Można się spierać, czy najpopularniejszym piwem roku
2013 jest kolejny Grand Champion (tym razem Imperial IPA autorstwa Czesława
Dziełaka), czy „Golden Monk” z AleBrowaru? Tego pierwszego piwa specjalnie promować
nie trzeba, bo poświęcono mu sporo miejsca w mediach, a w piwnym światku czym
jest GCh nikomu tłumaczyć też nie trzeba. Ponadto, Grupa Żywiec S.A.
postanowiła w tym roku polepszyć dystrybucję Grand Championa 2013 poprzez
sprzedaż piwa w wybranych supermarketach sieci „Tesco”, a nie jak dotychczas w
delikatesach „Alma”, przez co ma się znacznie poprawić jego dostępność. O
„Golden Monku” było głośno, ale koniec końców, na rynek trafiło go niewiele. Po
za tym, penie nie o taki rozgłos tego piwa chodziło jego autorom. Ale,
zacznijmy opowieść od początku…
Pod koniec czerwca tego roku AleBrowar ogłosił, że
dziesiątym i jubileuszowym piwem będzie „Golden Monk”. Niektórzy twierdzą, że
„Golden Monk” jest piwem jedenastym, bo AleBrowar uwarzył też wspólne piwo („B-Day”)
z łódzką Piwoteką i Browarem PINTA. Z punktu widzenia tej historii, jest to
szczegół pośledniej wagi. W trzeciej dekadzie czerwca (24.06.2013)
przedstawiono projekt etykiety, na którym widniał mnich trzymający kufel piwa i
artefakt, który dla części osób był po prostu artefaktem, dla innych krzyżem
św. Andrzeja, a jeszcze dla innych monstrancją. I zrobił się lekki ambaras na
fanpage’u AleBrowaru, bo pewna grupa radykalnych katolików postanowiła działać
i gdy skończyły im się argumenty pojawiły się bluzgi i pogróżki, co raczej
rozmija się z elementarnymi założeniami religii chrześcijańskiej. Z resztą
ateiści postanowili odpłacić pięknym za nadobne, wychodząc z założenia, że ich
nie obowiązuje biblijna zasada „nadstawiania drugiego policzka”. Dyskusja była zażarta,
bez poszanowania zasad erystyki, pluralizmu światopoglądowego i pełna
argumentacji ad hominem. Spór
dotyczył kółka w środku trzymanego przez mnicha krzyża w kształcie litery X. Z
resztą, pozwoliłem sobie wtedy na głos w
tej sprawie. Pojawiła się propozycja, by usunąć element etykiety,
stanowiący kość niezgody, a niektórzy optowali za całkowitą zmianą felernej
etykiety. Mało kogo interesowało, jakie to będzie piwo, bo ważne było czy na
etykiecie będzie białe kółko, czy nie. A miało być to piwo belgijskie, mocno
chmielone jankeskim chmielem. Tym, co śmieszyło mnie w tej sprawie najbardziej,
był fakt oburzenia względem kufla, który mnich trzyma w dłoni. Rozumiem, że
nawiązanie do symbolu religijnego, to kontrowersyjny pomysł (AleBrowarowi
projekt oprawy graficznej nowego piwa przygotował podmiot zewnętrzny, tak więc
nie może być tu mowy o świadomym działaniu tego browaru kontraktowego). Skoro bulwersowano
się o kufel przy „Golden Monk’u”, dlaczego nie rzucono się na takie marki jak:
„Olivetinsky Opat”, „Franziskaner”, „Paulaner” (zwłaszcza doppelbock spod egidy
tej marki o nazwie „Salvator”, czyli Zbawiciel), „Kaputziner”, „St. Bernardus”?
Sprawa przycichła i piwny świat czekał, cóż z tego wszystkiego wyniknie?
Kilka tygodni później AleBrowar zakomunikował, że
etykieta „Golden Monka” zostanie zmodyfikowana. Zniknęło kółko na krzyżu i
kufel w dłoni opata. Teraz niewierzący podnieśli larum, że ekipa AleBrowaru
stchórzyła i ugięła nie pod naporem „katolickiego Talibanu”. Normalnie, jak w
sofoklesowskiej tragedii, nie ma dobrego rozwiązania. Pojawił się i zarys
przyszłej etykiety, na którym widniał styl piwa (Abbey IPA) oraz informacja, że
goryczka w tym piwie ma oscylować wokół 100 IBU. Jestem zdania, że słusznie dokonano
zmiany etykiety, bo symbole religijne z piwem średnio korespondują, a po drugie
AleBrowar udowodnił, że nie zależy mu na rozgłosie za wszelka cenę i nie są
taką „bandą cyników”, jaką próbowano z nich zrobić. Zwycięstwo rozsądku nad
emocjami.
Następnym epizodem tej historii jest „wątek
drożdżowy”. Okazało się (taką informację podał sam AleBrowar), że jubileuszowe
piwo nie wyszło takie, jakim miało być z założenia. Stwierdzono, że zamiast
Abbey IPA, wyszedł Saison IPA. A nie było to pierwsze tego typu obwieszczenie
wystosowane przez przedstawicieli „sceny craft” w tym roku. Do produkcji piwa
uzyto szczepu drożdży Safbrew T-58, które znane są z produkcji fenoli i estrów,
bardzo mocno odznaczających się w smaku i aromacie przyprawowo-owocowym posmakiem.
Pojawiły się tez głosy że być może do piwa wdała się infekcja (dzikie drożdże)
i stąd ten problem. Dokonano zmiany etykiety i… okazało się, że szczep T-58
jest tak żarłoczny, że oprócz cukrów przefermentował też obecne w piwie
alfa-kwasy (humulony), bo ze 100 IBU na wersji etykiety przed zmianą, na jej
zmodyfikowanej wersji wartość IBU wynosiła już tylko 60! Jeśli ktoś nie wie
czym jest saison, to spieszę z wyjaśnieniem. Saison to belgijski kuzyn biere
de garde, ale bardziej wytrawny, bo jest głębiej odfermentowany. Jest to
jasne piwo górnej fermentacji, wywodzące się z Walonii, które cechuje
owocowo-przyprawowy posmak. Historycznie, było to piwo warzone na przełomie
zimy i wiosny, które spożywano w letnie, upalne dni z uwagi na jego orzeźwiający
charakter. Rozwój technologiczny (maszyny chłodnicze) sprawił, że dziś piwo
tego typu warzone jest przez cały rok. Jest to styl niezbyt popularny w Polsce,
ale w sklepach specjalistycznych można bez problemu nabyć jego przedstawicieli.
Tym, co dziwi mnie najbardziej w tej historii, jest
fakt, że pomimo jubileuszowego charakteru tego piwa i zapowiedzi, która
pojawiła się na kilka miesięcy przed jego wypuszczeniem piwa na rynek, jego dostępność
była bardzo mocno ograniczona. Do sklepów trafiało po 20-30 butelek i jak za
pop[przedniego ustroju wprowadzano zapisy i komitety kolejkowe. Na szczęście,
mi się udało. Wielkie podziękowania dla załogi Browarium.
Etykieta jak wygląda każdy widzi. Do mnie
niespecjalnie przemawia, Zwłaszcza w kontekście stylu saison, ten mnich pasuje
tu jak przysłowiowy kwiatek do kożucha, tudzież jak świni - siodło. Bardziej
adekwatny byłby nawet widok rozpadającej się stodoły niż brata zakonnego. Ale
pewnie wszyscy wiemy, jak to jest, gdy działa się pod presją czasu.
No to… po piwku!
Dane szczegółowe:
Producent: AleBrowar sp. z o.o. (warzone i rozlewane w
Browarze Gościszewo s.c.).
Nazwa: Golden Monk.
Styl: Saison IPA.
Ekstrakt: 18% wag.
Alkohol: 7,2% obj.
Skład: woda, słody: pale ale, pszeniczny,
Abbey, melanoidynowy, zakwaszający; chmiele: Citra, Palisade, Willamette,
Centennial; cukier Candy Sugar Dark; drożdże Safbrew T-58.
Filtracja: nie.
Pasteryzacja: nie.
Barwa: brązowa z domieszką czerwieni, mętna.
Piana: jasnobeżowa, średniowysoka, składa się ze
średniej wielkości pęcherzyków, szybko opada i redukuje się do cienkiego kożuszka.
Delikatnie krążkuje na szkle.
Zapach: sielski (siano, stodoła), owocowe estry
(przede wszystkim zielone jabłka), nuty przyprawowe (pieprz, imbir, goździk).
Wyraźnie wyczuwalne melanoidyny. W tle majaczy chmielowa cytrusowość, ale na
granicy wyczuwalności. Całość wieńczy akcent stęchlizny.
Smak: pierwsze wrażenia to chlebowość i cierpki aromat
zielonych jabłek, następnie obecne są przyprawowe aromaty pochodzące od
drożdży, wyczuwalna żywiczna goryczka, aromat miodowo-karmelowy i lekka nuta alkoholowa. Finisz wytrawny i
lekko alkoholowy.
Wysycenie: średnie.
„Golden Monk” to piwo, które ma w sobie w wiele z
saison’a, ale niewiele posiada wspólnego z IPA. Bogaty aromat i smak stanowiący kombinację słodyczy,
cierpkości i akcentu goryczkowego. Jest to piwo treściwe i wytrawne o
zdecydowanym i esencjonalnym smaku. Jego wysycenie wydaje się relatywnie
wysokie jak na piwo górnej fermentacji. Pije się je dobrze, ale silna
przyprawowość, nuta alkoholowa i wysycenie mogą „studzić zapał” konsumenta. W miarę
nagrzewania się napoju, alkohol staje się coraz bardziej wyczuwalny. Smaczny,
ciekawy, ale to raczej nie moje rewiry jeżeli chodzi o piwne smaki. W klimacie
saison i amerykański chmiel, wybrałbym piwo „American Saison” z Artezana. Lżejsze,
smuklejsze i bardziej orzeźwiające i pijalne. Ciekawe, jakby smakowało to piwo,
gdyby drożdże nie spłatały figla?
Moja ocena: 3,5/5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz