Piwa z okolic Stjørdal cieszą się
w Norwegii dużym zainteresowaniem i statusem, który polski miłośnik piwa
określiłby, zgodnie z panującym ostatnio trendem, mianem „sztosów”. Niemal każdy
dorosły Norweg o nich słyszał, podobno garstka ludzi zna kogoś, kto je warzy, a
jeszcze mniejszej liczbie szczęśliwców udało się ich posmakować. Wynika to w
dużej mierze stąd, że te tradycyjne napitki rzadko kiedy opuszczają miejsce
swojego pochodzenia. Stjørdal to liczące
niecałe 20 tysięcy mieszkańców miasto i nie wszystkim w okolicy podoba się
nazywanie piwa z tych okolic mianem stjørdalsøl. Mieszkańcy pobliskiej wsi Hegra wolą
nazywać to tradycyjne piwo Hegra maltøl
dla podkreślenia jego wiejskiego charakteru. Odstawiając na bok kwestie
nazewnictwa, warto wspomnieć o tym, że stjørdalsøl – jak dawniej – spożywane jest
podczas rozmaitych uroczystości – wesel, pogrzebów, spotkań rodzinnych, świąt.
Chociaż w latach 80-tych XX wieku nastąpił znaczny regres piwowarstwa w tym
regionie, to jego renesans nastąpił już w następnej dekadzie owego stulecia i
trwa do dziś.
W okolicach Stjørdal po dzień
dzisiejszy warzy się piwo według tradycyjnych metod (choć część z nich zdaje
się zanikać na skutek kolizji tradycji z nowoczesnością). W omawianym regionie,
zwanym Trøndelag, tradycyjne piwo warzą
setki piwowarów. Większość z nich samodzielnie słoduje jęczmień w przydomowych
słodowniach zwanych såinnhus (w
budynkach tych ma także miejsce warzenie piwa). Z takiego domowego słodu – najczęściej
wędzonego dymem drewna olchowego – powstaje ciemnoczerwone lub brązowe piwo. Dawniej
do zacierania słodu używano wyłącznie wyciągu z jałowca, ale coraz więcej
piwowarów sięga po samą wodę. W regionie tym nie używa się też tradycyjnych
kultur drożdży – kveik
(miano zaprzestać tej praktyki w latach 70-tych XX wieku). Zamiast kveik
używane są drożdże piekarskie lub piwowarskie (ejlowe i lagerowe). Do brzeczki
dodawany jest chmiel, jednak w gotowym piwie jest on praktycznie niewyczuwalny.
Często do brzeczki dodawany jest też cukier, zwłaszcza do piw warzonych w zimie.
Sam proces wyrobu jest bardzo zróżnicowany – od
piwa surowego (brzeczki nie poddaje się gotowaniu), przez dekokcję, zacieranie
sterowane temperaturowo aż po zacieranie infuzyjne jednoetapowe z godzinnym
gotowaniem brzeczki.
Piwa z tego regionu są najczęściej słodkie (występują
też wersje lekko kwaśne i z nutami „funky”), posiadają bardzo niskie wysycenie
dwutlenkiem węgla. Zawartość alkoholu w nich waha się od 6,5% do 8,5%. Smak
potrafi być bardzo różny – z wyraźnymi nutami dymu olchowego, wyczuwalnym
aromatem jałowca, toffi i czerwonej borówki (brusznicy). Drożdże nie odrywają w
tym piwie istotnej roli, bowiem bukiet zdominowany jest przez nuty słodowe. Goryczka
najczęściej bywa niska. Posiadają ciemną barwę, są lekko zmętnione i nalewają
się prawie bez piany. Zdarzają się wersje mocno palone, popiołowe, ściągające –
kwestia przygotowania słodu do wyrobu piwa.
Do słodowania używane są lokalnych
odmian jęczmienia – np.: Tyra, ale nie tylko – np.: sześciorzędowy jęczmień z
Finlandii, który posiada większą zawartość skrobi. Ziarno jęczmienia moczone jest
w wodzie przez 2-3 dni. W tym czasie jest ona kilkukrotnie zmieniana. Następnie
wykładany jest na specjalną ramę, na której kiełkuje od 4 do 7 dni (w
zależności od temperatury). Podczas tej fazy jest kilkukrotnie przewracany na
ramce każdego dnia. Zielony słód suszony jest nad piecem, który nazywany jest kjerringa. Piec ten umieszczony jest pod
ramą, na której kiełkuje słód. W jego wnętrzu umieszczane są drobne kawałki drewna
olchowego, przy pomocy których słód jest suszony. Suszenie trwa od kilkunastu
do nawet 24 godzin. Czasem ziarno suszy się tak długo, dopóki pierwsze z nich nie zaczną
rozrywać się jak popcorn. Nie wszyscy piwowarzy usuwają kiełki ze słodu,
co potęguje wędzone posmaki w gotowym piwie. Spalone kiełki według relacji
Larsa Garshola mają pachnieć jak tytoń. Przed rozpoczęciem suszenia słodu dymem
olchowym, piwowarzy, ze względów bezpieczeństwa, ale także dla uniknięcia
niepotrzebnych wezwań, muszą poinformować o tym fakcie lokalną straż pożarną (oraz pobliskie lotnisko w Værnes), bowiem zdarzało się w
przeszłości, że sąsiedzi piwowarów wzywali ją widząc gęste kłęby dymu
wydostające się z budynków myśląc, że trawi je pożar.
Lokalną tradycją są spotkania grup piwowarów (såinnhuslag), mających miejsce 26 grudnia, na którym częstują
się oni własnym piwem uwarzonym specjalnie na święta. Często przybierają one
formę nieformalnych konkursów. Choć okolice Stjørdal to obszar relatywnie mały, jest tam przynajmniej
kilkuset piwowarów, a każdy z nich warzy piwo według własnych receptur, dzięki
czemu lokalne piwa są bardzo zróżnicowane. Niedaleko Stjordal – w
Skjelstadmarka – słody dymione są o wiele bardziej intensywnie niż w innych
częściach tamtej okolicy.
Wspomniane wyżej określenie såinnhuslag odnosi się do grupy piwowarów, która zbudowała jeden
wspólny budynek (såinnhus), w którym
wyrabiają rotacyjnie słód i piwo (na podobnej zasadzie funkcjonowały browary
miejskie w średniowiecznej Europie). Innym tradycyjnym rytuałem tego regionu
jest listopadowe warzenie piwa na święta Bożego Narodzenia (często w ramach såinnhuslag).
31 października w Norwegii kończy się sezon polowań na łosie. Tradycja
łowiecka i piwowarska splatają się tu ze sobą, bowiem najczęściej te same grupy
mężczyzn wspólnie polują i warzą piwo, gdyż są nie tylko sąsiadami, ale często
też krewnymi i przyjaciółmi. Podczas tego zajęcia obowiązuje jedna zasada –
nikt nie wściubia nosa w nieswoje piwo. W tym samym czasie każdy z członków såinnhuslag warzy swój trunek na nadchodzące
święta. Część z piwowarów nie przekroczy progu såinnhus do następnego
listopada, z kolei inni uwarzą w ciągu następnego roku od kilku do kilkunastu
warek. Wiadomo za to, że wszyscy z nich zbiorą się w tym budynku 26 grudnia, by
częstować się wzajemnie uwarzonymi przez nich piwami. Piwo świąteczne jest
najczęściej mocne, pożywne, często dla nadania mu odpowiedniego woltażu (i
smaku) wzbogacane jest brązowym cukrem, który sprowadzany jest w dużych
ilościach przez lokalne sklepy na tę okazję.
Innym zwyczajem, który sięga niepamiętnych czasów,
jest gjærkauk, czyli okrzyki
wznoszone podczas zadawania drożdży do brzeczki. Zgodnie z lokalną tradycją, czyni
się tak, by dzięki temu drożdże były silne, dały smaczne piwo, a pijące je
osoby były w dobrych nastrojach. Choć może wydawać się to dziś śmieszne i
niedorzeczne, dawniej takowy obyczaj był powszechnie praktykowany w Norwegii, w
Finlandii, w Estonii i na Litwie. Jedna z teorii głosi, że robiono tak, gdyż na
etapie zaszczepiania brzeczki drożdżami przekraczano pewną granicę. Piwowar
przygotował brzeczkę i od tego momentu to właśnie drożdże miały wykonać resztę
pracy, zamieniając ją w piwo. Owe okrzyki miały zmotywować je do pracy i odpędzić
złe moce, które mogły zepsuć piwo. Obyczaj ten pochodzi z czasów, gdy o
mikrobiologii nie wiedziano za wiele (choć, paradoksalnie, dobrze znano sposoby
przechowywania drożdży i obchodzenia się z nimi).
Fot.: Wikipedia
Bibliografia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz