UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

wtorek, 20 stycznia 2015

„Szpieg z krainy bluszczowców”



Ci, którzy śledzą tego bloga już od jakiegoś czasu, wiedzą doskonale o tym, że piwowarskie eksperymenty z niecodziennymi dodatkami bardzo mnie interesują. Od samego początku, gdy tylko dowiedziałem się, że to piwo powstanie, wiedziałem, że wrażenia z jego degustacji trafią na „No to… po piwku!”.

Bluszcz pospolity to roślina powszechnie występująca w naszym klimacie. Często jest sadzona dla celów ozdobnych, ale odnajduje ona także zastosowanie w ziołolecznictwie (przede wszystkim z uwagi na działanie wykrztuśne i przeciwzapalne wywaru z liści tej rośliny), wyciągi na bazie bluszczu stosuje się przy produkcji wyrobów kosmetycznych, doceniają go pszczelarze z uwagi na jego właściwości miododajne, etc. Dawniej często sięgano po bluszcz jako przyprawę do piwa z uwagi na goryczkowy smak tej rośliny. Z czasem, miejsce tego pnącza zastąpił chmiel, który nomen omen też jest rośliną pnącą.

W ramach swoich eksperymentów, warszawski browar – Browar Bazyliszek – postanowił sięgnąć po ten dodatek przy jednym ze swoich najnowszych piw. Trzeba przyznać, że ostatnio ekipa tego browaru nie próżnuje i obok swojego piwa bluszczowego, wypuściła na rynek inne wypusty takie jak: „Pekin” – ryżowe IPA, „Rafineria” – RIS, a także sour ale z dodakiem malin – „W malinowym chrusniaku”.

„Szpieg z krainy bluszczowców” to, według producenta, bluszczowe zielone ale. Jego ekstrakt początkowy wynosi 15,2% wag., zawartość alkoholu tego ejla plasuje się na poziomie 5,6% obj. Do jego uwarzenia użyto jasnych słodów: pale ale i pszenicznego, międzynarodowej mieszanki chmieli: Magnum, Centennial, Fuggles, Citra i Cascade. Goryczka według producenta deklarowana jest na poziomie 32 IBU. Poza chmielem, piwo przyprawiono liśćmi bluszczu pospolitego (użytych także na etapie cichej fermentacji) i czarnym pieprzem. Do jego fermentacji wykorzystano drożdże Wyeast 1098 British Ale. Generalnie, podoba mi się nazwa tego piwa, przywołując wspomnienia związane z postaciami z kreskówki, którą oglądałem będąc dzieckiem – i pewnie nie byłem wyjątkiem – czyli „szpiegów z krainy deszczowców” (a zwłaszcza niejakiego don Pedro). Owa bajka nosiła tytuł „Porwanie Baltazara Gąbki”. Dziwnym trafem, nie czytałem książki Stanisława Pagaczewskiego, której ekranizacją był ów serial.

Już po przelaniu do szkła widać, że mamy do czynienia z wypustem innym niż wszystkie. Barwa tego piwa jest w pewnej części zielona, ale to nie jest taka zieleń znana z piw warzonych w browarze w Raciborzu czy Witnicy. Jest to raczej zgniła zieleń, tudzież mieszanka zieleni i brązu. Szczerze, wygląda niezbyt apetycznie, zwłaszcza jeśli piwo podać komuś, kto przez większość życia lubował się w idealnie klarownych lagerach. Kolor tego piwa najbardziej kojarzy mi się z brudną wodą po myciu podłogi. Piana minimalna. Wziąłem specjalnie drugie naczynie i nalewałem z wysoka, aby zobaczyć czy cokolwiek uda mi się wskórać w tej materii, bowiem przy nalaniu pierwszej próbki, piana nie utworzyła się. Nawet przy agresywnym nalewaniu, wysokość piany wynosi maksymalnie 1,5 centymetra nad powierzchnią piwa. Tak sprawa wygląda jeżeli chodzi o aspekty wizualne tego piwa, a co z innymi wrażeniami? Zapach jest bardzo „zielony”. Wyraźnie czuć akcent chmielowy, bardzo rozbudowany, oraz wyczuwalna jest nuta czegoś jeszcze – ziołowa, ziemista, dobrze wyeksponowana. Słodowość bardzo wycofana. Brak akcentów pochodnych od drożdży. Aromat przyjemny, zwłaszcza jeśli porównać go z barwą. Zachęca, by posmakować tego trunku. W smaku, słodowość szybko zostaje zastąpiona przez aromaty ziołowe – czuć chmiel (jego obecność przejawia się bardziej ziołowym europejskim sznytem niż jankeską owocowością czy żywicznością), a także wyraźnie wyczuwalny jest ekstra składnik tego piwa. Nigdy wcześniej nie miałem styczności z bluszczem. Nadaje on także ziołowości, lekkiej łodygowości z nutami mięty i czarnej herbaty, jednak nie jest ona tak ściągająca jak w przypadku piołunu. Ogólnie, goryczka w tym piwie jest niska, ziemista i bardzo ziołowa, całkiem przyjemna, a obecność bluszczu szczególnie wyraźnie można wyczuć na finiszu, bowiem pozostawia ona wyraźny posmak, który jest nawet lekko zalegający. Brak w nim wad w postaci DMS czy innych niepożądanych aromatów. Wysycenie tego piwa jest niskie, w kierunku średniego.  


Podsumowując, jest to piwo bardzo specyficzne, co wyraźnie widać już od pierwszych chwil po otwarciu butelki, gdy przelewa się je do szkła. Aspekty wizualne tego piwa pozostawiam indywidualnej ocenie, bowiem ktoś kto sięga często po wypusty rzemieślnicze wie, że brak klarowności w piwie niczym złym nie jest. Z kolei, miłośnicy europlagerów mogliby mieć w tej kwestii zdanie zgoła odmienne. „Szpieg” ładnie pachnie i pomimo tego, że jego aromat jest specyficzny, zachęca on, a nie zniechęca, by go skosztować. Z resztą, bądźmy szczerzy, skoro już ktoś decyduje się użyć jakiś dodatek, to dobrze, gdy jego obecność w napoju jest wyeksponowana. Dodawanie symbolicznych ilości tylko po to, by chwalić się tym na etykiecie, mija się z celem. Smak tego piwa też potwierdza jego nietuzinkowość. Pisząc nietuzinkowość mam na myśli niecodzienny charakter tego piwa. To piwo jest dobre, bardzo pijalne, posiada wyraźny ziołowy smak i nie jest częścią wyścigu o najwyższe IBU w kraju. To się chwali. Jest tez bardzo odmienne od „kratowego mainstreamu” i, póki co, to jedyny taki komercyjny wypust w naszym kraju. Nie jest to piwo dla każdego i najlepiej, gdy każdy z Was spotka się ze „Szpiegiem z krainy bluszczowców” jeśli trafi się taka okazja. Na pewno jest to piwo udane, pozbawione wad, a przy okazji wnoszące coś innego na polski rynek piwny niż wypust chmielony na potęgę amerykańskim chmielem. Na pewno jest to bardzo ciekawy pomysł i piwo, które zapadnie na długo w pamięć.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz