Wczoraj nie minął tydzień od rozlewu do butelek, ale
przez cały ten czas zżerała mnie ciekawość, co do dojrzewającego piwa. Zatem,
udałem się do piwnicy po jedną butelkę, by przekonać się jak postępuje proces
refermentacji. Gdy piwo znalazło się w domu, nie chłodziłem go w lodówce, tylko
od razu postanowiłem je zdegustować wraz z dziewczyną. Po otwarciu butelki,
piwo zaczęło się pienić i to dość obficie. Obawiam się, że chyba dałem trochę
za dużo glukozy i boję się, że po upływie dwóch, trzech tygodni w najlepszym
przypadku przy odkapslowaniu butelek może wystąpić „gashing” czyli fontanna
piany wydobywająca się z butelki. Mam nadzieję, że żadna butelka nie zostanie
rozsadzona przez zbyt wysokie ciśnienie wewnętrzne.
Do stworzenia piwa użyłem nachmielonego brewkitu Cooper’s
Lager, który był dołączony do zestawu startowego. Z tego czytałem, to większość
„gotowców” nawet gdy jest opisana jako lager, czy pilzner i tak są one piwami
górnej fermentacji. Choć zdania w tej kwestii są podzielone. Dodatkowo użyłem
trochę więcej chmielu, ale obawiam się, że z powodu pominięcia etapu
fermentacji cichej z powodu braków sprzętowych, większość aromatu chmielowego
mogła ulotnić się poprzez rurkę fermentacyjną.
Co do samego smaku piwa, to smakuje jak kellerbier.
Jest słodowo-estrowe. Goryczka chmielowa na minimalnym poziomie. Bardzo smakuje
mojej dziewczynie. Sam jestem zaskoczony, że tak dobre piwo można zrobić z
brewkitu. Gdy pomyślę, że o wiele lepsze efekty daje warzenie z zacieraniem i
doskonalenie umiejętności poprzez praktykę, to bardzo pozytywnie mnie to nastraja.
Było to piwo, które uwarzyłem (choć to zbyt wielkie
słowo) z czystej ciekawości związanej z chęcią „wczucia się” w klimat domowego
wyrobu tego napoju. Piwo jest w smaku takie jak słabo chmielone, niefiltrowane lagery,
ale - ku mojej uciesze - jego smak nie jest wodnisty i kwaśny. W butelkach nie
tworzy się żadna dziwna piana na powierzchni, zatem przypuszczam, że nie wdało
się do piwa zakażenie (a tego bałem się najbardziej). Piwo też ładnie się pieni
i obawiam się, że chyba za ładnie jak na sześć dni po rozlewie. Zobaczymy, co z
tego wyjdzie.
Chciałem wrzucić fotkę na fanpage, ale trochę się
rozpisałem i stwierdziłem, ze uczynię z tego wpis na bloga, zwłaszcza że o
samym wyrobie też już pisałem. W tym tygodniu zamówiłem w Browamatorze kilka
rzeczy, by się „dosprzętowić” i trochę surowców na kolejne piwo. Chciałbym żeby
było to AIPA, ale co z tego wyjdzie, tego nie wiem… kupiłem brewkit India Pale
Ale oraz trochę chmielu z USA.
Mam nadzieję, że moje laickie zapiski zachęcą kogoś do
zabawy w domowe piwowarstwo. Nie jest to trudne, a z czasem zamierzam przekraczać
kolejne kręgi piwowarskiego wtajemniczenia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz