W moim składzie znajduje
się kilkanaście butelek nowości, wypuszczonych na rynek przez browary
rzemieślnicze i kontraktowe, dlatego postanowiłem, że niektóre z nich trafią i
na bloga. Spokojnie, nie skończyła mi się wena i zapewniam Was, że nie będę od teraz zalewał
Was tylko i wyłącznie recenzjami zdegustowanych przeze mnie piw. Po prostu,
czasem trzeba, zwłaszcza, gdy na rodzimej scenie piwowarskiej mamy „premierowy
zawrót głowy”.
Na pierwszy ogień
idzie kolaboracyjne piwo, będące owocem współpracy Browaru PINTA oraz
podkrakowskiej Pracowni Piwa. Jego nazwa – „Happy Crack” – nawiązuje do nazw
dwóch piw, stanowiących wcześniejsze wypusty obydwu tych browarów („Happy End”
– eksportowa wersji „Końca świata” czyli sahti uwarzonego przez Browar PINTA
oraz „Crack” – American Stout z Pracowni Piwa). Jest to piwo, które twórcy
określili jako black sahti (o samym sahti pisałem nieco więcej tutaj).
Do jego uwarzenia użyto ciekawej kombinacji słodów (ciemnego, wędzonego oraz
żytniego), gałęzi i owoców jałowca, a także pędów sosny. Zapowiada się
ciekawie.
Nie wiem dlaczego,
ale od kiedy napisałem tekst o parowaniu metalu
i piwa, cały czas „Happy Crack” chodził mi po głowie, bo jakoś tak wydaje
mi się dobrym tematem dla miłośników black metalu. Sahti to styl piwa, który
pochodzi z Finlandii (a każdy metalowiec wie, że skandynawski „black” jest najlepszy),
las to częste źródło inspiracji dla kapel wykonujących ten nurt muzyki i sama
barwa piwa komponuje się z tym podgatunkiem metalu. Takie tam luźne dygresje…
Niemniej, kusi mnie to piwo niczym sam diabeł.
Etykieta tego piwa to
najlepszy wyraz poczucia humoru jego twórców, co z resztą widać na załączonym
poniżej obrazku:
„Happy Crack” to
według opisu na kontretykiecie: „pół litra horroru w stylu Black Sahti”. Piwo
uwarzono i rozlano w Browarze na Jurze w Zawierciu. Jego ekstrakt początkowy
wynosi 19,1% wag., a zawartość alkoholu – 8,0% obj. W skład jego zasypu
wchodzą: słód pale ale, żytni, wędzony jęczmienny, Carafa® Special Typ II. Do
chmielenia użyto amerykańskiej odmiany Amarillo, a innymi, wykorzystanymi
dodatkami były, wspomniane już wcześniej, pędy sosny, a także owoce i gałęzie
jałowca. Fermentację przeprowadzono przy pomocy fińskich drożdży piekarskich.
Owe, kolaboracyjne sahti jest piwem pasteryzowanym i niefiltrowanym. Zatem
pomimo ascetycznej etykiety, z „kontry” można się całkiem sporo o nim
dowiedzieć.
No to… po piwku!
Barwa trunku nie jest
idealnie czarna. Jego kolor to bardzo ciemny brąz, przypominający ten z piwa „Brown
Porter”, które swego czasu uwarzył Browar Artezan. Barwa jest mętna i
nieprzejrzysta. Piana jest bardzo rachityczna i właściwie po nalaniu piwa,
pomimo nalewania z wysoka, szybko się ulatnia. Nawet nie zdarzyłem się dobrze
przyjrzeć jej fakturze, ale z uwagi na jej nietrwałość, myślę, że nie ma to
większego znaczenia. Jej kolor to ciemny beż przechodzący w brąz. W zapachu
dominuje czekoladowość i lekka nuta palona, wyraźny aromat surowego ciasta,
akcent bananowy, wędzony i żywiczny. Alkohol w aromacie niewyczuwalny, mimo, że
piwo piłem w temperaturze nieco niższej od pokojowej. Wędzoność mocno wycofana,
aromat chmielu Amarillo praktycznie niewyczuwalny. W smaku pierwsze skrzypce grają
nuty nadane przez ciemny słód (gorzka czekolada, kawa), ale szybko do głosu
dochodzi wędzonka, co nadaje piwu bardzo rozbudowany wachlarz i nasuwa mi pewne
skojarzenia z wypustami De Molena („Hemel & Aarde” i „Bloed, Zweet &
Tranen”) oraz z „Krukiem”. Po słodach do głosu dochodzi reszta komponentów,
przez co wyraźna jest nuta znana po części z kiełbasy jałowcowej oraz podobna
do tej z „Alba Scots Pine Ale”. W smaku też wyczuwalne są efekty pracy drożdży
piekarskich w postaci aromatu surowego ciasta, zaczynu oraz nuty bananowe (znane
dobrze choćby stąd).
Na finiszu wyraźna jest żywiczność oraz akcent alkoholowy, jednak jak na ten
woltaż jest on uzupełnieniem bukietu i poza lekkim rozgrzewaniem w przełyku nie
daje o sobie znać w inny, nieprzyjemny sposób. Wysycenie znikome.
Podsumowując, moim
zdaniem czarne sahti, będące owocem kolaboracji PINTY i Pracowni Piwa horrorem
nie jest, bowiem trunek ten uważam za bardzo pijalny, ciekawy i na pewno udany.
Cechuje go bogaty aromat i smak, w którym jest wszystkiego po trochu (poza
chmielem Amarillo), przez co jest ono złożone, wielowymiarowe i wręcz oleiste,
jeżeli chodzi o konsystencję, czego zasługą jest na pewno użyty słód żytni oraz
sosnowe pędy. Piwo to bardzo mocno przypomina wędzony porter lub dymiony stout (ale taki mniej palony). Jego pienistość
jest nikła, ale biorąc pod uwagę składniki, których użycie na pewno nie
poprawiłoby piany oraz nikłe wysycenie, to nie ma się czemu dziwić. Myślę, że
brak obecności chmielu Amarillo nie wychodzi piwu na złe, bowiem nie przykrywa
tego, co do piwa wnoszą słody, drożdże, jałowiec i sosna. Moim zdaniem, całość
bardzo dobrze się komponuje, alkohol nie wpływa negatywnie na pijalność tego
trunku (jest go tam 8%), a sam napitek pomimo niecodziennych ingrediencji i
wysokiej –jak na piwo – zawartości
alkoholu zaskakuje pijalnością, o ile lubi się w piwie posmak wędzony oraz
paloność. Ciekawe, co rodowici Finowie powiedzieliby na taki eksperyment? „Happy
Crack” nie wydał mi się słodki jak Pine Ale od Braci Williams, który był wręcz
ulepkowy. Udane piwo, które polecam każdemu, kto lubi piwa niecodzienne,
eksperymentalne i udziwnione. Takie trunki zapadają w pamięć bez względu na to,
czy smakowały pijącemu, czy też nie. Za to przecież kochamy „scenę kraft”,
prawda?
P.S.: jak dla mnie – „Happy
Crack” jednak lepiej będzie pasować do kategorii folk metal.
Które zespoły fińskie sa takie dobre? Bo ja ostatnio odkrywam japoński metal-i całkiem dobrze się bawię :)
OdpowiedzUsuńjaviki
Z japońskich kapel kojarzę tylko Sigh. Z Finlandii pochodzą m.in.: Amorphis, Children of Bodom, ...Amd Oceans, Korpiklaani, Impaled Nazarene, Nigtwish, Tarja Turunen (była wokalistka Nightwish), Ensiferum, Katra, Wintersun. Jest tego trochę, do tego Apocalyptica. W ogóle, Finowie lubią tego rodzaju muzykę.
UsuńZ fińskiego black metalu polecam Sargeist prawdziwa perła. Jest chłód, śnieg i noc, a przy tym odrobina melodyki.
UsuńMarcin, zakręcę się wokół tematu. Generalnie fiński metal zawsze wydawał mi sie bardziej melodyjny niż ten ze Szwecji czy Norwegii (poza Dimmu Borgir).
UsuńTarja założyła własny zespół?-nie wiedziałem. Muszę na Youtube poszukać:) Zresztą kilku nie znam:)
OdpowiedzUsuńjaviki
Tak, Tarja nie występuje już w Nightwish i to ładnych parę lat. Teraz chyba Floor Jansen jest tam na wokalu (wcześniej śpiewała w After Forever). Myślę, że to te najciekawsze zespoły z Krainy Tysiąca Jezior, co więcej bardzo zróżnicowane stylistycznie - od gotyckiej melodyjności po death metalową siekę. :) Obczaisz na YT i będzie gitara. A z Kraju Kwitnącej Wiśni co byś polecał?
Usuńhttps://www.facebook.com/chthonictw?fref=photo Mają swoje piwo :)
OdpowiedzUsuńjaviki