Suomi, tak Finowie nazywają swój
kraj ojczysty a znaczy to w języku fińskim „kraina bagien”. Kraina bagien jest
w Polsce stosunkowo mało znana i statystycznemu kowalskiemu kojarzy się z
zimnem, śniegiem i nazwiskami skoczków narciarskich takich jak np. Ahonen. Do
tego każdy kojarzy krainę tysiąca jezior z wódką o pięknej nazwie „Finlandia”,
saunami, reniferami i Świętym Mikołajem. Myślę, że na tym wachlarz skojarzeń
się kończy. Jako że Finlandia nie jest popularnym miejscem wojaży Polaków, to i
wiedza na temat tego kraju jest dość powierzchowna i stereotypowa. A szkoda…. Bo Finowie bardzo lubią Polaków –
zwłaszcza za to, że można z nimi „dać porządnie w palnik”. Wielu Finów
odwiedziło Polskę i jest zachwycona naszym krajem. Poza tym Finlandia to piękny
kraj, pełen dzikiej przyrody, przyjaznych ludzi (choć bardzo zamkniętych).
Finowie lubią tez polskie piwo (choć według mojej opinii dla nich każde piwo
spoza Finlandii jest dobre). No właśnie… Fińskie piwa nie są mocną stroną tego
kraju.
Przede wszystkim większość
oferowanych w sprzedaży piw to jasne lagery czyli mamy sytuację trochę podobna
jak w Polsce polegającą na tym, ze piwni potentaci produkują wszystko na „jedno
kopyto”. Poza tym, że marki różnią się kolorytem puszek i butelek, etykietami
to zdarza się, że trudno wyczuć między nimi różnicę. Owszem i tu są piwa lepsze
i gorsze, ale tych gorszych jest zdecydowanie więcej.
Będąc w Finlandii posmakowałem
takich piw jak: Lapin Kulta, Olvi, Koff, Sandels, Karjala, Karhu, Kukko,
Sininen, Jouluolut (piwo świąteczne), Nikolai. Wiem, że w Finlandii piw jest
więcej i nie tylko lagerami Finlandia stoi, ale będąc studentem miałem
ograniczony budżet a trzeba Ci wiedzieć drogi Czytelniku, że najtańsze piwo w Finlandii
kosztuje circa 1,50 € euro i jest to… Foster’s warzony i rozlewany w Lahti.
Swoją drogą najczęściej piłem tego Fostersa nie tylko w uwagi na cenę, ale w
porównaniu z autochtonicznymi piwami wypadał on nadzwyczaj dobrze. Poza tym gdybym tylko wiedział, ze kiedyś aż
tak zafascynuje mnie piwo by prowadzić o nim blog na pewno wyjazd do Finlandii wyglądałby
inaczej pod tym względem. Inna sprawa to taka, że podane prze mnie marki są
dostępne w każdym fińskim sklepie albo kiosku.
Spragnionym szczegółów nie podam
ile jaki piwo zawiera alkoholu i ekstraktu bo raz, że nawet nie myślałem, że kiedyś
taka informacja może okazać się przydatna. Z piw, które mogę polecić jeżeli
chodzi o fińskie marki to na pewno Sandels i Lapin Kulta Export (do nabycia
tylko w sklepach Alko, ale o tym później). Smakowały mi też piwa świąteczne –
były doprawione korzennymi przyprawami i z pewnością przełamywały piwną
monotonię. Wspólną cechą fińskich piw jest niewielka i szybko znikająca piana.
Piwa takie jak Karhu (Niedźwiedź), Sininen (Niebieski), Karjala (Karelia),
Nikolai były jak dla mnie w ogóle niepijane.
W smaku przypominały piwa, jakie można u nas nabyć za mniej niż 2 złote
w marketach.
Sporo na sklepowych półkach też
produktów z importu zaczynając od piwa z Estonii takich jak saku Originaal
(polecam) i niezgorsze A Le Coq przez czeskie, słowackie, niemieckie,
angielskie kończąc na markach spoza Europy (choć pewnie warzonych i rozlewanych
pod nadzorem na terenie UE żeby uniknąć ceł – casus wspomnianego „Fostersa”).
Z racji specyficznych regulacji
prawnych względem sprzedaży napojów alkoholowych w zwykłym sklepie w Finlandii
kupimy piwa do mocy 4,7%. Jeśli chcemy
zakupić coś mocniejszego musimy udać się do specjalnego sklepu monopolowego
Alko, gdzie można kupować co się chce i ile dusza zapragnie. Ceny napojów
alkoholowych ponieważ nie są one wolnorynkowe tylko centralnie sterowane. Czyli
tak jak u nas za poprzedniego systemu. Sklepy Alko są relatywnie krótko otwarte
– o ile dobrze pamiętam zamykane są o 20 więc zapasy na wieczór trzeba robić
wcześniej. Poza tym w soboty zamykane są już wcześniej. W pozostałych sklepach piwo kupić można do
godziny 21 bo potem jest prohibicja i do 9 rano lodówki z piwem zamykane są na
klucz. Być może dla mieszkańców kraju, w
którym na każdym rogu jest sklep monopolowy i to często czynny do późnych
godzin nocnych może to brzmieć jak surrealistyczne wizje Philipa K. Dicka, ale
z tego co mówili Finowie musi tak być bo inaczej „zapiliby się na śmierć”.
A jak pija Finowie? No cóż… Kultury spożywania
mogliby się uczyć od nas, choć to o nas mówi się na Zachodzie, że pijemy jak
nieokrzesani barbarzyńcy. Oto fiński sposób na imprezę: schodzą się ludzie,
piją dużo i co im do rąk wpadnie i potem albo zasypiają albo się rozchodzą. Co
kraj to obyczaj…
Warto jeszcze wspomnieć o fińskim
piwie jałowcowym czyli sahti. Można je
dostać wszędzie (te mocniejsze tylko w sklepach Alko). Nawet na stołówkach
można sobie je popijać. Często w Finlandii, a zwłaszcza w miejscach
odwiedzanych przez obcokrajowców nie spotkamy nazwy sahti tylko „home made ale”.
Jest sporo wariantów tego trunku w zależności od ilości użytego ekstraktu,
przypraw (zioła, chmiel, jałowiec, owoce). Cechą charakterystyczną jest brak
wysycenia dwutlenkiem węgla ponieważ piwo fermentuje w otwartych kadziach. Mi
osobiście sahti smakowało zwłaszcza w tej lekkiej wersji – 2-3% alkoholu – bo przypominało
mi nasz rodzimy podpiwek tylko trochę inaczej doprawiony. W Polsce ostatnio o
sahti jest głośno za sprawa Browaru PINTA, który uwarzył i wypuścił na rynek „Koniec
świata” nawiązujący do tego stylu. I dobrze bo dzięki chłopakom z PINTY pewnie sporo
osób będzie miało okazję zetknąć się z czymś takim.
Podsumowując – porównując po
piwnym względem Finlandie i Polskę myślę że u nas jest lepiej – mamy na pewno
lepsze i smaczniejsze piwo, a i kultury jego picia mogliby się od nas uczyć. No
gdybyśmy jeszcze mieli ich PKB, infrastrukturę i politykę socjalna to by było
naprawdę przecudnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz