W Internetach sporo dzisiaj pisze się o tym, że dzień
jutrzejszy będzie już trzecim z kolei International IPA Day. Nie wiem, czy
jutro uda mi się ów „dzień święty święcić”, ale postanowiłem zrobić sobie
przynajmniej wigilię tego dnia, a przy okazji uczcić setnego „lubisia”, który
dziś przyłączył się do grona czytelników „No to… po piwku!”.
Dzisiejsze spotkanie odbędzie się z piwem z włoskiego
browaru rzemieślniczego Brewfist, którego kolaboracyjny Caterpillar
pojawił się kilka tygodni temu na blogu. Wspomniany wcześniej American Pale Ale
wzbudził raczej mieszane uczucia, a jak będzie z bohaterem dzisiejszego
wieczoru?
Intryguje mnie dlaczego piwo posiada nazwę „Burocracy”?
Właściwie byłoby, gdyby nazwa tego piwa pisana była „Bureaucracy”. Być może jest
to lapsus językowy polegający na tym, że jeśli zamiast „u” wstawimy „i” (mam na
myśli stronę fonetyczną), to otrzymamy „beerocracy” czyli „rządy piwa”. Z
drugiej strony może jest to po prostu nazwa dedykowana wszystkim instytucjom,
którym włoski browar musi przedstawić stosowne dokumenty, przez co biurokracja
i „szarpanie się” z nią staje się ujemnym aspektem pracy piwowara w każdym kraju?
Nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na to pytanie, dlatego snuję domysły… Sama
nazwa piwa przypomina mi wykłady z socjologii na studiach, na których
prowadzący omawiał ciekawą teorię biurokracji według Maxa Webera.
Co do etykiety, nie rozumiem, co jej twórca miał na
myśli. Jak dla mnie jest to dość kiczowate i podchodzące pod surrealizm, bądź
realizm magiczny zestawienie motywów, co kojarzy mi się z takimi książkami jak „Nienasycenie”
Witkacego, czy narkotyczne „Drzwi percepcji” Aldousa Huxleya. Jakoś tak właśnie
ta etykieta kojarzy mi się z narkotycznymi wizjami, wywołanymi przez silne środki
psychoaktywne o działaniu halucynogennym. Całość utrzymana w ostrej, jaskrawej kolorystyce,
zdominowanej przez czerwień, zieleń i błękit, do czego dochodzi kilka tęczowych
akcentów. Na pierwszym planie męska postać z uniesioną dłonią, która zlewa się
z pięścią z logo browaru. Jakoś tak, tandetnie… W tle widnieją miejskie
zabudowania. Klimat jak w filmach Davida Lyncha albo książkach Haruki
Murakamiego – jest dziwnie, niejasno, oniryzm przeplata się z surrealizmem. Do
mnie to nie trafia. Z resztą oceńcie sami.
Druga sprawa to sposób podania składu na „kontrze” –
jak na piwo rzemieślnicze jest on bardzo lakoniczny, zbliżony swą maniera
bardziej do piw koncernowych, przynajmniej w tych przypadkach, gdy koncern
zdecyduje się na ujawnienie nieco większego Rabka tajemnicy niż lakoniczne „zawiera
słód jęczmienny”. Owszem, oddać należy, że na stronie internetowej producenta
uzyskać można nieco więcej informacji na temat piwa (w tym składu), ale ja
jestem zdania, że takie rzeczy powinny znajdować się na kontretykiecie, gdy
potencjalny klient chce dowiedzieć się jak najwięcej o produkcie, który planuje
zakupić.
Dane szczegółowe:
Producent: Brewfist.
Nazwa: Burocracy.
Styl: India Pale Ale.
Ekstrakt: 14,9 Plato.
Alkohol: 6,0% obj.
Sklad: woda, słody jęczmienne (Maris Otter, Crystal, wiedeński,
monachijski), chmiele (Magnum, Amarillo, Cascade, Montueka), drożdże.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: tak.
IBU: 52.
Barwa: mętna, miedziana. Pod światło widoczne są
perliste pęcherzyki dwutlenku węgla, których jest sporo jak na piwo górnej
fermentacji. Poza tym widoczne jest sporo drobinek osadzających się na dnie oraz pływających sobie swobodnie w
piwie.
Piana: w kolorze ecru, obfita, wysoka, składająca się
przede wszystkim z drobnych pęcherzyków, krążkuje na ściankach naczynia,
trwała, po opadnięciu pozostaje w postaci cienkiego kożuszka.
Zapach: słodowy z towarzyszącymi akcentami chleba
tostowego i biszkoptu, chmielowy aromat, który jest bardzo urozmaicony:
ziołowo-przyprawowy oraz owocowy (morele, pomarańcze, grejpfruty) z lekkim
dodatkiem żywicznym.
Smak: trochę wodnisty z wyczuwalną słodowością szybko przechodząca
w chmielowy aromat. Goryczka średnia, ziołowo-żywiczna z nieznacznym akcentem
owocowym (bardziej intensywnym w zapachu). Jest bardzo przyjemna i długa. W tle
lekko pikantna nuta drożdżowa. W miarę ogrzewania się piwa coraz bardziej
wyczuwalny staje się aromat alkoholowy.
Wysycenie: wysokie.
Udane IPA w nowatorskiej wersji (z użyciem chmielu
pochodzącego z trzech różnych kontynentów). Smak piwa jest bardzo dobrze
zbalansowany pomiędzy słodowością i nutą chmielową, jednak wydaje się dość
płytki, jak na piwo o ekstrakcie podchodzącym pod 15 Plato (15% wag.). Goryczka
posiada bardzo złożony aromat dzięki zastosowaniu tak szerokiej gamy odmian chmielu.
Piwo posiada bujną pianę, której mógłby mu pozazdrościć niejeden pszeniczniak,
co jest efektem wysokiej karbonizacji. O ile w przypadku piany daje to bardzo
pokazowy efekt, o tyle w przypadku smaku wysokie wysycenie jak na IPA jest dość
męczące. Wraz ze wzrostem temperatury piwa, wzrasta tez udział akcentu
alkoholowego w jego smaku, co owocuje rozgrzewającym i gorzko-cierpkim
posmakiem na finiszu. Piwo godne uwagi, ale nazwanie go „ikoną stylu” byłoby
sporą przesadą. Poza tym nie należy do najtańszych…
Moja ocena: 3,75/5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz