UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

czwartek, 20 marca 2014

Piwo z PETa od Bazyliszka

Nie wiem, czy ktoś z Was jeszcze pamięta zeszłoroczną, burzliwą dyskusję dotyczącą tego, czy piwo lane z beczki do butelek PET ma jakikolwiek sens i czy taka usługa powinna w ogóle mieć miejsce? Sama praktyka posiada pewnie tylu zwolenników, ilu przeciwników. Właściwie, przez długi czas ten temat był mi całkowicie obojętny, ale ostatnio postanowiłem się nad nim pochylić. Co mnie do tego skłoniło?


Po wywiadzie z Warszawskim Browarem Bazyliszek (tutaj), który rzucił trochę więcej światła na samą inicjatywę oraz ichni, premierowy wypust, byłem ciekaw jak takie piwo może smakować. Warto tu zaznaczyć, że jego wyjątkowość polega na tym, że jest to połączenia piwa w stylu American India Pale Ale (AIPA) z gruitem, czyli ziołową mieszanką, którą dawniej stosowano jako przyprawę do piw zamiast chmielu. O samym gruicie pisałem tutaj. Do piwa z Browaru Bazyliszek dodano piołun na etapie jego warzenia oraz ziołową nalewkę na podczas fermentacji. W skład owej nalewki, obok piołunu, wchodzą między innymi: lawenda, jałowiec, wrotycz, woskownica europejska, a jej skład stanowi odwzorowanie historycznej receptury „Zielonej Wróżki” (absyntu) z początku XX wieku. Piołun znany jest ze swej goryczy, stanowił jeden z bazowych składników kultowego w XIX wieku absyntu i jest łatwo dostępny w sklepach zielarskich, czy w wersji dziko rosnącej. Piołunowa goryczka jest znacznie odmienna od tej chmielowej; jest tępa, zalegająca i w nadmiarze bardzo nieprzyjemna, ale w rozsądnej dozie daje ciekawe efekty, czego przykładem był zeszłoroczny „Gruit Kopernikowski”, uwarzony przez Browar Kormoran. Tak się składa, że mam trochę zasuszonego piołunu na potrzeby domowego browaru i warto byłoby go spożytkować. Lubię piwa w stylu American India Pale Ale i bardzo ciekawiło mnie jak będzie smakować takie piwo w polaczeniu z piołunem i innymi ziołami. Swoją drogą, miałem okazję kilka razy pić napar z piołunu, ponieważ jest to ziele zalecane na bóle żołądka. Był gorzki jak diabli. 


I tutaj dochodzimy pomalutku do sedna. Warszawski Browar Bazyliszek sprzedaje piwa tylko w formie beczkowej, a poza tym jego dystrybucja skupia się głownie na Warszawie. Z pomocą przyszedł mi sklep PiwPaw, który sprzedaje piwa lane z beczek do butelek PET drogą internetową. Jest to część działalności PiwPaw jako multitapu, mogącego pochwalić się 57 kranami. Nigdy tam nie byłem, więc o tym podmiocie mogę wypowiadać się tylko w kontekście usług sprzedaży internetowej. Po zamówieniu piw (oprócz „American Psycho IPA”, zamówiłem także dwa piwa z  zielonogórskiego Minibrowaru Haust – „Skrill ESB” i „Kazbek Pale Ale”), już po kilkudziesięciu minutach otrzymałem maila powiadamiającego mnie o wysłaniu paczki, a na drugi dzień piwa chłodziły się już w mojej lodowce. 


Na czym polega kontrowersyjność praktyki lania piwa w plastikowe butelki? Po pierwsze, plastik nie jest najlepszym tworzywem, przeznaczonym do kontaktu z napojami alkoholowymi, (chociaż są kraje, w których spora ilość piw rozlewana jest do butelek z tego tworzywa). Po drugie, nalewane jest piwo z otwartej beczki czyli nie wiemy ile czasu minęło od otwarcia, (piwo z otwartej beczki szybko sie starzeje), Przy rozlewie istnieje ryzyko utlenienia, naświetlenia, wygazowania i infekcji (w piwowarstwie domowym, czy w przemysłowym, butelki przed rozlewem piwa są sterylizowane). Są browary, które nie zgadzają się na stosowanie tego typu praktyk (rozlew do PETów), bo rozlewają swoje piwa do butelek szklanych i twierdzą, że klient może sobie kupić albo piwo z beczki w pubie, albo butelkowe w sklepie lub pubie, więc po co kombinować? Ponadto, dla browaru jest to o tyle niekorzystne, że nie ma wpływu na jakość swojego produktu sprzedawanego przez inne podmioty, co w przypadku, gdyby piwo okazało się wadliwym, może owocować pretensjami klienta pod adresem browaru, a de facto trudno jest ustalić, na którym etapie coś poszło nie tak np.: mogło dojść do infekcji przy nalewaniu piwa do butelki PET. Innym argumentem „przeciw” jest aspekt wizerunkowy. Piwo po przelaniu z beczki do butelki PET prezentuje się z zewnątrz jak przysłowiowe „siódme dziecko stróża", zwłaszcza, gdy porówna się je z wersją w butelce, która wyjechała z browaru (etykieta, kapsel, spora doza informacji na temat produktu i producenta - przynajmniej z założenia). Piwo przelane w plastik musi być przechowywane w warunkach chłodniczych i dość szybko spożyte - zalecany czas to do pięciu dni od zakupu, czyli niewiele.  


A jakie są pozytywy takiej praktyki? Najważniejszy jest taki, że dzięki temu klient ma możliwość nabycia piw dostępnych tylko w beczkach. W pubie można wypić je na miejscu, dlatego niektórzy podważają sens tego rodzaju działania, ale w sklepie specjalistycznym jest to trudne do zrobienia. Poza tym mówimy o wariancie takim, że klient chce zabrać piwo na wynos. Jeżeli dodać do tego sprzedaż internetową, znacznie zwiększa to dostępność tych piw, które kupić można tylko w dużych miastach. Skoro już mowa o specyfice zakupów przez Internet; piwo musi dojechać do domu, a to znaczy, że „tempus fugit” (czas ucieka) oraz najlepiej dokonywać zamówień uwzględniając warunki termiczne, panujące na dworze podczas transportu (podczas zeszłorocznej fali upałów w sierpniu, takie piwo mogłoby mocno „dostać w kość” przez kilkanaście godzin pobytu poza lodówką). Piwo lane jest do plastikowych butelek, co w jakiś sposób predestynuje je do sprzedaży wysyłkowej, ponieważ jest znacznie mniejsze ryzyko uszkodzenia tego rodzaju opakowania niż w przypadku butelek szklanych (zmora sklepów internetowych z piwem). Kolejnym atutem tego rodzaju opakowania jest jego waga. Jest znacznie lżejsze niż butelki wykonane ze szkła. Jeszcze innym pozytywem jest to, że można sobie wziąć takie piwo z pubu na wynos, gdy wiemy, że już na dzisiaj wystarczy, ale jest sporo nowości na kranach, duży ruch i nie wiemy, czy do jutra coś by się nam ostało z tego, co w danej chwili nas interesuje z oferty pubu. Taką butelką na wynos z ciekawym piwem można na przykład podziękować kierowcy, który odwozi nas do domu po piwnym maratonie, albo zakupić jako podarunek dla kogoś, komu wiemy, że dane piwo będzie smakować, a pub sprzedaje je tylko w wersji beczkowej. 


Dla mnie, zakup piwa tą drogą okazał się być może jedyną opcją, by skosztować je bez konieczności wyjazdu do Warszawy. Pora przekonać się, jak smakuje „American Psycho IPA". 


Podoba mi się sama nazwa tego piwa, kojarząca mi się z filmem „American Psycho”, nawiązująca do psychoaktywnych właściwości piołunu. Sama etykieta jest bardzo psychodeliczna, ale jednocześnie kolorowa, nad wyraz nierealna, nasuwająca skojarzenia z narkotyczną wizją albo jakimś senny majakiem. Dopóki browar nie zacznie warzyć piw „u siebie", nie ujrzymy jej na szklanych butelkach. Te, widoczne na fanpage’u browaru to materiały promocyjne.  


Producentem piwa jest Warszawski Browar Bazyliszek, który uwarzył swoje piwo w Browarze „Trzy korony” w Puławach. Jego ekstrakt początkowy wynosi 15,5 st. Blg, a zawartość alkoholu - 6% obj. Skład tego piwa stanowią: słody (Pale Ale, Pilzneński, Pszeniczny, Monachijski, Cara Gold), chmiele: Magnum (goryczkowy), Tomahawk (goryczkowo-aromatyczny), Centennial, Simcoe, Citra (aromatyczne), drożdże: Wyeast 1217 West Coast IPA. Innym i nadającym temu piwu nutę tajemniczości komponentem jest gruit - własna kompozycja ziołowa, nawiązująca do receptury „Zielonej Wróżki" z początku XX wieku. Piwo jest niepasteryzowane i niefiltrowane. Wartość IBU wynosi 60, ale z uwagi na obecność piołunu, relatywne odczucie goryczki może być wyższe (piołun podnosi goryczkę, ale nie współczynnik IBU). 


Po otwarciu butelki wydobywa się z niej słodowo-chmielowy aromat. Słód przejawia się zapachem zboża, biszkoptu i karmelu, a chmiele dają o sobie znać poprzez owocowo-żywiczne aromaty (dominujące są nuty mango, grejpfruta i pomarańczy), do tego dochodzi wyraźny aromat ziołowo-trawiasty. Po przelaniu do szkła, ukazuje się trunek o barwie ciemnego złota. Patrząc pod światło, widoczne jest wyraźne zmętnienie. Piana na piwie jest biała, wysoka, ziarnista i trwała. Bardzo ładnie krążkuje na ścinkach pokala. Aromat po przelaniu nie zmienia się, jest już jednak trochę mniej skondensowany i wyrazisty. Brak nut, które zniechęcałyby do sięgnięcia po pierwszy łyk. W smaku na początku jest dość słodkie, ale nie intensywnie,  karmelowe. Aromat słodu szybko ustępuje miejsca chmielowości, która jest – jak w aromacie – owocowo-żywiczna (cytrusowa). Na końcu do głosu dochodzi piołun. Goryczka, która przez cały czas jest wyraźna i wysoka, staje się trochę tępa, zalegająca i ściągająca. Finisz chmielowo-ziołowy. Wysycenie tego piwa jest niskie.  


Konkludując spotkanie z „American Psych IPA”, uważam je za ciekawy pomysł, który doczekał się udanej realizacji połączenia „starego z nowym”. Wydaje się być dość zbilansowane, zważywszy na to, że użycie piołunu mogło się okazać „gwoździem do trumny”. W tym miejscu rodzi się pytanie – czy piwo jest przekombinowane? W moim odczuciu - nie, ale na pewno znajdą się osoby, którym obecność piołunowej goryczki będzie przeszkadzać, ponieważ jest ona wyraźnie wyczuwalna (mocniej niż w gruicie z Browaru Kormoran). Uważam to piwo za pijalne, cechuje je wyraźny aromat jankeskich chmieli, choć nie tak wyraźny, jak na przykład w piwie „Grand Prix” z Browaru Ciechan. Unikatowość jego polega na tym, że to piwo, które nie jest reprezentantem konkretnego stylu, a pewnie gdyby była to kolejna AIPA, to niespecjalnie byłbym nim zainteresowany. Jedyną wadą tego piwa jest to, że zalegająca goryczka wzmaga chęć na kolejnego łyka. Problematyczny może okazać się moment, gdy zabraknie piwa w kuflu. A po wtóre, nie należy mylić tego stanu rzeczy z sesyjnością. Ale taki jest już urok tego piwa. Myślę, że warto spróbować i samemu się przekonać, czy to dobry eksperyment.


Jeśli chodzi o zakupy piwa lanego w plastikowe butelki i dostarczanie ich za pośrednictwem firmy kurierskiej, powiem tak: nie „naciąłem się”. Mam świadomość, że piwo nalane prosto z beczki i wypite w trakcie kilkunastu minut po jego przelaniu do kufla mogłoby smakować nieco lepiej/inaczej, ale nie sądzę, żeby podróż, czy naczynie, w którym je dostarczono sprawiło, że pogorszyła się jego jakość. Nie natknąłem się na piwa odgazowane, czy jakieś nieprzyjemne nuty w smaku i/lub zapachu. Niemniej, jestem świadomych pewnych mankamentów i niedoskonałości zakupów piwa w taki a nie inny sposób. Dodam tylko, że nie zwlekałem specjalnie długo ze spożyciem zamówionych piw. Ostatnie z nich wypiłem na piąty dzień po rozlewie. Co do piw z Minibrowaru Haust, „Skrill ESB” niespecjalnie przypadł mi do gustu, bo bardziej przypominał Irish Red Ale niż Extra Special Bittera, a „Kazbek Pale Ale” okazał się bardzo dobrym i lekkim piwem. Uważam, że zakup piwa przez Internet w plastikowych butelkach to dobra opcja, zwłaszcza, gdy mieszka się w kilkutysięcznej miejscowości, w której wybór piw na sklepowych półkach jest o wiele bardziej ograniczony i najczęściej sprowadza się do produktów koncernowych. Niemniej, należy być świadomym tego, że decydując się na takie zakupy należy być świadomym tego, że są one obarczone pewnym ryzykiem, by potem nie mieć pretensji do garbatego o proste dzieci.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz