Czyżby wspólne
warzenie „B-Day'a" stało się nową, świecką tradycją? Przypuszczam, że tak,
bo skoro wyszła wersja 2.0, to pewnie i następne się pojawią. Taka kolaboracja
raz do roku nie odciąga żadnego ze współtwórców od zobowiązań wobec życia i
rynku. Po drugie trio twórców (PINTA, AleBrowar i Piwoteka Narodowa) to grupa
pasjonatów chyba najbardziej zasłużonych dla polskiej sceny piwnej, a co za tym
idzie, są to ludzie bardzo kreatywni także w kontekście warzonych przez siebie
piw. Dla niewtajemniczonych, w maju każdy z uczestników przedsięwzięcia
obchodzi swój jubileusz stąd pomysł na wspólne warzenie piwa.
Rok temu uczestnicy projektu uraczyli nas piwem, które było połączeniem niemieckiego Weizena i amerykańskiej wersji stylu znanego jako India Pale Ale. Poprzednia wersja „B-Day’a” nosiła nazwę „Lądowanie w Bawarii”. W tym roku panowie poszli w zupełnie inną stronę. Mianowicie, „B-Day 2.0" to stout, który twórcy określili jako „Double Chocolate Milk Stout". Jak sama nazwa wskazuje jest to mocniejszy i bardziej treściwy reprezentant tej jakże licznej rodziny ciemnych i palonych piw, które wieńczy wspólny mianownik czyli słowo „stout" w ich nazwie. Aby nadać piwu większej treściwości użyto przy jego warzeniu laktozy (niefermentowalnego cukru, który nadaje mlecznego posmaku i aromatu), a także do tanku leżakowego, dla wzbogacenia smaku, dodano prażone ziarna ekwadorskiego kakaowca. Tegoroczna edycja urodzinowego piwa została nazwana „Przewrót mleczny”. Nie wiem, czy to nawiązanie do przewrotu majowego z 1926 roku, ale jakoś tak mimowolnie właśnie takie skojarzenie mi się nasuwa, gdy czytam gdzieś lub słyszę o tym piwie.
„Przewrót mleczny B-Day
2.0” został uwarzony w browarze w Gościszewie, czyli tam, gdzie swoje piwa
warzy AleBrowar. W zeszłym roku jubileuszowe piwo uwarzono w Browarze na Jurze
w Zawierciu, czyli browarze, z którym współpracuje Browar PINTA. Ekstrakt
początkowy tego piwa wynosi 16 Blg, a zawartość alkoholu 6,2% obj. W skład
„Przewrotu mlecznego” wchodzą: woda, słody: pale ale, pszeniczny, Carapils®,
wiedeński, czekoladowy pszeniczny; surowce niesłodowane: palony jęczmień,
płatki owsiane; chmiele: Pilgrim, English Golding; drożdże Safale® S-04.
Dodatkowo wykorzystano laktozę oraz ziarna kakaowca.
Etykieta, z tego, co
zdążyłem do tej pory wyczytać, wzbudza mieszane uczucia. Mi się nawet podoba. Trąca
lekkim surrealizmem z tymi wymionami strzelającymi mlekiem i szyszkami chmielu
dryfującymi sobie gdzieś w przestrzeni. Taki klimat rodem z teledysku utworu „The Baby Got A Temper" grupy Prodigy. Pomysł jednym się spodoba, a innym nie. Widywałem lepsze etykiety, ale koszmarną czy nieudaną bym jej nie nazwał. Dla mnie liczy się piwo, bo etykieta to
tylko dodatek. Kiepskiemu piwu to i etykiety na miarę Bevoga nie pomogą, a jeśli
piwo jest dobre, to konsument na pewno wybaczy niedociągnięcia związane z szatą
graficzną tego elementu opakowania.
Jest to czarny i
nieprzejrzysty trunek jak na stout przystało. Jego piana jest nad wyraz obfita,
wysoka, początkowo drobnoziarnista, lecz szybko pojawiają się duże pęcherze
psujące jej fakturę. Piana dość szybko opada i nieznacznie koronkuje na szkle.
Dlaczego piszę, że piana jest nad wyraz obfita? Dodatek ziaren kakaowca lub
rzeczy zawierających tłuszcze (np.: wiórki kokosowe) do piwa ma z reguły niekorzystny
wpływ na jego pienistość. Jak widać, nie jest on aż tak wielki. Pojawiła się
piana i to niczego sobie. Piłem piwa pszeniczne, które mogłyby pozazdrościć
piany „Przewrotowi mlecznemu”. W zapachu dominuje paloność, toffi, mleczna i
gorzka czekolada. W smaku na pierwszy plan wysuwają się paloność, mleczność,
toffi i nuty czekoladowe. Chmielowość niewyczuwalna. Piwo pachnie i smakuje
tak, jakby rozpuszczono w nim praliny, a co najważniejsze nie użyto do tego
celu żadnych syropów czekoladowych, ekstraktów i tego podobnych. Po prosu
odpowiednio dobrano zasyp i inne dodatki pochodzenia naturalnego. Na finiszu słodycz
przeplata się z paloną goryczką, a całość wieńczy lekko rozgrzewająca nuta
alkoholowa. Wysycenie tego stoutu jest bardzo niskie.
„B-Day 2.0” jest
piwem słodkim, treściwym, wielowymiarowym, które cechuje paloność grająca
pierwsze skrzypce, a dopełnia je mleczność i czekoladowość. Piwo jest pijalne, gładkie, chociaż na
finiszu daje znać o sobie lekka nuta alkoholowa. Bardzo przyjemne piwo
deserowe, dobre do ciast, lodów, etc. Nie posiada w swoim aromacie wad. Na
pewno znajdzie wielu miłośników. Jest to pozycja, którą poleciłbym szczególnie
dwóm kategoriom piwoszy: po pierwsze, kochającym ciemne piwa, a także osobom
nie przepadającym za wyraźnym chmielowym aromatem i goryczką, a preferującym
piwa słodkie. Naprawdę udane piwo. Mam nadzieję, ze za rok twórcy piwa znów
zewrą szeregi. Za to właśnie kocham piwowarstwo rzemieślnicze: za otwarte
podejście do tradycji i eksperymenty. Słowem, za twórcze podejście do piwa.
PS: Przypadkowo
skasowałem zdjęcia z telefonu, na których piwo o wiele lepiej się prezentowało.
Tutaj w ramach planu ratunkowego pstryknąłem fotkę tego, co mi jeszcze zostało
w pokalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz