Według starego porzekadła, „zawsze musi być ten
pierwszy raz”. Pisząc o pierwszym razie, w tym kontekście, mam na myśli kapitał
zaufania, jakim obdarzyłem serwisy piwne ratebeer.com i beeradvocate.com w kwestii polecanych miejsc, w których można napić się piwa w
Berlinie. Wiadomą rzeczą bowiem jest, że jeśli zamierzamy się gdzieś wybrać, a
jest w nas trochę dociekliwości, to oprócz miejsc godnych zwiedzenia, potraw do
spróbowania, to i nad trunkami, jakie będziemy pić tam, dokąd się się
wybieramy. Niemcy to kraj, gdzie piwo warzy się od wielu wieków, ale w dobie
koncernowych produktów poddanych „smakowej kastracji” warto wiedzieć, gdzie
można wychylić kufel dobrego piwa, ewentualnie gdzie urok danego miejsca jest w
stanie zrekompensować nienajlepsze piwo w ofercie. Nie oszukujmy się, nie samym
piwem żyje człowiek Czy było warto zaufać w ślepo wyżej wymienionym stronom
internetowym poświęconym tematyce piwnej?
Całą historię należy zacząć od tego, że 11 listopada
zeszłego roku, napisała do mnie koleżanka ze Słowacji, że wraz z ekipą, którą
poznałem na Erasmusie w Finlandii, wybiera się do Berlina na początku grudnia i
byłaby to dobra okazja, by spotkać się tam i spędzić miło weekend. Decyzja
zapadła praktycznie po kilku minutach od dostania propozycji. Jako, że
czesko-słowackiej braci bardzo podobało się w Polsce podczas zeszłorocznych
wakacji, podczas których pokazaliśmy im z moją dziewczyną kilka ciekawych
miejsc (Wrocław, Łeba, Gdańsk, Kraków, Wieliczka i Oświęcim), a szczególnie
przypadły im do gustu odwiedzone puby („Degustatornia”, „Omerta” i „Strefa Piwa
Pub”) oraz wypite tam piwa. Koledzy do dziś wspominają „Atak chmielu” i chyba
za nim trochę tęsknią… Nasze przygody w telegraficznym skrócie opisałem tutaj. Uczyniono
mnie zatem odpowiedzialnym za listę miejsc, do których możemy udać się na piwko
lub dwa, ewentualnie siedem.
Był to pierwszy raz, kiedy postanowiłem zawierzyć
serwisom piwnym. Podczas szukania informacji na temat pubów w Berlinie, w
Internecie dostępnych było sporo różnych zestawień lokali i pubów, ale skoro
mieliśmy do dyspozycji niecałe dwa dni pobytu w Berlinie i każdy z nas chciał
odwiedzić miejsca z klimatem i dobrym piwem – nie było innego wyjścia. Moje
poszukiwania ograniczyłem do dzielnicy Mitte, bo cały czas byliśmy w jej
obrębie (ścisłe centrum Berlina). Przedstawione propozycje były zaznaczone na mapie,
podane były konkretne dane teleadresowe (w tym strony WWW), opisy osób, które
odwiedziły te miejsca. Co ciekawe, wyniki wyszukiwania zawierają puby, browary
restauracyjne, browary, sklepy z piwem, etc. Dzięki temu każdy piwosz znajdzie
coś dla siebie.
Wydrukowałem zgromadzone przeze mnie informacje wraz z
mapkami i krótkim opisem każdego z miejsc i nie pozostało nic innego jak ruszać
w drogę. D Berlina ruszyliśmy 7 grudnia (sobota) wczesnym rankiem, a w
niedzielę wczesnym popołudniem mieliśmy pociąg powrotny (relacja
Berlin-Warszawa cieszy sporym zainteresowaniem wśród podróżnych, dlatego pomimo
zakupu biletów kilkanaście dni wcześniej, musieliśmy zmienić pierwotny plan i
zamiast wyjechać o 17:37, wyruszyliśmy w drogę powrotną 4 godziny wcześniej. Z
góry było wiadomo, że czasu na sen w Berlinie będzie niewiele.
Po spotkaniu z ekipą na Hauptbahnhof (w sumie było nas
7, co miało później swoje konsekwencje w postaci problemów ze znalezieniem
miejsca w pubach), ustaliliśmy, że zakwaterujemy się w hotelu i ruszamy
zwiedzać miasto. Plan był taki, że za dnia skupiamy się na zwiedzaniu Berlina,
a później skupimy się na piwie. Tym, co było przeciwko nam to słabnący, ale
wciąż silny orkan Ksawery, przez co pogoda w stolicy Niemiec była wietrzna,
deszczowa (wieczorem zaczął sypać śnieg) i niezbyt sprzyjająca turystom, ale
jak mawiają myśliwi „pogoda jest albo bardzo dobra, albo dobra”. Idąc za tokiem
tego powiedzenia, podczas naszego „tournee” po Berlinie pogoda w Berlinie była
dobra.
Gdy już poczuliśmy się trochę zmęczeni zwiedzaniem, a
by pokrzepić się zjedliśmy tradycyjne danie berlińskie, czyli kebab,
stwierdziliśmy, że pora na zasłużony kufelek. Pierwszym miejscem, do którego
się udaliśmy była restauracja Lindenbräu na Potsdamer Platz. Już sam
plac robi wrażenie z uwagi na swoją futurystyczną formę. Dodatkowej
atrakcyjności temu miejscu nadawał fakt, że w następny weekend po naszej
wizycie miała tam miejsce premiera drugiej części „Hobbita”, więc jeszcze niedokończony
Smaug stanowił też swego rodzaju atrakcję. Sam lokal jest bardzo klimatyczny i
przytulny. W ofercie piwo pszeniczne, które podobno warzone jest na miejscu
oraz Berliner Weisse w różnych wariantach smakowych, Berliner Pilsner, Hopfinger
Zwickl. Siedzieliśmy sobie, spijaliśmy piwa i opowiadaliśmy różne anegdoty i
tego typu historie. Ja skusiłem się na Berliner Pilsnera i muszę przyznać, że smakował
mi o wiele bardziej niż ten, którego piłem w wersji butelkowej kilka miesięcy
wcześniej. Ikoną stylu raczej nie zostanie, ale piło się go naprawdę świetnie,
a poziom goryczki w nim był dla mnie bardzo zadowalający. Hopfinger okazał się
przyzwoitym „Kellerem”, o mocno słodowo-drożdżowym smaku z lekka ziemista
goryczką. Towarzystwo też zdawało być się zadowolone z wyboru tego miejsca.
Po osuszeniu kufli ruszyliśmy dalej. Wiało, sypał śnieg i było dość
zimno. Pokręciliśmy kolo Bramy Brandenburskiej i Reichstagu i weszliśmy na
jedno piwo do drugiej restauracji Lindenbräu. Różnica między nimi polegała na
tym, że o ile ta na Placu Poczdamskim tętniła życiem, o tyle ta koło Reichstagu
sprawiała wrażenie niezbyt często odwiedzanej. Dopiliśmy, co zamówiliśmy i
ruszyliśmy w dalszą drogę. Problemem okazało się to, że było nas siedmiu, a w
sobotnie wieczory puby i restauracje pękały w szwach. Stwierdziliśmy, że skoro
większość tego, co chcieliśmy zobaczyć, już widzieliśmy, zatem pojedziemy w
okolice hotelu, gdzie też było kilka ciekawych opcji, jakie znajdowały się na
moim spisie. I tak trafiliśmy do Restaurant Maximilians. Duży lokal, o bardzo
klimatycznym wystroju nawiązującym do Bawarii, oferujący dania kuchni
bawarskiej, ale nie tylko. Obsługa ubrana w tradycyjne bawarskie stroje. To
wszystko robiło wrażenie. Jeżeli chodzi o piwa – królował tam Paulaner we
wszystkich możliwych wariantach (Weissbier, Dunkel Weissbier, Märzen, Doppelbock (Salvator) i Pilsener.
Jako pierwszego wypiłem Pilsenera, bo był jedynym piwem, z którym jeszcze się
nie zetknąłem. Nieszczególnie przypadł mi do gustu, ale za to Salvator i
pszeniczne dały radę. Do tego każdy zamówił sobie coś do zjedzenia.
Paradoksalnie, w bawarskiej restauracji, większość z nas jadła Carrywurst,
uważany za typowo berliński przysmak. Tak nam się tam podobało, że ani się
obejrzeliśmy a przy barze zaczęto dzwonić i wołać „Ostatnie zamówienia!”.
Jednak to, co najlepsze spotkało nas (a na pewno mnie) zupełnie
przypadkowo następnego dnia. Trochę czasu nam zebrało zanim całą ekipą
zebraliśmy się do wyjścia, a nasza trójka wykwaterowała się z hostelu i z
bagażami ruszyliśmy kolejką S-Bahn na Alexanderplatz. Wysiedliśmy, wychodzimy
ze stacji i naszym oczom ukazał się Brauhaus Mitte (planowaliśmy udać się w
nieco inne miejsce, choć w tej okolicy). Stwierdziliśmy unisono, że idziemy do
tego browaru restauracyjnego. Niestety trochę nam się spieszyło, więc nie
robiliśmy zdjęć. Już samo miejsce robi wrażenie. Ładny wystrój, widać cały sprzęt
w postaci kadzi i tanków, które cieszą oko. Z okien można obserwować
Alexanderplatz i sunące po szynach pociągi (coś w sam raz dla takiego miłośnika
pojazdów szynowych jak ja). W ofercie dań serwowana jest tradycyjna kuchnia
niemiecka, a mieliśmy ochotę na coś mocno sycącego i krzepiącego. Z piw do
wyboru: pilzner, pszeniczne i koźlak świąteczny (Weihnachtsbock). Pilzner
bardzo ładnie się pienił, piana była sztywna i trwała. W barwie słomkowy,
idealnie klarowny. Aromat słodowo-chmielowy, bez dwuacetylu i DMS. W smaku trochę
wodnisty, ale z wyraźną i ziołową goryczką, Bardzo lekki i wybitnie sesyjny.
Piwo pszeniczne też okazało się posiadać piękną pianę. Kelner powiedział, że
ichni Weizen posiada wyraźny aromat drożdżowy. W barwie obecność drożdży dało
się zauważyć, bo była złota z domieszką burego odcienia i widocznymi pod
światło drobinkami. W zapachu aromat pszenicy i bananów. Brak przyprawowości. W
smaku pszenica, kwaskowy aromat drożdżowy i bardzo intensywny aromat bananowy.
Bardzo mi się podobał ten smak bez goździka. To pewnie kwestia użytego szczepu
drożdży. Sesyjności nie można temu piwu odmówić. Spróbowałem też kilka łyków koźlaka,
który według zapewnień obsługi miał 10,% alkoholu. Ładnie pachniał, a smakował
naprawdę świetnie. Ciemne słody, aromat suszonych owoców, karmel, melanoidyny,
a także subtelny, ale wyraźny aromat
korzennych przypraw, kojarzących się ze świętami (cynamon, goździk, kardamon).
Co ciekawe, pomimo stopniowego nagrzewania się piwa, alkohol w jego smaku był
bardzo słabo wyczuwalny, przez co piwo posiadało naprawdę zdradziecki charakter,
bo jak na tę moc było bardzo wysoko pijalne. Polecam to miejsce. Miła i
profesjonalna obsługa, smaczne jedzenie, pyszne piwo, dobra lokalizacja i bardzo klimatyczne
wnętrze.
A stamtąd prosto na Hauptbahnof i z powrotem na ojczyzny łono.
Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że propozycje miejsc do
odwiedzenia przedstawione czy to przez ratebeer.com,
czy beeradvocate.com były bardzo trafione. Każde z miejsc było przyjemne, klimatyczne i
zachęcające do spędzenia tam kilku chwil. Poza takimi benefitami całej przygody
jak zwiedzanie Berlina, spotkanie z przyjaciółmi, mogę powiedzieć tyle, że
wizyta w Bruhaus Mitte zainspirowała mnie do kolejnych wizyt w Berlinie, by zwiedzić
inne browary restauracyjne tego miasta, ale i inne ciekawe piwne miejsca, poza
Berlinem i poza Niemcami. Chyba pora zabrać się za piwną turystykę. Już wiem,
gdzie szukać konkretnych i rzetelnych informacji przed następnymi wyjazdami.
Warto było zaufać internetowym źródłom wiedzy i doświadczeń innych ludzi w tej
konkretnej kwestii jaką jest piwo.
P.S.: Z tego miejsca pragnę podziękować ekipie Zakładu
Usług Piwnych z Wrocławia, która podesłała mi kilka propozycji miejsc
sprawdzonych na „własnej skórze”. Tym razem się nie udało ich odwiedzić, ale
mam nadzieję, że moja wizyta w tych miejscach to tylko kwestia czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz