UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

wtorek, 14 stycznia 2014

Czy warto ufać serwisom piwnym?

Według starego porzekadła, „zawsze musi być ten pierwszy raz”. Pisząc o pierwszym razie, w tym kontekście, mam na myśli kapitał zaufania, jakim obdarzyłem serwisy piwne ratebeer.com i beeradvocate.com w kwestii polecanych miejsc, w których można napić się piwa w Berlinie. Wiadomą rzeczą bowiem jest, że jeśli zamierzamy się gdzieś wybrać, a jest w nas trochę dociekliwości, to oprócz miejsc godnych zwiedzenia, potraw do spróbowania, to i nad trunkami, jakie będziemy pić tam, dokąd się się wybieramy. Niemcy to kraj, gdzie piwo warzy się od wielu wieków, ale w dobie koncernowych produktów poddanych „smakowej kastracji” warto wiedzieć, gdzie można wychylić kufel dobrego piwa, ewentualnie gdzie urok danego miejsca jest w stanie zrekompensować nienajlepsze piwo w ofercie. Nie oszukujmy się, nie samym piwem żyje człowiek Czy było warto zaufać w ślepo wyżej wymienionym stronom internetowym poświęconym tematyce piwnej?  

Całą historię należy zacząć od tego, że 11 listopada zeszłego roku, napisała do mnie koleżanka ze Słowacji, że wraz z ekipą, którą poznałem na Erasmusie w Finlandii, wybiera się do Berlina na początku grudnia i byłaby to dobra okazja, by spotkać się tam i spędzić miło weekend. Decyzja zapadła praktycznie po kilku minutach od dostania propozycji. Jako, że czesko-słowackiej braci bardzo podobało się w Polsce podczas zeszłorocznych wakacji, podczas których pokazaliśmy im z moją dziewczyną kilka ciekawych miejsc (Wrocław, Łeba, Gdańsk, Kraków, Wieliczka i Oświęcim), a szczególnie przypadły im do gustu odwiedzone puby („Degustatornia”, „Omerta” i „Strefa Piwa Pub”) oraz wypite tam piwa. Koledzy do dziś wspominają „Atak chmielu” i chyba za nim trochę tęsknią… Nasze przygody w telegraficznym skrócie opisałem tutaj. Uczyniono mnie zatem odpowiedzialnym za listę miejsc, do których możemy udać się na piwko lub dwa, ewentualnie siedem.

Był to pierwszy raz, kiedy postanowiłem zawierzyć serwisom piwnym. Podczas szukania informacji na temat pubów w Berlinie, w Internecie dostępnych było sporo różnych zestawień lokali i pubów, ale skoro mieliśmy do dyspozycji niecałe dwa dni pobytu w Berlinie i każdy z nas chciał odwiedzić miejsca z klimatem i dobrym piwem – nie było innego wyjścia. Moje poszukiwania ograniczyłem do dzielnicy Mitte, bo cały czas byliśmy w jej obrębie (ścisłe centrum Berlina). Przedstawione propozycje były zaznaczone na mapie, podane były konkretne dane teleadresowe (w tym strony WWW), opisy osób, które odwiedziły te miejsca. Co ciekawe, wyniki wyszukiwania zawierają puby, browary restauracyjne, browary, sklepy z piwem, etc. Dzięki temu każdy piwosz znajdzie coś dla siebie.

Wydrukowałem zgromadzone przeze mnie informacje wraz z mapkami i krótkim opisem każdego z miejsc i nie pozostało nic innego jak ruszać w drogę. D Berlina ruszyliśmy 7 grudnia (sobota) wczesnym rankiem, a w niedzielę wczesnym popołudniem mieliśmy pociąg powrotny (relacja Berlin-Warszawa cieszy sporym zainteresowaniem wśród podróżnych, dlatego pomimo zakupu biletów kilkanaście dni wcześniej, musieliśmy zmienić pierwotny plan i zamiast wyjechać o 17:37, wyruszyliśmy w drogę powrotną 4 godziny wcześniej. Z góry było wiadomo, że czasu na sen w Berlinie będzie niewiele.

Po spotkaniu z ekipą na Hauptbahnhof (w sumie było nas 7, co miało później swoje konsekwencje w postaci problemów ze znalezieniem miejsca w pubach), ustaliliśmy, że zakwaterujemy się w hotelu i ruszamy zwiedzać miasto. Plan był taki, że za dnia skupiamy się na zwiedzaniu Berlina, a później skupimy się na piwie. Tym, co było przeciwko nam to słabnący, ale wciąż silny orkan Ksawery, przez co pogoda w stolicy Niemiec była wietrzna, deszczowa (wieczorem zaczął sypać śnieg) i niezbyt sprzyjająca turystom, ale jak mawiają myśliwi „pogoda jest albo bardzo dobra, albo dobra”. Idąc za tokiem tego powiedzenia, podczas naszego „tournee” po Berlinie pogoda w Berlinie była dobra.


Gdy już poczuliśmy się trochę zmęczeni zwiedzaniem, a by pokrzepić się zjedliśmy tradycyjne danie berlińskie, czyli kebab, stwierdziliśmy, że pora na zasłużony kufelek. Pierwszym miejscem, do którego się udaliśmy była restauracja Lindenbräu na Potsdamer Platz. Już sam plac robi wrażenie z uwagi na swoją futurystyczną formę. Dodatkowej atrakcyjności temu miejscu nadawał fakt, że w następny weekend po naszej wizycie miała tam miejsce premiera drugiej części „Hobbita”, więc jeszcze niedokończony Smaug stanowił też swego rodzaju atrakcję. Sam lokal jest bardzo klimatyczny i przytulny. W ofercie piwo pszeniczne, które podobno warzone jest na miejscu oraz Berliner Weisse w różnych wariantach smakowych, Berliner Pilsner, Hopfinger Zwickl. Siedzieliśmy sobie, spijaliśmy piwa i opowiadaliśmy różne anegdoty i tego typu historie. Ja skusiłem się na Berliner Pilsnera i muszę przyznać, że smakował mi o wiele bardziej niż ten, którego piłem w wersji butelkowej kilka miesięcy wcześniej. Ikoną stylu raczej nie zostanie, ale piło się go naprawdę świetnie, a poziom goryczki w nim był dla mnie bardzo zadowalający. Hopfinger okazał się przyzwoitym „Kellerem”, o mocno słodowo-drożdżowym smaku z lekka ziemista goryczką. Towarzystwo też zdawało być się zadowolone z wyboru tego miejsca.


Po osuszeniu kufli ruszyliśmy dalej. Wiało, sypał śnieg i było dość zimno. Pokręciliśmy kolo Bramy Brandenburskiej i Reichstagu i weszliśmy na jedno piwo do drugiej restauracji Lindenbräu. Różnica między nimi polegała na tym, że o ile ta na Placu Poczdamskim tętniła życiem, o tyle ta koło Reichstagu sprawiała wrażenie niezbyt często odwiedzanej. Dopiliśmy, co zamówiliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Problemem okazało się to, że było nas siedmiu, a w sobotnie wieczory puby i restauracje pękały w szwach. Stwierdziliśmy, że skoro większość tego, co chcieliśmy zobaczyć, już widzieliśmy, zatem pojedziemy w okolice hotelu, gdzie też było kilka ciekawych opcji, jakie znajdowały się na moim spisie. I tak trafiliśmy do Restaurant Maximilians. Duży lokal, o bardzo klimatycznym wystroju nawiązującym do Bawarii, oferujący dania kuchni bawarskiej, ale nie tylko. Obsługa ubrana w tradycyjne bawarskie stroje. To wszystko robiło wrażenie. Jeżeli chodzi o piwa – królował tam Paulaner we wszystkich możliwych wariantach (Weissbier, Dunkel Weissbier, Märzen, Doppelbock (Salvator) i Pilsener. Jako pierwszego wypiłem Pilsenera, bo był jedynym piwem, z którym jeszcze się nie zetknąłem. Nieszczególnie przypadł mi do gustu, ale za to Salvator i pszeniczne dały radę. Do tego każdy zamówił sobie coś do zjedzenia. Paradoksalnie, w bawarskiej restauracji, większość z nas jadła Carrywurst, uważany za typowo berliński przysmak. Tak nam się tam podobało, że ani się obejrzeliśmy a przy barze zaczęto dzwonić i wołać „Ostatnie zamówienia!”.


Jednak to, co najlepsze spotkało nas (a na pewno mnie) zupełnie przypadkowo następnego dnia. Trochę czasu nam zebrało zanim całą ekipą zebraliśmy się do wyjścia, a nasza trójka wykwaterowała się z hostelu i z bagażami ruszyliśmy kolejką S-Bahn na Alexanderplatz. Wysiedliśmy, wychodzimy ze stacji i naszym oczom ukazał się Brauhaus Mitte (planowaliśmy udać się w nieco inne miejsce, choć w tej okolicy). Stwierdziliśmy unisono, że idziemy do tego browaru restauracyjnego. Niestety trochę nam się spieszyło, więc nie robiliśmy zdjęć. Już samo miejsce robi wrażenie. Ładny wystrój, widać cały sprzęt w postaci kadzi i tanków, które cieszą oko. Z okien można obserwować Alexanderplatz i sunące po szynach pociągi (coś w sam raz dla takiego miłośnika pojazdów szynowych jak ja). W ofercie dań serwowana jest tradycyjna kuchnia niemiecka, a mieliśmy ochotę na coś mocno sycącego i krzepiącego. Z piw do wyboru: pilzner, pszeniczne i koźlak świąteczny (Weihnachtsbock). Pilzner bardzo ładnie się pienił, piana była sztywna i trwała. W barwie słomkowy, idealnie klarowny. Aromat słodowo-chmielowy, bez dwuacetylu i DMS. W smaku trochę wodnisty, ale z wyraźną i ziołową goryczką, Bardzo lekki i wybitnie sesyjny. Piwo pszeniczne też okazało się posiadać piękną pianę. Kelner powiedział, że ichni Weizen posiada wyraźny aromat drożdżowy. W barwie obecność drożdży dało się zauważyć, bo była złota z domieszką burego odcienia i widocznymi pod światło drobinkami. W zapachu aromat pszenicy i bananów. Brak przyprawowości. W smaku pszenica, kwaskowy aromat drożdżowy i bardzo intensywny aromat bananowy. Bardzo mi się podobał ten smak bez goździka. To pewnie kwestia użytego szczepu drożdży. Sesyjności nie można temu piwu odmówić. Spróbowałem też kilka łyków koźlaka, który według zapewnień obsługi miał 10,% alkoholu. Ładnie pachniał, a smakował naprawdę świetnie. Ciemne słody, aromat suszonych owoców, karmel, melanoidyny, a także subtelny, ale wyraźny  aromat korzennych przypraw, kojarzących się ze świętami (cynamon, goździk, kardamon). Co ciekawe, pomimo stopniowego nagrzewania się piwa, alkohol w jego smaku był bardzo słabo wyczuwalny, przez co piwo posiadało naprawdę zdradziecki charakter, bo jak na tę moc było bardzo wysoko pijalne. Polecam to miejsce. Miła i profesjonalna obsługa, smaczne jedzenie, pyszne piwo,  dobra lokalizacja i bardzo klimatyczne wnętrze.  

A stamtąd prosto na Hauptbahnof i z powrotem na ojczyzny łono.

Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że propozycje miejsc do odwiedzenia przedstawione czy to przez ratebeer.com, czy beeradvocate.com były bardzo trafione. Każde z miejsc było przyjemne, klimatyczne i zachęcające do spędzenia tam kilku chwil. Poza takimi benefitami całej przygody jak zwiedzanie Berlina, spotkanie z przyjaciółmi, mogę powiedzieć tyle, że wizyta w Bruhaus Mitte zainspirowała mnie do kolejnych wizyt w Berlinie, by zwiedzić inne browary restauracyjne tego miasta, ale i inne ciekawe piwne miejsca, poza Berlinem i poza Niemcami. Chyba pora zabrać się za piwną turystykę. Już wiem, gdzie szukać konkretnych i rzetelnych informacji przed następnymi wyjazdami. Warto było zaufać internetowym źródłom wiedzy i doświadczeń innych ludzi w tej konkretnej kwestii jaką jest piwo.  


P.S.: Z tego miejsca pragnę podziękować ekipie Zakładu Usług Piwnych z Wrocławia, która podesłała mi kilka propozycji miejsc sprawdzonych na „własnej skórze”. Tym razem się nie udało ich odwiedzić, ale mam nadzieję, że moja wizyta w tych miejscach to tylko kwestia czasu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz