UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

wtorek, 6 stycznia 2015

Mój piwny „Top 10” roku 2014

Rok 2014 stał się już zamkniętym rozdziałem, a zatem można pozwolić sobie na małą retrospekcję w celu wyłuskania z pamięci najciekawszych piw, które wypiłem w owym okresie. W roku ubiegłym, jeżeli chodzi o piwną branżę, działo się sporo, o czym świadczyć może chociażby liczba piwnych premier, która wyniosła 513 nowych wypustów. Jeśli interesuje Was dokładniejsze zestawienie liczbowe, polecam podsumowanie roku 2014 stworzone przez Karolinę i Kacpra z bloga Piwna Zwrotnica (link).

Chciałbym w tym wpisie przedstawić 10 piw, które najbardziej utkwiły mi w pamięci i będę je jednoznacznie kojarzył właśnie z rokiem 2014. Nie miałem okazji spróbować wszystkich premier, nie odwiedziłem wszystkich festiwali i z reguły kroczę swoimi ścieżkami, dlatego poszukiwałem w minionym roku ciekawych smaków, ale nieszczególnie byłem zainteresowany piwami w stylu IPA, etc. Owszem, bardzo je lubię, ale wbrew temu co sądzą niektórzy – rynek piwny uraczył konsumentów także innymi, ciekawymi propozycjami, dlatego nie widzę powodu, by tupać nóżką, że polska piwna rewolucja to tylko i wyłącznie piwa sowicie przyprawione jankeskimi odmianami byliny o łacińskiej nazwie Humulus lupulus.

Zatem, przejdźmy do meritum. Kolejność piw jest przypadkowa, a samo zestawienie najbardziej subiektywne jak tylko się dało. Skupiłem się w nim tylko na wypustach rodzimych browarów, bowiem było ich sporo i to degustacje polskich piwnych premier były w zeszłym roku dla mnie priorytetem, skutecznie odwracając moją uwagę od piw importowanych.  

1.    Szczun” (Browar Szałpiw)
Piwo to ukazało się na rynku już w roku 2013 wraz z „Rojbrem” i „Bździągwą”, ale niestety nie było mi go dane wcześniej spróbować niż w styczniu Anno Domini 2014. Mam słabość do mariażu jankeskich chmieli i belgijskich drożdży, dlatego byłem ciekaw, co też mnie czeka po otwarciu butelki? „Szczun” to piwo będące połączeniem belgijskiego tripla i amerykańskiej wersji India Pale Ale. Jego ekstrakt początkowy wynosi 19 st. Blg, a zawartość alkoholu 8,1% alk. obj. Już same parametry świadczą o tym, że nie jest to waga kogucia. W aromacie dominowała owocowość nadana zarówno przez użyte chmiele oraz wprowadzona do piwa przez drożdże. Sama prezencja piwa też była bez zarzutu – mętna, ciemnozłota barwa i bujna, biała piana. W smaku – poza słodowością na samym początku – wyczuwalne były akcenty drożdżowe (brzoskwinia, morela, ciemne owoce, przyprawy korzenne), chmielowa (cytrusowo-żywiczna) goryczka, a także wyczuwalna była nuta alkoholowa, która przyjemnie rozgrzewała po przełknięciu. Styczeń był adekwatną porą do zmierzenia się z tym Tripel IPA, który był bardzo pijalny jak na swoje parametry.



2.    Eris” (Browar Olimp)
Było to pierwsze piwo, które miałem przyjemność pić na Poznańskich Targach Piwnych. Moim zdaniem, to najlepsze piwo z tego browaru, jakie miałem do tej pory okazję degustować. „Eris” to według jej twórców – Belgian India Ale czyli połączenie belgijskich drożdży i amerykańskiego chmielu. Parametry tego piwa to: ekstrakt – 12% wag., alkohol – 5,2% obj., IBU – 30. Barwa tego piwa była ciemnozłota, przechodząca w miedzianą. Piłem je w plastikowym naczyniu, które nie pomaga w formowaniu się piany. W aromacie wyczuwalne były nuty typowe dla odmian chmielu zza Oceanu Atlantyckiego, a także akcentami, będącymi efektem pracy drożdży w postaci owocowych estrów i przyprawowych fenoli. W smaku walkę o prym toczyły chmielowość i akcenty drożdżowe. Każde z nich były wyczuwalne bardzo wyraźne, a utrzymany balans nie pozwalał na przechylenie szali zwycięstwa na korzyść którejkolwiek ze stron. Goryczka wydała mi się wyższa niż deklarowane 30 IBU, ale nie wytłumiała tego, co wniosły do piwa jednokomórkowe grzybki. Piwo było przede wszystkim smaczne, sesyjne i nieprzekombinowane.



3.    1” (Pracownia Piwa/Browar Szałpiw)
Jest to pierwsze z serii kolaboracyjnych piw warzonych przez podkrakowską Pracownię Piwa oraz poznański Browar Szałpiw. „1” to klasyczny saison czyli styl piwa, który – jak większość piw belgijskich – ukierunkowany jest na efekty uboczne fermentacji alkoholowej w postaci estrów i fenoli. Z tym piwem miałem okazję zetknąć się 10 listopada w „Ministerstwie Browaru” po obejrzeniu w kinie dwóch polskich filmów: „Obywatel” i „Bogowie”. Ten kolaboracyjny saison posiada 15 st. Blg ekstraktu, 6,7% alk. obj. i 25 IBU. Jego barwa jest miodowa i nieprzejrzysta. Piwo cechuje biała i gęsta piana, mocno krążkująca na szkle. W zapachu dominują nuty drożdżowe – lekka owocowość i wyraźne przyprawowo-korzenne akcenty. To właśnie te przyprawowe nuty nadają temu piwu jego charakter. Gdzieś w tle majaczy amerykański chmiel, jednak jego obecność jest bardzo subtelna. W smaku piwo jest bardzo wytrawne, słodowe z dodatkiem nut owocowych nadanych przez drożdże i chmiel oraz wyraźnie przyprawowe, z delikatnie piekącym finiszem. Alkohol niewyczuwalny, a wysycenie tego piwa jest srednie. Bardzo smakowało mojej drugiej polówce, która miała wiele pytań na temat tego rodzaju piw w drodze powrotnej do domu. Jestem ciekaw kolejnych piw z tej serii.



4.    Hera” (Browar Olimp)
Piwo to miało swoją premierę w roku 2013, ale Browar Olimp postanowił uwarzyć jego kolejną warkę w roku minionym. Dokonano pewnych zmian w recepturze (między innymi podniesiono ekstrakt początkowy z 12,1 st. Blg na 13 st. Blg). Co do pierwotnej wersji „Hery” wysuwano rozmaite zastrzeżenia. Tym wypustem Browar Olimp udowodnił, że bierze sobie do serca uwagi klientów. Właśnie tym piwem postanowiłem uraczyć się w Międzynarodowy Dzień Stoutu. I to był trafny wybór. Piwo było smoliście czarne, posiadało beżową i gęstą pianę. W aromacie dominowały palone słody i kawa, a smak był dobrym połączeniem stoutowego kręgosłupa w postaci słodowości okraszonej dodatkiem ciemnych słodów i palonego jęczmienia oraz wyraźnego i bardzo przyjemnego aromatu kawowego. Bez kwaskowych posmaków, które nie zawsze mi w ciemnych piwach odpowiadają. Całość wieńczył dodatek laktozy, który nadawał piwu pełni i mlecznego aromatu, nie psując przy tym całej tej kompozycji poprzez nadmierne odczucie słodyczy. Żałowałem, że miałem tylko jedną butelkę tego Coffee Milk stoutu, imiennika żony Zeusa.



5.    Funky Brett” (Browar Artezan)
Podwarszawski browar rzemieślniczy, którego znakiem rozpoznawczy jest sympatyczny jeżyk w logotypie postanowił poeksperymentować z dzikimi drożdżami Brettanomyces. Drożdże z tej grupy z reguły nie są mile widzianymi żyjątkami w przypadku większości piw, ale istnieje niszowa kategoria słodowego fermentum, w których stanowią one sine qua non – mogą to być cieszące się długą historią lambiki i flamandzkie ejle lub piwa w stylu saison, a także nowofalowe piwa określane jako „Wild Ale” lub „Brett Ale”. „Funky Brett” miał swoją premierę 3 maja ubiegłego roku. Jego parametry to: 13 st. Blg i 5,5% alk. obj. Piwo było mętne i posiadało miodową barwę. Najciekawszym jego komponentem był aromat, typowy dla „brettów” czyli nuty siana, stajni, końskiej derki, lekko wędzone, aromat zjełczałego sera oraz owocowe akcenty (przede wszystkim zielone jabłko). W smaku było słodkie, słodowe z wyraźnymi posmakami przypominającymi sery z porostem białej pleśni oraz z wyczuwalnymi nutami owocowymi, które mogły pochodzić zarówno od działalności drożdży oraz użytej nowofalowej odmiany chmielu. Chmielowość była bardzo wycofana, przez co konsument mógł napawać się aromatami i posmakami określanymi w żargonie piwnych świrów jako „nuty funky”. Bardzo ciekawa pozycja, która stała się przyczynkiem do kolejnych piw Artezana, które fermentowano przy pomocy dzikich drożdży.



6.    Deep Love” (AleBrowar/Nogne O)
Polska scena kraft zna swoją wartość i cieszy się uznaniem za granicami naszego kraju, co zaowocowało dwoma międzynarodowymi kolaboracjami. Pierwszą z nich było piwo „Lublin To Dublin”, uwarzone wspólnie przez Browar PINTA oraz Carlow Brewing Company, a drugą było „Deep Love”, którego współtwórcami byli: AleBrowar i Nogne O. Już sama etykieta piwa wyglądała naprawdę dobrze. Wypust ten określono jako West Coast Belgian Rye IPA. Samo to zestawienie słów może budzić pytania i pewne wątpliwości: czy owego piwa nie przekombinowano? Piwo według zapewnień producentów posiadało 16 st. Blg, 6,5% alk. obj, goryczkę na poziomie 100 IBU. Chmielono je czterema jankeskimi odmianami chmielu, a do fermentacji użyto szczepu drożdży WLP 566, dedykowanych do piw w stylu saison. Okazało się, że jest to naprawdę świetne piwo. W zapachu dominowały nuty estrowo-fenolowe nadane piwu przez drożdże oraz wszystkie te akcenty, które kojarzą się jednoznacznie z nowofalowymi amerykańskimi odmianami chmielu. Zapach zachęcał, i to bardzo… W smaku – orgia doznań, było wszystkiego po trochu, ale każdy element tworzył fragment bardzo efektownej układanki. Było trochę żytniej cierpkości i pełni. Słodowa podstawa współgrała z chmielową goryczką, która okazała się niższa niż deklarowano oraz z efektami pracy szczepu WLP 566 (aromaty owocowo-korzenne). Kawał dobrej roboty.



7.    Dragon Fire” (Pracownia Piwa)
Nie udało mi się odwiedzić wrocławskiej imprezy „Beer Geek Madness”, na której okoliczność piwo to zostało uwarzone. De facto, było to jedyne z piw uwarzonych przez polski browary na BGM, które miałem okazję spróbować podczas Poznańskich Targów Piwnych. W rozmowie z przedstawicielami Pracowni Piwa dowiedziałem się, że po BGM zostały trzy beczki tego piwa, które postanowiono zabrać między innymi do Poznania. Co było w tym piwie takiego szczególnego? Po pierwsze, użycie żyta w zasypie, co pomału staje się coraz częstszą praktyką na rodzimej scenie piwowarskiej. Po drugie – sowite chmielenie (według autorów piwa – 120 IBU), a dla nadania „smoczej krwi” pikanterii – użyto trzech rodzajów pieprzu (białego, zielonego i czerwonego). Zapewniono mnie, że czas temu piwu służy, bowiem miało być ono bardziej ułożone niż pod koniec sierpnia, gdy serwowano je na Beer Geek Madness. Było to Imperial IPA o ekstrakcie 18 st. Blg i zawartości alkoholu wynoszącej 7,6% obj. Moje wyobrażenie na temat tego piwa było takie, że będzie ono gorzkie jak diabli, a do tego użyty pieprz nie pozwoli na ugaszenie pragnienia, a jeszcze bardziej je nasili. Okazało się, że piwo było istotnie goryczkowe, ale jak na swoje parametry bardzo pijalne, a sama nuta pieprzowa była bardzo subtelna, wyczuwalna zwłaszcza na finiszu. Jego pijalność była wręcz „judaszowym pocałunkiem” dla pijącego, bowiem wypicie dwóch-trzech półlitrowych szklanek z tym piwem na pewno zaowocowałoby szumem w głowie. Użycie żyta nadało mu pełni i przyjemnej lepkości.



8.    Robust Porter” (Browar BIRBANT)
W zeszłym roku ekipa BIRBANTA uraczyła piwoszy w Polsce kilkoma wypustami. Niektóre były lepsze, inne wyszły nieco gorzej, jednak moim faworytem z port folio tego browaru kontraktowego, warzącego swoje piwa w Browarze Witnica S.A. został właśnie „Robust Porter”. Być może wynika to z faktu, że znacznie rzadziej warzone są w Polsce piwa ciemne, a angielski porter jest w naszym kraju piwem nieszczególnie znanym i niedocenianym. Było to piwo o ekstrakcie wynoszącym 14,7 st. Blg, przy jednoczesnej zawartości alkoholu na poziomie 5,8%. Czarne, ze średnio obfitą, beżową pianą. W aromacie przede wszystkim słodowe i palone. Podobnie w smaku, dominuje słodowość oraz nuty wprowadzone przez ciemne słody, które nadają piwu, charakterystyczną, paloną goryczkę. Bardzo pijalne, wręcz sesyjne, okazało się dobrym kompanem podczas upalnych, letnich dni. Jakiekolwiek nuty chmielowe były dla mnie niewyczuwalne, choć goryczka w piwie miała wynosić 49 IBU. Obecnie, w mojej piwnicy czeka na swoją kolej jego młodszy, ale bardziej krzepki brat – „Robust Porter Double”.



9.    Rocknrolla” (Browar Kingpin)
Rok 2014 obrodził też nowymi inicjatywami kontaktowymi, z których jedną z najgłośniejszych był Browar Kingpin – choćby z uwagi na osobę piwowara – Michała Kopika – człowieka znanego w piwnym światku chyba każdemu. Browar postawił na warzenie piw z niestandardowymi dodatkami, takimi jak: werbena cytrynowa, wrzos, jaśmin, rokitnik, etc. Sama inicjatywa jest bardzo dobrze rozegrana od strony marketingu, a piwo warzone w jej ramach jest smaczne i wymyka się standardom. Piłem wszystkie piwa wypuszczone przez ten browar na rynek, a za najsmaczniejsze uważam „Rocknrolla”. Wypust ten posiada ekstrakt wynoszący 12 st. Blg i 5,3% alk. obj. Obok wody, słodów i chmielu, przy produkcji tego piwa wykorzystano także skórkę gorzkiej pomarańczy curacao oraz werbenę cytrynową. Moim zdaniem był to bardzo dobry zabieg, bowiem wyeksponowano i podkręcono cytrusowość, którą wprowadzają do piwa takie odmiany chmielu jak Citra czy Amarillo. „Rocknorolla” cechowała złota i mętna barwa, bujna, biała piana, która bardzo mocno krążkowała na szkle oraz wybitnie cytrusowy aromat, bardzo intensywny i taki głęboki, wielowymiarowy. Podobnie w smaku. Tu dominują intensywna i głęboka cytrusowość oraz chmielowa goryczka, która bardziej kojarzy mi się z AIPA niż APA, ale podobno następne warki tego piwa mają być nieco mniej goryczkowe. W sumie, sam dziwię się sobie, że postuluję o zmniejszenie IBU w tym piwie, ale w tym wypadku uważam to za uzasadnione. Bardzo pijalne, smaczne i przemyślane piwo. Na pewno przy okazji warzenia jakiegoś piwa na amerykańskich chmielach i ja sięgnę po werbenę. Kingpin inspiruje, a o to chodzi.



10. Piknik z dzikiem” (Gzub)
Studiując powyższe zestawienie nietrudno zauważyć, że piwa łączące w sobie aromaty belgijskich drożdży i amerykańskich chmieli to mój konik. Ostatnia pozycja bardzo dobrze wpisuje się w moje preferencje względem piwnych smaków i ogólny trend tego zestawienia. To właśnie tym piwem browar Gzub zadebiutował na rynku. Browar ten przymierza się do przejścia z warzenia kontraktowego w zaprzyjaźnionym belgijskim browarze Brasserie de Bastogne do warzenia „u siebie”, gdy zakończy się budowa browaru pod Środą Wielkopolską. „Piknik z dzikiem” to saison, chmielony trzema odmianami chmielu (Warrior, Cascde, Centennial). Jak dla mnie, to piwo łączące w sobie wspomniane wyżej piwa „1” i „Eris”. Posiada wyraźne nuty estrowo-fenolowe, typowe dla saisona, ale nadano jemu także wyraźny chmielowy sznyt, który dobrze współgra z aromatami będącymi następstwem użycia drożdży dedykowanych do piw w stylu saison. Jest owocowo – brzoskwinia, morela, cytrusy, do tego dochodzą przyprawy i wyraźny aromat słodowy. Piwo smakuje tak dobrze jak pachnie, a chmielowa goryczka nie przykrywa aromatów pochodzących od drożdży. Jest dość wysoko nasycone, posiada gęstą i bujną pianę, a jego barwa jest ciemnozłota z dodatkiem czerwieni. Jego parametry to 14,1 st. Blg ekstraktu i 6,1% zawartości alkoholu. Piwo jest wytrawne, ale nie czuć alkoholu nawet wraz ze wzrostem jego temperatury. Bardzo mnie cieszy, że w pomimo dominacji piw mocno chmielonych, istnieją browary szukające innej drogi, eksperymentujące i doceniające dorobek piwowarstwa belgijskiego.



Podsumowując, trochę się rozgadałem, ale biorąc pod uwagę wszystkie wypite przeze mnie piwa w 2014 roku, chciałem nieco uwypuklić fakt dlaczego to właśnie ta dziesiątka pozostanie w mojej pamięci i nierozerwalnie będzie kojarzyć mi się z owym rokiem. Miejmy nadzieję, że rok 2015 również będzie bardzo ciekawy jeżeli chodzi o piwną branżę. Czas zatem zabrać się za następny wpis, mniej sentymentalny…  

1 komentarz:

  1. Szczun, Hera i Robust Porter; te piwa z Twojej dziesiątki najbardziej mi smakowały.

    OdpowiedzUsuń