I stało się! Stuknęło
250 polubień na „fejsie”. Postanowiłem uczcić to jakimś, polskim „kraftem”. Myk
polega na tym, że lubię piwa pszeniczne, a wciąż jeszcze panująca letnia aura
nastraja, by sięgnąć po jakiegoś weizena, bo nie wiadomo ile jeszcze będzie się
taką, ładną pogodą za oknem cieszyć. Z pomocą przyszedł wypust z Browaru
Szałpiw o nazwie „Bamber”.
Bambrzy to określenie
niemieckich osadników, sprowadzonych z okolic Bambergu do podpoznańskich wsi na
początku XVIII wieku (w latach 1719-1753). Wynikało to z braków ludnościowych na
terenach Wielkopolski, będących następstwem wojny północnej oraz epidemii cholery.
Jedynym kryterium, jakie postawiono niemieckim osadnikom było wyznanie
rzymskokatolickie. Z czasem zasymilowani się oni z polską ludnością i ulegli
polonizacji. Jeszcze przed II wojną światową termin bamber posiadał bardzo
pozytywny wydźwięk, oznaczał bogatego, dobrze radzącego sobie właściciela
gospodarstwa rolnego. Po wojnie, termin przybrał znaczenie pejoratywne i znaczy
tyle, co „wieśniak”, „burak”, „prostak”, etc.
„Bamber” to kolejne
piwo poznańskiego browaru kontraktowego – Szałpiw. Tym razem jednak, nie
uwarzono go w Browarze Bartek, ale w reaktywowanym niedawno Browarze Wąsosz
(dawniej Browar Południe). Jest to klasyczny, niemiecki hefeweizen. Etykieta
piwa, utrzymana jest w konwencji tych, znanych z piw „Kejter” i „Śrup”. Żółte
tło dobrze koresponduje ze stylem piwa. Etykieta bardzo mi się podoba. Sama
postać bambra ładnie komponuje się jako najważniejszy element na etykiecie.
Tradycyjnie, można „liznąć” nieco gwary poznańskiej. Tym razem historyjka z
etykiety brzmi tak:
Z Bambergu na Górczyn
się przyknaili,
Nazad to było wiyncyj niż dwa wieki,
Rug-cug patery na glanc wysmaczyli
I rychtyk Bambry som wiarum zez eki.
Nazad to było wiyncyj niż dwa wieki,
Rug-cug patery na glanc wysmaczyli
I rychtyk Bambry som wiarum zez eki.
Znaczy to mniej
więcej tyle, co: Przywędrowali z Bambergu na Górczyn (dziś część Poznania,
dawniej podpoznańska wieś), więcej niż dwieście lat temu, szybko postawili
ładne domostwa i w porządku bambrzy są ludźmi z sąsiedztwa. Generalnie, coś w
ten deseń.
Piwo zawiera 4,7%
alkoholu obj., jego ekstrakt wynosi 12 st. Blg. Do uwarzenia piwa użyto słodu
pilzneńskiego, pszenicznego i monachijskiego. Do chmielenia wykorzystaną polską
odmianę – Marynkę. Piwo jest niefiltrowane i pasteryzowane.
Po przelaniu do szkła
ukazuje się złoty trunek, który początkowo nie jest mocno zmętniony. Po przelaniu
całej zawartości butelki, zmętnienie staje się o wiele wyraźniejsze. Piana jest
biała, bujna, tworzy ładną białą czapę, choć jej fakturę psują nieco duże
pęcherzyki. Jest trwała i wyraźnie oblepia ścianki naczynia. W aromacie
wyczuwalne są przede wszystkim nuty bananów i goździków, tak typowe i wręcz
pożądane w tym stylu piwnym. Poza tym, wyczuwalny jest wyraźny aromat zbożowy.
Jest też pewien akcent cierpki, będący z pewnością efektem pracy drożdży. W
smaku słodowość, z wyczuwalnym akcentem chlebowym oraz bananowo-goździkowy
tandem, typowy znak rozpoznawczy szczepów drożdży dedykowanych do piw
pszenicznych. Finisz słodowy, wytrawny. Wysycenie – średnie, ale mam
świadomość, że jego część uleciała, gdy nalewałem piwo z wysoka, by wzbudzić
pianę. Moim zdaniem, stężenie CO2 w piwie na tym poziomie na pewno mu nie
szkodzi, bo nie obniża pijalności kłującymi w język i podniebienie bąbelkami.
Lubię piwa
pszeniczne, a zwłaszcza w ciepłe dni. „Warzenie piwa to filozofia” jak napisał
Randy Mosher w swojej książce „Radical Brewing”. Jedni eksperymentują z piwami
pszenicznymi, a inni skłaniają się ku stylom klasycznym. Popieram i jednych i
drugich, bo czym byłaby nowofalowość bez klasycznego, piwowarskiego dorobku?
Weizen w wykonaniu Browaru Szałpiw to bardzo udana interpretacja stylu. Nie
dopatrzyłem się w niej wad. Nie wyczułem w aromacie siarki, o której pisały
niektóre osoby. Piwo posiada ładną prezencję i przede wszystkim cechuje je
bujna piana, co jest atrybutem tego
rodzaju piw. Smak i aromat bez zarzutu, zawierające wszystkie elementy
składowe, jakie powinny się w tym piwie znaleźć, przez co dzięki również
relatywnie niskiemu – jak na weizena –
wysyceniu dwutlenkiem węgla, konsument dostaje trunek sesyjny, dobrze gaszący
pragnienie. Piwo jest lekkie i niektórym osobom może wydać się lekko wodniste.
Obawiam się, że próba nadania większej pełni smakowej mogłaby zniweczyć uzyskany
efekt i sprawić, że piwo stałoby się męczące. Moim zdaniem to bardzo dobry
towarzysz na, być może ostatnie, letnie dni w tym roku. Myślę, że kolejnym
krokiem mógłby być jakiś weizenbock na jesienne i zimowe wieczory. Da radę?
Gratuluję udanego piwa. Polecam, przede wszystkim miłośnikom piw pszenicznych i
piw niskogoryczkowych (tutaj chmielu praktycznie nie czuć). Zwolennicy
piwowarstwa nowofalowego mogą być nie do końca usatysfakcjonowani, bo to udany,
ale zwykły weizen jest, a nie AIPA czy Rye Saison…
Piliście? Jakie wrażenia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz