UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

sobota, 17 sierpnia 2013

To nie tak miało być…


Moja druga warka od ponad miesiąca dojrzewa sobie w piwnicy. Wyszły mi 44 butelki trunku o rubinowej barwie. Różnica między piwem #1 i #2 polega na tym, że w przypadku tego pierwszego kierowała mną bardziej ciekawość i chęć poznania podstawowych czynności związanych z domowym wyrobem piwa (ograniczonych z uwagi na warzenie piwa z „puszki”). W przypadku drugiego warzenia zamysłem było piwo inspirowane takimi „górniakami” jak: Red AIPA, AIPA z  Browaru Kormoran, czyli piwo o ekstrakcie około 15% i mocno chmielone.



Gęstość początkowa mojego drugiego wyrobu wyniosła  15,5 Blg i po 10 dniowej fermentacji drożdże (US-05) odfermentowały do 3 Blg. Do chmielenia użyłem 7 odmian amerykańskiego chmielu (w sumie 210 g) z czego 4 gotowałem 60 minut na goryczkę, a 3 przez 30 na aromat.  

Problem polega na tym, że owoc mojej „pracy” nie wyszedł mi tak, jak sobie to wyobrażałem. Piwo jest dobre i pijalne, ale przede wszystkim nie jest aż tak goryczkowe – przypuszczam, że błędem z mojej strony było gotowanie chmielu w pończosze z uwagi na wygodnictwo i względy praktyczne. Pomimo użycia ponad 200 gramów granulatu, efekt jest raczej mizerny. Pewnie chmiel się posklejał i nie oddał tylu alfa-kwasów ile powinien. Wniosek na przyszłość – chmiel wsypać bezpośrednio do brzeczki i po ostudzeniu zrobić Whirlpoola.

Drugie piwo tez robiłem z puszek, co pewnie też ma przełożenie na to, że jego smak nie powala. Kolejna rzeczą, (i to pewnie był największy błąd) było zadanie drożdży w temperaturze 28 stopni Celsjusza. Pośpiech jest złym doradcą i balonowo-landrynkowy smak piwa bardzo wybitnie przypomina tę maksymę. Drożdże pracując przez pierwsze dwa dni utrzymały temperaturę brzeczki na poziomie 26 st. C i dopiero na trzeci dzień opadła ona do 22 st. C. Fermentor trzymałem w chłodnej piwnicy (temperatura w niej wynosi około 18-19 st. C.). Wniosek na przyszłość – bardziej schłodzić brzeczkę i przede wszystkim więcej cierpliwości (nie wiem czy strach przed infekcją jest dobrym usprawiedliwieniem?).

W smaku początek jest miły – słód i cytrusy z lekką goryczką, które szybko przechodzą w aromat gumy balonowej i landrynek. Cóż, nie od razu Kraków zbudowano…

Zabawa we własne piwo uczy jednej rzeczy – podobnie jak w przypadku gotowania - nie zawsze wszystko może wyjść tak, jak się planuje. Myślę, że dobrze jest zetknąć się z tym praktycznym aspektem, jakim jest wyrób napoju z pianką, gdy bloguje się na temat piwa, bo daje to pełniejszy pogląd w tej kwestii.

Dzięki małemu uzupełnieniu sprzętu szczególnie rozlew do butelek poszedł bardzo sprawnie (do refermentacji użyłem ekstraktu słodowego w proszku0. Tym razem też pominąłem etap cichej fermentacji, bo chciałem by piwo odleżało jakiś czas i zdążyło się nagazować przed imieninami mojej dziewczyny.  

Nie załamuję jednak rąk i mam już w planie kolejne piwo, które będzie ostatnim „z puchy”. We wrześniu zainwestuję jeszcze w kilka rzeczy niezbędny do zacierania i czas na „level up”. Najważniejsze, że jest zapał i kilka – moim zdaniem – ciekawych pomysłów.

Wszystkim, którzy się wahają polecam zabawę w domowe piwo. Daje to naprawdę dużo radości i pozwala oderwać się od problemów, jakie przynosi szara codzienność. Poza tym swój wyrób, to co innego niż produkt zakupiony w sklepie, nawet jeśli nie do konca będzie spełniał początkowe zamierzenia…         



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz