Lubię piwa, do
których uwarzenia użyto nietypowych składników. Uważam, że jest to jeden z
kierunków, którymi podążać będzie piwowarstwo rzemieślnicze. Z resztą, piwo od
zawsze kochało dodatki, ale to temat na osobną dyskusję. Gdy dowiedziałem się,
że warszawski browar kontraktowy – Bazyliszek, zamierza uwarzyć piwo z
dodatkiem żołędzi, wiedziałem, że na pewno będę musiał go spróbować. Browar ten
lubi eksperymenty z niestandardowymi składnikami, dlatego śledzę ich poczynania
z niemałą dozą ciekawości. Dla przypomnienia, browar ten uwarzył piwo z
dodatkiem gruitu, lawendy, ziemniaków. W planach – piwo
dyniowe.
Same żołędzie są jak
najbardziej jadalne, ale zawierają dużo tanin, stąd cechuje je bardzo gorzki
smak. Aby pozbyć się goryczy, należy gotować je i zmieniać wodę, dopóki nie
ulega ona przebarwieniu. Sam smak tych owoców uważany jest za mdły. Owoce dębu
zawierają dużo skrobi (40-50%), tłuszczów (około 35%), białek (8%), potasu,
magnezu, błonnika i witamin z grupy B. Dawniej, zwłaszcza w okresie
nieurodzajów, często sięgano po ten owoc. Podobno, żołędzie wracają do łask
zwłaszcza wśród wegan i wegetarian. Z tego, co widziałem, łatwo dostępna jest
mąka z żołędzi (jej wartość energetyczna wynosi 323 kcal/100 g). Z „dębowych
orzechów” można tez zrobić napój podobny do kawy. Nowoprzybyli osadnicy do
Ameryki Północnej niejednokrotnie sięgali po żołędzie jako surowiec piwowarski
(obok oskoły i syropu klonowego), z uwagi na niedobory jęczmienia.
Dlaczego piszę tak o
właściwościach owoców dębu? Piwo „Dupek żołędny” to Black IPA. Więcej
szczegółów na jego temat podam nieco później, ale zmierzam do tego, że udało mi
się ustalić, że żołędzie stanowiły 10% zasypu. Producent deklaruje goryczkę na
poziomie 80 IBU. Zatem, z jednej strony – ciemne słody i szczodre chmielenie to
potencjalne ryzyko, że obecność składnika może zostać praktycznie niewyczuwalna
z uwagi na zdominowanie aromatu przez nuty palone i chmielowe. Z drugiej, skoro
żołędzie cechuje duża taninowość, być może właśnie dlatego zdecydowano się
pójść tą drogą, bo przy „desitce” lub „golden ale”, być może, efekt nie byłby
najlepszy. Z tego, co pamiętam, browar pisał na swoim fanpage’u, że zmielenie
żołędzi do postaci mąki było nie lada wyzwaniem. Swoją drogą, Bazyliszek
deklarował, że zamierza stać się browarem rzemieślniczym i jest na dobrej drodze
ku temu, bowiem zamierza warzyć swoje piwa tam, gdzie wcześniej warzył (być może
jeszcze warzy) Browar Artezan, który szykuje się do przeprowadzki (lub już się
przeprowadził).
Sam jestem ciekaw, co
mnie czeka, po przelaniu piwa do szkła i pierwszym łyku… Co do samego piwo jest
to „żołędziowe IPA” (w wersji ciemnej). Zasyp piwa stanowiły: słód jęczmienny
jasny, pale ale, pszeniczny ciemny, monachijski, Cara gold, diastatyczny,
Carafa III special, Carafa III, żołądź warszawski (brzmi dość enigmatycznie).
Do chmielenia użyto następujących odmian: Magnum, Tomahawk, Centennial, Amarillo,
Chinook, Simcoe, Motueka i Citra. Do
fermentacji zastosowano szczep drożdży Wyeast 1272 American Ale II. Ekstrakt
początkowy piwa wynosi 15,5 st. Blg, zawiera ono 6,1% alkoholu objętościowo i,
jak już wspomniałem, jego goryczka ma wynosić 80 IBU.
Etykieta piwa, spójna
z poprzednimi. Jest kolorowo, nieco surrealistycznie i z dystansem. Jednym
będzie się podobać, a innym zapewne nie przypadnie do gustu. Mi taka trochę
psychodeliczna kompozycja odpowiada.
„Dupek żołędny”
posiada czarną, nieprzejrzystą barwę. Piana jest ciemnobeżowa/jasnobrązowa,
drobno- i średniopęcherzykowa, z pojedynczymi dużymi „bąblami”. Tworzy czapę,
która jednak szybko staje się poszarpana – samo szkło, z którego piję nie
sprzyja budowaniu się piany tak jak teku czy tulip. Piana raczej trwała,
odznacza się na szkle. W zapachu, dominuje przede wszystkim żywiczna chmielowość.
Owocowość bardzo wycofana. W tle nuty orzecha laskowego i gorzkiej czekolady.
Smak zdominowany jest przez chmiel, który odznacza się żywiczna, długo i nieco
zalegająca goryczką. Całości dopełnia nuta słodowa, przejawiająca się nutami
orzechowo-czekoladowymi oraz nieznaczną kwaskowością, wnoszoną przez ciemne
słody. Finisz goryczkowy, wytrawny i nieco ściągający. Być może to oznaka
obecności żołędzi, albo, po prostu,zasługa ilości chmielu wsypanego do kotła
zrobiła swoje. Wysycenie dwutlenkiem węgla na poziomie niskim, zgodnym ze
stylem.
Powiem tak, nie dopatrzyłem
się szczególnych oznak obecności żołędzi w tym piwie. Być może dają one o sobie
znać na finiszu, który zdaje się być ściągający, łodygowo-garbnikowy, co może
być następstwem tanin, zawartych w tych owocach. Ale to moja supozycja. Pewne
obawy, o których pisałem na początku się potwierdziły, bowiem ilość chmielu i
ciemne słody wyraźnie dominują smak i aromat piwa, przez co detekcja obecności
niestandardowego składnika jest dla mnie niemożliwa (zwłaszcza, że nigdy nie
smakowałem owoców dębu). Z drugiej strony, najnowszy wypust Bazyliszka to
bardzo dobre Black IPA. Barwa zgodna ze stylem, aromat oraz smak w moim
odczuciu także. Nie jest to idealistyczny obraz Black IPA, który objawiać ma
się tym, że piwo jest ciemne, ale smakować ma jak jasne. W tym wypadku, ciemne
słody są wyczuwalne w smaku i aromacie. Piwo nasuwa mi skojarzenia ze Śrupem z
Browaru Szałpiw i w mniejszym stopniu z „Black Hope” i „Brown Foot” z AleBrowaru.
Nie jest to BIPA plasująca się gdzieś na tej trudnej do wyznaczenia linii demarkacyjnej
między tym stylem i American Stout’em, bowiem nie ma w niej wyraźnych akcentów
palonych. W mojej ocenie, 80 IBU to nie puste przechwałki, bowiem piwo to
posiada konkretnego, chmielowego kopa. Jest to pozycja o ograniczonej
dostępności – najłatwiej kupić to piwo w konkretnych pubach w Warszawie –
jednak warto jej spróbować jeśli gustuje się w Black IPA i lubi się solidną
chmielowość. Tak sobie myślę, że być może jasna wersja IPA i z mniejszym
udziałem chmielu, pozwoliłaby bardziej wyeksponować obecność żołędzi. W każdym
razie, zostałem zainspirowany do kolejnego eksperymentu piwowarskiego. Jest ono
pijalne – o ile lubi się piwa mocno chmielone.
W miarę ogrzewania
się, staje się nieco męczące, pojawiają się nuty słodkawe dębowe (wanilia) i
taninowość oraz garbnikowość, które wręcz kłują w język i sprawiają, że staje
on kołkiem jak po pastylkach „Tantum Verde”. Dla jasności, piłem litr tego
piwa. Stąd wniosek, by pić je w mniejszych ilościach (0,33 l) na raz i to
raczej dobrze schłodzone. Pomimo ogrzania się piwa, do głosu nie dochodzą nuty alkoholowe.
Myślę, e to tutaj dał znać o sobie ów, niestandardowy składnik. Piłem już sporo
IPA różnej maści, ale jeszcze przy żadnej język kołkiem mi nie stawał. Piołun
jest ściągający, ale nie aż tak. Bardzo ciekawe doświadczenie. Jak w „Randce w
ciemno” – „Wybór należy do Ciebie”.
PS: Dzisiaj to w
ogóle jakiś taki dzień pod znakiem dębu – przelewałem piwo świąteczne na cichą
i przygotowałem płatki dębowe, by wzbogacić smak tego piwa. Podczas gotowania
pachniały nieźle i jestem naprawdę zadowolony z wciągnięcia tego składnika do
receptury. Relacja z warzenia piwa świątecznego już wkrótce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz