Tak sobie pomyślałem,
że skoro nadal jest dobry czas na podsumowania, to zrobię sobie „czytelniczy
rachunek sumienia”. Wiadomo, że Polacy za wiele nie czytają (statystyczny
Kowalski czyta jedną książkę rocznie). Dla porównania nasi południowi sąsiedzi
wypadają o wiele lepiej, ponieważ statystyczny Havranek czyta osiem książek w
roku. Poza tym, nie chciałbym się Wam jawić jako osoba, której jedynym i
nadrzędnym celem w życiu jest picie piwa i nic ponadto. Wszak, parafrazując
pewne powiedzenie, „nie samym piwem żyje człowiek”. Tak się składa, że
widowiska sportowe niezbyt mnie pasjonują, w moim życiu telewizja odgrywa
raczej marginalną role, ale książki lubiłem już od dziecka. Przeczytałem ich w
życiu sporo, a wiele jeszcze na mojej czytelniczej drodze do odkrycia (tak jak
w kwestii piwa). A to cieszy i bardzo ekscytuje. Czytam bardzo szerokie
spektrum jeżeli chodzi o gatunki literackie (literatura klasyczna, proza współczesna,
fantastyka, kryminał, sensacja, reportaże, biografie, książki historyczne,
pamiętniki i dzienniki), ponieważ najbardziej w książce cenię sobie
interesującą treść, taką która pochlania bez reszty i nie daje spokoju,
zwłaszcza w chwilach, kiedy książka musi być odstawiona na bok. Jeżeli książka
tak korci i nęci to znaczy, że jest dobra. Takie zjawisko nazywam „czytelniczym
zespołem abstynencyjnym”. A gdy lektura niezbyt mi się podoba, staram się
doczytać do ją końca, choć zdarzają się takie utwory literackie, przy których
wywieszam białą flagę i kapituluję. Moimi dwoma marzeniami są konkretna piwnica
pełna wielu ciekawych i unikatowych piw oraz tych własnego wyrobu oraz porządna
biblioteka, czyli pokój pełen regałów ze stanowiskiem do czytania. Taka
samotnia, w której mógłbym się zaszyć by zaznawać przyjemności i spokoju
lektury kolejnych książek.
Czy piwo i książka
idzie w parze? Jak najbardziej! Lubię spijać sobie napój z pianką do lektury. Z
doświadczenia wiem, że czytając książkę nie konsumuje się piwa w taki sposób, w
jaki ma to miejsce przy oglądaniu meczu, bądź filmu. Tutaj, przy czytaniu,
wymagana jest większa atencja, przez to po piwo sięgam, gdy pragnienie daje się
we znaki, a nie na zasadzie odruchu. Dobrze jest spijać piwo mocniej
schłodzone, niż wynikałoby to z zaleceń producenta, czy ram konkretnego stylu.
Przynajmniej jak tak robię, bo zbyt ciepłe piwo nie najlepiej smakuje, a przy
czytaniu nawet pilznera spijam powoli. W zimowy wieczorek piwo mocne i
rozgrzewające, takie do sączenia, a nie picia haustami sprawdza się bardzo
dobrze. Może to być RIS, porter bałtycki, tripel, barley wine, albo inny
doppelbock. Wybór należy do Ciebie. Latem cos lekkiego i sesyjnego, a i tak
sączę sobie pomału podczas lektury jakby to było piwo o sporym ekstrakcie.
A oto, co w zeszłym
roku udało mi się przeczytać. Do każdej książki dodałem kilka słów, żeby nie była
to sucha lista, ale też nie chciałem, by ten wpis rozrósł się jak brzuch po
świętach.
1)
Mervyn Peake,
„Gormenghast”
– ciekawa kreacja świata. To nie jest fantastyka na wzór Tolkiena, ale świat
wykreowany w tej sadze („Gormenghast” jest jej drugim tomem po „Tytusie
Goranie”) jest mocno wynaturzony. Rzecz dzieje się w pewnym zamku, który
znajduje się gdzieś na odludziu. Jest to sztuczny świat, na który duży wpływ
wywiera izolacja Gormenghast od reszty świata. W zamczysku tym życie toczy się
swoim rytmem pełnym dziwnych i zawiłych rytuałów, a niektórym dworzanom bardzo
zależy na burzeniu panującego tam ładu. Każdy mieszkaniec tego hermetycznego
świata to ekscentryk w pełnej krasie, a konflikt pokoleń między dziedzicem
Tytusem i resztą konserwatywnego dworu jeszcze bardziej komplikuje sytuację.
Bardzo barwny język i opis przedstawionego zamczyska, sprawia wrażenie, jakby
się tam było. Naprawdę.
2)
Philip K. Dick, „Trzy
stygmaty Palmera Eldritcha” – fabuła książka, jak na tego autora przystało, jest
mocno zwiła. Po krótce, jest to opis konfliktu interesów i walki między dwoma
korporacjami produkującymi silne halucynogenne narkotyki, stanowiące jedną z
intratnych sfer działalności oraz głównych rozrywek ludzkości. W czasie lektury
zaciera się granica między jawą i narkotycznymi wizjami bohaterów, co na pewno
nie ułatwia lektury. Jeśli podobał się Tobie „Ubik” to ta książka jest tez dla Ciebie.
Sporo tu surrealizmu i absurdu, tak typowych dla tego autora, ale jednocześnie
jest całkiem przemyślana wizja przyszłości, a ściślej jednego z jej
potencjalnych scenariuszy.
3)
Neal Stephenson,
„Diamentowy wiek”
– moja pierwsza książka tego autora, która pokazuje świat w niedalekiej
przyszłości. To, co jest dla niego charakterystyczne to podział społeczeństwa
na grupy, do których jego mieszkańcy muszą należeć, bo niemożliwe jest
funkcjonowanie poza nimi. John Hackworth, główny bohater książki, popełnia
przestępstwo, które wpycha go w poważne tarapaty, a pewna księga wpada w ręce
małej dziewczynki, a przez to losy świata spoczęły w jej rękach, choć mała Nel nie
zdaje sobie z tego sprawy. Bardzo bogaty język i ciekawa narracja. Książka
wciąga i trzyma w napięciu do samego końca.
4)
Wit Szostak, „Oberki
do końca świata”
– historia rodziny wiejskich muzykantów, której zmieniające się czasy
zdecydowanie nie wychodzą na przeciw. Opowiedziana w ciepły i humorystyczny
sposób, a fabułę wzbogacają elementy realizmu magicznego. Utwór ten w luźny
sposób powiązany jest z fabułą książki tego autora pt.: „Chochoły”.
5)
William S. Burroughs,
„Nagi lunch”
– pokręcona i mocno narkotyczna, opowiadająca o wędrówkach do świata zwanego
Międzystrefą, do którego główni bohaterowie dostają się po intoksykacji środków
zwalczających karaluchy. Nie podobała mi się. Książkę zekranizowano i film
wspominam lepiej od oryginału. Jeśli podobają się Tobie „kwaśne filmy”, to „wal
jak w dym”. Spora doza absurdu i surrealizmu, o której czytałem podziałała na
mnie jak przynęta, ale sposób narracji i wulgarność mocno mnie zniesmaczyły.
6)
Cromac McCarthy,
„Droga”
– mroczna i ponura postapokaliptyczna wizja naszego świata. Ojciec ze swoim
kilkuletnim synem wędrują po świecie zniszczonym wojną nuklearną. Boją się
spotkania z innymi przedstawicielami rodzaju ludzkiego, bo wiedzą, że nic
dobrego z tego nie wyniknie, gdyż by przeżyć ludzie posuną się do
najnikczemniejszych czynów. Jest to świat bez wartości wyższych i jakiejkolwiek
moralności, istne „bellum omnium contra omnes”. Książka nie dla każdego.
7)
Glen Cook, „Kroniki
Czarnej Kompanii”
– doczytałem do końca z wielkim trudem. Za kolejne tomy tej sagi brać się nie
zamierzam. Czarna Kompania, czyli grupa najemników, przemierza bezkresy świata,
stworzonego przez G. Cooka, walcząc z
kim popadnie (w zależności od zlecenia). Nudy na pudy. Płytka ta książka i
nieciekawa. Ani ten świat nie jest fascynujący, narracja, a także długa lista
bohaterów, niewiele różniących się od siebie.
8)
B.
Polak (red.) „Dzieje Nowego Tomyśla”
9)
F.
Kwaśny, „Uprawa chmielu”
10) J. Migdal (red.), „Chmielarskie
ABC…”
11) H. Błaż, „Chmiel i wiklina w Nowotomyskim”
12) A. Rogoziński, „Chmielarstwo”
13) „Chmielarstwo”, praca zbiorowa
14) S. Łukomski, „Dzisiejsze chmielarstwo” – pozycje od 8 do 14 czytałem na potrzeby artykułu o chmielu
tomyskim. Przy
okazji dowiedziałem się sporo o chmielu jako roślinie, jego uprawie, polskich
tradycjach chmielarskich, obecnym stanie upraw w Polsce, etc. Bardzo ciekawe
doświadczenie.
15) Szczepan Twardoch, „Morfina” – książka, która otrzymała
nagrodę czytelników w ramach Literackiej Nagrody Nike, w zeszłorocznej edycji
tegoż konkursu. Akcja książki rozgrywa się w pierwszych dniach okupacji
niemieckiej po upadku Warszawy w 1939 roku. Bohater to morfinista, nihilista,
łajdak i człowiek borykający z kryzysem tożsamości. Chcąc się zrehabilitować po
wszystkich uczynionych łajdactwach, wstępuje do zbrojnego podziemia, co zmienia
jego życie bezpowrotnie. Nietypowa narracja, która ma podkreślić sceny
narkotycznych majaków. Sama atmosfera książki jest gęsta jak filmy Wojciecha
Smarzowskiego. Warto sięgnąć po tę książkę. Kryzys tożsamości narodowej
ciekawie opisany został także w książce Güntera Grassa pod tytułem: „Blaszany
bębenek”. W przypadku obydwu książek wspólnym mianownikiem jest bohater, którego
jeden rodziców posiada polskie pochodzenie, a drugi – niemieckie.
16) Dave Miller, „Domowy wyrób piwa” – skarbnica wiedzy. Dowiesz
się z tej książki sporo o warzeniu piwa, etapach jego wyrobu, o
fizykochemicznej stronie przemian zachodzących w procesie zacierania, warzenia,
czy fermentacji. Sporo uwagi poświęcono surowcom piwowarskim i ich roli w piwowarstwie.
Wiele szczegółów, ale po lekturze tej książki piwo będzie mieć przed Tobą
znacznie mniej tajemnic.
17) Richard Lehrl, „Domowe warzenie piwa” – mniej teorii niż w
poprzedniej pozycji, za to bardziej praktyczne podejście do tematu domowego
wyrobu piwa.
18) Igor Ostachowicz, „Noc żywych Żydów” – taki „storytelling”
na modłę „Dżozefa” Jakuba Małeckiego, ale w moim odczuciu, o wiele mniej udany.
Samo zestawienie zombie Żydów z getta, którzy mieszkają w podziemnej Warszawie
i osadzenie akcji książki w dzisiejszych realiach wydaje się pomysłem śliskim.
Lubię tego typu literaturę, gdzie sen i jawa mieszają się ze sobą, ale ta
książka do mnie nie trafiła. Główny bohater książki to współczesny młody Polak,
żyjący dniem dzisiejszym i nieprzejmujący się niczym i nikim. Jego życie
wywróci się do gory nogami, gdy w swoim bloku spotka żywe trupy ofiar
pacyfikacji warszawskiego getta.
19) Salman Rushdie, „Szatańskie wersety” – książka znana,
choćby z uwagi na fakt problemów autora po jej publikacji (fatwa). Interesująca,
choć trochę „przegadana”. Pokazuje problem fanatyzmu religijnego i sceptycyzmu
autora, co do postaci Mahometa i Koranu. Początkowo trochę męczące jest
czytanie kilku równoległych wątków, które z czasem coraz bardziej się zazębiają
i łączą w całość. Znacznie bardziej podobało mi się inne dzieło tego autora, a
mianowicie: „Dzieci północy”.
20) Carlos Ruiz Zafon, „Więzień nieba” oraz „Książę Parnasu” – kupiłem wersję
książki wzbogacona o opowiadanie „Książę Parnasu”. Jeżeli podobał się Tobie „Cień
wiatru”, to ta książka jest dla Ciebie. Też bardzo barwnie nakreślono fabułę,
która jest kontynuacją „Cienia wiatru”. Jak to u Zafona, Barcelona to miasto o
wielu obliczach, a przeszłość zawsze dościga głównych bohaterów. Barwne
postacie i pięknie skomponowana opowieść, która wciąga bez reszty, a do tego jest
dopiero wstępem do „prawdziwej historii” (tak pisze o tej książce sam autor). Dołączone
do „Więźnia nieba” opowiadanie nie zachwyciło.
21) Gilbert Keith Chesterton, „Człowiek, który był
czwartkiem”
– mocno zakręcona książka na wzór „Maga” Johna Fowlesa, z tymże nie tak
obszerna. Zaczyna się od kłótni dwóch angielskich gentlemanów, a potem zwroty
akcji następują po sobie niczym ciosy w pojedynku bokserskim.
22) At-Tajjib
Salih, „Wesele Zajna” – krótka powieść, a właściwie opowiadanie o Zajnie, mieszkańcu
pewnej sudańskiej wioski, który znany jest w całej okolicy ze swojego
charakteru oraz kochliwości. Za każdym razem, gdy ogłaszał, że będzie się żenił,
nic z tego nie wychodziło. A czy tym razem się uda? Książka określana jest jako
sudański realizm magiczny, ale jeśli chcesz poczuć potęgę duchowości i splotu
afrykańskich wierzeń z życiem codziennym, sięgnij po „Drogę bez dna” Bena Okri
lub „Lunatyczną krainę”, którą napisał Mia Couto. Swoją drogą, duchowość Afrykańczyków
ciekawie opisał Ryszard Kapuściński w książce pt.: „Heban”.
23) Joanna Bator, „Ciemno, prawie noc” – za tą książkę,
autorka otrzymała Nagrodę Nike 2013. Bardzo wciągająca opowieść z wątkiem
kryminalnym, historią rodzinną głównej bohaterki, z którą musi się ona uporać.
Do tego dochodzą losy księżnej Daisy, która mieszkała kiedyś na zamku Książ i
samozwańczy prorok. Akcja książki rozgrywa się w Wałbrzychu, który ukazany jest
jako ponure miasto, pełne bolesnych doświadczeń, które wydają się wywierać
wpływ na obecne życie jego mieszkańców pomimo upływu kilku dekad. Wielowątkowa
fabuła, w której przeszłość wywiera duży wpływ na teraźniejszość. Książka na
wskroś polska, pokazująca wszystkie polskie przywary. Autorka książki to
wnikliwa obserwatorka rzeczywistości. Warto!
24) Szczepan Twardoch, „Prawem wilka” – zbiór czterech
opowiadań, pokazujących ludzką naturę w pełnej krasie z wyraźnymi elementami
oniryzmu i realizmu magicznego. Czyta się jednym tchem, szczególnie dwa
pierwsze opowiadania.
25) Wit Szostak, „Fuga” – drugi tom „Trylogii krakowskiej”.
Pierwszy tom pt.: „Chochoły” zrobił na mnie wielkie wrażenie jako studium
relacji międzyludzkich w pewnej rodzinie. Drugi tom opowiada dzieje zaginionego
bohatera, który poszukiwany jest w tomie pierwszym przez swojego brata. Losy
Bartka opowiadane są przez niego samego chaotycznie i niespójnie, przez co mogą
okazać się sporą barierą w lekturze tej książki, ale stanowią ciekawe
uzupełnienie poprzedniej części cyklu.
26) Andrzej Sapkowski, „Sezon burz” – po nieudanej
„Żmii”, AS napisał znowu o wiedźminie. Książka praktycznie oderwana od sagi o
Geralcie z Rivii, choć umieszczona w tym samym uniwersum. Czyta się ją bardzo przyjemne, choć
opowiadania o wiedźminie, czy sama saga są, w moim odczuciu, ciekawsze. Geralt
z Rivii zostaje wplątany w sieć intryg, a do tego skradzione zostają mu dwa
mieczy, które stanowią narzędzie jego pracy, a ich brak znacznie pogarsza jego
sytuację. Zakończenie całej historii jest dość dziwne.
Jeśli któraś z książek wydała się Tobie interesująca sporo informacji i opinii na jej temat można znaleźć na serwisach: lubimyczytac.pl i biblionetka.pl. Bardzo ciekawą opcją jest system rekomendacji książek.
P.S.: Aktualnie, czytam „Hyperiona” pióra Danna Simmonsa.
A Wy? Co czytaliście w ubiegłym roku?
A tak się akurat składa, że pod koniec roku robiliśmy z Piotrem podsumowanie roku czytelniczego i chociaż udało nam się przeczytać więcej niż jedną książkę, to właśnie pomyśleliśmy o Tobie licytując się ile pozycji udało Ci się przeczytać w mijającym roku. Z listy wymienionej powyżej udało mi się przeczytać w dwie pozycje Zafona, ale bardzo chętnie zapoznałabym się z Morfiną i Nocą żywych Żydów. "Drogę" kojarzę co prawda tylko z ekranizacji filmowej, muszę przyznać, że przedstawia dosyć przygnębiającą wizję ludzkości. A na obecną chwilę zachłannie pochłaniam "Dom Duchów" Allende-świetna gawędziarska opowieść-prezent od przyjaciół;)pozdrawiam A.
OdpowiedzUsuńSzczerze, rok 2013 nie był pod tym względem specjalnie owocny, były lata kiedy i 40 książek "pękało". Średnio wychodzi jedna książka czytana na dwa tygodnie. Całkiem przyzwoicie. "Noc żywych Żydów" zastąpiłbym książką 'Ciemno, prawie noc", bo jest to o wiele ciekawsze doświadczenie: fabuła, warsztat literacki, ujęcie pewnych problemów. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuń