Piwo to napój alkoholowy, do którego produkcji (oprócz wody)
wykorzystuje się składniki wywodzące się ze świata flory – słodowane ziarna
zbóż, chmiel oraz inne przyprawy (kolendra, skórka pomarańczy, jałowiec, itp.).
Trunek ten postrzegany jest jako idealny kompan do mięsnych dań i przekąsek.
Samo mięso i inne produkty pochodzenia zwierzęcego znajdowały zastosowanie w
piwowarstwie okazjonalnie w dawniejszych czasach i, zapewne, jeszcze rzadziej –
obecnie. W tym wpisie chciałbym poruszyć właśnie tę kwestię.
Zacznijmy zatem od retrospekcji. Kilka wieków temu w Anglii popularnością
cieszyło się Cock Ale. Było to piwo, w którym gotowano oskórowanego i
wypatroszonego koguta, wraz z rodzynkami, daktylami, gałką muszkatołową i
innymi składnikami. Napój ten przeżywał apogeum popularności w okresie
XVII-XVIII wieku. Bardzo cenił sobie ów napitek angielski król William III,
który znacznie przedkładał go nad wino. Do dziś zachowało się kilka receptur
przyrządzenia tego „piwnego rosołu”.
Kolejny przykład zastosowania produktów odzwierzęcych w piwie
to Sweet Devon Ale, angielskie jasne piwo fermentacji spontanicznej, które
cieszyło się popularnością od niepamiętnych czasów po koniec XIX wieku. Do wyrobu tego piwa używano jasnych słodów,
wiele receptur zalecało, by był to surowiec niekoniecznie prima sort. White Devon Ale mogło zawierać chmiel, lecz istniały
jego warianty, w których nie był on wcale używany. Po uwarzeniu brzeczki,
dodawano do niej wymieszane jajka z mąką pszenną, fasolową lub drobno zmielonym
słodem, które przygotowywano odpowiednio wcześniej i poddawano „dojrzewaniu” (przygotowywano
na ich bazie zakwas). Napój ten spożywano, gdy jeszcze fermentował lub na
krótko po zakończeniu się tego procesu. W czasach popularności piwo to zalecane
było przez lekarzy przy takich schorzeniach jak kolki, kamica, a także uważano,
że to idealny trunek dla kobiet karmiących piersią.
Pozostajemy na Wyspach Brytyjskich. W XIX-wiecznej Anglii
zaczęto stosować rozmaite dodatki do stoutów, aby reklamować je jako napoje prozdrowotne.
Wynikało to z faktu, że były to piwa kojarzone z ciężko pracującymi robotnikami
fizycznymi, a także była to odpowiedź browarów na nasilające się ruchy na rzecz
wstrzemięźliwości alkoholowej. W związku z dodatkami takimi jak choćby płatki
owsiane, stout pozycjonowano jako piwo dobre dla osób borykających się ze
zdrowiem z uwagi na wyższe wartości odżywcze. W ten sposób powstała kategoria
piwa znana do dziś jako Milk Stout, czyli stout z dodatkiem cukru mlecznego –
laktozy. Jest to cukier niefermentowalny, przez co jego dodatek podnosi
ekstrakt, ale nie woltaż gotowego piwa, a poza tym nadaje piwu treściwości i
mlecznego aromatu.
Zdjęcie: AleBrowar
Na blogu „Zythophile” natknąłem się na informację o piwie
„Mercer’s Meat Stout”. Było to piwo, którego początek sięga drugiej połowy XIX
wieku, a zaprzestano je warzyć w roku 1936. Był to mocny stout, o woltażu
wynoszącym 9% alkoholu objętościowo. Piwo to warzono w małym browarze Mercer’s
w miejscowości Lower Adlington. Nazwa piwa wzięła się stąd, że piwowar
postanowił zmienić coś w swoim piwie po kilku zastrzeżeniach od klientów,
odnoszących się do jakości piw z tego browaru. Postanowiono „pójść na całość” i
nadać piwu pełni poprzez dodanie ekstraktu (wywaru?) z mięsa wołowego
(najprawdopodobniej używano podrobów z uwagi na ich niską cenę). Niestety nie
zachowało się wiele informacji na temat tego piwa ani samego dodatku mięsa jako
bazy do owego tajemniczego ekstraktu, technologii jego sporządzania i ilości
dodawanej do brzeczki.
Oyster Stout jest rodzajem stoutu, który warzony jest z
dodatkiem ostryg (w całości lub z wykorzystaniem tylko muszli tych
skorupiaków). Dawniej określenie „oyster stout” oznaczało sposób spędzania
wolnego czasu w gospodach polegający na naprzemiennym spożywaniu ostryg i
popijaniu ciemnego, palonego piwa. Nie wiadomo, kto jest pomysłodawcą tego
rodzaju piwa. Najprawdopodobniej pierwszy stout ostrygowy powstał w latach
20-tych XX wieku w Nowej Zelandii. W dzisiejszych wersjach problem z tym piwem
polega na tym, że są browary stosujące ostrygi jako dodatek przy jego warzeniu,
jednak zdarzają się też takie, które nazywają swoje wypusty „Oyster Stout”, a
ostryg w ich składzie na próżno szukać. Zwodnicza nazwa tych piw to sugestia
producenta, z jakimi przekąskami, bądź potrawami należy takie piwo łączyć. Za
najbardziej znany i rozpowszechniony stout, będący reprezentantem tego gatunku
uznawany jest „Pearl Necklace” z amerykańskiego browaru Flying Dog Brewery. Na
naszym rodzimym rynku ukazały się dwa piwa uwarzone w tym stylu: „Osteroida” z
Browaru Bednary i „Oyster Kiss” z browaru Piwne Podziemie.
Zdjęcie: Browar Bednary
Amerykański browar Rogue Ales w ramach serii piw z
niecodziennymi dodatkami znanej jako „Doughnut Voodoo”, stworzył Brown Ale o
nazwie „Doughnut Voodoo Bacon Maple Ale” z dodatkiem syropu klonowego oraz
bekonu wędzonego dymem z drewna jabłoni. Piwo posiada ekstrakt początkowy 14
Blg, goryczkę na poziomie 30 IBU i zawiera 6,5% alkoholu objętościowo. Opakowanie
tego piwa w postaci różowej butelki rzuca się w oczy. Swego czasu można je było
kupić w Polsce za kilkadziesiąt złotych.
Zdjęcie: Rogue Ales
Islandzki browar Steðja zasłynął w zeszłym roku zapowiedzią,
że do swojego piwa „Hvalur” zamierza dodać odpady poprodukcyjne, pochodzące z
procesu obróbki wielorybów. Wiadomość ta odbiła się szerokim echem po świecie,
budząc skrajne emocje zwłaszcza w kręgach osób działających na rzecz środowiska
naturalnego, zwłaszcza, że sam połów wielorybów wywołuje kontrowersje na
świecie, a niektóre kraje nadal odławiają te zwierzęta – pomimo ich zagrożenia
wymarciem – zasłaniając się przy tym lokalnymi tradycjami. Piwo „Hvalur” to
lager, który uwarzono na początku 2014 roku w związku z islandzkim świętem Þorri, podczas którego Islandczycy spożywają
spore ilości alkoholu i zajadają się takimi lokalnymi przysmakami jak zgnite
mięso rekina, baranie jądra, a także ukwaszony wielorybi tłuszcz. Początkowo
władze Islandii wydały zakaz produkcji piwa, argumentując, że dodatek mączki z
kości wielorybów nie został dopuszczony do obrotu w celach spożywczych. Zakaz
uchylono na skutek odwołania się od tej decyzji przez browar. Organy państwowe
wydały zgodę na uwarzenie 3500 litrów tego piwa, które rozeszło się jak ciepłe
bułeczki. Idąc za ciosem, browar Steðja postanowił w tym roku uwarzyć piwo
„Hvalur” z dodatkiem… jąder wielorybów wędzonych dymem z suszonego owczego
łajna (jest to tradycyjna islandzka metoda wędzarnicza), bowiem twórcy
zapragnęli być jeszcze bardziej kontrowersyjni i stworzyć piwo jedyne w swoim
rodzaju.
Na sam koniec warto wspomnieć o dwóch produktach
odzwierzęcych, które mogą być wykorzystywane przez piwowarów domowych jako
środki klarujące, z uwagi na zawarte w nich związki (przede wszystkim kolagen)
wiążące białka. Jednym z nich jest dobrze wszystkim znana żelatyna, pozyskiwana
z kości, chrzęści i skór zwierzęcych. Drugim produktem jest karuk, inaczej
„rybi klej”, otrzymywany z rybich pęcherzy pławnych, które poddaje się
czyszczeniu i suszeniu. Dodatek ten stosują do dziś niektóre brytyjskie browary
warzące tradycyjne, angielskie piwa określane jako „Real Ale”. Karuk stosowano
do klarowania piwa grodziskiego z uwagi na niską flokulację grodziskich drożdży
oraz dużą zawartość białek w pszenicy, która sprzyja zmętnieniu piwa. Na forach
piwowarskich podnoszone są postulaty, aby piwowarzy informowali czym klarują
swoje piwa z myślą o weganach. Alternatywą może być tutaj mech irlandzki, który
jest znacznie bardziej przyjazny osobom nie jedzącym mięsa, ani innych
produktów pochodzenia zwierzęcego.
Zdjęcie: Piwne Podziemie
Konkludując, dodatek produktów pochodzenia zwierzęcego do
piwa to margines i dotyczy się konkretnych stylów - Milk Stout, Oyster Stout,
albo jest chwytem stricte marketingowym, by przykuć uwagę klienta. Na szczęście
dla osób niejedzących mięsa, piwo jest napojem, do którego produkcji używa się
praktycznie rzecz biorąc wyłącznie produktów roślinnych (poza wyżej
wymienionymi przykładami). Celowo nie odnosiłem się tematu żółci bydlęcej,
bowiem jest to mit, w którym jest tyle samo prawdy, ile w dublińskiej miejskiej
legendzie, według której dawniej Guinness smakował lepiej, bowiem po zmianie
instalacji browarniczej do tanków fermentacyjnych przestały wpadać szczury,
które to rzekomo miały odpowiadać za niepowtarzalny smak najsłynniejszego
irlandzkiego stoutu.
Ciekawy artykuł, dzięki :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobre jest to piwo, najlepiej jak jest schłodzone.
OdpowiedzUsuń