UWAGA!

Strona, z uwagi na publikowane na niej treści, przeznaczona jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Klub martwego kucyka


Tytuł posta to polska nazwa testowanego dziś piwa. Piwo „Dead Pony Club” to moje drugie spotkanie ze szkockim browarem rzemieślniczym BrewDog. Pierwszym piwem, które opisałem na blogu (było to też pierwsze piwo z tego browaru w ogóle przeze mnie wypite)  było „Hardcore IPA”, które niestety rozczarowało. Od tego czasu próbowałem nabyć „Punk IPA”, ale niestety bezskutecznie. Trudno powiedzieć, co skłoniło mnie do zakupu piwa, kontrowersyjna nazwa, styl piwa, czy fakt niskiej zawartości alkoholu? W każdym bądź razie, piwo dziś zostanie zdegustowane i poddane ocenie.

Nie udało mi się ustalić, skąd wzięła się akurat taka nazwa piwa. BrewDog znany jest z dość niecodziennych nazw warzonych przez siebie piw i to po prostu kolejna z nich po „End Of History”, „Sink The Bismarck”, etc.

 Wszystkie etykiety BrewDoga wygladają dość podobnie. Różnią się kolorem tła, nazwą piw, etc. Jednak w stosunku do każdej z nich stosowana jest jednakowa konwencja. W przypadku „Klubu martwego kucyka” mamy do czynienie z turkusowym tłem. Sam wygład jest iście punkowy i buntowniczy. Etykieta jest stylizowana na poszarpaną, odrapaną, mająca przypominać napisy na murach w miejscach zbiórek punków z okolicy. Po lewej stronie mamy tę samą formułkę, która była obecna na butelce „Hardcore IPA”. Prezentuje ona producenta jako uosobienie punku, zapewnia, że warzy on bezkompromisowe piwa, a także nakłania konsumenta do porzucenie piwnego „mainstreamu” i bliższego zaznajomienia się z jego ofertą. Po prawej stronie etykiety widnieje lista krajów oraz podmiotów zajmujących się importem piwa na ichnie rynki. Szkoda, bo myślałem, że będzie tam jakś wzmianka o tym, skąd pomysł na taką akurat nazwę tego piwa. To, co podoba mi się w etykiecie (z punktu osoby niedowidzącej), to materiał z jakiego jest wykonana i fakt, ze jest miła w dotyku, lekko i przyjemnie chropowata.

Dane szczegółowe:
Producent: BrewDog.
Nazwa: Dead Pony Club.
Styl: American Pale Ale.
Ekstrakt: brak danych.
Alkohol: 3,8% obj.
Skład: jęczmień (pewnie chodzi o słód jęczmienny), chmiel, drożdże, woda.
Filtracja: tak.
Pasteryzacja: tak.

Barwa: miedziana, przejrzysta.
Piana: biała, niska, gruboziarnista, trwała, oblepiająca szkło.
Zapach: ziołowo-cytrusowy aromat chmielowy, lekka żywiczność, na drugim planie słodowość.
Smak: trochę wodnisty, nie tak wyraźny jak na przykład w Pacific Pale Ale z Browaru Artezan. Od początku do finiszu wyczuwalna goryczka typowa dla amerykańskich odmian chmielu, to znaczy o cytrusowo-owocowym aromacie (pomarańcza, grejpfrut, mango). Towarzyszy temu aromat ziołowy i lekka żywiczność. Goryczka jest głęboka, ale niewysoka, przyjemna. Pozostaje po przełknięciu piwa. Aromat słodu bardzo subtelny. Alkohol niewyczuwalny.
Wysycenie: niskie.

BrewDog dał się poznać z lepszej strony. Piwo jest lekkie, może trochę wodniste, ale nie można odmówić mu dobrego smaku. Bogaty aromat uzyskany dzięki chmieleniu amerykańskim chmielem stanowi idealną kontrę dla niewysokiej zawartości ekstraktu. Sesyjne i smaczne piwo, idealne na letnie, upalne dni. Pije się je bardzo przyjemnie. Piwo o makabrycznej nazwie, ale wyśmienitym smaku. Jak to bywa z piwami zza granicy jest raczej drogie (10 złotych za butelkę o pojemności 330 ml). Chociaż w porównaniu z „Hardcore IPA” cena „Kucyka” jest prawie o połowę niższa. Warte polecenia.

Moja ocena 4,25/5.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz