UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

środa, 13 marca 2013

Szczęki (epizod wielkopolski)


          „Shark” to efekt współpracy „kolaborantów” czyli Tomasza Kopyry (Browar Kopyra) i Wojciecha Frączyka z Browaru Widawa stanowiącego część „Gospody Pod Czarnym Kurem” usytuowanej we wsi Chrząstawa Mała na Dolnym Śląsku. Każde piwo uwarzone przez Kolaborantów nosi nazwę zwierzęcia. Równolegle Browar Widawa warzy swoje własne piwa takie jak: Widawa Lager, Augustiańskie, Parowe, a także Czarny Kur. 
Do tej pory kolaborancki duet uraczył nas takimi piwami jak: Borsuk (wędzony porter), Kruk (dry stout), Kangaroo (Australian Amber Ale), Orka (Black Idnia Pale Ale, choć twórcy preferują nazwę Cascadian Dark Ale), Sęp (American I.P.A.), Kawka (cofee stout), a także Shark (American Pale Ale).
Dotychczas udało mi się spróbować tylko dwa zwierzątka z całej kolaboranckiej fauny – „Kangura” i „Kawkę”. Obydwa spotkania wspominam dobrze. Zwłaszcza Kawka przypadła mi do gustu.  
            O pierwszej Warce „Rekina” było głośno, ponieważ jego twórcy postawili sobie za cel uwarzenie najbardziej nachmielonego piwa dostępnego na polskim rynku. Z informacji podanej przez Tomasza Kopyrę po analizie zawartości alfa-kwasów wykonanej przez dr. Andrzeja Sadownika współczynnik IBU dla tego piwa wyniósł 98. Do trzycyfrowego wyniku zabrakło naprawdę niewiele…
            Ja na pierwszą warkę się nie załapałem, ale postanowiłem sobie, że przy powrocie „Sharka” na rynek przynajmniej jedna butelka morskiego drapieżnika musi znaleźć się u mnie. I się udało! Nie mam punktu odniesienia, co do wcześniejszej wersji, jednak chętnie opiszę to, co posiadam, bo jak powszechnie wiadomo „lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu”.
           
„Shark” dostępny jest w butelkach o pojemności 330 ml. Brak imiennego kapsla. Etykieta jest w kolorze ciemnożółtym, a zawarte na niej informacje i wizerunek rekina są czarne. Czyli taki jakby znak ostrzegawczy. Z etykiety dowiemy się, że opisywane piwo to „Extremely Hopped Sunny Ale”. Dalej wyczytać można, ze jest to piwo jasne, górnej fermentacji (american pale ale). Piwo jest niefiltrowane i niepasteryzowane. Skład piwa to: słody jęczmienne (pale ale i monachijski), słód pszeniczny, słód zakwaszający, chmiel (odmiany: Chinook, Citra, Cascade), drożdże US-05. Zawartość alkoholu w piwie wynosi 4,6% objętościowo, a ekstraktu – 11,2% wagowo.

Barwa piwa jest ciemnozłota, mętna. Piana drobnoziarnista, długo utrzymująca się w kolorze jasnokremowym. W zapachu dominuje chmiel, można wyczuć lekki aromat cytrusów i słodów (zwłaszcza pszenicznego). W smaku czuć lekką słodowość, która bardzo szybko przechodzi w goryczkę. Tutaj aromat owocowy już nie występuje. Aromat chmielowy jest intensywny i głęboki, długo utrzymujący się na języku i podniebieniu. Pomimo intensywności goryczki nie jest ona, aż tak agresywna jak sobie wyobrażałem, nie jest mdła, ani "nie wykrzywia twarzy". Smak piwa jest intensywny, ale raczej nie złożony. Nie posiadam punktu odniesienia, co do poprzedniej wersji i nie sposób ocenić, w którą stronę zmienił się smak piwa. Moje osobiste odczucie jest takie, że piwo jest owszem smaczne, ale czegoś mi w nim brakuje. Coś podobnego występuje w tegorocznym „Ataku chmielu” z PINTY. Aromat pintowego piwa jeżeli chodzi o chmiel nie jest tak intensywny i wydaje się, że gdyby nie solidna dawka chmielowych szyszek, to smak byłby raczej płytki. Być może coś podobnego występuje i tu, w przypadku „Sharka” – duża doza chmielu może kamuflować pewne mankamenty z uwagi na intensywny smak jaki nadaje piwu. Tak, jak przyprawy w potrawach – gdy dodamy dużo chilli, czy pieprzu cayenne wtedy użyte do dania mięso staje się składnikiem drugoplanowym (choć to ono stanowi bazę dla potrawy). Nie potrafię jako domorosły degustator piwa nazwać dokładnie tego, co mam na myśli (chyba czas pomyśleć o kursie sensorycznym). Niemniej, uważam, że piwo jest jak najbardziej pijalne z uwagi na niewielką zawartość alkoholu i intensywny smak, który pomimo użytej sporej ilości chmielu jest akceptowalny dla – w moim mniemaniu – dużej grupy potencjalnych odbiorców, a nie tylko zatwardziałych „Hoppy Heads”.
Przy kolejnych warkach na pewno wrócę do tego piwa, by obserwować proces smakowej ewolucji króla morskich głębin. Jak dla mnie nie taki rekin straszny, jak go malują. Nie jest to piwo doskonałe, ale na pewno jest ono dobre i warto je posmakować, choćby dla stworzenia sobie poprzez empirię własnego osądu w tej kwestii. 

Ocena 4,5/5.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz