klasztorny po II WŚ upaństwowiono i do początku lat 90-tych XX wieku zarządzany był przez browary z miasta Hradec Kralove. Obecnie, browar jest prywatnym kapitałem. Producent na swojej stornie podaje, że Polska jest jednym z niewielu krajów, do których piwo jest eksportowane na tak dużą skalę (obok Niemiec i Rosji). Warto w tym miejscu zaznaczyć, że strona browaru posiada polską wersję językową.   

Piwa spod marki „Olivětínsky Opat” to typowe czeski lagery w wersji jasnej oraz ciemnej. Dodatkowo, piwa z tego browaru występują w wersji mocniej chmielonej („Bitter”), lub chmielonej z dodatkiem ekstraktu ziołowego („Herbal Bitter”). Poza tym browar wytwarza szeroką gamę piw smakowych w wariantach często spotykanych: miodowe, czereśniowe, śliwkowe, etc; jaki i w wersjach dość niecodziennych: o smaku absyntu i pieprzowym.     

Do tej pory najczęściej stykałem się z piwem „Opat Bitter”, które swego czasu uważałem za jedno z moich ulubionych. Kilka miesięcy temu wypiłem jedną butelkę i bardzo się rozczarowałem, bo piwo nie miało w sobie tego smaku, który zapamiętałem. Goryczki było w nim tez tyle, co kot napłakał, a całość smaku przykrywał dwuacetyl i, niestety, DMS. „Opat Svetly” i „Benediktin 12” też mi smakowały. Reszta oferty browaru nie koresponduje z moimi preferencjami smakowymi, za wyjątkiem dwóch piw, które wydają mi się interesujące: „Herbal Bitter” oraz „Pepper”. To drugie już za chwilę zostanie przelane do szkła…

 Etykiety piw z broumovskiego browaru nie są szczególnie porywające. Centralny plan zajmuje logo marki oraz okrągła twarz mnich dzierżącego kufel piwa. W zależności od konkretnego rodzaju piwa, zmienia się tylko kolor tła. Na etykiecie piwa „Pepper” są pewne błędy wynikające z niezbyt dbałego tłumaczenia. Dość rażącym w oczy jest „ekstrakt z pieprza”. Druga ciekawostka to pominięcie antyoksydantu w składzie podanym w języku polskim.


Dane szczegółowe:
Producent: Pivovar Broumov s.r.o.
Nazwa: Olivětínsky Opat Pepper.
Ekstrakt: nie podano.
Alkohol: 5% obj.
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel, naturalny ekstrakt z pieprzu, przeciwutleniacz E300.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: miodowa z dodatkiem brązu, mętna.
Piana: biała, wysoka, składająca się z pęcherzyków różnej wielkości, zwarta i długo utrzymująca się.
Zapach: zdominowany przez aromat pieprzowy, w tle słodowość oraz maślany aromat diacetylu.  
Smak: dominuje nuta pieprzowa, przez którą przebija się nieśmiało słodowość wraz z maślanym posmakiem i nic poza tym…
Wysycenie: średnie w kierunku niskiego.

Pieprzowe piwo warzone przez Pivovar Broumov to zdecydowanie pieprzny napitek. Aromat pieprzu przykrywa wszystkie poboczne zapachy oraz smaki. Rodzi się zatem pytanie, co by było, gdyby nie ten pieprz? Jeśli ktos lubi aromat czarnego pieprzu, może spróbować, ale ja osobiście wole piwa, gdzie królują chmiele z ciekawymi aromatami. Czy popieprzony pomysł z tym pieprzem? Raczej tak. Nie jest to taki poziom abstrakcji jak „Orkiszowe z czosnkiem”, ale i tak mnie nie przekonało. Piwo dobrze smakuje w towarzystwie sera pleśniowego i steków wołowych (sprawdzone empirycznie).

Moja ocena: 3/5.  



środa, 16 października 2013

Historia pewnego Kejtra


Od czasu degustacji „Bździągwy” upłynęło już trochę wody w Warcie, a „Rojbra”, „Szczuna” i „Dynksów”, niestety nie udało mi się skosztować. „Kejter” jest zatem drugim piwem z Browaru SzałPiw, którego degustacja zostanie upamiętniona na blogu. O samym browarze, słów kilka napisałem podczas pierwszego zetknięcia się z jego piwem.  

Najnowsze piwo z wielkopolskiego browaru kontraktowego to American Amber Ale, przywodzący intencjonalnie, bądź w sposób niezamierzony, skojarzenia z „Amber Boy’em” z AleBrowaru.

Dla niewtajemniczonych, „Kejter” to w gwarze wielkopolskiej określenie psa. W dzisiejszych czasach Kejter bardziej chyba jednak kojarzy się z internetowym zjawiskiem „hejtu” niż z poczciwym czworonogiem, będącym najlepszym przyjacielem człowieka.

Butelkę zdobi niebieska etykieta z centralnie umieszczonym Kejtrem grzebiącym w worku z chmielowymi szyszkami. Kejter sprawia wrażenie zadowolonego ze swojej zabawy. Piesek na etykiecie jest bardzo pocieszny i budzi pozytywne uczucia. Tuż pod postacią psa znajduje się napis „z wuchtą chmielu”. Czyli z jego dużą ilością. Po bokach informacje o piwie, producencie, składzie, temperaturze serwowania, etc. Jest też historyjka dotycząca bohatera z etykiety, brzmiąca w następujący sposób: „Po wielgachnej gisówie, na szagę bez pole i łodemkniętą uliczkę, przyknaił się nóm do antrejki mały kejter. Chebać już zostanie.". W języku „wspólnym” znaczy to tyle, co: „w ulewnym deszczu na skróty przez pole i otwartą furtkę przyszedł do naszego przedpokoju mały pies. Chyba już zostanie”.



Dane szczegółowe:
Producent: Browar SzałPiw sp. z o.o. (warzone i rozlewane w Browarze Bartek w Cieślach).
Nazwa: Kejter.
Styl: American Amber Ale.  
Ekstrakt: 15 Blg.
Alkohol: 6% obj.
Skład: woda, słód pilzneński, słód monachijski, słód karmelowy, chmiele: Chinook, El Dorado, Citra; drożdże.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: nie.

Barwa: bursztynowa z dodatkiem czerwieni, nieprzejrzysta.
Piana: biała, dość wysoka, średniopęcherzykowa, szybko opada, pozostawia ślady na szkle i redukuje się do cienkiej warstewki.
Zapach: słodowo-biszkoptowy, lekka nuta karmelowa oraz żywiczno-owocowe aromaty (mango, ananas, grejpfrut) pochodzące od użytych odmian chmielu.
Smak: słodowość z domieszką aromatu herbatników i biszkoptu oraz niewielką nutą karmelową, z czasem ustępujące miejsca sosnowo-owocowemu aromatowi użytych chmieli. Goryczka powyżej średniej, dobrze zakreślona, bogata w towarzyszące jej chmielowe aromaty, dominująca na finiszu i zalegająca.
Wysycenie: niskie.

Lubię takie piwa. Lekkie i treściwe zarazem. Pije się je z wielką przyjemnością. Trunek sesyjny o bogatym aromacie z solidną podbudową słodową, zwieńczony wszystkim tym, co piwosze kochają w amerykańskim chmielu (aromat żywiczno-owocowy). Chmielenie na odpowiednim poziomie pozwala się Cieszyc pełnia smaku tego trunku. Nie jest to piwo, które trzeba solidnie chmielić, bo inaczej byłoby płaskie i bezpłciowe. Uważam to piwo za zbalansowane i pozbawione wad. Chmielowość bardzo dobrze zaakcentowana, ale nie jest ona nachalna ani obezwładniająca. Alkohol niewyczuwalny. Nie wyczułem też nachalnych aromatów pochodzących od drożdży, co w tego typu piwach uważam za zaletę. Kawał dobrej roboty!

Moja ocena: 4,5/5.   



poniedziałek, 14 października 2013

Sahti z Polski na przykładzie piwa „Koniec świata”


Sahti to prawdziwa „piwna skamielina”, która przetrwała wieki w praktycznie niezmienionej formie. Pierwsze wzmianki o tym piwie (a jak wolą je zwać niektórzy - „prapiwie”) pochodzą z okresu wczesnego średniowiecza, jednak niektórzy historycy twierdzą, że historia sahti może czerpać swój początek nawet w początkach epoki żelaza. Sahti przetrwało, bo było to piwo wyrabiane w domach, tradycje jego produkcji przechodziły z ojca na syna, a w latach prohibicji w Finlandii był to możliwie łatwy napój alkoholowy do wytworzenia i niedrogi. O sahti wspomina słynny, fiński epos narodowy Kalewala. 

Czym jest sahti? Jest to napój, do którego produkcji obok jęczmienia używa się owsa i żyta (słodowanych lub niesłodowanych) a także, choć niekoniecznie, chleba, poddanego wcześniej fermentacji. Przyprawą, która nadaje temu piwu tak specyficzny smak jest jałowiec (używa się jego jagód oraz gałązek). Można stosować też owoce leśne (przede wszystkim jagody i borówki). Najczęściej do fermentacji wykorzystuje się drożdże piekarnicze (dawniej pewnie wykorzystywano dzikie drożdże, których zarodniki przenikały do brzeczki z powietrza, tak jak w przypadku belgijskich piw fermentacji spontanicznej).

Tradycyjny proces produkcji jest dość specyficzny. Przede wszystkim charakteryzuje się specyficzną metodą filtracji, do której wykorzystywane jest bardzo osobliwe narzedzie. Wzdłuż pnia wycinane jest zagłębienie, które wyścielane jest gałązkami jałowca. Koniec pnia zatknięty jest kawałkiem drewna. Gałęzie jałowca nadają piwu ziołowy smak i aromat, a konstrukcja narzędzia, które Finowe nazywają „kuurna” oddziela młóto od filtratu (patrz fotografia poniżej). Wcześniej piwo poddawane jest infuzyjnemu zacieraniu, które może trwać kilka godzin. Richard Lehrl w swojej książce „Domowe warzenie piwa” pisze, że dawniej, gdy w browarach nie używano termometrów, stosowano zasadę, że idealna temperatura do zacierania to taka, kiedy trzymając palec w zacierze można wykonać trzy okrążenia wokół krawędzi garnka zanim ciecz zacznie parzyć. Być może taką samą zasadę stosowano dawniej przy zacieraniu sahti? Co ciekawe, pomijany jest etap warzenia piwa. Po zacieraniu jest ono przelewane bezpośrednio do kadzi fermentacyjnej. Jest to czynność o dużym ryzyku infekcji brzeczki przez bakterie Lactobacillus, przez co czasem sahti ma kwaśny smak. Wykorzystywane drożdże z uwagi na górna fermentację, wprowadzają do smaku piwa aromaty estrowo-fenolowe (owocowe akcenty). Fermentacja przeprowadzana jest w otwartych kadziach, przez co sathi nasycone jest dwutlenkiem węgla w znikomym stopniu. Samo piwa nalewane jest z kadzi do naczyń chochlą, bez przelewania do butelek, czy. Opisany przeze mnie proces produkcji dotyczy ortodoksyjnego tradycjonalizmu w kwestii wyrobu tego napoju alkoholowego. Dzisiaj, brzeczka często poddawana jest gotowaniu po filtracji, a obok jałowca stosuje się chmiel. O tradycyjnym wyrobie sahti można poczytać tutaj.


Fot.: Kari Likovuori

Sahti to piwo ciemne, niefiltrowane, występujące w wielu odmianach, choćby ze względu na zawartość alkoholu. Istnieją wersje niskoalkoholowe (2-3%), i takie można bez problemu kupić nawet na stołówkach studenckich, przy czym piwo to nazywa się „Homemade Ale”. Istnieją tez wersje o woltażu sięgającym 9% obj., co wymusza konieczność udania się po nie do specjalnych sklepów monopolowych „Alko”. Na rynku fińskim jest kilka marek tradycyjnego, piwa jałowcowego o ogólnokrajowym zasięgu. Od 2002 roku sahti objęte jest ochroną UE jako produkt o zastrzeżonym regionie pochodzenia. Piwa jałowcowe warzone są też w niektórych regionach Szwecji i Estonii.

 Mi osobiście, bardziej odpowiadały wersje niskoalkoholowe, pozwalające się cieszyć w pełni aromatem tego napoju, który nie był przesłonięty wyczuwalnym alkoholem. Często trunek ten smakował jak kwas chlebowy z dodatkiem jałowca. Wersje o większej zawartości alkoholu znacznie bardziej przypominały w smaku piwo i z uwagi na wyższy ekstrakt były treściwsze.  

Po raz (już sam nie wiem który) na blogu gości piwo z browaru kontraktowego Browar PINTA. Nazwa „Koniec świata” wzięła się stąd, ze w zeszłym roku piwo miało premierę 1 grudnia, czyli niecałe trzy tygodnie przed rzekomym końcem świata, wieszczonym przez Kalendarz Majów. Na zeszłoroczną warkę tego piwa nie miałem okazji się załapać, a w tym roku dzięki pomocy mojego przyjaciela, butelczyna „Końca świata” czeka na otwarcie. Sahti z PINTY jest piwem, które przeznaczone jest na eksport. W wersji eksportowej nazwa trunku to „Happy End”.  

Urzekła mnie etykieta tego piwa, która przywodzi mi skojarzenia z Laponią w czasie zimy. Biało-błękitny krajobraz i zimno. Przejmujące zimno. Kolory na etykiecie są też zimne. Błękit i biel. Super, ale to pewnie moja skrajnie subiektywna ocena jako miłośnika skandynawskich klimatów.


Fot.: Browar PINTA

Dane szczegółowe:
Producent: Browar PINTA sp. z o.o. (warzone i rozlewane w Browarze na Jurze w Zawierciu).
Nazwa: Koniec świata.
Styl: sahti.
Ekstrakt: 19,1% wag.
Alkohol: 7,9% obj.
Skład: słody Weyermann®: pale ale, żytni, wędzony jęczmienny, szyszki chmielu Lubelski (PL), owoce jałowca, gałęzie jałowca, drożdże piekarskie prasowane.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: brązowa, mętna.
Piana: praktycznie nie występuje.
Zapach: słodowo-drożdżowy z domieszką fenoli (banan). Nuta słodowa bogata, lekko kwaskowa (żyto), wyczuwalna subtelna „wędzonka” i wyraźny aromat chlebowy. W tle nuta ziołowa.  
Smak: intensywny i specyficzny zarazem; na początku uderza nuta słodowa, od której bije chlebowość, lekki posmak kwaskowy, delikatna wędzonka. Obok słodowości, bardzo wyraźny jest fenolowy aromat drożdżowy (bananowy posmak) oraz lekka nuta przyprawowa. Smak piwa jest słodki, karmelowy, a całość uzupełnia nuta ziołowa, pochodząca od jałowca (taka jak w kiełbasie jałowcowej, czy marynacie do dziczyzny). W miarę ogrzewania się piwa, do głosu dochodzi akcent alkoholowy, wyczuwalny zwłaszcza na finiszu, lekko palący i szczypiący w język.  
Wysycenie: bardzo niskie, pojedyncze pęcherzyki dwutlenku węgla widoczne w piwie jednak jest ich bardzo mało, podobnie gdy bierze się łyk piwa, czuć że zawartość dwutlenku węgla w nim jest marginalna i praktycznie bliska zeru.


Z tym piwem, z uwagi na jego bezkompromisowy smak, jest trochę jak z radykalnymi poglądami – można się z nimi zgadzać lub nie. W przypadku smaku tego piwa i z uwzględnieniem całej specyfiki stylu, tutaj też wszystko sprowadza się do wariantu zero-jedynkowego. Albo zasmakuje albo nie. Trunek treściwy o bardzo złożonym smaku i aromacie. Jego pijalność scharakteryzowałbym jako „oscylującą wokół średniej”. Jest pijalne, ale to piwo do sączenia, a nie picia jak pale ale czy pilzner. Jak na tak wysoka zawartość alkoholu, jest on całkiem sprawnie przykryty innymi elementami bukietu smakowego, ale jest on zauważalny zwłaszcza na finiszu, gdzie króluje niepodzielnie. Myślę, że gdyby PINTA uwarzyła w przyszłości sahti o mniejszym ekstrakcie i woltażu byłoby ono znacznie bardziej pijalne. Ta wersja dobra jest na zimne wieczory, bo całkiem nieźle rozgrzewa od środka. Warto spróbować, bo to bardzo osobliwe piwo.

Brawa dla chłopaków z PINTY za pomysł, odwagę i wykonanie! Ja to kupuję. Kippis!

Moja ocena: 4/5.

P.S.: O Finlandii i kwestiach związanych z piwem w tym kraju pisałem tutaj.