Ci, którzy śledzą
tego bloga już od jakiegoś czasu, wiedzą doskonale o tym, że piwowarskie
eksperymenty z niecodziennymi dodatkami bardzo mnie interesują. Od samego
początku, gdy tylko dowiedziałem się, że to piwo powstanie, wiedziałem, że
wrażenia z jego degustacji trafią na „No to… po piwku!”.
Bluszcz pospolity to roślina
powszechnie występująca w naszym klimacie. Często jest sadzona dla celów
ozdobnych, ale odnajduje ona także zastosowanie w ziołolecznictwie (przede
wszystkim z uwagi na działanie wykrztuśne i przeciwzapalne wywaru z liści tej rośliny),
wyciągi na bazie bluszczu stosuje się przy produkcji wyrobów kosmetycznych, doceniają
go pszczelarze z uwagi na jego właściwości miododajne, etc. Dawniej często
sięgano po bluszcz jako przyprawę do piwa z uwagi na goryczkowy smak tej rośliny.
Z czasem, miejsce tego pnącza zastąpił chmiel, który nomen omen też jest
rośliną pnącą.
W ramach swoich
eksperymentów, warszawski browar – Browar Bazyliszek – postanowił sięgnąć po
ten dodatek przy jednym ze swoich najnowszych piw. Trzeba przyznać, że ostatnio
ekipa tego browaru nie próżnuje i obok swojego piwa bluszczowego, wypuściła na
rynek inne wypusty takie jak: „Pekin” – ryżowe IPA, „Rafineria” – RIS, a także
sour ale z dodakiem malin – „W malinowym chrusniaku”.
„Szpieg z krainy bluszczowców”
to, według producenta, bluszczowe zielone ale. Jego ekstrakt początkowy wynosi
15,2% wag., zawartość alkoholu tego ejla plasuje się na poziomie 5,6% obj. Do
jego uwarzenia użyto jasnych słodów: pale ale i pszenicznego, międzynarodowej
mieszanki chmieli: Magnum, Centennial, Fuggles, Citra i Cascade. Goryczka
według producenta deklarowana jest na poziomie 32 IBU. Poza chmielem, piwo
przyprawiono liśćmi bluszczu pospolitego (użytych także na etapie cichej
fermentacji) i czarnym pieprzem. Do jego fermentacji wykorzystano drożdże Wyeast
1098 British Ale. Generalnie, podoba mi się nazwa tego piwa, przywołując
wspomnienia związane z postaciami z kreskówki, którą oglądałem będąc dzieckiem
– i pewnie nie byłem wyjątkiem – czyli „szpiegów z krainy deszczowców” (a zwłaszcza
niejakiego don Pedro). Owa bajka nosiła tytuł „Porwanie Baltazara Gąbki”.
Dziwnym trafem, nie czytałem książki Stanisława Pagaczewskiego, której
ekranizacją był ów serial.
Już po przelaniu do
szkła widać, że mamy do czynienia z wypustem innym niż wszystkie. Barwa tego
piwa jest w pewnej części zielona, ale to nie jest taka zieleń znana z piw warzonych
w browarze w Raciborzu czy Witnicy. Jest to raczej zgniła zieleń, tudzież
mieszanka zieleni i brązu. Szczerze, wygląda niezbyt apetycznie, zwłaszcza
jeśli piwo podać komuś, kto przez większość życia lubował się w idealnie
klarownych lagerach. Kolor tego piwa najbardziej kojarzy mi się z brudną wodą
po myciu podłogi. Piana minimalna. Wziąłem specjalnie drugie naczynie i
nalewałem z wysoka, aby zobaczyć czy cokolwiek uda mi się wskórać w tej
materii, bowiem przy nalaniu pierwszej próbki, piana nie utworzyła się. Nawet
przy agresywnym nalewaniu, wysokość piany wynosi maksymalnie 1,5 centymetra nad
powierzchnią piwa. Tak sprawa wygląda jeżeli chodzi o aspekty wizualne tego
piwa, a co z innymi wrażeniami? Zapach jest bardzo „zielony”. Wyraźnie czuć akcent
chmielowy, bardzo rozbudowany, oraz wyczuwalna jest nuta czegoś jeszcze – ziołowa,
ziemista, dobrze wyeksponowana. Słodowość bardzo wycofana. Brak akcentów pochodnych
od drożdży. Aromat przyjemny, zwłaszcza jeśli porównać go z barwą. Zachęca, by
posmakować tego trunku. W smaku, słodowość szybko zostaje zastąpiona przez
aromaty ziołowe – czuć chmiel (jego obecność przejawia się bardziej ziołowym
europejskim sznytem niż jankeską owocowością czy żywicznością), a także
wyraźnie wyczuwalny jest ekstra składnik tego piwa. Nigdy wcześniej nie miałem
styczności z bluszczem. Nadaje on także ziołowości, lekkiej łodygowości z
nutami mięty i czarnej herbaty, jednak nie jest ona tak ściągająca jak w
przypadku piołunu. Ogólnie, goryczka w tym piwie jest niska, ziemista i bardzo
ziołowa, całkiem przyjemna, a obecność bluszczu szczególnie wyraźnie można wyczuć
na finiszu, bowiem pozostawia ona wyraźny posmak, który jest nawet lekko zalegający.
Brak w nim wad w postaci DMS czy innych niepożądanych aromatów. Wysycenie tego
piwa jest niskie, w kierunku średniego.
Podsumowując, jest to
piwo bardzo specyficzne, co wyraźnie widać już od pierwszych chwil po otwarciu
butelki, gdy przelewa się je do szkła. Aspekty wizualne tego piwa pozostawiam
indywidualnej ocenie, bowiem ktoś kto sięga często po wypusty rzemieślnicze
wie, że brak klarowności w piwie niczym złym nie jest. Z kolei, miłośnicy
europlagerów mogliby mieć w tej kwestii zdanie zgoła odmienne. „Szpieg” ładnie
pachnie i pomimo tego, że jego aromat jest specyficzny, zachęca on, a nie
zniechęca, by go skosztować. Z resztą, bądźmy szczerzy, skoro już ktoś decyduje
się użyć jakiś dodatek, to dobrze, gdy jego obecność w napoju jest wyeksponowana.
Dodawanie symbolicznych ilości tylko po to, by chwalić się tym na etykiecie,
mija się z celem. Smak tego piwa też potwierdza jego nietuzinkowość. Pisząc nietuzinkowość
mam na myśli niecodzienny charakter tego piwa. To piwo jest dobre, bardzo
pijalne, posiada wyraźny ziołowy smak i nie jest częścią wyścigu o najwyższe
IBU w kraju. To się chwali. Jest tez bardzo odmienne od „kratowego mainstreamu”
i, póki co, to jedyny taki komercyjny wypust w naszym kraju. Nie jest to piwo
dla każdego i najlepiej, gdy każdy z Was spotka się ze „Szpiegiem z krainy
bluszczowców” jeśli trafi się taka okazja. Na pewno jest to piwo udane,
pozbawione wad, a przy okazji wnoszące coś innego na polski rynek piwny niż
wypust chmielony na potęgę amerykańskim chmielem. Na pewno jest to bardzo
ciekawy pomysł i piwo, które zapadnie na długo w pamięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz