Rok 2017 skończył się na dobre, a co za tym idzie – pora na
małą „autostradę wspomnień” związaną z rokiem minionym. Jak pisałem przy okazji
tego rodzaju podsumowań w ubiegłych latach, prezentowane przeze mnie
zestawienie jest specyficzne z kilku względów: preferuję piwa lekkie; w
zestawieniu ujmowane są piwa, które wypiłem w danym roku (a nie zawsze jest to
tożsame z rokiem ich rynkowej premiery); z zasady nie biegam za piwami
wypuszczanymi na rynek w małych ilościach i nie odczuwam imperatywu picia tego,
co okrzyknięto „sztosami”.
Myślę, że wiele osób dokona lepszego podsumowania 2017 roku
ode mnie, choćby dlatego, że był to rok, w którym piwne hobby zeszło u mnie na
dalszy plan, bowiem skupiłem się na nadrabianiu zaległości czytelniczych –
przeczytałem około pięćdziesięciu książek – lwią część z nich stanowiła
beletrystyka, ale nie zabrakło też literatury branżowej o piwie i piwowarstwie.
Między innymi z tego powodu przez cały miniony rok ma blogu pojawiło się raptem
około 25 wpisów.
I chociaż liczba ta nie jest imponująca, to jednak z
większości z opublikowanych w tym przedziale czasu tekstów jestem naprawdę zadowolony.
Pięć lat szlifowania warsztatu w towarzystwie słowników – w szczególności: poprawnej
polszczyzny, wyrazów obcych, synonimów – przyniosły efekty. Do tego lektura
ponad stu woluminów z zakresu piwa i piwowarstwa także przyczyniła się do
obecnej formy tekstów publikowanych na blogu (i na łamach „Piwowara”). W 2017 roku
blog obchodził piąte urodziny, liczba opublikowanych tekstów przekroczyła
trzysta, a na Facebooku przekroczyłem pułap 1000 polubień. To bardzo budujące.
Dziękuję za udzielony kredyt zaufania, postaram się go nie zdefraudować.
W nadchodzącym roku planuję kontynuować tematykę piw
historycznych, dawnych technik piwowarskich, prezentować mniej popularne
dodatki piwowarskie. Zamierzam wrócić także do pisania felietonów i tekstów
historycznych, ale w luźniejszej formie. Nie chcę deklarować częstotliwości
publikacji, bo wiele czynników ode mnie niezależnych ma na to wpływ i nigdy nie
wiadomo jak to będzie z tym pisaniem, weną itp.
Co do poniższego zestawienia, obejmuje ono 10 piw wypitych w
ubiegłym roku i najlepiej przeze mnie zapamiętanych. Kolejność jest przypadkowa.
Przejdźmy zatem do sedna.
1.
„Buzdygan rozkoszy” (Browar Harpagan)
RIS z dodatkiem prażonych płatków kokosowych, który był jedną
z najgłośniejszych premier podczas Poznańskich Targów Piwnych. Sam Browar
Harpagan debiutował w 2017 roku i pokazał, że choć rynek staje się coraz
bardziej nasycony, to jednak można na nim namieszać, zwłaszcza gdy ma się na
pokładzie kreatywnych i doświadczonych piwowarów. Sam „Buzdygan” był piwem ułożonym,
w którego aromacie i smaku bardo wyraźny był kokos, jednak nie było go na tyle
dużo, aby zakryć nuty typowe dla imperialnego stoutu (kawa, czekolada, karmel).
Mariaż kokosa i cukrów resztkowych sprawiał wrażenie, jakby w piwie tym rozpuszczono
batonik „Bounty”. Alkohol niewyczuwalny, choć piwo zawiera go na poziomie
oscylującym wokół 8,5% przy ekstrakcie początkowym wynoszącym 24 st. Plato.
Liczę na to, że piwo będzie cyklicznie powracać na rynek, zwłaszcza w po
jesiennym ekwinokcjum, gdy tego typu piwa cieszą się większym wzięciem niż
latem.
2.
„Kwassiflora” (Beer Bros)
Choć to Berliner Weisse z dodatkiem passiflory (marakui)
miało premierę w roku 2016, ja zetknąłem się z nim po raz pierwszy dopiero w
roku kolejnym. Byłem ciekaw połączenia kwaśnego piwa z tym cierpkim owocem i
efekt finalny zrobił na mnie wrażenie. Piwo było lekkie (8 st. Plato, 3% alk.
obj.), posiadało wyraźny aromat passiflory oraz efektów pracy bakterii z grupy Lactobacillus (od pierwszego niucha było
czuć, że zakwasiły je te mikroby a nie kwas mlekowy z uwagi na aromaty – w tym
lekkiej kiszonki). Podobnie w smaku, gdzie słodowość szybko ustępowała miejsce
kwaśnemu smakowi i owocowości. Sesyjne, rześkie i bardzo orzeźwiające. Nie było
mocno wysycone, co tylko zwiększało jego pijalność. Pozycja obowiązkowa na
letnie, upalne dni, ale nie tylko.
3.
„Kara Mustafy” (Browar Kazimierz)
Piwo od kolejnego debiutanta 2017 roku. Lekki stout (3% alk.
obj.) z dodatkiem kawy i laktozy. Doskonały kontrargument dla osób
twierdzących, że piwa lekkie są nieciekawe i niegodne uwagi. Pomimo użycia
dwóch dodatków, które potrafią zdominować smak i aromat piwa, w przypadku „Kary
Mustafy” wszystko jest a swoim miejscu. Mamy aromaty typowe dla stoutu, które
okraszono sporą dozą mlecznej słodyczy i kawy, co daje efekt „kawy z mlekiem”.
Kawowość nie wnosi nut kwaśnych, a użyta laktoza nie czyni go nazbyt słodkim i
męczącym, nadając mu wyłącznie pełni i treściwości. Świetne piwo deserowe oraz
propozycja dla osób nie lubiących goryczki.
4.
„Amadeo” (Browar Kingpin)
Milkshake IPA to trend w piwowarstwie budzący ambiwalentne
odczucia wśród konsumentów piwa rzemieślniczego. Moim zdaniem problemem nie
jest trend per se, ale częste „przekombinowanie” reprezentantów tego stylu. Na
szczęście, „Amadeo” jest przykładem udowadniającym, że można zrobić to tak. by
był i wilk syty, i owca cała. Mamy w tym piwie sporo słodyczy i malinowej
owocowości, ale całość doprawiona jest cytrusową i wyraźną, choć krótką i
niezbyt wysoką goryczką. Bardzo ciekawa kombinacja smaków, tworząca spójną
całość, której efektem jest wysoce pijalne piwo, niemęczące i niezalepiające,
ale zachęcające do kolejnych łyków. Można? Można.
5.
„Grodziska White IPA” (Browar Grodzisk)
Grodziski browar postanowił rozszerzyć swoją ofertę o piwa
spod znaku nowej fali. Interpretacja White IPA nie posiada kolendry, skórki
pomarańczy, ale użyto tutaj herbaty Sencha Earl Grey – tej samej, która obecna
była także w wersji piwa grodziskiego uwarzonego z okazji Piwobarnia 2016.
Mieliśmy zatem wyraźne nuty bergamotki w smaku i aromacie uzupełnione nutami
nadanymi przez chmiel, spośród których prym wiodła odmiana Sorachi Ace znana z
typowego dla niej kokosowego aromatu i posmaku. Jasne, wyraźnie zmętnione i odpowiednio
wysycone dwutlenkiem węgla. Bardzo orzeźwiające i rześkie z ciekawym połączeniem
owocowości z ziołowością (pochodzącą od chmielu i herbaty). Innym atutem tegoż
piwa była szeroka dostępność i dobra cena.
6.
„El Jaguaris” (Browar Birbant)
Browar Birbant uraczył nas w zeszłym roku kilkoma ciekawymi
piwami – jednym z nich było choćby głośne „Sheep Shit”, które okazało się
porządnym stoutem z ciekawym aromatem wędzonym, jednak to „El Jaguaris” okazał
się moim faworytem. Stout imperialny z dodatkiem gwatemalskiej kawy El Jaguar.
Dodatek ten wyraźnie zaznaczał swoją obecność w smaku i w aromacie. Choć
dominował, dawał także dojść do głosu aromatom pochodzącym od użytych słodów,
idącym w sukurs kawowości (paloność, gorzka czekolada). W smaku lekko kwaskowe,
wytrawne (niewielka ilość cukrów resztkowych pozwala uwypuklić kawowy smak piwa)
z wyczuwalną nutą alkoholową na finiszu, bardzo przyjemną, rozgrzewającą, uświadamiającą
konsumentowi, że to nie jest piwo lekkie (24 st. Plato, 10,5% alk. obj.). Piwo
ułożone, dlatego nie polecam go leżakować w piwnicy.
7.
„Dziecinada” (Browar Artezan)
Miniony rok przyniósł wysyp piw tego typu, jednak o dobre
Session IPA wcale nie jest tak łatwo. Częstokroć piwa te są albo za bardo słodkie
lub karmelowe (pewnie z obawy przed wodnistością), ale nierzadko chmielowa
goryczka jest ich prawdziwą piętą Achillesa – częstokroć bywa niska (przykryta
przez słodycz) lub nazbyt wysoka, zalegająca, szorstka, co nie spełnia sine qua
non tego typu piwa – rześkości i pijalności. Na szczęście są browary, które potrafią
porządne Session IPA uwarzyć i takim chlubnym przykładem jest Browar Artezan. Choć ekstrakt początkowy „Dziecinady” to 10 st.
Plato, to mamy w tym piwie wyraźną i przyjemną słodowość, która szybko ustępuje
miejsca chmielowości nadanej przez chmiele zza Oceanu Atlantyckiego, przez co w
smaku i aromacie domurują nuty żywiczno-cytrusowe, tak typowe dla jankeskich
odmian. Goryczka, choć wyraźna, jest krótka, przyjemna i nie zalega. Piwo – jak
na styl przystało – jest lekkie, sesyjne i bardzo pijalne. I o to chodzi!
8.
„Pieprzony Grodzisz” (Browar Golem)
Browar Golem postanowił zrobić grodziskie po swojemu, czyli z
twistem w postaci różowego pieprzu. Pieprz i grodziskie to, w mojej opinii, stąpanie
po kruchym lodzie, bowiem grodziskie powinno być przede wszystkim pijalne, a nadmiar
tego dodatku może efekt pijalności obrócić wniwecz (dowodem tego były piwa na
Grodziskim Konkursie Piw Domowych). W przypadku tego grodzisza wszystko poszło
jak należy. Mamy sporo słodyczy, co przy tak niskim ekstrakcie (8 st. Plato,
2.7% alk. obj.) nadaje efektu pełni, jest wędzonka, a co najważniejsze – pieprz
jest wyczuwalny, jednak przewija się gdzieś na dalszym planie w postaci
cierpkości i subtelnego pieczenia w język, które niwelują cukry resztkowe. Sama
kombinacja pieprzu i wędzonki jest bardzo intrygująca (o ile lubimy takie
klimaty w piwie). Ciekawe i udane „otwarte podejście do tradycji”. Szanuję to.
9.
„B-Day 4.0 Panie Proszą Panów” (AleBrowar/Browar
PINTA/Browar Piwoteka)
Co roku czekamy na to, czym owe trio nas zaskoczy? W tejże
wersji sięgnięto po elementy ze świata piwa oraz wina. Były słody i chmiel (Nelson
Sauvin, któremu przypisywane są nuty winogron), ale także sok z winogron Seyval Blanc i drożdże szampańskie. Aromat piwa był owocowy – estrowo-chmielowy,
z kolei w smaku było naprawdę ciekawie, bowiem piwo smakowało bardziej jak
szampan – zapewne dzięki zastosowaniu soku winogronowego i użytym drożdżom.
Było tu sporo białych owoców, przewijała się lekka kwaskowość, a całość
uzupełniało dość wysokie wysycenie dwutlenkiem węgla. Co ciekawe, choć pojawiły
się tu elementy „winne” (co mogłoby sugerować raczej wysoką zawartość alkoholu),
piwo uwarzono w stylu Session IPA (ekstrakt początkowy wynosił 9 st. Plato). Ciekawa
propozycja, szkoda tylko, że to jednorazowy „strzał”, bo chętnie obdarowałbym
nim kilka Pań.
10. „Mystery” (Browar Rockmill)
Browar Rockmill uraczył nas w 2017 roku wieloma naprawdę
ciekawymi premierami. Moim zdaniem to – obok Browaru Hrpagan i Browaru
Kazimierz – jeden z najbardziej obiecujących zeszłorocznych debiutów. Przyznam
szczerze, że trudno było mi wybrać najlepsze piwo z oferty, ale ostatecznie to właśnie
„Mystery” uznałbym za mojego faworyta. Pierwsze skojarzenie, gdy dowiedziałem się,
że to Black IPA z kawą, przywiodło mi na myśl piwo „Black Malts And Body Salts”
z browaru To Øl. To piwo jednak bardziej koresponduje z moim gustem, bowiem
jest lżejsze. Mamy tu sporo chmielowości nadanej przez amerykańskie chmiele, a
także sporo kawowości, aromatów prażonego ziarna, orzecha i słonecznika, jednak
nie tak intensywnych jak w amerykańskiej wersji stoutu. Udane i
nieprzekombinowane piwo. Niskie wysycenie podwyższa pijalność. Piwo o wyraźnym
smaku, dla osób lubiących piwa wyraziste w smaku.
W wszystkiego najlepszego
w Nowym Roku!
A jakie są Wasze typy?
Trapeze z Radugi oraz Wędzony porter z Grodziska.
OdpowiedzUsuńTe są zaraz pod kreską. :) Też zacne, ale 10 to 10. :)
Usuń