UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

środa, 3 stycznia 2018

Moje piwne Top 10 2017 roku

Rok 2017 skończył się na dobre, a co za tym idzie – pora na małą „autostradę wspomnień” związaną z rokiem minionym. Jak pisałem przy okazji tego rodzaju podsumowań w ubiegłych latach, prezentowane przeze mnie zestawienie jest specyficzne z kilku względów: preferuję piwa lekkie; w zestawieniu ujmowane są piwa, które wypiłem w danym roku (a nie zawsze jest to tożsame z rokiem ich rynkowej premiery); z zasady nie biegam za piwami wypuszczanymi na rynek w małych ilościach i nie odczuwam imperatywu picia tego, co okrzyknięto „sztosami”.

Myślę, że wiele osób dokona lepszego podsumowania 2017 roku ode mnie, choćby dlatego, że był to rok, w którym piwne hobby zeszło u mnie na dalszy plan, bowiem skupiłem się na nadrabianiu zaległości czytelniczych – przeczytałem około pięćdziesięciu książek – lwią część z nich stanowiła beletrystyka, ale nie zabrakło też literatury branżowej o piwie i piwowarstwie. Między innymi z tego powodu przez cały miniony rok ma blogu pojawiło się raptem około 25 wpisów.

I chociaż liczba ta nie jest imponująca, to jednak z większości z opublikowanych w tym przedziale czasu tekstów jestem naprawdę zadowolony. Pięć lat szlifowania warsztatu w towarzystwie słowników – w szczególności: poprawnej polszczyzny, wyrazów obcych, synonimów – przyniosły efekty. Do tego lektura ponad stu woluminów z zakresu piwa i piwowarstwa także przyczyniła się do obecnej formy tekstów publikowanych na blogu (i na łamach „Piwowara”). W 2017 roku blog obchodził piąte urodziny, liczba opublikowanych tekstów przekroczyła trzysta, a na Facebooku przekroczyłem pułap 1000 polubień. To bardzo budujące. Dziękuję za udzielony kredyt zaufania, postaram się go nie zdefraudować.

W nadchodzącym roku planuję kontynuować tematykę piw historycznych, dawnych technik piwowarskich, prezentować mniej popularne dodatki piwowarskie. Zamierzam wrócić także do pisania felietonów i tekstów historycznych, ale w luźniejszej formie. Nie chcę deklarować częstotliwości publikacji, bo wiele czynników ode mnie niezależnych ma na to wpływ i nigdy nie wiadomo jak to będzie z tym pisaniem, weną itp.  

Co do poniższego zestawienia, obejmuje ono 10 piw wypitych w ubiegłym roku i najlepiej przeze mnie zapamiętanych. Kolejność jest przypadkowa. Przejdźmy zatem do sedna.

1.     „Buzdygan rozkoszy” (Browar Harpagan)
RIS z dodatkiem prażonych płatków kokosowych, który był jedną z najgłośniejszych premier podczas Poznańskich Targów Piwnych. Sam Browar Harpagan debiutował w 2017 roku i pokazał, że choć rynek staje się coraz bardziej nasycony, to jednak można na nim namieszać, zwłaszcza gdy ma się na pokładzie kreatywnych i doświadczonych piwowarów. Sam „Buzdygan” był piwem ułożonym, w którego aromacie i smaku bardo wyraźny był kokos, jednak nie było go na tyle dużo, aby zakryć nuty typowe dla imperialnego stoutu (kawa, czekolada, karmel). Mariaż kokosa i cukrów resztkowych sprawiał wrażenie, jakby w piwie tym rozpuszczono batonik „Bounty”. Alkohol niewyczuwalny, choć piwo zawiera go na poziomie oscylującym wokół 8,5% przy ekstrakcie początkowym wynoszącym 24 st. Plato. Liczę na to, że piwo będzie cyklicznie powracać na rynek, zwłaszcza w po jesiennym ekwinokcjum, gdy tego typu piwa cieszą się większym wzięciem niż latem.   

2.     „Kwassiflora” (Beer Bros)
Choć to Berliner Weisse z dodatkiem passiflory (marakui) miało premierę w roku 2016, ja zetknąłem się z nim po raz pierwszy dopiero w roku kolejnym. Byłem ciekaw połączenia kwaśnego piwa z tym cierpkim owocem i efekt finalny zrobił na mnie wrażenie. Piwo było lekkie (8 st. Plato, 3% alk. obj.), posiadało wyraźny aromat passiflory oraz efektów pracy bakterii z grupy Lactobacillus (od pierwszego niucha było czuć, że zakwasiły je te mikroby a nie kwas mlekowy z uwagi na aromaty – w tym lekkiej kiszonki). Podobnie w smaku, gdzie słodowość szybko ustępowała miejsce kwaśnemu smakowi i owocowości. Sesyjne, rześkie i bardzo orzeźwiające. Nie było mocno wysycone, co tylko zwiększało jego pijalność. Pozycja obowiązkowa na letnie, upalne dni, ale nie tylko.
   
3.     „Kara Mustafy” (Browar Kazimierz)
Piwo od kolejnego debiutanta 2017 roku. Lekki stout (3% alk. obj.) z dodatkiem kawy i laktozy. Doskonały kontrargument dla osób twierdzących, że piwa lekkie są nieciekawe i niegodne uwagi. Pomimo użycia dwóch dodatków, które potrafią zdominować smak i aromat piwa, w przypadku „Kary Mustafy” wszystko jest a swoim miejscu. Mamy aromaty typowe dla stoutu, które okraszono sporą dozą mlecznej słodyczy i kawy, co daje efekt „kawy z mlekiem”. Kawowość nie wnosi nut kwaśnych, a użyta laktoza nie czyni go nazbyt słodkim i męczącym, nadając mu wyłącznie pełni i treściwości. Świetne piwo deserowe oraz propozycja dla osób nie lubiących goryczki.

4.     „Amadeo” (Browar Kingpin)
Milkshake IPA to trend w piwowarstwie budzący ambiwalentne odczucia wśród konsumentów piwa rzemieślniczego. Moim zdaniem problemem nie jest trend per se, ale częste „przekombinowanie” reprezentantów tego stylu. Na szczęście, „Amadeo” jest przykładem udowadniającym, że można zrobić to tak. by był i wilk syty, i owca cała. Mamy w tym piwie sporo słodyczy i malinowej owocowości, ale całość doprawiona jest cytrusową i wyraźną, choć krótką i niezbyt wysoką goryczką. Bardzo ciekawa kombinacja smaków, tworząca spójną całość, której efektem jest wysoce pijalne piwo, niemęczące i niezalepiające, ale zachęcające do kolejnych łyków. Można? Można.

5.     „Grodziska White IPA” (Browar Grodzisk)
Grodziski browar postanowił rozszerzyć swoją ofertę o piwa spod znaku nowej fali. Interpretacja White IPA nie posiada kolendry, skórki pomarańczy, ale użyto tutaj herbaty Sencha Earl Grey – tej samej, która obecna była także w wersji piwa grodziskiego uwarzonego z okazji Piwobarnia 2016. Mieliśmy zatem wyraźne nuty bergamotki w smaku i aromacie uzupełnione nutami nadanymi przez chmiel, spośród których prym wiodła odmiana Sorachi Ace znana z typowego dla niej kokosowego aromatu i posmaku. Jasne, wyraźnie zmętnione i odpowiednio wysycone dwutlenkiem węgla. Bardzo orzeźwiające i rześkie z ciekawym połączeniem owocowości z ziołowością (pochodzącą od chmielu i herbaty). Innym atutem tegoż piwa była szeroka dostępność i dobra cena.

6.     „El Jaguaris” (Browar Birbant)
Browar Birbant uraczył nas w zeszłym roku kilkoma ciekawymi piwami – jednym z nich było choćby głośne „Sheep Shit”, które okazało się porządnym stoutem z ciekawym aromatem wędzonym, jednak to „El Jaguaris” okazał się moim faworytem. Stout imperialny z dodatkiem gwatemalskiej kawy El Jaguar. Dodatek ten wyraźnie zaznaczał swoją obecność w smaku i w aromacie. Choć dominował, dawał także dojść do głosu aromatom pochodzącym od użytych słodów, idącym w sukurs kawowości (paloność, gorzka czekolada). W smaku lekko kwaskowe, wytrawne (niewielka ilość cukrów resztkowych pozwala uwypuklić kawowy smak piwa) z wyczuwalną nutą alkoholową na finiszu, bardzo przyjemną, rozgrzewającą, uświadamiającą konsumentowi, że to nie jest piwo lekkie (24 st. Plato, 10,5% alk. obj.). Piwo ułożone, dlatego nie polecam go leżakować w piwnicy.   

7.     „Dziecinada” (Browar Artezan)
Miniony rok przyniósł wysyp piw tego typu, jednak o dobre Session IPA wcale nie jest tak łatwo. Częstokroć piwa te są albo za bardo słodkie lub karmelowe (pewnie z obawy przed wodnistością), ale nierzadko chmielowa goryczka jest ich prawdziwą piętą Achillesa – częstokroć bywa niska (przykryta przez słodycz) lub nazbyt wysoka, zalegająca, szorstka, co nie spełnia sine qua non tego typu piwa – rześkości i pijalności. Na szczęście są browary, które potrafią porządne Session IPA uwarzyć i takim chlubnym przykładem jest Browar Artezan.  Choć  ekstrakt początkowy „Dziecinady” to 10 st. Plato, to mamy w tym piwie wyraźną i przyjemną słodowość, która szybko ustępuje miejsca chmielowości nadanej przez chmiele zza Oceanu Atlantyckiego, przez co w smaku i aromacie domurują nuty żywiczno-cytrusowe, tak typowe dla jankeskich odmian. Goryczka, choć wyraźna, jest krótka, przyjemna i nie zalega. Piwo – jak na styl przystało – jest lekkie, sesyjne i bardzo pijalne. I o to chodzi!

8.     „Pieprzony Grodzisz” (Browar Golem)
Browar Golem postanowił zrobić grodziskie po swojemu, czyli z twistem w postaci różowego pieprzu. Pieprz i grodziskie to, w mojej opinii, stąpanie po kruchym lodzie, bowiem grodziskie powinno być przede wszystkim pijalne, a nadmiar tego dodatku może efekt pijalności obrócić wniwecz (dowodem tego były piwa na Grodziskim Konkursie Piw Domowych). W przypadku tego grodzisza wszystko poszło jak należy. Mamy sporo słodyczy, co przy tak niskim ekstrakcie (8 st. Plato, 2.7% alk. obj.) nadaje efektu pełni, jest wędzonka, a co najważniejsze – pieprz jest wyczuwalny, jednak przewija się gdzieś na dalszym planie w postaci cierpkości i subtelnego pieczenia w język, które niwelują cukry resztkowe. Sama kombinacja pieprzu i wędzonki jest bardzo intrygująca (o ile lubimy takie klimaty w piwie). Ciekawe i udane „otwarte podejście do tradycji”. Szanuję to.      

9.     „B-Day 4.0 Panie Proszą Panów” (AleBrowar/Browar PINTA/Browar Piwoteka)
Co roku czekamy na to, czym owe trio nas zaskoczy? W tejże wersji sięgnięto po elementy ze świata piwa oraz wina. Były słody i chmiel (Nelson Sauvin, któremu przypisywane są nuty winogron), ale także sok z winogron Seyval Blanc i drożdże szampańskie. Aromat piwa był owocowy – estrowo-chmielowy, z kolei w smaku było naprawdę ciekawie, bowiem piwo smakowało bardziej jak szampan – zapewne dzięki zastosowaniu soku winogronowego i użytym drożdżom. Było tu sporo białych owoców, przewijała się lekka kwaskowość, a całość uzupełniało dość wysokie wysycenie dwutlenkiem węgla. Co ciekawe, choć pojawiły się tu elementy „winne” (co mogłoby sugerować raczej wysoką zawartość alkoholu), piwo uwarzono w stylu Session IPA (ekstrakt początkowy wynosił 9 st. Plato). Ciekawa propozycja, szkoda tylko, że to jednorazowy „strzał”, bo chętnie obdarowałbym nim kilka Pań.

10. „Mystery” (Browar Rockmill)
Browar Rockmill uraczył nas w 2017 roku wieloma naprawdę ciekawymi premierami. Moim zdaniem to – obok Browaru Hrpagan i Browaru Kazimierz – jeden z najbardziej obiecujących zeszłorocznych debiutów. Przyznam szczerze, że trudno było mi wybrać najlepsze piwo z oferty, ale ostatecznie to właśnie „Mystery” uznałbym za mojego faworyta. Pierwsze skojarzenie, gdy dowiedziałem się, że to Black IPA z kawą, przywiodło mi na myśl piwo „Black Malts And Body Salts” z browaru To Øl. To piwo jednak bardziej koresponduje z moim gustem, bowiem jest lżejsze. Mamy tu sporo chmielowości nadanej przez amerykańskie chmiele, a także sporo kawowości, aromatów prażonego ziarna, orzecha i słonecznika, jednak nie tak intensywnych jak w amerykańskiej wersji stoutu. Udane i nieprzekombinowane piwo. Niskie wysycenie podwyższa pijalność. Piwo o wyraźnym smaku, dla osób lubiących piwa wyraziste w smaku.

W wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!


A jakie są Wasze typy? 


2 komentarze:

  1. Trapeze z Radugi oraz Wędzony porter z Grodziska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te są zaraz pod kreską. :) Też zacne, ale 10 to 10. :)

      Usuń