Kiedyś zastanawiałem
się nad tym, dlaczego Grecy nie przepadali za piwem? Sprowadzali je do Hellady,
ale z myślą o tych najniższych warstwach społeczeństwa. Rozmyślałem nad tą
kwestią w kontekście uwarunkowań klimatycznych, a także na bazie argumentu „my
kontra reszta świata” (w sensie wzgardy wobec tego co obce). O ile, Grecy mogli
pozwolić sobie na uprawę winorośli i zbóż, o tyle nie wszędzie Matka Natura
pozwalała na taki luksus. Ten drugi argument wydaje się bardziej sensowny,
bowiem nie dotyczy on tylko ludów, które Grecy uważali za mniej rozwinięte –
casus Scytów, ale także innych, rozwiniętych cywilizacji, takich jak Starożytny
Egipt. Tracja była jedyną częścią Grecji, w której piwo odgrywało większą rolę,
jednak w czasach, gdy podróżowanie nie było tak łatwe jak dziś i niewielu mogło
sobie na nie pozwolić, dla Ateńczyków i mieszkańców innych polis z „serca Hellady”
czymże była taka Tracja jak nie odległą kolonią, której kulturowo bliżej było
do ludów Azji niż Hellenów?
Kilka ciekawych
wniosków w tym temacie dostarcza Max Nelson w książce „The Barbarian’s
Beverage: A History Of Beer In Ancient Europe”. Oto kilka dodatkowych
argumentów, przytoczonych przez tego autora, które rozwijają ten wątek.
Boski harmider i ludzie sztuki
Według autora, jedną
z przyczyn owego stanu rzeczy było nastawienie elit intelektualnych owych
czasów, głównie dramatopisarzy i twórców komedii, wobec kultu Dionizosa i wina
jako szlachetnego trunku. Pisarze tacy jak: Ajschylos, Sofokles czy Eurypides w
swoich sztukach często znajdowali miejsce do czczenia Dionizosa i utożsamiali
go z winem, choć Grecy znali inne napoje alkoholowe. Przywoływali w sztukach
mity, w których wiele krnąbrnych występków przypisywali temu, że bohaterowie
ich sztuk sięgali po piwo (np.: Likurg u Ajschylosa), które miało osłabiać
ciało, a także umysł. Podejście Ateńczyków stało się przyczynkiem do pewnego
akademickiego sporu o istotę Dionizosa, bowiem intelektualiści – myśliciele i
pisarze Hellady i Rzymu – posiadali tej kwestii rożne poglądy. Niektórzy z nich
twierdzili, że Dionizos to bóg wina, według innych był bogiem upojenia
alkoholowego w ogóle, dla jeszcze innych sprawa przedstawiała się w taki
sposób, że Dionizos był bogiem wina, a bogiem piwa był tracki bóg Sabazios, z
kolei pewna frakcja twierdziła, że było dwóch Dionizosów, którzy byli synami
Zeusa, ale każdy z nich został spłodzony z inną matką i jeden miał pachnieć
nektarem (ten od wina), a drugi kozami (ten od piwa). Warto w tym miejscu zwrócić
uwagę na różnice w poglądach na piwo pomiędzy cywilizacją grecką i choćby
Sumerami – o ile ci pierwsi uważali piwo za napój gorszy i niejednokrotnie
otwarcie nim gardzili (zwłaszcza elity intelektualne tamtych czasów), o tyle
Sumerowie uważali picie piwa za oznakę człowieczeństwa, o czym można przeczytać
w „Eposie o Gilgameszu” (pisałem o tym tutaj).
Przemilczane lub krytykowane przez autorytety naukowe
Uważany za ojca
medycyny Hipokrates, którego pisma i rozprawy zostały zebrane po jego śmierci w
dziele „Corpus Hippocrateum”
odnosi się do wina, podając szereg jego walorów zdrowotnych, ale nie pojawia
się tam ani słowo o piwie, co można interpretować jako fakt, że owym napojem w
najlepszym przypadku najlepiej było się nie zajmować i zawracać nim sobie głowy,
albo ogólny stan świadomości wtedy był taki, że trunku tego nie powinno się
pić, co może mieć ścisły związek z punktem poprzednim. Arystoteles w jednej ze
swoich rozpraw, pisał o tym, że ludzie pijący wino padali pijani na rożne
sposoby i w rozmaitych pozycjach, zaś ci upojeni piwem mieli zawsze padać na
plecy i leżeć płasko. W owych czasach nie znano związku chemicznego – alkoholu etylowego,
który jest bezpośrednim sprawcą upojenia i pewnego rodzaju wspólnym
mianownikiem łączącym piwo i wino.
Ówcześni myśliciele, rozdzielali te dwa trunki jako dwie zupełnie odrębne kategorie,
z których wino miało być przyczyną bólów głowy, a piwo – otępienia.
Brak zrozumienia istoty procesu fermentacji
Dzisiaj proces
produkcji alkoholu nie stanowi żadnej tajemnicy i każdy jego etap został
wyjaśniony dzięki stanowi wiedzy współczesnej nauki. W czasach starożytnych,
sporo detali w tej materii było nieznanych współczesnym, a z pewnych rzeczy nie
zdawano sobie sprawy. W czasach Starożytnej Grecji i Antycznego Rymu nie
łączono powstawania alkoholu z reakcją chemiczną, polegającą na zjadaniu przez
drożdże cukrów – czy to z soku owocowego czy mąki słodowej zmieszanej z wodą –
i wydzielaniu przez nie alkoholu etylowego oraz dwutlenku węgla. O ile sok z
owoców uważano za jego esencję, o tyle słodowanie ziarna i jego mielenie postrzegano
jako wynaturzenie jego formy, degenerację struktury, a nawet oznakę zepsucia.
Samą mąkę uważano za coś co jest bardziej martwe niż żywe, bowiem nie było już
zbożem, ale jeszcze nie stała się ona chlebem. W Rzymie istniały kulty
religijne, w których kapłanom zakazywano kontaktu z mąką i drożdżami (zakwasem).
Co do drożdży, ich istota też nie była w tamtych czasach poznana. Wiedziano, że
ich obecność przyspiesza fermentację, czy wyrastanie chleba, ale uważano, że
ich udział w fermentacji zakaża piwo lub zakwas (które z czasem stają się
kwaśne). Być może, przy wyrobie wina nie używano starterów, tylko czekano aż
fermentacja zostanie rozpoczęta samoistnie, przez dzikie drożdże, które
przenikały do moszczu, co mogło być postrzegane jako błogosławieństwo od Dionizosa.
Wniosek stąd taki, że piwo było postrzegane jako napój zepsuty, bowiem idąc
tokiem rozumowania Starożytnych Greków i Rzymian – do jego wyrobu używano
zarówno zdegenerowanego surowca w postaci mąki słodowej, a także drożdży,
uważanych za element psujący gotowe piwo.
Przytoczone powyżej
argumenty, z dzisiejszej perspektywy są swego rodzaju gdybaniem i bardziej lub
mniej udaną próbą zrozumienia, dlaczego helleńska cywilizacja, uprawiająca
zboża wzgardziła napojem alkoholowym na ich bazie? Manierę tę przejęli
Rzymianie, którzy z czasem zaczęli sprowadzać winorośl na tereny podbite przez
siebie – Półwysep Iberyjski, tereny nadreńskie, etc, co jest brzemienne w
skutki po dzień dzisiejszy – np.: wina reńskie, a także fakt, że Hiszpania,
Portugalia, Francja, Włochy, Grecja i inne kraje bałkańskie są bardziej
kojarzone z winem niż piwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz