Przez wieki Piwnica Świdnicka była gospodą, do której
zaglądali przedstawiciele wszystkich warstw społecznych. Rzec można, że pomimo
rozwarstwienia społecznego, był to przybytek egalitarny, bowiem tylko
członkowie rady miejskiej mieli prawo do biesiadowania w oddzielnych salach na
koszt fundatora (byli nimi najczęściej kupcy sprowadzający piwo do Wrocławia,
którzy za takie bankiety otrzymywali ulgi podatkowe na przywożone przezeń dobra).
W Nowy Rok obsługa piwiarni składała odwiedzającym klientom życzenia
noworoczne, a dobrą manierą ze strony gościa było odwdzięczyć się drobnym podarkiem.
Doszło do tego, że niektórzy pracownicy Piwnicy Świdnickiej noworoczne podarunki
od klientów traktowali jako obowiązkowe i regulamin z 1679 roku przewidywał
kary za ich wyłudzanie. Klientów gospody pod Ratuszem obowiązywał surowy
regulamin. Nie wolno było w niej przeklinać, ani zachowywać się w sposób, który
by gorszył innych. Zakazana była muzyka, hazard i palenie tytoniu. Jeśli ktoś
złamał regulamin, przedstawiciel Urzędu Piwnicy Świdnickiej dzwonił trzy razy „dzwonkiem
łobuzerskim”, zwanym też „dzwonkiem bałwana” wskazując osobę, która dopuściła
się przewinienia. Sankcją była kara pieniężna, którą stosowano także, gdy ktoś
zbił szkło do piwa, a jeśli osobnik taki nie chciał jej uiścić, usuwano go z szynku.
W lokalu przez niemal 650 lat rządził „trunek Gambrinusa”. W
okresie XIV i XV wieku największą sławą cieszyło się jęczmienne piwo
świdnickie, jednak sytuacja ta uległa zmianie, kiedy w 1501 roku wybudowano
browar miejski i zaczęto warzyć w nim piwo pszeniczne, znane jako „Wrocławski Baran”
(Breslauer Schoeps). Piwo to
występowało w dwóch wersjach – jasnej i ciemnej. Wrocławski Baran był piwem,
którego okres świetności przypadał na lata 1500-1700. Sama nazwa tego napitku
jest przedmiotem sporów. Według jednej z anegdot miała wziąć się stąd, że
pewien chłop, który nazbyt popił podczas pobytu w Piwnicy Świdnickiej, w drodze
powrotnej do domu zasnął na łące pełnej owiec. Jego sen miał przerwać baran, a
ten w pijackim zwidzie wdał się z nim w bójkę. Według innej wersji, piwo
zawdzięczało swe miano temu, że miało być bardzo pożywne, a jego walory
przyrównywano do baraniego mięsa. Każda z wersji piwa była warzona przez inną
kategorię browarów. Browary miejskie warzyły jasny wariant tego piwa, a browary
cechowe – ciemny. Stała konkurencja, wzajemne oskarżenia i walka o monopol na
warzenie konkretnego rodzaju piwa doprowadziły do bardzo restrykcyjnego systemu
kontroli nad jakością trunku, ilością jego produkcji oraz przestrzeganiem
czasu, w którym warzenie piwa było dozwolone (tak zwane Brautage, czyli określone dni, kiedy można było je warzyć). Piwem,
które wyparło „barana” z rynku było piwo gorzkie (Bitterbier), uwarzone po raz pierwszy w 1696 roku w karczmie „Pod
Złotą Gwiazdą” (Zum Goldenen Stern).
Obok wyrobów wrocławskich, do Piwnicy Świdnickiej sprowadzano
także piwa z innych miast Śląska, Czech, Polski i Niemiec. W XVIII wieku
serwowano w niej także piwa szwedzkie i angielskie. Od roku 1760, gdy
zlikwidowano Urząd Piwnicy Świdnickiej, a lokal zaczęto dzierżawić osobom
prywatnym lub spółkom, dzierżawca zgodnie z umową był zobligowany nie tylko do
zaopatrywania piwnicy w piwa zamiejscowe, ale także do wyrobu piwa na miejscu. W
następnych wiekach – XIX i XX – w piwiarni tej pojawiła się także kawa i
likiery, a piwo zaczęło stopniowo tracić swoją hegemonię. Po I wojnie światowej
sprzedawano je tu mocno rozrzedzone z uwagi na deficyt tego produktu
spożywczego na rynku. Z kolei straty pośród męskiej części populacji będące
bezpośrednim następstwem działań wojennych, wymusiły zatrudnianie w owym
przybytku kobiet, co było nie tylko wbrew tradycji, ale i zapisom w umowach
dzierżawy.
Klient, który podczas pobytu w Piwnicy Świdnickiej poczuł
głód mógł liczyć na jego nasycenie takimi dostępnymi tam przysmakami jak różnej
maści kiełbasy i sery, kminkowe precle, kiszona kapusta, śledzie, a z czasem
sałatki ziemniaczane. Warto tutaj nadmienić, że od połowy XVIII wieku, aż do II
połowy następnego stulecia istniał zwyczaj, który polegał na tym, że
biesiadnicy przychodzili do tej piwiarni z własnym jedzeniem. W przedsionku
tego lokalu znajdowały się kramy sprzedające przekąski, takie jak pieczywo, czy
kiełbasy. W XIX wieku kolejni najemcy lokalu, wprowadzali udoskonalenia do jego
menu, ale było ono raczej skromne w porównaniu z innymi wrocławskimi
przybytkami, które starały się nadążyć za tym, co w Europie było modne.
Restauracją z prawdziwego zdarzenia Piwnica Świdnicka stała się w latach
20-tych XX wieku.
Miejsce to odwiedzali rozmaici goście. Do tych
najznamienitszych należał, między innymi, Zygmunt Luksemburczyk, który odwiedził
wrocławską miejską piwiarnię w 1420 roku. Żeby było ciekawiej, udał się tam
incognito, by poznać opinie na temat jego rządów z ust jego poddanych. Nie były
one szczególnie pochlebne, a pamiątką tego zdarzenia miała być sentencja jemu
przypisywana, która została utrwalona na drewnianej tablicy. Brzmi ona (po
polsku):
Gdyby niektórzy
wiedzieli,
kim są niektórzy,
to okazywaliby
niektórym
więcej szacunku.
Z kolei król Czech i Węgier – Maciej Korwin – był tak mocno zafascynowany
piwiarnią pod wrocławskim Ratuszem, że założył lokal o takiej samej nazwie w
stolicy Węgier, a przybytek ten funkcjonował do 1714 roku. Innymi znamienitymi
personami, które uraczyły owe miejsce swoją obecnością byli między innymi: Józef
Wybicki, Johann Wolfgang von Goethe, Fryderyk Chopin, czy Juliusz Słowacki. W
historii tej gospody zapisało się także kilka innych postaci, które nie
pochodziły z wyżyn społecznych, ale zostały zapamiętane, dzięki swej
oryginalności. Należał do nich brat Aleks, pustelnik, który w XVIII wieku
rezydował na osobowickiej świętej górce, jednak tak ukochał on Piwnicę Świdnicką,
że spędzał w niej większość czasu żebrząc o darmowy napitek i strawę. Człowiek
ten słynął ze stoickiego spokoju i wesołego usposobienia. Wielu biesiadnikom
czynił figle, a na zaczepki i wyzwiska zawsze odpowiadał „Bóg Tobie zapłać”,
dzięki czemu zawsze ktoś uraczył go kuflem piwa. Innymi osobistościami byli:
„Wesoła Joaśka” (gałganiarka), „Wilhelm Poczta” i „Czeska Pożyczka” (były
urzędnik pocztowy i wieczny student, którzy spierali się o prawo do wypicia
darmowych resztek piwa), „Głucha Luiza” (zarabiająca na życie wróżąc z kart),
„Łyżkarz” (inwalida wojenny sprzedający w piwnicy metalowe przedmioty),
„Krawaciarz” (sprzedawca krawatów), czy „Karole Rzodkiewki” (dwaj bardzo
podobni do siebie bracia o łysych głowach, częstujący klientów białą rzodkwią,
pokrojoną w plastry, które obficie solili). Warto wspomnieć też o handlującej
przez 60 lat w Piwnicy Świdnickiej (1824-1884) narzędziami kreślarskimi i
innymi przedmiotami Amalie Renner, znanej szerzej jako „Ellen-Malchen”. W roku
1874 wypadł jubileusz pięćdziesięciolecia jej pracy w owym miejscu, co ówczesny
dzierżawca piwnicy miejskiej – Adolf Friebe – postanowił uczcić bankietem na
jej cześć oraz tortem, w którym ukryto 30 talarów.
Tak w dużym skrócie przedstawiają się kilkuwiekowe losy
pomieszczeń piwnicznych znajdujących się pod wrocławskim Ratuszem, najbardziej
charakterystyczną i rozpoznawalną budowlą tego miasta. Mam nadzieję, że powyższa
lektura nie była dla Ciebie czasem straconym. Twoje zdrowie!
Źródło: Wikipedia
Bibliografia:
„Piwo we Wrocławiu: od średniowiecza po czasy współczesne”,
Halina Okólska (red.), Muzeum Miejskie Wrocławia, Wrocław, 2002,
Robert Primke, Maciej Szczerepa, Wojciech Szczerepa: „Gawędy
o piwie”, Agencja Wydawnicza EGROS,
Grzegorz Sobel: „Dlaczego Piwnica Świdnica nie jest najstarszą
restauracją Wrocławia/Europy?”, na: „Smaki Wrocławia”, http://smakiwroclawia.pl/2010/03/18/dlaczego-piwnica-swidnicka-nie-jest-najstarsza-restauracja-wroclawiaeuropy/.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz