Nie wiem, czy ktoś z Was jeszcze
pamięta zeszłoroczną, burzliwą dyskusję dotyczącą tego, czy piwo lane z beczki
do butelek PET ma jakikolwiek sens i czy taka usługa powinna w ogóle mieć
miejsce? Sama praktyka posiada pewnie tylu zwolenników, ilu przeciwników. Właściwie,
przez długi czas ten temat był mi całkowicie obojętny, ale ostatnio
postanowiłem się nad nim pochylić. Co mnie do tego skłoniło?
Po wywiadzie z Warszawskim Browarem
Bazyliszek (tutaj), który rzucił trochę więcej
światła na samą inicjatywę oraz ichni, premierowy wypust, byłem ciekaw jak
takie piwo może smakować. Warto tu zaznaczyć, że jego wyjątkowość polega na
tym, że jest to połączenia piwa w stylu American India Pale Ale (AIPA) z gruitem,
czyli ziołową mieszanką, którą dawniej stosowano jako przyprawę do piw zamiast
chmielu. O samym gruicie pisałem tutaj. Do piwa z Browaru Bazyliszek
dodano piołun na etapie jego warzenia oraz ziołową nalewkę na podczas
fermentacji. W skład owej nalewki, obok piołunu, wchodzą między innymi:
lawenda, jałowiec, wrotycz, woskownica europejska, a jej skład stanowi
odwzorowanie historycznej receptury „Zielonej Wróżki” (absyntu) z początku XX
wieku. Piołun znany jest ze swej goryczy, stanowił jeden z bazowych składników
kultowego w XIX wieku absyntu i jest łatwo dostępny w sklepach zielarskich, czy
w wersji dziko rosnącej. Piołunowa goryczka jest znacznie odmienna od tej
chmielowej; jest tępa, zalegająca i w nadmiarze bardzo nieprzyjemna, ale w
rozsądnej dozie daje ciekawe efekty, czego przykładem był zeszłoroczny „Gruit
Kopernikowski”, uwarzony przez Browar Kormoran. Tak się składa, że mam trochę
zasuszonego piołunu na potrzeby domowego browaru i warto byłoby go
spożytkować. Lubię piwa w stylu American India Pale Ale i bardzo ciekawiło mnie
jak będzie smakować takie piwo w polaczeniu z piołunem i innymi ziołami.
Swoją drogą, miałem okazję kilka razy pić napar z piołunu, ponieważ jest to
ziele zalecane na bóle żołądka. Był gorzki jak diabli.
I tutaj dochodzimy pomalutku do
sedna. Warszawski Browar Bazyliszek sprzedaje piwa tylko w formie
beczkowej, a poza tym jego dystrybucja skupia się głownie na Warszawie. Z
pomocą przyszedł mi sklep PiwPaw, który sprzedaje piwa lane z beczek
do butelek PET drogą internetową. Jest to część działalności PiwPaw jako
multitapu, mogącego pochwalić się 57 kranami. Nigdy tam nie byłem, więc o tym
podmiocie mogę wypowiadać się tylko w kontekście usług sprzedaży internetowej.
Po zamówieniu piw (oprócz „American Psycho IPA”, zamówiłem także dwa piwa z zielonogórskiego Minibrowaru Haust – „Skrill
ESB” i „Kazbek Pale Ale”), już po kilkudziesięciu minutach otrzymałem maila
powiadamiającego mnie o wysłaniu paczki, a na drugi dzień piwa chłodziły się
już w mojej lodowce.
Na czym polega kontrowersyjność
praktyki lania piwa w plastikowe butelki? Po pierwsze, plastik nie jest
najlepszym tworzywem, przeznaczonym do kontaktu z napojami alkoholowymi, (chociaż
są kraje, w których spora ilość piw rozlewana jest do butelek z tego tworzywa).
Po drugie, nalewane jest piwo z otwartej beczki czyli nie wiemy ile czasu
minęło od otwarcia, (piwo z otwartej beczki szybko sie starzeje), Przy rozlewie
istnieje ryzyko utlenienia, naświetlenia, wygazowania i infekcji (w piwowarstwie
domowym, czy w przemysłowym, butelki przed rozlewem piwa są sterylizowane). Są
browary, które nie zgadzają się na stosowanie tego typu praktyk (rozlew do
PETów), bo rozlewają swoje piwa do butelek szklanych i twierdzą, że klient może
sobie kupić albo piwo z beczki w pubie, albo butelkowe w sklepie lub pubie, więc
po co kombinować? Ponadto, dla browaru jest to o tyle niekorzystne, że nie ma
wpływu na jakość swojego produktu sprzedawanego przez inne podmioty, co w
przypadku, gdyby piwo okazało się wadliwym, może owocować pretensjami klienta
pod adresem browaru, a de facto trudno jest ustalić, na którym etapie coś
poszło nie tak np.: mogło dojść do infekcji przy nalewaniu piwa do butelki PET.
Innym argumentem „przeciw” jest aspekt wizerunkowy. Piwo po przelaniu z beczki
do butelki PET prezentuje się z zewnątrz jak przysłowiowe „siódme dziecko
stróża", zwłaszcza, gdy porówna się je z wersją w butelce, która
wyjechała z browaru (etykieta, kapsel, spora doza informacji na temat produktu
i producenta - przynajmniej z założenia). Piwo przelane w plastik
musi być przechowywane w warunkach chłodniczych i dość szybko spożyte -
zalecany czas to do pięciu dni od zakupu, czyli niewiele.
A jakie są pozytywy takiej praktyki?
Najważniejszy jest taki, że dzięki temu klient ma możliwość nabycia piw dostępnych
tylko w beczkach. W pubie można wypić je na miejscu, dlatego niektórzy
podważają sens tego rodzaju działania, ale w sklepie specjalistycznym jest to
trudne do zrobienia. Poza tym mówimy o wariancie takim, że klient chce zabrać
piwo na wynos. Jeżeli dodać do tego sprzedaż internetową, znacznie zwiększa to
dostępność tych piw, które kupić można tylko w dużych miastach. Skoro już mowa
o specyfice zakupów przez Internet; piwo musi dojechać do domu, a to znaczy,
że „tempus fugit” (czas ucieka) oraz najlepiej dokonywać zamówień
uwzględniając warunki termiczne, panujące na dworze podczas transportu (podczas
zeszłorocznej fali upałów w sierpniu, takie piwo mogłoby mocno „dostać w kość” przez
kilkanaście godzin pobytu poza lodówką). Piwo lane jest do plastikowych
butelek, co w jakiś sposób predestynuje je do sprzedaży wysyłkowej, ponieważ
jest znacznie mniejsze ryzyko uszkodzenia tego rodzaju opakowania niż w przypadku
butelek szklanych (zmora sklepów internetowych z piwem). Kolejnym
atutem tego rodzaju opakowania jest jego waga. Jest znacznie lżejsze niż
butelki wykonane ze szkła. Jeszcze innym pozytywem jest to, że można sobie wziąć
takie piwo z pubu na wynos, gdy wiemy, że już na dzisiaj wystarczy, ale
jest sporo nowości na kranach, duży ruch i nie wiemy, czy do jutra coś by się
nam ostało z tego, co w danej chwili nas interesuje z oferty pubu. Taką butelką
na wynos z ciekawym piwem można na przykład podziękować kierowcy, który odwozi
nas do domu po piwnym maratonie, albo zakupić jako podarunek dla kogoś,
komu wiemy, że dane piwo będzie smakować, a pub sprzedaje je tylko w wersji
beczkowej.
Dla mnie, zakup piwa tą drogą okazał
się być może jedyną opcją, by skosztować je bez konieczności wyjazdu do Warszawy.
Pora przekonać się, jak smakuje „American Psycho IPA".
Podoba mi się sama nazwa tego piwa, kojarząca mi się z filmem „American Psycho”, nawiązująca do psychoaktywnych właściwości
piołunu. Sama etykieta jest bardzo psychodeliczna, ale jednocześnie
kolorowa, nad wyraz nierealna, nasuwająca skojarzenia z narkotyczną wizją albo
jakimś senny majakiem. Dopóki browar nie zacznie warzyć piw „u siebie",
nie ujrzymy jej na szklanych butelkach. Te, widoczne na fanpage’u browaru to materiały
promocyjne.
Producentem piwa jest Warszawski
Browar Bazyliszek, który uwarzył swoje piwo w Browarze „Trzy korony” w Puławach.
Jego ekstrakt początkowy wynosi 15,5 st. Blg, a zawartość alkoholu - 6%
obj. Skład tego piwa stanowią: słody (Pale Ale, Pilzneński, Pszeniczny,
Monachijski, Cara Gold), chmiele: Magnum (goryczkowy), Tomahawk
(goryczkowo-aromatyczny), Centennial, Simcoe, Citra (aromatyczne), drożdże:
Wyeast 1217 West Coast IPA. Innym i nadającym temu piwu nutę tajemniczości
komponentem jest gruit - własna kompozycja ziołowa, nawiązująca do receptury
„Zielonej Wróżki" z początku XX wieku. Piwo jest niepasteryzowane i
niefiltrowane. Wartość IBU wynosi 60, ale z uwagi na obecność piołunu, relatywne
odczucie goryczki może być wyższe (piołun podnosi goryczkę, ale
nie współczynnik IBU).
Po otwarciu butelki wydobywa się z
niej słodowo-chmielowy aromat. Słód przejawia się zapachem zboża, biszkoptu i
karmelu, a chmiele dają o sobie znać poprzez owocowo-żywiczne aromaty
(dominujące są nuty mango, grejpfruta i pomarańczy), do tego dochodzi wyraźny
aromat ziołowo-trawiasty. Po przelaniu do szkła, ukazuje się trunek o barwie
ciemnego złota. Patrząc pod światło, widoczne jest wyraźne zmętnienie. Piana na
piwie jest biała, wysoka, ziarnista i trwała. Bardzo ładnie krążkuje na ścinkach
pokala. Aromat po przelaniu nie zmienia się, jest już jednak trochę mniej
skondensowany i wyrazisty. Brak nut, które zniechęcałyby do sięgnięcia po
pierwszy łyk. W smaku na początku jest dość słodkie, ale nie intensywnie, karmelowe. Aromat słodu szybko ustępuje
miejsca chmielowości, która jest – jak w aromacie – owocowo-żywiczna
(cytrusowa). Na końcu do głosu dochodzi piołun. Goryczka, która przez cały czas
jest wyraźna i wysoka, staje się trochę tępa, zalegająca i ściągająca. Finisz
chmielowo-ziołowy. Wysycenie tego piwa jest niskie.
Konkludując spotkanie z „American
Psych IPA”, uważam je za ciekawy pomysł, który doczekał się udanej realizacji połączenia
„starego z nowym”. Wydaje się być dość zbilansowane, zważywszy na to, że użycie
piołunu mogło się okazać „gwoździem do trumny”. W tym miejscu rodzi się pytanie
– czy piwo jest przekombinowane? W moim odczuciu - nie, ale na pewno znajdą się
osoby, którym obecność piołunowej goryczki będzie przeszkadzać, ponieważ jest
ona wyraźnie wyczuwalna (mocniej niż w gruicie z Browaru Kormoran). Uważam to
piwo za pijalne, cechuje je wyraźny aromat jankeskich chmieli, choć nie tak
wyraźny, jak na przykład w piwie „Grand Prix” z Browaru Ciechan. Unikatowość
jego polega na tym, że to piwo, które nie jest reprezentantem konkretnego stylu,
a pewnie gdyby była to kolejna AIPA, to niespecjalnie byłbym nim
zainteresowany. Jedyną wadą tego piwa jest to, że zalegająca goryczka wzmaga
chęć na kolejnego łyka. Problematyczny może okazać się moment, gdy zabraknie
piwa w kuflu. A po wtóre, nie należy mylić tego stanu rzeczy z sesyjnością. Ale
taki jest już urok tego piwa. Myślę, że warto spróbować i samemu się przekonać,
czy to dobry eksperyment.
Jeśli chodzi o zakupy piwa lanego w
plastikowe butelki i dostarczanie ich za pośrednictwem firmy kurierskiej,
powiem tak: nie „naciąłem się”. Mam świadomość, że piwo nalane prosto z beczki
i wypite w trakcie kilkunastu minut po jego przelaniu do kufla mogłoby smakować
nieco lepiej/inaczej, ale nie sądzę, żeby podróż, czy naczynie, w którym je
dostarczono sprawiło, że pogorszyła się jego jakość. Nie natknąłem się na piwa
odgazowane, czy jakieś nieprzyjemne nuty w smaku i/lub zapachu. Niemniej,
jestem świadomych pewnych mankamentów i niedoskonałości zakupów piwa w taki a
nie inny sposób. Dodam tylko, że nie zwlekałem specjalnie długo ze spożyciem
zamówionych piw. Ostatnie z nich wypiłem na piąty dzień po rozlewie. Co do piw
z Minibrowaru Haust, „Skrill ESB” niespecjalnie przypadł mi do gustu, bo
bardziej przypominał Irish Red Ale niż Extra Special Bittera, a „Kazbek Pale Ale”
okazał się bardzo dobrym i lekkim piwem. Uważam, że zakup piwa przez Internet w
plastikowych butelkach to dobra opcja, zwłaszcza, gdy mieszka się w
kilkutysięcznej miejscowości, w której wybór piw na sklepowych półkach jest o
wiele bardziej ograniczony i najczęściej sprowadza się do produktów
koncernowych. Niemniej, należy być świadomym tego, że decydując się na takie
zakupy należy być świadomym tego, że są one obarczone pewnym ryzykiem, by potem
nie mieć pretensji do garbatego o proste dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz