W oczekiwaniu na
surowce piwowarskie, niezbędne do zaplanowanego przeze mnie eksperymentu, postanowiłem
w dwusetnym wpisie napisać kilka słów o sobie oraz historii mojego piwnego
hobby.
Nazywam się Maciej
Hus, pochodzę i mieszkam w Nowym Tomyślu, mieście, w którego historii dużą rolę
odegrał chmiel (tutaj), a także z
największego kosza wiklinowego na świecie (wpisanego do Księgi Rekordów
Guinessa). Na co dzień pracuję jako kierownik jakości w akredytowanym
laboratorium. Obok piwa, moimi zainteresowaniami są: stare kino, ciężkie brzmienia
(death i black metal), jestem także zdeklarowanym molem książkowym. Poza tym
interesuję się też trochę astronomią i uwielbiam gotować. Moimi skrytymi
marzeniami jest, by zostać kiedyś sokolnikiem i maszerem (psie zaprzęgi).
Chciałbym w tym
miejscu poświecić też kilka słów temu, co różni mnie od wielu osób. Tą subtelną
różnicą jest moja niepełnosprawność, będąca następstwem niedorozwoju obydwu
oczu. W praktyce wygląda to tak, że widzę około kilka procent tego, co
normalnie widząca osoba (najwyraźniej widzę tylko w promieniu około metra ode
mnie). Siedząc w szkole w pierwszej ławce nie widziałem tego, co było napisane
na tablicy. Często zdarza mi się na coś wpaść, coś rozdeptać, etc. Pomimo
rozwoju medycyny, za wiele nie da ie w tym temacie zrobić (okulary też nie
pomagają). Taka sytuacja. Pewnym pokłosiem tego stanu rzeczy są niewychwycone
literówki we wpisach, błędy interpunkcyjne, nienajlepszej jakości zdjęcia
(robię je sam, bo cenię sobie niezależność). Miałem chodzić do szkoły
specjalnej dla niedowidzących, ale po tym, gdy opanowałem alfabet łaciński w
wieku pięciu lat rodzice zrobili wszystko bym trafił do publicznej placówki
oświatowej (w szkołach specjalnych uczy się alfabetu Braille’a, który się
niezbyt przydaje w życiu). Reszta potoczyła się sama (łącznie z maturą, tytułem
magistra, półrocznym pobytem we Wrocławiu w ramach programu MOST,
czteromiesięcznym Erasmusem w Finlandii, etc). Nie będę robił tu „Rozmów w toku”
lub innego „Dlaczego ja?”, ale dwoma myślami chciałbym się z Wami podzielić. Po
pierwsze, życie nauczyło mnie, że z uwagi na ograniczenia zdrowotne nie zawsze
chodzi o to, by wygrać. Często samo wzięcie udziału w konkretnym
przedsięwzięciu jest już swego rodzaju wiktorią. Po drugie, niepełnosprawność
to też stan umysłu (stan wolicjonalny; nie traktuję jej jako upokorzenia od
losu, ale jako źródła motywacji – „ja nie dam rady?”).
Prawie jak cukiernik czyli uczę się pod okiem Finek piec pulla
A co to piwa i jego
miejsca w moim życiu… Trudno jest mi jednoznacznie ustalić, kiedy zacząłem się
nim interesować. Pisząc o zainteresowaniu, mam na myśli zdobywanie wiedzy na
jego temat oraz bycie jego świadomym konsumentem. Smakowało mi już wtedy, zanim
mogłem je jeszcze legalnie kupić. Lubiłem kupować marki, których dotychczas nie
piłem, jednak z dzisiejszego punktu widzenia, wiem że wiele by to nie wniosło
do dalszej piwnej edukacji. Myślę, że pierwszym przełomem był wyjazd na studia
do Poznania. W poznańskich marketach i sklepach monopolowych wybór był szerszy
niż w moim, rodzinnym Nowym Tomyślu. Można było posmakować importów z wielu
europejskich krajów oraz polskich piw, innych niż te najbardziej znane marki.
Ciekawą ofertę posiadał swego czasu Piotr i Paweł (lata 2006-2008), bowiem było
tam sporo piw belgijskich, niemieckich, angielskich, jednak biorąc pod uwagę
ograniczony budżet studenta oraz braki w piwnej edukacji, część z tych piw na
jakiś czas była poza spektrum moich zainteresowań.
Kolejną przełomową
datą, był dla mnie 26 październik 2007 roku, kiedy wraz z Gazetą Wyborczą
ukazała się broszurka „Tyskie Vademecum Piwa”. Po jej przeczytaniu coś się we
mnie zmieniło i zacząłem nieco bardziej interesować się tym, co piję, etc. Każda
podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Kilka miesięcy później dostałem w
prezencie książkę Leszka Ruma pod tytułem „Ilustrowany leksykon piwa”. Z niej
dowiedziałem się też wielu różnych ciekawych rzeczy między innymi o tym, że
istniała taka odmiana chmielu jak chmiel tomyski.
W 2009 roku, po moim
powrocie z Finlandii, na Głogowskiej otwarty został sklep „Piwa świata”, który
istnieje do dziś. Tak się złożyło, że przez kilka miesięcy mieszkałem 200 metrów
od tego sklepu, ale w życiu nie można mieć wszystkiego, i byłem w takiej
sytuacji jak wiele młodych osób kończących studia – przede wszystkim
ograniczone fundusze, zatem część oferty sklepu była dla mnie niedostępna. Tę
dostępną, przestudiowałem od deski do deski.
W 2010 roku wróciłem
w rodzinne strony i piwne hobby zostało na jakiś czas zahibernowane. Zmiana
pracy, remont mieszkania i jego doposażenie trwale oderwały mnie od myślenia i
czytania o piwie (w innym kontekście niż jego spożywanie). Wiedziałem, że w
rodzinnych stronach będzie kiepsko z wyborem i marzyłem po cichu, by można było
piwo zamawiać przeze Internet, bo gdy już stanąłbym na nogi po wszystkich
inwestycjach, z chęcią skorzystałbym z tego rodzaju usług.
Tak na dobre,
wszystko zaczęło się w 2012 roku. Zacząłem wtedy czytać i śledzić piwne blogi,
miałem okazję skosztować najnowszych wypustów pierwszych browarów kontraktowych
(do dziś pamiętam szok po pierwszym łyku „Ataku chmielu”), zamówiłem po raz
pierwszy piwo przez Internet (bałem się tego, w jakim stanie będzie zawartość
paczki po doręczeniu jej przez kuriera – okazało się, że niepotrzebnie), natknąłem
się na vloga prowadzonego przez Kopyra. W ogóle, to tego dnia, kiedy zacząłem
oglądać materiały wideo na blog.kopyra.com, dostałem maila z
wiadomością, że laboratorium, w którym pracuję, uzyskało akredytację PCA.
Potraktowałem to jako dobry omen.
A po spacerku...
W końcu i ja wpadłem
na pomysł, by założyć własnego bloga. Stało się to 28 listopada 2012 roku,
jednak na skutek kilku wydarzeń losowych, zacząłem na nim publikować od lutego
2013 roku. W czerwcu owego roku dostałem na urodziny zestaw do domowego
warzenia piwa i to był najlepszy prezent, jaki dostałem (obok komputera, który
był prezentem komunijnym – 1994 rok, wtedy każdy wolał rower górski albo
zegarek CASIO).
Co do bloga, przez
pierwszych kilka miesięcy było tam sporo recenzji, a ambitniejsze teksty
stanowiły znaczną mniejszość. Od stycznia tego roku, postanowiłem odwrócić
proporcje. W mojej rozpisce jest kilkadziesiąt pomysłów na wszelakie wpisy, a
wielu z tych napisanych styczniu nie udało mi się jeszcze zrealizować, bo w
głowie ciągle kiełkują nowe propozycje wpisów. Feedback z Waszej strony jest zawsze
mile widziany. Co Wam się podoba, a co byście zmienili, etc. Vox populi vox
Dei.
Jeżeli chodzi o mój
domowy browar. Na początku tego roku przeszedłem z puszek do zacierania. Następny
„poziom wyżej”, to zabawa z płynnymi drożdżami. Na pewno zamierzam warzyć sporo
piw eksperymentalnych, bo piwowarstwo dla mnie to przede wszystkim przyjemność
i zabawa. Dodatkowo, na pewno będę warzył także piwa w konkretnych stylach, tak
by ćwiczyć i doskonalić swój wasztat. Czy będę startował w konkursach? Na razie
zbyt wcześnie, by na to pytanie odpowiedzieć. Na pewno z czasem spróbuję swoich
sił i na tym polu.
Dlaczego piwo? Cenię
je za różnorodność, mnogość stylów i smaków. Interesuje mnie wiele aspektów z
nim związanych od sensoryki po piwowarstwo, historię piwowarstwa i
poszczególnych stylów, lokalne tradycje piwowarskie, piwa egzotyczne, etc.
Czytam sporo fachowej literatury (książek i opraowań) na jego temat i uważam ją
za niezastąpione źródło informacji. Jest to tez taka specyficzna dziedzina, w
której moja niepełnosprawność zdaje się nie mieć znaczenia. Owszem, balingometr
ma małą podziałkę i odczytuję wynik używając lupy, czasem pewne różnice w
barwie są dla mnie trochę trudne do uchwycenia (gdy chodzi o odcień), ale tutaj liczą się i inne zmysły, które
funkcjonują u mnie bez zarzutu (przede wszystkim smak i węch). Myślę, że osoba
niewidoma mogłaby być też warzyć piwo, ale to temat na osobną dyskusję.
Co dalej? Nie wiem.
Na pewno blog i domowe warzenie. Szafka nocna ugina się pod stosem materiałów,
a w browarze jesień jest już rozplanowana. Kilkanaście skrzynek butelek czeka.
Kusi mnie, żeby wyjść z moją pasją do ludzi, tak jak robią to twórcy bloga Piwomani, by pokazać, że piwo to coś więcej niż jasny
lager, a także, że można je bez większych trudności robić samemu w domowym
zaciszu.
Tak to wszystko pokrótce
wygląda. Mam nadzieję, że się nie nudziliście w czasie lektury. Cieszcie się życiem
i tym, co macie. Wasze zdrowie! Dzięki, że jesteście. Bez Was ten blog nie
miałby racji bytu.
A jakie są Wasze
piwne historie?
Polska to stan umysłu. Na dworze prawie -30 st. C., a zjadłoby się kiełbasę z ogniska (smażenie na patelni to taki banał) :) (Laponia, grudzień 2008)
Ciekaw jestem tego piwa, ale nie mam pojęcia gdzie można je dosstać :) Ja sporo ostatnio zamawiam piw rzemieślniczych w kraftklubie - klik i jak na razie żadnych złych doswiadczeń, ale wielu piw o których tu piszesz niestety nie mają.
OdpowiedzUsuńA ja się tu dopiszę z podziękowaniami za super ciekawe wpisy. Wielkie dzięki i pozdrowienia!
OdpowiedzUsuń