Opisywane przeze mnie piwa
to najczęściej konkretne gatunki tego napoju – historyczne lub istniejące. W
przypadku dzisiejszego napitku rzecz ma się nieco inaczej, ponieważ purl (zwano
go dawniej także purle) był napojem na bazie piwa. Co więcej, z biegiem XIX
wieku wyewoluował od napoju na bazie piwa w kierunku grzanego piwa wzmacnianego
ginem. I choć purl (ang. bełkot) nie jest napitkiem, o którym krążą legendy, to
myślę, że warto poświęcić mu nieco uwagi chociażby jako potencjalnego źródła inspiracji
dla piwowarów domowych lubiących wyzwania i wyznających filozofię warzenia piw
niecodziennych i bezkompromisowych.
Purl - choć dziś już niemal zupełnie zapomniany – był
dawniej popularnym napojem, który szczególnie umiłowali sobie londyńscy
robotnicy i chętnie pili je przed rozpoczęciem pracy („po szklanie i na
rusztowanie” – skąd my to znamy?). W epoce wiktoriańskiej, kiedy masowo pito
absynt, palono opium oraz spożywano laudanum (wino zaprawione opium) purl był
napojem, który bardzo dobrze wpisywał się w gusta i potrzeby ówczesnej
klienteli tak spragnionej odmiennych stanów świadomości. Jak to napisał Kuba
Niemiec – był to pomost między światem piwa i absyntu. Jak już wspomniałem,
nie był to konkretny gatunek piwa (jak porter czy Burton Ale) lecz piwo, które
po uwarzeniu zaprawiono mieszanką ziół i tak uzyskiwano efekt finalny. Części z
używanych ziół przypisuje się właściwości psychoaktywne – głównie piołunowi i
tatarakowi. Z jednej strony bardzo dobrze komponował się z napitkami ery
wiktoriańskiej i w czasach przed jej nastaniem z uwagi na dodatek ziół
wzmacniających właściwości upajające, ale także był napojem będącym spuścizną
tradycji piwowarstwa europejskiego – na kontynencie chmiel wiódł prym pośród
ziół trafiający do kotłów warzelnych i kadzi fermentacyjnych, podczas gdy na
Wyspach Brytyjskich do XIX wieku chętnie sięgano po rozmaite dodatki poza
chmielem, co doskonale widać w XIX-wiecznych recepturach. Niewykluczone, że
historia purl sięga wiele wieków wstecz, jednak do dziś zachowało się niewiele
informacji na jego temat.
Zanim przejdziemy do kwestii
stricte technicznych, warto także dodać jako ciekawostkę, że o napitku tym
wspomina także Charles Dickens (swoją drogą, jeden z moich ulubionych pisarzy)
w swoim dziele zatytułowanym „Nasz
wspólny przyjaciel”. W tłumaczeniu Tadeusza Dehnela pojawia się słowo
„purl”, podczas gdy przekład Zofii Popławskiej nazywa tenże napitek „grzanym
piwem”. Dickens pisze o purl tymi oto słowy: „Izby szynkowne — bardziej i mniej reprezentacyjna — znajdowały się od
strony rzeki i w oknach miały czerwone zasłony odpowiadające kolorem nosom
stałych bywalców gospody „Pod Sześciu Ochoczymi Dokerami". Obie były
wyposażone w bardzo dogodne pogrzebacze o zakończeniu podobnym w kształcie do
stożkowatego kapelusza, pomyślanym tak, by można było nim wiercić zaciszne
wnęki w żarze, celem podgrzewania piwa przyprawionego korzeniami, oraz trunków
tak smakowitych, jak purl, flip lub psi nos. Pierwszy z wymienionych kordiałów
stanowił chlubę „Dokerów", którzy łagodnie apelowali do uczuć przechodnia
za pośrednictwem szyldziku umieszczonego na futrynie drzwi wejściowych i
opatrzonego napisem „Specjalność — Wczesny Purl". Wydaje się, że purl
należy zawsze przyjmować wcześnie, chociaż trudno ustalić, czy dla usprawnienia
funkcji systemu trawienia, czy tylko w myśl reguły: jak ranny ptaszek łapie
robaka, tak ranny purl łapie klienta.”.
Jakub Sroczyński w podręczniku
jego autorstwa „Nowy piwowar” podaje recepturę na purl, którą zaczerpnął z
pracy Sigismunda Hermbstaedta pod tytułem: „Chemische
Grundsätze der Kunst, Bier zu brauen, oder Anleitung zur theoretisch-praktischen
Kenntniß und Beurtheilung der neuesten und wichtigsten Entdeckungen und Verbesserungen
in der Bierbrauerei”. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że w podręczniku
Sroczyńskiego możemy natknąć się na błędy w tłumaczeniu z języka niemieckiego,
które w istotny sposób mogą wpłynąć na kształt finalnego produktu. Mianowicie,
słowo „Meerrettig” przetłumaczył nie jako chrzan lecz rzodkiew, a to diametralnie
zmienia postać rzeczy (w innych miejscach aframon nazywa kardamonem). W
recepturze wykorzystano następujące zioła: korzeń gencjany (wykorzystywane
także w niemieckim piwie Merseburger),
jałowiec, tatarak, piołun, galangal, chrzan i zielone pomarańcze (także
stosowane w piwie z Merseburga).
Z moich przeliczeń receptury
podanej przez Jakuba Sroczyńskiego, które mogą być obarczone błędem, wynika, że
do 20 litrowej warki potrzebne będzie 12 g korzenia gencjany, a także po 4
gramy pozostałych składników (korzenia tataraku, galangalu, piołunu, jałowca,
korzenia chrzanu i suchych zielonych pomarańczek).
Sposób fabrykacji tegoż
napoju był bardzo prosty. Do odpowiedniej ilości młodego i mocnego piwa (w
recepturze z początku XIX wieku zalecano pale ale oraz brown ale) dodawano
pokruszone zioła już w momencie jego fermentacji. Po jej ustaniu, beczkę
szpuntowano i pozostawiano całość na czas roku, a gdy czas ten upłynął – piwo
butelkowano. Najczęściej wyrabiano purl jesienią i zimą (niektórzy autorzy
polecali listopad jako najlepszy czas wyrobu). Był to także okres, kiedy
najchętniej poń sięgano. Według niektórych źródeł, nieuczciwi właściciele pubów
do wytwarzania tego napoju wykorzystywali piwo zepsute lub kiepsko sprzedające
się, ergo także zepsute.
Z ciekawości zrobiłem wywar
z powyższej mieszanki ziołowej (dałem wszystkiego po pół łyżeczki na szklankę
wody). Jego smak był esencjonalny i bardzo gorzki, ale jednocześnie bardzo
ciekawy i intrygujący – byłem zaskoczony, że poza goryczką było wyczuwalne
wiele aromatów, które tworzyły spójną całość. Myślę, że napój wytworzony na
bazie powyższej receptury będzie ciekawy i pijalny (zwłaszcza jeśli piwo bazowe
będzie zacierane na słodko), jednak nie wydaje mi się, aby był to napitek o
potencjale do wykorzystania jako produkt komercyjny - przypuszczam, że 200 mililitrów może
stanowić wyzwanie dla konsumenta. Myślę, że o wiele łatwiej będzie podejść do
tematu jako eksperymentu w browarze domowym.
W anonimowym dziele z 1826
roku zatytułowanym: „The Vintner's and
Brewer's Guide” znajdziemy przepis na wyciąg ziołowy, który należało
później zmieszać z piwem. W skład mieszanki wchodziły: posiekany korzeń
goryczki (gencjany) – 4 uncje (113,2 g), tyleż samo suszonej skórki pomarańczy,
skórka z jednej cytryny, pokruszony goździk – 1 uncja (28,3 g). Zioła należało
według przepisu umieścić w kamionkowym naczyniu i zalać je galonem wrzątku (4,5
l), naczynie szczelnie zamknąć i pozostawić na czas 24 godzin. Następnie
odbierano część płynną i zalewano ją galonem brandy lub destylatu zbożowego.
Opcjonalnie, całość można było rozcieńczyć wodą.
Wymienione wyżej receptury
to jedyne, co udało mi się znaleźć. To do nich odwołuje się wiele opracowań.
Warto w tym miejscu nadmienić, że z pewnością był to napój dający szerokie pole
do popisu osobom je wytwarzającym, zwłaszcza jeśli posiadały dużą wiedzę na
temat ziół – za integralny składnik uważano piołun i skórki lub niedojrzałe
owoce pomarańczy.
W drugiej połowie XIX wieku
purl z piwa zaprawianego ziołami stał się napojem, w którym z wielu z nich
zrezygnowano. Zioła zastąpiły aromatyczne przyprawy – przede wszystkim gałka
muszkatołowa i/lub imbir. Był to napój serwowany na gorąco, będący mieszanką
piwa (częstokroć porteru lub stoutu) i ginu, które zaprawiano gałką
muszkatołową i innymi przyprawami (imbir, goździki, ziele angielskie) oraz
brązowym cukrem. Gin stanowił najczęściej około 10% owej mikstury. Gdybyście byli
zainteresowani, mogę przygotować tekst o historycznych napojach na bazie piwa.
Fot.:
Wikipedia
Pewnie, że jesteśmy zainteresowani. Poproszę o więcej takich historii.
OdpowiedzUsuńWciągnięte na listę tematów do realizacji. :)
Usuń