Natłok różnego rodzaju zobowiązań wobec życia w
skuteczny sposób utrudnia mi pisanie tekstów, których plan i konspekty znajdują
się w szufladzie i czekają aż przyjdzie ten odpowiedni moment. Mam nadzieję, że
na początku lipca sytuacja się nieco poprawi i będę mógł bardziej poświęcić się
blogowi, zwłaszcza, że w zanadrzu mam kilka fajnych pomysłów. Nie chcąc
zaniechać blogowania zupełnie, postanowiłem skupić się na nowościach rodzimego
piwowarstwa rzemieślniczo-kontraktowego.
W tym epizodzie moich piwnych przygód, postanowiłem
zająć się piwem „Kinky Ale” z wrocławskiego browaru kontraktowego Doctor Brew,
który warzy swoje piwa w Browarze Bartek znajdującym się w miejscowości Cieśle
w powiecie pleszewskim. Jest to już kolejne piwo tej inicjatywy kontraktowej i
wcale nie takie nowe, bowiem swoją premierę miało już kilka tygodni temu, a
jego twórcy kilka dni temu wypuścili na rynek dwa kolejne piwa: „American
Weizen” i „Australian Weizenbock”.
Doctor Brew debiutował zimą tego roku piwem „Sunny
Ale”. Już przy samej zapowiedzi premiery ich pierwszego piwa pojawiły się
głosy, że to będzie jakaś dziwna inicjatywa (część piwoszy wieszczyła, że to
będzie pewnie powtórka z casusu Browaru Antidotum), bowiem w materiałach
promocyjnych widniało wiele ciekawych i osobliwych informacji, zwłaszcza przy
przedstawianiu piw autorstwa założycieli tegoż browaru (pisano w nich np.: o
tym, że twórcy tego browaru kontraktowego spali w śpiworach przy kadzi
warzelnej, etc.). Browar założył sobie z góry pewien styl i konsekwentnie się
go trzyma. Na etykiecie każdego wypustu zawsze można poczytać sobie „opowieści
dziwnej treści”, co niektórym najwidoczniej przeszkadza. Ja z założenia skupiam
się na piwie, bo to o nie w tym wszystkim najbardziej chodzi (moim, skromnym,
zdaniem).
Do tej pory próbowałem „Sunny Ale” oraz „American
IPA”. Wniosek z ich degustacji był taki, że panowie Łukasz Lis i Michał
Olszewski (twórcy projektu Doctor Brew) są entuzjastami nowofalowych odmian
chmielu oraz, że nie żałują go w swoich piwach, co bardzo mi się podoba. Obydwa
piwa były smaczne, bardzo aromatyczne i zorientowane na nuty chmielowe, co o
ile było oczywiste w „American IPA”, o tyle w przypadku „Sunny Ale” prowadziło
do pewnej jednowymiarowości. Myślę, że owa inicjatywa bez problemu odnajdzie
swoje miejsce na rynku.
„Kinky Ale” jest dla mnie o tyle ciekawym piwem, że
przy jego warzeniu użyto nowej odmiany chmielu, która do niedawna była
zarejestrowana jako HBC 366, a od pewnego czasu funkcjonuje już jako
zarejstrowana odmiana nazwana Equinox. Odmiana ta, według Hopunion, charakteryzuje się zawartością alfa-kwasów na
poziomie 14,4%-15,6%, a jej aromat opisywany jest jako owocowy, roślinny i ziołowy
z takimi akcentami jak: cytryna, limonka, papaja, zielony pieprz.
Sama prezencja jest bardzo ładna. Etykieta prezentuje
się skromnie, widoczne jest na niej logo producenta, nazwa piwa, „nawijka”
charakterystyczna dla Doctor Brew (nie oni pierwsi poszli w tym kierunku) oraz
garść szczegółów na temat „Kinky Ale”. Swoją drogą, samo słowo „kinky” po
polsku oznacza udziwniony, perwersyjny, dziwaczny. Piwo uwarzono i
zabutelkowano w Browarze Bartek w Cieślach. Producent twierdzi, że jest to piwo
w stylu Pale ale, choć dla mnie to AIPA (nie uważam się za fanatycznego
wyznawcę BJCP), biorąc pod uwagę jego parametry, a są nimi: ekstrakt – 16 Blg,
alkohol – 6,2% obj., IBU: 71. Sam skład jest podany w sposób ogólnikowy: woda,
słód jęczmienny, chmiel, drożdże. Piwa nie poddano filtracji ani pasteryzacji.
Po otwarciu butelki uderza aromat pieprzowy,
przyprawowy, jednak szybko ulatnia się i do głosu dochodzą owoce, te bardziej
cierpkie i kwaśne w smaku oraz grejpfrut. „Kinky Ale” posiada brązowo-miedzianą
barwę, wyraźnie zmętnioną, w której
widoczne są szybujące ku górze pęcherzyki dwutlenku węgla. Pianę cechuje kolor
zabrudzonej bieli. Jest ona zwarta, drobna, sztywna, średniowysoka i trwała.
Utrzymuje się na powierzchni w postaci dwumilimetrowego kożuszka do samego końca i wyraźnie krążkuje na
ściankach naczynia. Aromat to przede wszystkim dobrze wyeksponowana
chmielowość, co w tym piwie typu Single Hop (chmielonego tylko i wyłącznie
jedną odmianą) jest kluczowe, by konsument poznał bukiet aromatów typowy dla
tej konkretnej odmiany chmielu. Wyczuwalna jest owocowość, ale inna niż w
Cascade, Zeusie, Palisade, czy Citrze. Jest pewien wspólny mianownik, które je
łączy i jest nim zdecydowanie żywiczność i ziołowość, jednak owocowość zdaje
się być nieco bardziej kwaskowa, cytrynowa (choć nuty pomarańczy i grejpfruta
też są wyczuwalne), a do tego wyraźna jest nuta przyprawowa, znacznie odmienna
od fenoli produkowanych zwłaszcza przez belgijskie szczepy drożdży. A propos
drożdży i tego co mogą wnieść do piwa poza alkoholem i CO2 – wyczuwalna jest
lekka nuta rozpuszczalnikowa. Na drugim planie
wyczuwalna jest słodowość z domieszką ciasteczek i karmelu. W smaku tylko przez
chwilę można wyczuć słodowość, ponieważ szybko zostaje ona zduszona przez
akcenty chmielowe. Goryczka jest raczej wysoka, długa, głęboka i zalegająca. W
smaku chmielowość przejawia się bardziej ziołowością (przypominająca nieco
polską Sybillę) i żywicznością, co bardzo dobrze współgra z wytrawnością piwa.
Finisz wytrawny, chmielowy, ziołowo-żywiczny. W miarę ogrzewania się piwa, do
głosu dochodzi alkohol, który rozgrzewa i lekko drapie w gardło, a jego
obecność najwyraźniej zaznacza się na finiszu (ostatnimi czasy, jestem na to
jakoś szczególnie wyczulony). Jak dla mnie, wysycenie tego piwa jest trochę za
wysokie jak na ten rodzaj piwa (ale).
Piwo zdecydowanie dla kategorii piwoszy określanej
jako „Hop Heads”, ponieważ chmiel gra tu pierwsze skrzypce od niemal samego
początku na jeszcze jakiś czas po finiszu. Ale ten jest pijalny i smaczny,
jednak raczej jednowymiarowy, co w tym przypadku można uznać za usprawiedliwione,
bowiem jak mniemam, intencją twórców tego piwa było wyeksponowanie tego, co do
piwa wniesie odmiana Equinox, a przy chmieleniu na poziomie piw koncernowych,
taki zabieg po prostu mijałby się z celem. Jedynymi mankamentami piwa są: nuta
rozpuszczalnikowa, wybijający się alkohol oraz trochę zbyt wysokie wysycenie.
Poza tym, uważam je za całkiem dobre. To ciekawy materiał poglądowy dla
piwowarów domowych, których mogłaby interesować ta nowa odmiana chmielu. Co do
samej odmiany Equinox, w aromacie jest bardzo owocowa, ale w smaku dominują nuty
iglaste i ziołowe. Myślałem, ze być może sprawdziła by się ta odmiana w
przypadku biere blanche z dodatkiem nowofalowych amerykańskich chmiel, ale moim
zdaniem nie będzie to najlepsze połączenie. Gdybym warzył APA i chciał ukierunkować
je w stronę ziołowo-żywiczną na pewno sięgnąłbym właśnie po tę odmianę oraz
Tomahawk i Simcoe. Myślę, że efekt finalny mógłby być interesujący. Poza tym,
myślę, że Equinox można by połączyć z naszą, polską Sybillą. Coś mi mówi, że to
też byłby zgrany duet. Jest w tym chmielu spory potencjał.
Kinky Ale nie próbowałem, natomiast American IPA od Doctora rewelacja!!! jak dla mnie czołówka polskiego craftu jesli chodzi o ten styl piwny!!! i te pływające cząsteczki chmielu i drożdży...coś pięknego :-)
OdpowiedzUsuńTeraz dostępna jest nowa warka Kinky. Z resztą pojawiły się też inne piwa chmielone Eqinoxem. Faktem jest, że mocno chmielone w wykonaniu Doctor Brew są bardzo udane. Polecam Molly IPA.
Usuń