UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

środa, 28 stycznia 2015

„Czarny wdowiec” z Browaru Piwoteka



Nie udało mi się zetknąć z pierwszą wersją „Czarnego wdowca”, a szkoda, bo miałbym punkt odniesienia względem tego, czy utrzymano konwencję tego piwa, czy może postanowiono zmodyfikować jego recepturę, a co za tym idzie – smak. Na szczęście, tym razem udało mi się napotkać na swej drodze to ciemne i mocno goryczkowe piwo.

Browar Piwoteka – twórca tego piwa – posiada kilka ciekawych wypustów w swoim dorobku. Ekipa tego browaru nie martwi się o takie rzeczy jak Ballingi, SRM oraz czy ich piwa mieszczą się w jakimś stylu czy nie, bowiem twórcy tej inicjatywy posiadają swoją koncepcję warzenia piw, która płynie niejako pod prąd piwnego mainstreamu. Dla przykładu, w portfolio tego browaru znajdują się takie piwa jak „Wołek zbożowy”, w którego zasypie użyto kilkunastu słodów. Ichni „Duch kraftu” miał z założenia być niezgodny z duchem i manierami piwowarstwa rzemieślniczego (zastosowano surowce typowe dla koncernów, a nie browarów nowofalowych), zaś „Czarny wdowiec” to piwo ekstremalnie goryczkowe. W obecnej warce tego wypustu poziom IBU wynosi 115 i nie jest to apriorycznie przyjęta wartość z obliczeń w kalkulatorze piwowarskim, ale rzeczywisty poziom zawartości izohumulonów w piwie, potwierdzony analizą laboratoryjną. Mi takie podejście się podoba, bowiem uważam, że warzenie piw w konkretnych stylach niebawem stanie się passe. Typuję, że hitem będą międzystylowe hybrydy i różne niestandardowe dodatki.

Z „Czarnym wdowcem” wiąże się też historia powstania sławetnego „ducha kraftu”, bowiem to podczas degustacji tego piwa Kopyr miał powiedzieć pamiętne słowa, że dodawanie ekstraktu chmielowego jest jego zdaniem niegodne z „duchem kraft”. Swoją drogą, w przypływie wynurzeń blogerów i piwnego światka nad istotą ducha kraftu i ja swego czasu popełniłem rozprawę o duchu craft, która, generalnie rzecz ujmując, jest stekiem bzdur, ale takie było zamierzenie autora. Ale jeśli ktoś z Was jej nie czytał – polecam, być może poprawi komuś humor.

Podoba mi się etykieta tego piwa. Jest czarno-biała, ale wykonana z pomysłem. Dżentelmen w garniturze i z cylindrem na głowie kojarzy mi się z jakimś angielskim jegomościem z epoki wiktoriańskiej, tudzież z okresu nazywanego belle epoque. Sama kolorystyka nasuwa skojarzenia z filmem noir, w którym też aktorzy i aktorki zawsze byli nienagannie ubrani; panie w stylowe, bardzo kobiece kreacje, a panowie nosili garnitury, smokingi, kapelusze, etc. Do tego pajęczyna, odnosząca się do gatunku pająka znanego jako czarna wdowa. Na pierwotnej wersji etykiety tego piwa, konotacja z pająkiem wyrażona została poprzez ilość kończyn jegomościa z etykiety. Postać stała pomiędzy nagrobkami, co w pewien sposób też miało nasuwać pewne skojarzenia z jego stanem cywilnym, tworząc jednocześnie spójną linię z nazwą wypustu.


„Czarny wdowiec” to ciemne piwo, górnej fermentacji, które w zamierzeniu ma być ekstremalnie chmielonym stoutem. Do jego uwarzenia użyto następujących słodów: pale ale, monachijskiego (typ II), pilzneńskiego, karmelowego czerwonego, Biscuit, barwiącego, czekoladowego ciemnego. W zasypie znalazł się też dodatek niesłodowany – palony jęczmień. Do chmielenia użyto trzech odmian: dwóch z Wielkiej Brytanii – Pilgrim i Target, a także jednej zza Oceanu Atlantyckiego – Simcoe. Do fermentacji wykorzystano angielskie drożdże Fermentis Safale S-04. Ekstrakt początkowy tego piwa wynosi 12 st. Blg, a zawartość alkoholu - 5% obj.

A co czai się wewnątrz butelki?

Barwa piwa jest zgodna z nazwą, bowiem jest ono czarne i nieprzejrzyste. Piana jest beżowa, bujna i zwarta, tworzy ładną czapę, jej konsystencja jest gęsta i przypomina dekę unoszącą się na powierzchni fermentującej brzeczki. Poza tym, jest ona trwała, utrzymuje się długo po przelaniu i bardzo obficie koronkuje na ściankach nonica. W aromacie dominuje nuta palona, bardzo wyraźna, kawowa, nieco czekoladowa oraz bardzo „zielony” aromat chmielowy, taki bardzo „wyspiarski”, znany mi z piw takich jak choćby „Fuller’s Bengal Lancer” czy „Black Mamba” – mocno chmielonego stoutu w wykonaniu belgijskiego browaru Brasserie Sainte-Helene. Aromat chmielowy jest ziołowy, łodygowy, bardzo „zielony”. Pierwszy łyk tego piwa to tak jak cios z zaskoczenia. Jest gorycz, nie goryczka, ale konkretna gorycz, która stanowi wypadkową aromatów pochodzących od ciemnych słodów i palonego jęczmienia, w tym akcenty: kawowy, minimalnie popiołowy oraz typowo brytyjskie chmiele dające aromaty ziołowe, łodygowe, trochę tępe, ale dobrze komponujące się z ową palonością. Szczerze, nic poza tym nie czuję w smaku, bowiem intensywna goryczka jest tutaj hegemonem. Samo odczucie goryczy jest długie, zalegające, prosi się o kolejny łyk, który wcale jej nie zmyje z języka i podniebienia, a tylko ją na nich skumuluje. Wysycenie niskie, bardzo przyjemne.  


To nie jest piwo dla każdego. Jestem miłośnikiem piw gorzkich i dawno już nic tak goryczkowego nie piłem. Trzycyfrowe IBU to nie przechwałki – zwłaszcza, że potwierdziły je analizy laboratoryjne, a ponadto, w sukurs chmielom idą aromaty pochodzące od ciemnych słodów i palonego jęczmienia. Dla mnie, piwo jest wytrawne, ale jego charakterystyka sprawia, że pomimo parametrów, to tylko z pozoru lekki zawodnik. Pije się go całkiem przyjemnie i określiłbym je jako pijalne, ale pozostawiam to indywidualnej ocenie każdego z Was, bowiem pewnie niejeden przy „Czarnym wdowcu” wymięknie… Piwo niezbalansowane, wręcz „przegięte”, ale „tak było w projekcie” (a raczej w recepturze). Takie piwa, albo się polubi, albo nie zostanie się ich entuzjastą, bowiem tu nie ma miejsca na odcienie szarości. Kwestia jest czarno-biała jak etykieta tego wypustu. Cała zabawa polega też na tym, że tego rodzaju piwa – nie ważne czy smakują, czy nie, bowiem i tak zapadną na długo w pamięć. „Shark” od kolaborantów mnie nie powalił – Piwotece się to udało. Gratuluję i liczę na kolejne warki tego piwa. Swoją drogą, być może jestem szalony, ale zastanawia mnie, gdyby podkręcić jeszcze goryczkę piołunem? Piwo stało by się jeszcze bardziej ściągające, zalegające. Taki produkt „tylko dla orłów”…    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz