Rok 2014 stał się już
zamkniętym rozdziałem, a zatem można pozwolić sobie na małą retrospekcję w celu
wyłuskania z pamięci najciekawszych piw, które wypiłem w owym okresie. W roku
ubiegłym, jeżeli chodzi o piwną branżę, działo się sporo, o czym świadczyć może
chociażby liczba piwnych premier, która wyniosła 513 nowych wypustów. Jeśli interesuje
Was dokładniejsze zestawienie liczbowe, polecam podsumowanie roku 2014
stworzone przez Karolinę i Kacpra z bloga Piwna Zwrotnica (link).
Chciałbym w tym
wpisie przedstawić 10 piw, które najbardziej utkwiły mi w pamięci i będę je
jednoznacznie kojarzył właśnie z rokiem 2014. Nie miałem okazji spróbować
wszystkich premier, nie odwiedziłem wszystkich festiwali i z reguły kroczę
swoimi ścieżkami, dlatego poszukiwałem w minionym roku ciekawych smaków, ale
nieszczególnie byłem zainteresowany piwami w stylu IPA, etc. Owszem, bardzo je
lubię, ale wbrew temu co sądzą niektórzy – rynek piwny uraczył konsumentów
także innymi, ciekawymi propozycjami, dlatego nie widzę powodu, by tupać nóżką,
że polska piwna rewolucja to tylko i wyłącznie piwa sowicie przyprawione
jankeskimi odmianami byliny o łacińskiej nazwie Humulus lupulus.
Zatem, przejdźmy do
meritum. Kolejność piw jest przypadkowa, a samo zestawienie najbardziej
subiektywne jak tylko się dało. Skupiłem się w nim tylko na wypustach rodzimych
browarów, bowiem było ich sporo i to degustacje polskich piwnych premier były w
zeszłym roku dla mnie priorytetem, skutecznie odwracając moją uwagę od piw
importowanych.
1.
„Szczun” (Browar Szałpiw)
Piwo to ukazało się
na rynku już w roku 2013 wraz z „Rojbrem” i „Bździągwą”, ale niestety nie było
mi go dane wcześniej spróbować niż w styczniu Anno Domini 2014. Mam słabość do
mariażu jankeskich chmieli i belgijskich drożdży, dlatego byłem ciekaw, co też
mnie czeka po otwarciu butelki? „Szczun” to piwo będące połączeniem
belgijskiego tripla i amerykańskiej wersji India Pale Ale. Jego ekstrakt
początkowy wynosi 19 st. Blg, a zawartość alkoholu 8,1% alk. obj. Już same
parametry świadczą o tym, że nie jest to waga kogucia. W aromacie dominowała
owocowość nadana zarówno przez użyte chmiele oraz wprowadzona do piwa przez
drożdże. Sama prezencja piwa też była bez zarzutu – mętna, ciemnozłota barwa i
bujna, biała piana. W smaku – poza słodowością na samym początku – wyczuwalne
były akcenty drożdżowe (brzoskwinia, morela, ciemne owoce, przyprawy korzenne),
chmielowa (cytrusowo-żywiczna) goryczka, a także wyczuwalna była nuta
alkoholowa, która przyjemnie rozgrzewała po przełknięciu. Styczeń był adekwatną
porą do zmierzenia się z tym Tripel IPA, który był bardzo pijalny jak na swoje
parametry.
2.
„Eris” (Browar Olimp)
Było to pierwsze
piwo, które miałem przyjemność pić na Poznańskich Targach Piwnych. Moim
zdaniem, to najlepsze piwo z tego browaru, jakie miałem do tej pory okazję degustować.
„Eris” to według jej twórców – Belgian India Ale czyli połączenie belgijskich drożdży
i amerykańskiego chmielu. Parametry tego piwa to: ekstrakt – 12% wag., alkohol
– 5,2% obj., IBU – 30. Barwa tego piwa była ciemnozłota, przechodząca w
miedzianą. Piłem je w plastikowym naczyniu, które nie pomaga w formowaniu się
piany. W aromacie wyczuwalne były nuty typowe dla odmian chmielu zza Oceanu Atlantyckiego,
a także akcentami, będącymi efektem pracy drożdży w postaci owocowych estrów i
przyprawowych fenoli. W smaku walkę o prym toczyły chmielowość i akcenty
drożdżowe. Każde z nich były wyczuwalne bardzo wyraźne, a utrzymany balans nie
pozwalał na przechylenie szali zwycięstwa na korzyść którejkolwiek ze stron. Goryczka
wydała mi się wyższa niż deklarowane 30 IBU, ale nie wytłumiała tego, co
wniosły do piwa jednokomórkowe grzybki. Piwo było przede wszystkim smaczne,
sesyjne i nieprzekombinowane.
3.
„1” (Pracownia Piwa/Browar Szałpiw)
Jest to pierwsze z
serii kolaboracyjnych piw warzonych przez podkrakowską Pracownię Piwa oraz
poznański Browar Szałpiw. „1” to klasyczny saison czyli styl piwa, który – jak większość
piw belgijskich – ukierunkowany jest na efekty uboczne fermentacji alkoholowej
w postaci estrów i fenoli. Z tym piwem miałem okazję zetknąć się 10 listopada w
„Ministerstwie Browaru” po obejrzeniu w kinie dwóch polskich filmów: „Obywatel”
i „Bogowie”. Ten kolaboracyjny saison posiada 15 st. Blg ekstraktu, 6,7% alk.
obj. i 25 IBU. Jego barwa jest miodowa i nieprzejrzysta. Piwo cechuje biała i
gęsta piana, mocno krążkująca na szkle. W zapachu dominują nuty drożdżowe –
lekka owocowość i wyraźne przyprawowo-korzenne akcenty. To właśnie te
przyprawowe nuty nadają temu piwu jego charakter. Gdzieś w tle majaczy
amerykański chmiel, jednak jego obecność jest bardzo subtelna. W smaku piwo
jest bardzo wytrawne, słodowe z dodatkiem nut owocowych nadanych przez drożdże
i chmiel oraz wyraźnie przyprawowe, z delikatnie piekącym finiszem. Alkohol
niewyczuwalny, a wysycenie tego piwa jest srednie. Bardzo smakowało mojej
drugiej polówce, która miała wiele pytań na temat tego rodzaju piw w drodze
powrotnej do domu. Jestem ciekaw kolejnych piw z tej serii.
4.
„Hera” (Browar Olimp)
Piwo to miało swoją
premierę w roku 2013, ale Browar Olimp postanowił uwarzyć jego kolejną warkę w
roku minionym. Dokonano pewnych zmian w recepturze (między innymi podniesiono
ekstrakt początkowy z 12,1 st. Blg na 13 st. Blg). Co do pierwotnej wersji
„Hery” wysuwano rozmaite zastrzeżenia. Tym wypustem Browar Olimp udowodnił, że
bierze sobie do serca uwagi klientów. Właśnie tym piwem postanowiłem uraczyć
się w Międzynarodowy Dzień Stoutu. I to był trafny wybór. Piwo było smoliście
czarne, posiadało beżową i gęstą pianę. W aromacie dominowały palone słody i
kawa, a smak był dobrym połączeniem stoutowego kręgosłupa w postaci słodowości
okraszonej dodatkiem ciemnych słodów i palonego jęczmienia oraz wyraźnego i
bardzo przyjemnego aromatu kawowego. Bez kwaskowych posmaków, które nie zawsze
mi w ciemnych piwach odpowiadają. Całość wieńczył dodatek laktozy, który
nadawał piwu pełni i mlecznego aromatu, nie psując przy tym całej tej
kompozycji poprzez nadmierne odczucie słodyczy. Żałowałem, że miałem tylko
jedną butelkę tego Coffee Milk stoutu, imiennika żony Zeusa.
5.
„Funky Brett” (Browar Artezan)
Podwarszawski browar
rzemieślniczy, którego znakiem rozpoznawczy jest sympatyczny jeżyk w logotypie
postanowił poeksperymentować z dzikimi drożdżami Brettanomyces. Drożdże z tej grupy z reguły nie są mile widzianymi żyjątkami
w przypadku większości piw, ale istnieje niszowa kategoria słodowego fermentum,
w których stanowią one sine qua non – mogą to być cieszące się długą historią
lambiki i flamandzkie ejle lub piwa w stylu saison, a także nowofalowe piwa określane
jako „Wild Ale” lub „Brett Ale”. „Funky Brett” miał swoją premierę 3 maja
ubiegłego roku. Jego parametry to: 13 st. Blg i 5,5% alk. obj. Piwo było mętne
i posiadało miodową barwę. Najciekawszym jego komponentem był aromat, typowy
dla „brettów” czyli nuty siana, stajni, końskiej derki, lekko wędzone, aromat zjełczałego
sera oraz owocowe akcenty (przede wszystkim zielone jabłko). W smaku było słodkie,
słodowe z wyraźnymi posmakami przypominającymi sery z porostem białej pleśni
oraz z wyczuwalnymi nutami owocowymi, które mogły pochodzić zarówno od
działalności drożdży oraz użytej nowofalowej odmiany chmielu. Chmielowość była
bardzo wycofana, przez co konsument mógł napawać się aromatami i posmakami
określanymi w żargonie piwnych świrów jako „nuty funky”. Bardzo ciekawa pozycja,
która stała się przyczynkiem do kolejnych piw Artezana, które fermentowano przy
pomocy dzikich drożdży.
6. „Deep Love” (AleBrowar/Nogne
O)
Polska scena kraft
zna swoją wartość i cieszy się uznaniem za granicami naszego kraju, co
zaowocowało dwoma międzynarodowymi kolaboracjami. Pierwszą z nich było piwo
„Lublin To Dublin”, uwarzone wspólnie przez Browar PINTA oraz Carlow Brewing
Company, a drugą było „Deep Love”, którego współtwórcami byli: AleBrowar i
Nogne O. Już sama etykieta piwa wyglądała naprawdę dobrze. Wypust ten określono
jako West Coast Belgian Rye IPA. Samo to zestawienie słów może budzić pytania i
pewne wątpliwości: czy owego piwa nie przekombinowano? Piwo według zapewnień
producentów posiadało 16 st. Blg, 6,5% alk. obj, goryczkę na poziomie 100 IBU.
Chmielono je czterema jankeskimi odmianami chmielu, a do fermentacji użyto
szczepu drożdży WLP 566, dedykowanych do piw w stylu saison. Okazało się, że
jest to naprawdę świetne piwo. W zapachu dominowały nuty estrowo-fenolowe
nadane piwu przez drożdże oraz wszystkie te akcenty, które kojarzą się
jednoznacznie z nowofalowymi amerykańskimi odmianami chmielu. Zapach zachęcał,
i to bardzo… W smaku – orgia doznań, było wszystkiego po trochu, ale każdy
element tworzył fragment bardzo efektownej układanki. Było trochę żytniej
cierpkości i pełni. Słodowa podstawa współgrała z chmielową goryczką, która
okazała się niższa niż deklarowano oraz z efektami pracy szczepu WLP 566
(aromaty owocowo-korzenne). Kawał dobrej roboty.
7.
„Dragon Fire” (Pracownia Piwa)
Nie udało mi się
odwiedzić wrocławskiej imprezy „Beer Geek Madness”, na której okoliczność piwo
to zostało uwarzone. De facto, było to jedyne z piw uwarzonych przez polski
browary na BGM, które miałem okazję spróbować podczas Poznańskich Targów
Piwnych. W rozmowie z przedstawicielami Pracowni Piwa dowiedziałem się, że po
BGM zostały trzy beczki tego piwa, które postanowiono zabrać między innymi do
Poznania. Co było w tym piwie takiego szczególnego? Po pierwsze, użycie żyta w
zasypie, co pomału staje się coraz częstszą praktyką na rodzimej scenie
piwowarskiej. Po drugie – sowite chmielenie (według autorów piwa – 120 IBU), a
dla nadania „smoczej krwi” pikanterii – użyto trzech rodzajów pieprzu (białego,
zielonego i czerwonego). Zapewniono mnie, że czas temu piwu służy, bowiem miało
być ono bardziej ułożone niż pod koniec sierpnia, gdy serwowano je na Beer Geek
Madness. Było to Imperial IPA o ekstrakcie 18 st. Blg i zawartości alkoholu
wynoszącej 7,6% obj. Moje wyobrażenie na temat tego piwa było takie, że będzie
ono gorzkie jak diabli, a do tego użyty pieprz nie pozwoli na ugaszenie
pragnienia, a jeszcze bardziej je nasili. Okazało się, że piwo było istotnie
goryczkowe, ale jak na swoje parametry bardzo pijalne, a sama nuta pieprzowa
była bardzo subtelna, wyczuwalna zwłaszcza na finiszu. Jego pijalność była
wręcz „judaszowym pocałunkiem” dla pijącego, bowiem wypicie dwóch-trzech
półlitrowych szklanek z tym piwem na pewno zaowocowałoby szumem w głowie.
Użycie żyta nadało mu pełni i przyjemnej lepkości.
8.
„Robust Porter” (Browar BIRBANT)
W zeszłym roku ekipa
BIRBANTA uraczyła piwoszy w Polsce kilkoma wypustami. Niektóre były lepsze,
inne wyszły nieco gorzej, jednak moim faworytem z port folio tego browaru
kontraktowego, warzącego swoje piwa w Browarze Witnica S.A. został właśnie
„Robust Porter”. Być może wynika to z faktu, że znacznie rzadziej warzone są w
Polsce piwa ciemne, a angielski porter jest w naszym kraju piwem nieszczególnie
znanym i niedocenianym. Było to piwo o ekstrakcie wynoszącym 14,7 st. Blg, przy
jednoczesnej zawartości alkoholu na poziomie 5,8%. Czarne, ze średnio obfitą,
beżową pianą. W aromacie przede wszystkim słodowe i palone. Podobnie w smaku,
dominuje słodowość oraz nuty wprowadzone przez ciemne słody, które nadają piwu,
charakterystyczną, paloną goryczkę. Bardzo pijalne, wręcz sesyjne, okazało się
dobrym kompanem podczas upalnych, letnich dni. Jakiekolwiek nuty chmielowe były
dla mnie niewyczuwalne, choć goryczka w piwie miała wynosić 49 IBU. Obecnie, w
mojej piwnicy czeka na swoją kolej jego młodszy, ale bardziej krzepki brat – „Robust
Porter Double”.
9.
„Rocknrolla” (Browar Kingpin)
Rok 2014 obrodził też
nowymi inicjatywami kontaktowymi, z których jedną z najgłośniejszych był Browar
Kingpin – choćby z uwagi na osobę piwowara – Michała Kopika – człowieka znanego
w piwnym światku chyba każdemu. Browar postawił na warzenie piw z niestandardowymi
dodatkami, takimi jak: werbena cytrynowa, wrzos, jaśmin, rokitnik, etc. Sama
inicjatywa jest bardzo dobrze rozegrana od strony marketingu, a piwo warzone w
jej ramach jest smaczne i wymyka się standardom. Piłem wszystkie piwa
wypuszczone przez ten browar na rynek, a za najsmaczniejsze uważam
„Rocknrolla”. Wypust ten posiada ekstrakt wynoszący 12 st. Blg i 5,3% alk. obj.
Obok wody, słodów i chmielu, przy produkcji tego piwa wykorzystano także skórkę
gorzkiej pomarańczy curacao oraz werbenę cytrynową. Moim zdaniem był to bardzo
dobry zabieg, bowiem wyeksponowano i podkręcono cytrusowość, którą wprowadzają
do piwa takie odmiany chmielu jak Citra czy Amarillo. „Rocknorolla” cechowała
złota i mętna barwa, bujna, biała piana, która bardzo mocno krążkowała na szkle
oraz wybitnie cytrusowy aromat, bardzo intensywny i taki głęboki,
wielowymiarowy. Podobnie w smaku. Tu dominują intensywna i głęboka cytrusowość oraz
chmielowa goryczka, która bardziej kojarzy mi się z AIPA niż APA, ale podobno następne
warki tego piwa mają być nieco mniej goryczkowe. W sumie, sam dziwię się sobie,
że postuluję o zmniejszenie IBU w tym piwie, ale w tym wypadku uważam to za
uzasadnione. Bardzo pijalne, smaczne i przemyślane piwo. Na pewno przy okazji
warzenia jakiegoś piwa na amerykańskich chmielach i ja sięgnę po werbenę. Kingpin
inspiruje, a o to chodzi.
10.
„Piknik z dzikiem” (Gzub)
Studiując powyższe
zestawienie nietrudno zauważyć, że piwa łączące w sobie aromaty belgijskich
drożdży i amerykańskich chmieli to mój konik. Ostatnia pozycja bardzo dobrze
wpisuje się w moje preferencje względem piwnych smaków i ogólny trend tego
zestawienia. To właśnie tym piwem browar Gzub zadebiutował na rynku. Browar ten
przymierza się do przejścia z warzenia kontraktowego w zaprzyjaźnionym belgijskim
browarze Brasserie de Bastogne do warzenia „u siebie”, gdy zakończy się budowa
browaru pod Środą Wielkopolską. „Piknik z dzikiem” to saison, chmielony trzema
odmianami chmielu (Warrior, Cascde, Centennial). Jak dla mnie, to piwo łączące
w sobie wspomniane wyżej piwa „1” i „Eris”. Posiada wyraźne nuty
estrowo-fenolowe, typowe dla saisona, ale nadano jemu także wyraźny chmielowy
sznyt, który dobrze współgra z aromatami będącymi następstwem użycia drożdży
dedykowanych do piw w stylu saison. Jest owocowo – brzoskwinia, morela,
cytrusy, do tego dochodzą przyprawy i wyraźny aromat słodowy. Piwo smakuje tak
dobrze jak pachnie, a chmielowa goryczka nie przykrywa aromatów pochodzących od
drożdży. Jest dość wysoko nasycone, posiada gęstą i bujną pianę, a jego barwa
jest ciemnozłota z dodatkiem czerwieni. Jego parametry to 14,1 st. Blg
ekstraktu i 6,1% zawartości alkoholu. Piwo jest wytrawne, ale nie czuć alkoholu
nawet wraz ze wzrostem jego temperatury. Bardzo mnie cieszy, że w pomimo
dominacji piw mocno chmielonych, istnieją browary szukające innej drogi,
eksperymentujące i doceniające dorobek piwowarstwa belgijskiego.
Podsumowując, trochę
się rozgadałem, ale biorąc pod uwagę wszystkie wypite przeze mnie piwa w 2014
roku, chciałem nieco uwypuklić fakt dlaczego to właśnie ta dziesiątka
pozostanie w mojej pamięci i nierozerwalnie będzie kojarzyć mi się z owym
rokiem. Miejmy nadzieję, że rok 2015 również będzie bardzo ciekawy jeżeli
chodzi o piwną branżę. Czas zatem zabrać się za następny wpis, mniej
sentymentalny…
Szczun, Hera i Robust Porter; te piwa z Twojej dziesiątki najbardziej mi smakowały.
OdpowiedzUsuń